reżyseria: Sergio Sollima
scenariusz: Sauro Scavolini, Gianfranco Calligarich, Lina Wertmüller, Sergio Sollima
fabuła: Dino Maiuri & Massimo De Rita
Jeden z najbardziej reprezentatywnych poliziotteschi, chociażby ze względu na tytuł. Historia gatunku odnotowała takie tytuły jak Roma Violenta, Napoli Violenta, Milano Violenta, a w tym przypadku mamy do czynienia po prostu z miastem. Nieważne jakim. To może być np. miasto w Ameryce, skoro po ulicach biega Charles Bronson. Wszędzie panoszy się przemoc i bezprawie, a najlepsze filmy na ten temat robili Włosi, Francuzi i Amerykanie. W filmie Sergia Sollimy obecna jest cząstka każdej z tych trzech kinematografii, co widać choćby po doborze aktorów. W obsadzie jest Włoch (Umberto Orsini), Francuz (Michel Constantin) i dwóch Amerykanów o europejskich korzeniach (Charles Bronson i Telly Savalas). Muzykę przygotował Ennio Morricone, a scenę pościgu - Rémy Julienne. I jest widowisko! Nic tylko oglądać!
Jeff Heston jest profesjonalistą, ale niewielu osobom może się tym pochwalić. Dlatego, że jego specjalnością są zabójstwa na zlecenie. Wkrótce sam znajduje się na celowniku, ale ma szczęście, bo zamiast do kostnicy trafia do więziennej celi. Wychodzi z zamiarem zemsty, chce także odnaleźć swoją blondwłosą kochankę, Vanessę. Nieoczekiwanie wpada w łapy Webera, szefa organizacji przestępczej, który ma wobec niego plany. Na nic zdają się zapewnienia Jeffa, że już wycofał się z zawodu. W tej branży najwidoczniej nie ma emerytury, a odpoczywać można dopiero w grobie. Motyw zdrady i zemsty krzyżuje się z motywem walki o władzę. W mieście przemocy można sobie pozwolić na romanse, ale nie mają one wiele wspólnego z miłością. Erotyzm to silna broń, którą kobiety potrafią stosować w wyrachowany sposób. Już otwierająca scena nasączona jest erotyzmem, co jest dość nietypowe jak na film sensacyjny.
Pod koniec lat 60. spaghetti westerny nie przynosiły już spodziewanych zysków, publiczność domagała się filmów bliższych rzeczywistości. Dlatego westernowe schematy postanowiono przenieść do czasów współczesnych, konie zastąpić samochodami, a dziką przyrodę (prerie, pustkowia, rzeki i góry) - wielkomiejskimi uliczkami i terenami zabudowanymi. We Włoszech (a także w Stanach) wykształcił się nurt filmów sensacyjnych, cechujących się energiczną akcją i gwałtowną przemocą. Sergio Sollima po zrealizowaniu trzech znakomitych westernów nakręcił dwa bardzo udane filmy sensacyjne. Pierwszym z nich jest Miasto przemocy, znane w pewnych kręgach pod innym, zupełnie nietrafionym tytułem - Rodzina (The Family). Reżyser ani przez chwilę nie udaje, że to coś więcej niż tylko rozrywka, dodaje wiele składników, które mają służyć po prostu uatrakcyjnieniu spektaklu.
W 1968 roku Charles Bronson miał swój przełomowy moment - poślubił niedocenianą brytyjską aktorkę Jill Ireland. Okazała się ona wyjątkowo wierną partnerką ekranową - występowała niemal wyłącznie u boku męża (w sumie 14 ważnych ról w filmach, których gwiazdą był małżonek). W Mieście przemocy zagrała dość ciekawą postać kobiety-modliszki, wysysającej z mężczyzn siły życiowe, używającej bez umiaru swojego seksapilu. Jej posągowa, zimna uroda nigdy nie została lepiej wykorzystana. Natomiast Charles Bronson i Telly Savalas są tutaj w swoim żywiole i raczej niczym nie zaskoczą widzów, którzy widzieli wiele filmów z ich udziałem.
Pierwsze 10 minut zrealizowane jest niemalże bez słów. Po sielance w otoczeniu egzotycznych wysp bohaterowie przenoszą się do miasta i od razu stają się uczestnikami pościgu. Tak jak w dżungli człowiek może uciekać przed tygrysem tak oni uciekają białym Fordem Mustangiem przed ciemnoczerwonym Dodgem Monaco. Od tej pory aż do finału produkcja trzyma w nieustającym napięciu. Trudno rozgryźć bohaterów, trudno przewidzieć ich kolejny ruch. Przy scenariuszu majstrowało aż sześciu autorów (w tym także Lina Wertmüller, pierwsza kobieta nominowana do Oscara za reżyserię). Dzięki harmonijnej pracy zespołowej powstało interesujące i niegłupie kino gangsterskie inspirowane m.in. Samurajem (1967) J.P. Melville'a.
Violent City to rozrywka odprężająca, wystrzałowa, dobrze prezentująca się po upływie kilku dekad. Wszystko jest tu solidnie wyważone, nie odczuwa się przesytu. Jakiś lekki niedosyt może się pojawić, ale fani starej dobrej sensacji na pewno miło spędzą czas przed ekranem. Przecudna jest oprawa wizualna, w czym należy upatrywać wpływu doświadczonego i kreatywnego operatora Aldo Tontiego - Włocha, którego pamiętają też Amerykanie (pracował m.in. przy włosko-amerykańskich superprodukcjach: Wojna i pokój, Barabasz). Pod płaszczykiem gangsterskiego kryminału wyczuwa się przejmującą opowieść o samotności „tygrysa w dżungli”, a więc podobnie jak we wspomnianym Samuraju. Z tą jednak różnicą, że u Melville'a motyw wyobcowania był pierwszoplanowy, u Sollimy większy nacisk położono na widowiskowość. I to jest właśnie piękne, że w obrębie jednego gatunku (w tym przypadku eurocrime) powstają podobne filmy, a jakby przeznaczone dla różnych odbiorców.
Pod koniec lat 60. spaghetti westerny nie przynosiły już spodziewanych zysków, publiczność domagała się filmów bliższych rzeczywistości. Dlatego westernowe schematy postanowiono przenieść do czasów współczesnych, konie zastąpić samochodami, a dziką przyrodę (prerie, pustkowia, rzeki i góry) - wielkomiejskimi uliczkami i terenami zabudowanymi. We Włoszech (a także w Stanach) wykształcił się nurt filmów sensacyjnych, cechujących się energiczną akcją i gwałtowną przemocą. Sergio Sollima po zrealizowaniu trzech znakomitych westernów nakręcił dwa bardzo udane filmy sensacyjne. Pierwszym z nich jest Miasto przemocy, znane w pewnych kręgach pod innym, zupełnie nietrafionym tytułem - Rodzina (The Family). Reżyser ani przez chwilę nie udaje, że to coś więcej niż tylko rozrywka, dodaje wiele składników, które mają służyć po prostu uatrakcyjnieniu spektaklu.
W 1968 roku Charles Bronson miał swój przełomowy moment - poślubił niedocenianą brytyjską aktorkę Jill Ireland. Okazała się ona wyjątkowo wierną partnerką ekranową - występowała niemal wyłącznie u boku męża (w sumie 14 ważnych ról w filmach, których gwiazdą był małżonek). W Mieście przemocy zagrała dość ciekawą postać kobiety-modliszki, wysysającej z mężczyzn siły życiowe, używającej bez umiaru swojego seksapilu. Jej posągowa, zimna uroda nigdy nie została lepiej wykorzystana. Natomiast Charles Bronson i Telly Savalas są tutaj w swoim żywiole i raczej niczym nie zaskoczą widzów, którzy widzieli wiele filmów z ich udziałem.
Pierwsze 10 minut zrealizowane jest niemalże bez słów. Po sielance w otoczeniu egzotycznych wysp bohaterowie przenoszą się do miasta i od razu stają się uczestnikami pościgu. Tak jak w dżungli człowiek może uciekać przed tygrysem tak oni uciekają białym Fordem Mustangiem przed ciemnoczerwonym Dodgem Monaco. Od tej pory aż do finału produkcja trzyma w nieustającym napięciu. Trudno rozgryźć bohaterów, trudno przewidzieć ich kolejny ruch. Przy scenariuszu majstrowało aż sześciu autorów (w tym także Lina Wertmüller, pierwsza kobieta nominowana do Oscara za reżyserię). Dzięki harmonijnej pracy zespołowej powstało interesujące i niegłupie kino gangsterskie inspirowane m.in. Samurajem (1967) J.P. Melville'a.
Violent City to rozrywka odprężająca, wystrzałowa, dobrze prezentująca się po upływie kilku dekad. Wszystko jest tu solidnie wyważone, nie odczuwa się przesytu. Jakiś lekki niedosyt może się pojawić, ale fani starej dobrej sensacji na pewno miło spędzą czas przed ekranem. Przecudna jest oprawa wizualna, w czym należy upatrywać wpływu doświadczonego i kreatywnego operatora Aldo Tontiego - Włocha, którego pamiętają też Amerykanie (pracował m.in. przy włosko-amerykańskich superprodukcjach: Wojna i pokój, Barabasz). Pod płaszczykiem gangsterskiego kryminału wyczuwa się przejmującą opowieść o samotności „tygrysa w dżungli”, a więc podobnie jak we wspomnianym Samuraju. Z tą jednak różnicą, że u Melville'a motyw wyobcowania był pierwszoplanowy, u Sollimy większy nacisk położono na widowiskowość. I to jest właśnie piękne, że w obrębie jednego gatunku (w tym przypadku eurocrime) powstają podobne filmy, a jakby przeznaczone dla różnych odbiorców.
Ale że na YT jest i w dodatku po angielsku, bo wcześniej było tylko po włosku, to nie napisałeś. To jeden z tych "Bronsonów", które po prostu trzeba obejrzeć. A jakbyś trafił gdzieś przypadkiem na "St. Ives" to nie zapomnij poinformować ;-) .
OdpowiedzUsuńO tym nie wiedziałem, ja znalazłem ten film na chomiku z polskim lektorem ;) "St. Ives" też tam jest, są nawet do niego polskie napisy.
UsuńFajna rzecz, klasyczna , ale jak mam być szczery, to trochę za grzeczna, za bardzo ,, amerykańska'' , ja wolę, jak w takim kinie dobrze czuć całe to , italiano folio' ( You know , what I mean , dont'ya ? ) .
OdpowiedzUsuńJa ostatnio wreszcie namierzyłem ścigany długo , całkiem zbójecki shit - ,, Una magnum special per Tony Saitta'' aka ,, Blazing Magnum'' Alberta de Martino z 76'.
Jak parę lat wcześniej Jacques Deray w LA, tak tu autor ,, Antychrysta'' kręci akcyjniaka w Ottawie :policyjny whodunit , gdzie kapitan Saitta ( dość drewniany Stuart Whitman ) prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczego otrucia swej siostry na imprezie. Głównym podejrzanym jest lekarz, który próbował ją reanimować ( dobry Martin Landau ) jej uniwersytecki wykładowca i przygodny kochanek. Sprawa zatoczy niezmiernie szeroki krąg , a Saitta dowie się w końcu o swojej siostrzyczce rzeczy , których w życiu wolałby nie wiedzieć.
A w międzyczasie dzieje się sporo. Jest wyjebany , prawie 9-minutowy pościg Buicka z Mustangiem ( grożne są na tle monotonnie szarej zabudowy obydwa czarne, pierwszy lakierowany drugi grafitowo-matowy ) i to jest momentami regularny hot rod, nie pościg, auta walczą czołowo, pod koniec są fantastycznie zezłomowane ,a na asfaltowych wybojach skaczą wysoko , jak orki w delfinarium .
Nie zawodzi obrosła kultem scena wjazdu Saitty do apartamentu trojki transwestytów , z którymi stacza brutalną walkę wręcz. Cioty ładują z karata zawodowo, Saitta wylatuje razem z szybą na taras i po następnym ,bucie'' śmiga przez barierkę i wisi jak Belmondo w ,, Strachu nad Miastem'' , ale zaraz sprzedaje parówie potworną tubę z drugiej ręki i LGBT wypierdala sobą drugą szybę , tym razem do wewnątrz. Saitta koniec końców spuszcza całej trojce słuszny nakurw, a najbardziej zawziętej o ksywie Cindarella , ładuje dodatkowo lokówke na gorąco w srakę ; folio italiano vero ! :D
Nie zabrakło elementów charakterystycznych dla giallo , zwłaszcza jedna scena jest tu na prawdę fantastyczna , godna najlepszych przedstawicieli gatunku - zarzniecie nożem jednej z bohaterek ,,na oczach'' niewidomej dziewczyny pokazane w formie odbicia w oszklonej fotografii na ścianie , gdzie na twarz ze zdjęcia nakłada się sztywna ze strachu niewidoma, a przed samą kamerę wpadają na moment fragmenty zmagających się , mordercy i ofiary, z wyeksponowanym dżgającym nożem ( już nie odbite- realne ) Tworzy to niesamowity obraz, ciężki do dokładnego opisania, który siedzi mi pod czachą cały czas, to po prostu trzeba zobaczyć, właściwie jest to jedno ujęcie.
Tytułowego magnum jest tu jak na lekarstwo, za to w finale ( w dobrej tradycji Franca Nero z ,, Il Mercenario'' ) Saitta oprożnia dwa bębenki w lecący helikopter , zwalając go na glebę prosto w objęcia malowniczej eksplozji.
Bardzo udany seans.
... follia nie folio , oczywiście moje niechlujstwo :D
OdpowiedzUsuńSzukając tego filmu natrafiłem na youtubie na tytuł "Strange Shadows in an Empty Room". Możliwe, że to ten sam film, ale skoro oglądałeś to poproszę o potwierdzenie ;)
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=KMJpiT4e0K0
Ten sam.
OdpowiedzUsuń