Tekst opublikowany także w serwisie film.org.pl
Bardzo łatwo jest mówić, że włoskie kino sensacyjne lat siedemdziesiątych jest imitacją amerykańskich filmów typu Bullitt (1968), Brudny Harry (1971) i Francuski łącznik (1971). Geneza gatunku zwanego poliziottesco jest bardziej złożona i związana jest z sytuacją polityczną i społeczną we Włoszech pod koniec lat sześćdziesiątych, po tak zwanej „gorącej jesieni”. Pewnym przełomem był koniec roku 1969, kiedy doszło do zamachu bombowego na Piazza Fontana w Mediolanie. Zginęło wówczas 17 osób, 88 odniosło obrażenia. W roku następnym powstała organizacja terrorystyczna Czerwone Brygady, która zasłynęła porwaniem i zabójstwem premiera Włoch Alda Moro w 1978. Całe lata siedemdziesiąte to był „czas ołowiu”, wystrzelono mnóstwo kul, zdetonowano wiele bomb, policja była bezradna, a obywatele żyli w ciągłym strachu.
Wydarzenia rozgrywające się w kraju oraz stopniowa
utrata zaufania do władzy, sądów i policji miały wpływ także na
kino. Filmowcy nie mogli przejść obojętnie obok aktualnych
problemów współczesnego świata, a widzowie zamiast westernów
oczekiwali filmów bliższych rzeczywistości. Oczywiście nie bez
znaczenia jest też fakt, że przemoc w kinie sprzedaje się bardzo
dobrze. Przemoc musiała być dosadna, a przestępcy wzbudzać odrazę, aby
podkreślić, że tej patologii nie zwalczy się biurokratycznymi,
policyjnymi metodami. Trzeba wykroczyć poza reguły, wtedy szanse
się wyrównują. Problemem są nie tylko jednostki psychopatyczne i
indolencja policji, ale także korupcja na najwyższych szczeblach
władzy. Co można zrobić, kiedy łajdakiem okaże się prokurator,
sędzia albo jakiś bogaty przemysłowiec? Bo łajdakiem może być
każdy, a nie tylko ten co napada na banki i wyrywa torebki starszym
paniom.
Gatunek, o którym
dziś mowa, zapuścił korzenie jeszcze przed premierą Bullitta. Wzorca można szukać w ekranizacjach powieści sycylijskiego pisarza Leonarda
Sciasci: Każdemu swoje (1967) Elia Petriego i Dzień
puszczyka (1968) Damiana Damianiego, a także w dwóch filmach Carla
Lizzaniego: Wake Up and Die (1966) i Bandyci w Mediolanie
(1968). W ostatnim z wymienionych można zobaczyć pościg samochodowy, który został sfilmowany w mieście, a nie na odludziu jak w Bullicie. Takie sceny stały się później „stałym fragmentem gry” – symbolicznym sprawdzianem wytrzymałości dla poliziotti i criminali. To co oglądamy w najlepszych filmach gatunku to jest absolutne mistrzostwo i powinno być
uwzględniane w zestawieniach typu „the best of”. Zakręty
fabularne, bohaterowie, pościgi samochodowe – świadczyły one o wysokim stopniu profesjonalizmu włoskich filmowców. Czasem zatrudniano także Rémiego Julienne'a, francuskiego specjalistę od car sequences. Zresztą kino francuskie także dostarczało inspiracji, bo nad Sekwaną już od połowy lat pięćdziesiątych realizowano znakomite filmy gangsterskie.
Spaghettii westerny były realizowane głównie w
Hiszpanii, filmy giallo w całej Europie, a poliziotteschi były
osadzone w rzeczywistości włoskiej. Najczęściej rozgrywały się
w Mediolanie, co widać także w niniejszym zestawieniu. Niektóre
już w tytule mają miasto Mediolan (Milano). Włoskie tytuły to też
ciekawa kwestia. Przykładów na to jest wiele: Policja chciałaby
podziękować (1972, Stefano Vanzina), Policja oskarża prawo
rozgrzesza (1973, Enzo Castellari), Policja się przygląda
(1973, Roberto Infascelli), Policja ma służyć obywatelom?
(1973, Romolo Guerrieri), Mediolan drży: Policja chce
sprawiedliwości (1973, Sergio Martino), Mediolan płonie
nienawiścią: Policja nie może strzelać (1974, Umberto Lenzi),
Policja prosi o pomoc (1974, Massimo Dallamano), Policja ma
związane ręce (1975, Luciano Ercoli), Gliniarzu, twoje prawo
jest powolne... my... nie!
(1979, Stelvio Massi). Ten wątek chyba nie wymaga komentarza.
Temat policyjno-gangsterskich zależności był
rozwijany trzema różnymi sposobami. Pierwszy skupiał się na
społeczno-psychologicznych aspektach, a tym samym przyciągał
festiwalowe gremia i krytyków szukających w filmach jakichś
ambicji. Drugi sposób to droga komercyjna, a więc postawienie na
anarchię: pościgi, strzelaniny, eksplozje, bijatyki. Na trzeciej
ścieżce znaleźć można komedie, cechujące się niezbyt
wyszukanym humorem. Nas interesuje drugi sposób, gdyż filmy
zaliczane do gatunku poliziottesco, chociaż nie były pozbawione krytycyzmu społecznego, to jednak większy
nacisk kładły na sceny akcji i przemocy.
Jeśli kogoś interesuje ambitniejsza strona
włoskiego kina policyjnego to koniecznie powinien zapoznać się z
twórczością Damiana Damianiego, który od Dnia puszczyka
(1968) regularnie podejmował problematykę mafii i związanych z nią
niepokojów społecznych. Wszedł z tym także do telewizji inicjując
serię Ośmiornica (od 1984). Jednym z ciekawszych dramatów
policyjnych z górnej półki jest również Żelazny prefekt
(1977, reż. Pasquale Squitieri) – niezapomnianą rolę zagrał w
nim Giuliano Gemma. Natomiast mówiąc o ścieżce trzeciej –
komediowej – miałem na myśli filmy duetu Terence Hill / Bud
Spencer, a także serię Stefana Vanziny (Steno) o przygodach
neapolitańskiego gliniarza, inspektora Rizzo (Bud Spencer grał tę
rolę czterokrotnie w latach 1973-80).
Gdy reżyserzy amerykańskich filmów
policyjnych chcieli podkręcić tempo i dodać gazu to ktoś, kto
siedział na miejscu pasażera, próbować wcisnąć hamulec. We
włoskich akcyjniakach z lat siedemdziesiątych hamulec
używany był bardzo rzadko. Dzięki temu powstały produkcje
bezkompromisowe, dynamiczne i drapieżne. Oprócz tego posiadające
wizualny błysk, niezapomniane aktorstwo i muzykę, która zostaje z
widzem jeszcze długo po seansie. W moim zestawieniu znajduje się dwanaście filmów
uporządkowanych chronologicznie. Każdy film zrealizował inny
reżyser, w każdym jest nawet inny aktor pierwszoplanowy. Powtarzają
się nazwiska kompozytorów (po trzy razy bracia Guido i Maurizio De
Angelis, Stelvio Cipriani, Luis Bacalov, dwa razy Ennio Morricone i
raz Gianni Marchetti).
Do swojego zestawienia zdecydowałem się wybrać filmy z przedziału
1972-76. Wtedy gatunek cieszył się największym powodzeniem.
Podobnie jak w przypadku spaghetti westernów późniejsze filmy
zaczęły zbliżać się w stronę karykatury i nie robiły już
wielkiego wrażenia. Ale na przełomie dekady też można znaleźć
udanych reprezentantów gatunku, przede wszystkim Kontrabandę
(1980) – jedyne polizio w reżyserii Lucia Fulciego, poziomem
brutalności dorównujące jego krwawym horrorom. Potem, gdy
wprowadzono cenzurę i oddano pole włoskiej telewizji, ten rodzaj
kina upadł całkowicie i nie mógł się odrodzić także w nowym
milenium. Czasem trafi się coś co przypomina o „starych dobrych
czasach”, jak na przykład Żegnaj, miłości (Arrivederci
amore, ciao, 2006) w
reżyserii Michela Soaviego, ale to raczej tylko łabędzi śpiew,
nie zaś nowy rozdział.
Tyle tytułem wstępu, przejdźmy teraz do konkretnych przykładów filmowych...
Tyle tytułem wstępu, przejdźmy teraz do konkretnych przykładów filmowych...
1. Kaliber 9 (1972), reż. Fernando Di Leo
Di Leo to pierwsze nazwisko, które przychodzi do
głowy, gdy mowa o gatunku poliziottesco. O jego wyjątkowo sprawnej
ręce do kina sensacyjnego świadczą trzy filmy, które przygotował
w bardzo krótkich odstępach czasu. Tworzące tak zwaną trylogię półświatka (The Milieu Trilogy) obrazy z przedziału 1972-73 –
Milano Calibro 9, La Mala Ordina, Il Boss –
otoczone są kultem przez fanów włoskiego kina gatunkowego.
To dzieła zróżnicowane, będące dowodem na nieszablonowość
gatunku. Stylowy kryminał, szalony akcyjniak i mroczny dramat
mafijny – trzy różne schematy, ale jeden reżyser i jeden
gatunek. Wśród bohaterów znajdują się dwa kontrastowe duety. Jeden gangsterski
(Gastone Moschin / Mario Adorf) i jeden policyjny (Frank Wolff /
Luigi Pistilli). To przykład, że reżyser (będący również scenarzystą) nikogo nie wrzuca do jednego wora. Zarówno wśród policjantów jak i przestępców są bardzo zróżnicowane typy. Te różnice dobrze zaakcentowali aktorzy. Gdy jeden zachowuje spokój i aktorski minimalizm, drugi szarżuje na potęgę.
Obsada to bardzo mocny
atut tej produkcji. Mario Adorf jako bezwzględny gangster Rocco
nieprędko wypadnie z pamięci. Podobny typ postaci odgrywał Joe
Pesci w filmach Martina Scorsese. To wyjątkowo popędliwy osobnik,
który pragnie zasłużyć na miano prawdziwego mafioza, ale poprzez
emocjonalną szarżę sprawia wrażenie człowieka pozującego na
twardziela. Jest jednak niezrównoważony i nieprzewidywalny, a więc
bardzo groźny. Jeden z tych, których nie chcielibyśmy spotkać na
swojej drodze. Reszta obsady nie zapada tak mocno w pamięć, ale
czasem wychodzą z cienia, by wziąć udział w akcji (Philippe
Leroy, Lionel Stander). Chociaż w tej typowo męskiej historii sporo
jest przemocy, to nie brakuje także zmysłowych momentów. Taniec
Barbary Bouchet w nocnym klubie to świetne wprowadzenie tej postaci.
Nie chodzi tylko o sam taniec, ale i sposób jego sfilmowania –
zrobiono to tak, że przykuwa wzrok i działa na zmysły.
Kaliber 9 to przetworzenie motywów z
opowiadań Giorgia Scerbanenco. Temat znany choćby z filmów
Melville'a (Szpicel, Drugi oddech) został dopracowany
do perfekcji. Przestępca mający za sobą odsiadkę (czyli tak zwany
ex-convict) wpada w wir dawnych układów, trafia w tryby między
lojalnością i zdradą, między wspólnikami i policją. Znakomita
jest sekwencja otwierająca, w której po sprawnej wymianie paczek
następuje wybuch szału i agresji. Dobrze tu zadziałała muzyka
Luisa Bacalova, który wraz z grupą Osanna stworzył wspaniałe
preludium do „opery przemocy”. Zamykająca prolog eksplozja jest
sygnałem, że właśnie została otwarta puszka Pandory. Po tym
otwarciu następuje czołówka, podczas której obserwujemy miasto –
możemy wtedy wziąć oddech, gdyż potem nie będzie czasu na
podziwianie widoczków. Historia opowiedziana jest z dużą
dozą emocji i napięcia, ale reżyser nie zapomina o postaciach i
fabule. Mamy tu szereg pełnokrwistych charakterów, atrakcyjne
wolty fabularne i szarpiące nerwy sceny przemocy. Aż do
znakomitego, bardzo przemyślanego finału mamy wrażenie obcowania z
kinem najwyższego kalibru.
aka Milano trema: la polizia vuole giustizia / The Violent Professionals
Swoje sukcesy Sergio Martino zawdzięczał przede
wszystkim pisarzowi Ernesto Gastaldiemu, z którym współpracował
przy pięciu filmach giallo. Przy policyjnym thrillerze pod tytułem
Brutalni zawodnicy Gastaldi także mocno się zaangażował
(samodzielnie stworzył fabułę, bohaterów i dialogi), a po latach
mówił, że to jego ulubiony film, przy którym brał udział. Na
taki osąd z pewnością wpłynęła rola francuskiego aktora Luca
Merendy, wcielającego się w postać twardego i skutecznego w
działaniu gliniarza Giorgia Caneparo. Swoją definicję prawa
pokazuje już na początku filmu, gdy zamiast aresztować zbiegłych
skazańców zabija ich. Zasłużyli sobie na to, gdyż zamordowali
bezbronne dziecko. Gdy w zamachu ginie jego szef – człowiek
praworządny – Caneparo rozpoczyna krucjatę przeciwko mediolańskim
bandytom. Zamach został poprzedzony piosenką, która nasuwa
skojarzenia z beztroską i spokojem – nie zapowiada tragedii,
usypia czujność widza, by mocno dać do zrozumienia że zagrożenie
przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie.
Jeśli ktoś tworzy ranking najlepszych pościgów
samochodowych to raczej nie pominie Bullitta (1968) ani
Francuskiego łącznika (1971). W filmie Sergia
Martina mamy trzy pościgi, które nie tylko są świetnie zrealizowane, ale i dobrze osadzone w fabule. Takie sceny nie były
czymś wyjątkowym w tym gatunku, każdy reżyser specjalizujący się
w poliziotteschi próbował nakręcić efektowną scenę pościgu.
Budżet na to pozwalał, bo – wbrew temu co mówi wielu krytyków –
nie były to tanie podróbki amerykańskiego kina. Dzięki zdolnym
reżyserom, scenarzystom i aktorom otrzymaliśmy szereg produktów
wysokiej jakości, które powodują opad szczeny podczas oglądania.
Nie należy również zapominać, że tu chodzi o coś więcej niż
sensacyjną intrygę. Martino i Gastaldi stworzyli bardzo
przekonujący obraz politycznego chaosu, jaki spotęgował się w
latach siedemdziesiątych we Włoszech. Wśród obywateli wybuchła
epidemia nieufności, policja coraz bardziej traciła autorytet,
strach i niepokój przybierały na sile, nie oszczędzano nikogo, ani
szefów ani dzieci.
Anglojęzyczne tytuły miały być proste i
przystępne, aby zachęcić większe grono odbiorców do obejrzenia
filmu. Tutaj ten zamysł na pewno się sprawdził, bo Brutalni
profesjonaliści (The Violent Professionals) brzmi lepiej
niż Mediolan drży: policja chce sprawiedliwości (Milano
trema: la polizia vuole giustizia), ale ten tytuł to jednak coś
więcej. Doskonale oddano w nim sens opowieści. Działanie
gwałtowne (violent), czyli bezwzględne i ryzykowne, powinno iść w
parze z profesjonalizmem, czyli myśleniem zdroworozsądkowym,
pragmatycznym. Samą przemocą niczego się nie wywalczy, ale stosując wyłącznie zasady
fair play również nie osiągnie się celu. Przestępcy nie mają zasad, więc
i Temida powinna wykroczyć poza biurokrację. Genialne jest zakończenie filmu, w którym jeden gest znaczy więcej niż tysiąc słów. Bracia De Angelis znowu trafili w czuły punkt. Ich muzyka płynie wartkim nurtem, tak jak cała intryga, napisana i
zrealizowana przez rozszalałych profesjonalistów.
aka Revolver / Blood in the Streets
Aby się obronić przed złem człowiek ma do wyboru
kilka opcji: policja, sądy, prasa, albo najskuteczniejsza z nich –
rewolwer. Przed takim wyborem zostaje postawiony bohater filmu Sergia
Sollimy, naczelnik więzienia Vito Cipriani. Gdy zostaje porwana jego
żona zmuszony jest porzucić bezpieczne życie, by wkroczyć do
świata, którym wcześniej gardził. Kidnaperzy żądają, aby
wydostał z więzienia skazańca Milo Ruiza. Problem w tym, że
skazaniec nie ma pojęcia, komu tak bardzo zależy na jego wolności.
Nie ma już przyjaciół, ostatniego pochował na samym początku
filmu. Jednak teraz, pomiędzy osamotnionym więźniem a
zdesperowanym naczelnikiem, tworzy się nić sympatii, gdyż obaj są
ofiarami, pionkami w jakiejś grze o niejasnych regułach.
Po zrealizowaniu trzech wspaniałych westernów
Sergio Sollima nakręcił dwa znakomite filmy sensacyjne. Jego Miasto
przemocy (1970) ze względu na obsadę i miejsce akcji bliższe
jest kinu amerykańskiemu, ale już Rewolwer
z Oliverem Reedem i Fabio Testim to włoszczyzna najlepszej jakości.
Od pierwszych taktów muzyki Ennia Morricone do przewrotnego i jakże
wymownego zakończenia jest to przejmujący dramat o ludziach
walczących o to, co im się należy: sprawiedliwość, wolność,
możliwość wyboru najlepszej ścieżki. Jakież prostsze byłoby
życie bez rewolwerów. Ale wtedy takie filmy nie byłyby potrzebne.
One działają na widza dlatego, że opowiadają historie, które
mogłyby się przydarzyć każdemu.
Alternatywny tytuł amerykański brzmi In the
Name of Love i jest to dobry trop, bo wskazuje na miłość jako
siłę napędową głównego bohatera. Uczucie do żony (zjawiskowa
Agostina Belli, znana z oryginalnej wersji Zapachu kobiety)
determinuje działania urzędnika Vita Ciprianiego. Z kolei
poczynania gangsterów polegają na wyszukiwaniu u ludzi słabych
punktów. Potrafią umiejętnie szarpać struny – tak, by ofiara
mimo początkowych oporów tańczyła zgodnie z ich melodią.
Wykorzystują oni miłość, by coś zniszczyć, protagonista
potrzebuje jej zaś po to, by coś zbudować. Niestety jednak
sytuacja pcha go w takie rejony, gdzie trudno zbudować trwały
związek. Krew na ulicach i rewolwer w ręce symbolizują ścieżkę,
która nie prowadzi do szczęśliwego finału. Piosenka Ennia
Morricone i Daniela Berretty (Un Amico) to elegia o utraconej
osobie, utraconym bezpieczeństwie i zmarnowanym życiu. W podobnym
znaczeniu użył tej kompozycji Quentin Tarantino w Bękartach
wojny (2009).
aka La polizia è al servizio del cittadino? / The Police Serve the Citizens?
Tytuł tego filmu to właściwie definicja gatunku.
Stwierdzenie czegoś, co wydaje się oczywiste, a jednak ten znak
zapytania nie jest przypadkowy. Formację, którą nazywamy policją,
tworzą ludzie i są to obywatele jak każdy z nas. Bywa że nie
potrafią ochronić samych siebie. Bywa że ulegają korupcji.
Niektórzy są uczciwi, ale kto zbyt długo upiera się przy swoim
ten przegrywa. Bo przestępczość jest już zbyt dobrze
zorganizowana, by można ją było zwalczyć. Ale zawsze przyjemnie
zobaczyć, jak ktoś próbuje. Bohater, który podejmuje walkę z
potężną machiną zawsze wzbudza sympatię widza. W napięciu czeka
się na moment, gdy będzie musiał wyjść poza reguły prawa. Bo
inaczej się nie da. Prawo to szereg zakazów i ograniczeń, daje
niewielkie pole do działania.
Enrico Maria Salerno świetnie nadawał się do
takich ról, a tutaj stworzył interesującą kreację policjanta,
który jest pochłonięty pracą i wpędza go ona we frustrację.
Mafia zajmująca się wymuszaniem haraczy i zastraszaniem detalistów
opanowała portowe miasto, Genuę, a ich wpływy sięgają wysoko.
Wspomagany przez swojego zastępcę rozpoczyna śledztwo w sprawie
brutalnego morderstwa w porcie. To dopiero pierwsze z serii zabójstw,
które doprowadzą praworządnego komisarza do zaskakujących
wniosków. Policja rzecz jasna służy obywatelom, ale też dzieli
obywateli na lepszych i gorszych. Tych lepszych nie tyka,
przyzwalając tym samym na zło, które czynią. Dobry policjant
powinien swoją frustrację zamienić w czyn bezwzględny i
dynamiczny. Powinien na chwilę zapomnieć o procedurach i
przekroczyć tę cienką granicę.
Nie jest to zbyt doceniany film i Romolo Guerrieri
nie jest uznanym filmowcem. To dzieło jednak dowodzi, iż miał do
powiedzenia coś istotnego w temacie wielkomiejskiej przemocy. Swoją
wypowiedź poparł solidnymi argumentami: przekonującym aktorstwem i
surowym, realistycznym scenariuszem (autorem tekstu jest Massimo De
Rita). Akcji nie ma wiele, ale gdy się jakaś pojawi to mocno uderza
w emocjonalne struny. Autorem muzyki jest Luis Bacalov – soundtrack
nie dorównuje ścieżce z filmu Kaliber 9, ale dobrze
wkomponowuje się w akcję. Co ciekawe, do niniejszego zestawienia
trafiły także filmy Marino Girolamiego i Enzo G. Castellariego,
którzy są spokrewnieni z reżyserem omawianego obrazu. Jeden jest
jego bratem, drugi bratankiem.
aka Cani arrabbiati / Rabid Dogs
W latach siedemdziesiątych Mario Bava nie miał
szczęścia. Po kolejnych filmach, które w kasach kin nie przyniosły
spodziewanych zysków zapewne myślał już o porzuceniu branży,
kiedy z pomocą przyszedł relatywnie nieznany scenarzysta Alessandro
Parenzo. Opowieść o rabunku i ucieczce gangsterów kojarzyła się
z gatunkiem, z którym Bava nie miał jeszcze do czynienia. Była
więc okazja do sprawdzenia się na nowym terytorium. Niestety
pech dopadł reżysera jeszcze zanim ukończył film. Producent
Roberto Loyola zbankrutował, a film został zarekwirowany przez sąd.
Do dystrybucji trafił dopiero w latach dziewięćdziesiątych, a
proces jego rozpowszechniania rozpoczęła występująca w nim
aktorka Lea Lander. W akcję ratowania tej produkcji włączył się
również syn reżysera, Lamberto Bava.
Tytułowe wściekłe psy to czwórka bandytów,
którzy po dokonaniu brutalnego napadu i zabójstwa próbują umknąć
policyjnemu pościgowi. Jeden ginie, a pozostała trójka bierze
zakładniczkę i dokonuje nalotu na samochód – przestrzenny i nie
wyróżniający się Opel Rekord Caravan. Zwykłe rodzinne autko,
które teraz może zamienić się w karawan pogrzebowy. Mężczyzna
wraz z chorym dzieckiem znajdują się na łasce przestępców.
Herszt (Maurice Poli) stawia sytuację bardzo jasno: „Zabiliśmy
już cztery osoby. Jedna więcej nie zrobi różnicy”. Kierowca
(Riccardo Cucciolla) próbuje zachować spokój, ale to nie jest
łatwe, gdyż dwaj przestępcy to wyjątkowi narwańcy (Luigi
Montefiori, Aldo Caponi). Mario Bava zbliżał się już do
sześćdziesiątki, ale postawił wszystko na jedną kartę.
Przygotował dzieło ekspansywne i prowokatorskie, jakie mogłoby
nieźle namieszać w rankingach lat siedemdziesiątych, gdyby wówczas
oddano je do dystrybucji.
Na pierwszy rzut oka film może wydawać się zbyt
statyczny, gdyż dziewięćdziesiąt procent akcji rozgrywa się w
samochodzie, ale przy głębszym spojrzeniu okazuje się, że jest tu
właściwie wszystko, czym cechuje się dobre polizio. Zero nudy i
maksimum emocji – tyle Bava osiągnął dzięki ekstremalnie
przerysowanemu aktorstwu, wybornej ścieżce dźwiękowej (w tym
przypadku autorstwa Stelvia Ciprianiego) i prostej, ale jakże mądrze
poprowadzonej fabule. Udało się uzyskać gorącą atmosferę – widz siedzi przed ekranem i poci się jak w rozgrzanym aucie. Dodatkowym atutem jest zakończenie – chytrze
przemyślane, kpiące z reguł gatunku, ale dla włoskiego kina jest
to typowe zagranie. Podobne było na przykład w innym obrazie z
nurtu car invasion Autostop rosso sangue (1977) z Frankiem
Nero. Rzecz jasna nie ma mowy o naśladowaniu, to efekt przemyślanej
włoskiej strategii polegającej na tym, by stworzyć taki finał,
który pozwoli spojrzeć na historię zupełnie inaczej. Bo tylko na
pozór są to proste i klarowne utwory rozrywkowe, w rzeczywistości
przekazują głębsze treści o kondycji człowieka i maskach, które
zakładamy by ukryć nasze pokusy i skłonności.
aka Milano odia: la polizia non può sparare / Almost Human
Umberto Lenzi to jeden z najważniejszych twórców
włoskiego kina rozrywkowego. Otarł się niemal o każdy możliwy
gatunek: peplum, spionaggio, macaroni combat, spaghetti western,
giallo, poliziottesco, kino kanibalistyczne. Typowy włoski fachura,
nie gardził pieniędzmi i szybko dostarczał to, czego od niego
oczekiwano. Prawdopodobnie najlepszy z jego produktów powstał w
1974. Ten film nie mógł się nie udać, gdyż reżyser otrzymał
wsparcie od najlepszych fachowców w branży. Producent Luciano
Martino (brat Sergia), scenarzysta Ernesto Gastaldi, montażysta
Eugenio Alabiso, kompozytor Ennio Morricone oraz aktorzy Tomas Milian
i Henry Silva – oddzielnie nie są oni gwarancją jakości, ale
wspólnie tworzą niepokonaną ekipę. I nie tylko wpływy w kasach
idą w górę, ale gwiazdek w recenzjach też przybywa.
Tytuł oryginalny Milano odia: la polizia non può
sparare można przetłumaczyć jako Mediolan płonie
nienawiścią: policja nie może strzelać. W Polsce lub w
Ameryce, czyli w krajach, gdzie preferowane są proste i przyswajalne
tytuły, coś takiego brzmi dziwnie, ale we Włoszech takie dziwactwa
były normą. Lenzi w swoim dziele pokazuje świat pełen dzikiej
furii, gdzie ludzie dzielą się na trzy grupy: awanturników,
funkcjonariuszy i zakładników. Jedni są dzicy i anarchistyczni,
drudzy żyją w świecie biurokracji i zakazów, a trzeci są tylko
bezsilnymi ofiarami. Tak ten świat jest ułożony, że nie ma nikogo
z kim można by sympatyzować. Każdy jest zwierzęciem podlegającym
prawom natury. Sensem życia jest to, by tę zwierzęcość ujarzmić
i odnaleźć w sobie człowieczeństwo. Dopóki tego nie zrobimy
jesteśmy prawie ludźmi, jak sugeruje angielski tytuł Almost
Human.
Ernesto Gastaldi po raz kolejny dostarczył
doskonały materiał do realizacji, a taki rzemieślnik jak Umberto
Lenzi po prostu nie mógł tego sknocić. Tym bardziej, że miał do
dyspozycji takiego aktora jak Tomas Milian, który w rolach
anarchistów i psychopatów czuł się doskonale. Kiedy w Bandytach
w Mediolanie (1968) wcielał się w postać zwyczajnego
nudnego gliny to z łatwością dał się przyćmić przez Giana
Marię Volontè, bo wiedział że to jego film, on był w nim
gwiazdą. Tutaj jest podobnie, tylko że rolę nudnego
funkcjonariusza odgrywa Henry Silva, natomiast Milian robi to, co
lubi najlepiej – szarżuje na maxa, zagarniając cały film dla
siebie i w efekcie otrzymując najwięcej pochwał. Ale swoją robotę
dobrze wykonał także Morricone – jego partytura jest
minimalistyczna, ale dudni w uszach jeszcze długo po seansie.
aka Il cittadino si ribella / Street Law
Wielki miłośnik westernów Enzo Castellari
pierwszy raz pracował z Frankiem Nero dopiero w 1973 przy filmie
Policja oskarża prawo rozgrzesza, znanym także pod
angielskim tytułem High Crime. Od tamtego czasu nakręcili
wspólnie siedem filmów będąc we włoskim kinie tym, kim na
Zachodzie są Martin Scorsese i Robert De Niro. Moim zdaniem kultowy
Django jest w Buncie obywatelskim ciekawszą postacią niż w High
Crime, bo nie gra już policjanta, ale niepozornego szarego
człowieka z tłumu, który na własnej skórze poznaje uroki
wielkomiejskich ulic wraz z ich okrutnym prawem. Pobity przez
bandytów i okradziony szuka pomocy u policji. A tu niespodzianka –
policja nic nie może zdziałać w jego sprawie. Z początku jest jak
przerażony i żałosny kundel, ale z czasem zaczyna przypominać
rozjuszonego rannego tygrysa.
Carlo Antonelli (tak nazywa się główny bohater) w
swojej wendecie różni się od Paula Kerseya z Życzenia śmierci
(które we Włoszech miało premierę trzy miesiące później). W
amerykańskim klasyku nie ma takich emocji. Dzięki przekonującej
roli Franca Nero film jest przejmującym dramatem, w którym
poszczególne sceny są jak ciosy zadane przez Carlosa Monzóna,
argentyńskiego pięściarza wagi średniej. Jest moc, jest respekt, a poziom napięcia wzrasta – jak na pokazie mistrzów. Na finał czeka się niecierpliwie i jak się okazuje warto było czekać. Trudno opisać emocje towarzyszące emisji, jednakże przyznać należy, że amerykańskie sensacyjniaki takich wrażeń z reguły nie oferują.
Podobnie jak w większości najlepszych filmów
gatunku duży nacisk położony jest na relację między bohaterami.
Tutaj taką relację tworzą Franco Nero (Carlo) i Giancarlo Prete
(Tommy). Ten drugi to drobny złodziejaszek, przez którego żądny
zemsty bohater zamierza dotrzeć do swoich oprawców. Traktuje go
więc jak narzędzie do osiągnięcia celu, szantażuje, dręczy,
młóci jak worek treningowy, odnosi się jak do osobnika gorszej
rasy. Ale dochodzi w końcu do sytuacji, gdy zaciera się między
nimi granica. Carlo zaczyna przejmować cechy przestępców, Tommy
nabiera więcej pozytywnych aspektów. Pierwszoplanowa postać tego
dramatu staje się bliska widzom, bo dokonuje tego, czego każdy
pragnie – obywatelskiego buntu przeciwko
biurokracji, nieudolności policji i rozwydrzonym łajdakom. Dwugłowy kompozytor, Guido i Maurizio De Angelis, przygotował ponurą i chropowatą partyturę bezbłędnie ilustrując fatalizm opowieści.
aka Milano: il clan dei Calabresi / The Last Desperate Hours
Mafia kalabryjska nie jest tak dobrze znana jak
sycylijska cosa nostra czy neapolitańska camorra, ale też posiada
swoje strefy wpływów, gdzie umacnia swoje imperium. Część
Kalabryjczyków wyemigrowała do północnych Włoch, np. do
bogatszego Mediolanu, gdzie jest prawdziwy raj dla przestępców.
Wielu reżyserów czyni z tej metropolii prawdziwą asfaltową
dżunglę, by podkreślić jak bardzo niebezpieczne jest to miasto. Tak
też uczynił Giorgio Stegani, który w swoim filmie przyrównał ten cały bandytyzm do wirusa rozprzestrzeniającego się po całym
kraju. Otóż głównym bohaterem jest gangsterski boss Paolo
Mancuso, który uciekając przed polującymi na niego zabójcami
ukrywa się w laboratorium naukowym. I wtedy fabuła skręca w dość
nieoczekiwanym kierunku, gdyż ów pechowy przestępca zostaje ugryziony przez
szczura zainfekowanego arcygroźnym wirusem.
Wykorzystując pomysł z filmu Elii Kazana Panika
na ulicach (1950) włoski reżyser stworzył pełen napięcia
thriller o wyścigu z czasem. Policja chce złapać nieszczęśnika
nie dlatego, że zrobił coś złego, ale po to, by uratować mu
życie i zapobiec epidemii. Gangster rzecz jasna nie zgłosi się sam
na policję, ale będzie chciał wyrównać rachunki zanim wirus
powali go całkowicie na ziemię. Wraz ze zdrowiem ten człowiek
traci właściwie wszystko – okazuje się, że nikomu nie może
ufać, wszyscy chcą jego zguby. Cała nadzieja choćby na godną
śmierć umiera pozostawiając na ustach gorzki smak. Wyjątkowo złośliwa ironia losu –
być gangsterem i zabójcą, a znaleźć się w centrum uwagi jako
zainfekowany szczur laboratoryjny.
Swoje ostatnie rozpaczliwe godziny przeżywa w tym
filmie Antonio Sabato. Aktor, który zabłysnął już pierwszą rolą
filmową – mistrza kierownicy w dramacie Johna Frankenheimera Grand
Prix (1966), za który został wyróżniony nominacją do Złotego
Globu. Nominację uzyskał w kategorii najbardziej obiecujący
nowicjusz. Zdecydowanie nie wykorzystał szansy – jego dorobek nie
jest imponujący. Trochę szkoda, bo w rolę Paola Mancuso wpasował
się idealnie. Jego twarz wyraża emocje właściwe do sytuacji i
dosyć czytelna jest jego przemiana z brutalnego twardziela w żałosną
ofiarę losu.
Muzyka we włoskich filmach gatunkowych zwykle ma tylko budować atmosferę opowieści, a nie ilustrować dramaty bohaterów. Jednak tutaj przydałby się geniusz na miarę Morricone, który w Rewolwerze doskonale uchwycił tragizm świata przedstawionego. Z pewnością potrafiłby także wyrazić ironię, jaką ta historia jest podszyta. Gianni Marchetti poszedł na łatwiznę. Jego soundtrack do Summer Affair (1971, także w reżyserii Steganiego) może dowodzić, że był artystą z potencjałem, ale ostatnie godziny kalabryjskiego bossa zasługiwały na bardziej wyrazistą ilustrację muzyczną.
Muzyka we włoskich filmach gatunkowych zwykle ma tylko budować atmosferę opowieści, a nie ilustrować dramaty bohaterów. Jednak tutaj przydałby się geniusz na miarę Morricone, który w Rewolwerze doskonale uchwycił tragizm świata przedstawionego. Z pewnością potrafiłby także wyrazić ironię, jaką ta historia jest podszyta. Gianni Marchetti poszedł na łatwiznę. Jego soundtrack do Summer Affair (1971, także w reżyserii Steganiego) może dowodzić, że był artystą z potencjałem, ale ostatnie godziny kalabryjskiego bossa zasługiwały na bardziej wyrazistą ilustrację muzyczną.
aka La polizia ha le mani legate / Killer Cop
Luciano Ercoli to przede wszystkim zasłużony dla
kina rozrywkowego producent. Po wyprodukowaniu Fantomasa
(1964) odkrył zjawiskową hiszpańską piękność Nieves Navarro. W
ciągu dziewięciu lat (1965-73) obsadził ją w dziewięciu filmach,
między innymi w spaghetti westernach i filmach giallo. W 1972
poślubił tę aktorkę i przetrwał w tym związku aż do swojej
śmierci w 2015. Jako reżyser zasłynął przede wszystkim ze
stylowych gialli, a po zrealizowaniu filmu z nurtu poliziottesco
otrzymał w spadku dużą fortunę. Zamiast jednak kontynuować pracę
producenta i wspierać kolegów postanowił porzucić branżę.
Film pod tytułem
Policja ma związane ręce to świetny thriller
przywołujący ówczesną sytuację polityczną Włoch. Komisarz
Matteo Rolandi (Claudio Cassinelli) nie wygląda na twardego
policjanta, ale raczej na intelektualistę, szczególnie gdy założy
okulary. Gdy w mediolańskim hotelu wybucha bomba zabijając wielu
obywateli komisarz jest autentycznie przerażony – sam mógł
zginąć, gdyż znajdował się w pobliżu. Przedstawiciele wymiaru
sprawiedliwości, w tym także prokurator generalny (Arthur Kennedy),
mają związane ręce. Rolandi – ten niepozorny glina – spróbuje
zdemaskować inicjatora zamachu. Jego bronią nie jest siła ani
skłonność do agresji, ale spryt, energia, zdolności
detektywistyczne.
Luciano Ercoli skupił się na rozwoju postaci, a
nie na akcji, jednak udało mu się utrzymać napięcie do końca. W
swoim filmie nawiązał do tragicznego wydarzenia, które
zainicjowało tak zwaną dekadę ołowiu. Zamach dokonany na Piazza
Fontana w Mediolanie w 1969 rozpoczął falę terroryzmu, która
zalała cały kraj i uruchomiła liczne śledztwa nie przynoszące
jednak pozytywnych rezultatów. Współczesne wydarzenia, jakie
rozgrywają się w Europie jasno dowodzą, że problem terroryzmu nie
tylko nie zniknął, ale coraz bardziej się spotęgował. Najgorsze
jest to, że zamachowcy dokonujący ataków są tylko pionkami, grube
ryby pływają zbyt głęboko, by można je było schwytać. Już
tytuł filmu doskonale uwidacznia, w czym problem – jeśli policja
nie może nic zrobić, to nic dziwnego, że przestępczość się
nasila, a wraz z nią wzrasta społeczny niepokój.
Muzyka Stelvia Ciprianiego podkręca tempo, sugeruje że coś musi eksplodować. Jeśli nie bomba to emocje gotujące się w ludziach. Po udanej współpracy z Ercolim przy filmie giallo (Śmierć na wysokich obcasach, 1971) Cipriani skombinował kolejny świetny soundtrack w swoim stylu, który jest częścią przejrzystej struktury symfonicznej. Filmy z serii La Polizia... kompozytor wykorzystał do stworzenia spójnej koncepcji, w skład której wchodzi także utwór wyjęty jakby z innej „bajki” pt. Papaya.
Niestety, tragiczny los spotkał odtwórcę głównej roli. Claudio Cassinelli zginął w 1985 w katastrofie helikoptera na planie Hands of Steel (1986, reż. Sergio Martino). Miał niecałe 47 lat. Fani polizio i gialli mogą kojarzyć tego aktora z filmu Policja prosi o pomoc (1974, reż. Massimo Dallamano).
Muzyka Stelvia Ciprianiego podkręca tempo, sugeruje że coś musi eksplodować. Jeśli nie bomba to emocje gotujące się w ludziach. Po udanej współpracy z Ercolim przy filmie giallo (Śmierć na wysokich obcasach, 1971) Cipriani skombinował kolejny świetny soundtrack w swoim stylu, który jest częścią przejrzystej struktury symfonicznej. Filmy z serii La Polizia... kompozytor wykorzystał do stworzenia spójnej koncepcji, w skład której wchodzi także utwór wyjęty jakby z innej „bajki” pt. Papaya.
Niestety, tragiczny los spotkał odtwórcę głównej roli. Claudio Cassinelli zginął w 1985 w katastrofie helikoptera na planie Hands of Steel (1986, reż. Sergio Martino). Miał niecałe 47 lat. Fani polizio i gialli mogą kojarzyć tego aktora z filmu Policja prosi o pomoc (1974, reż. Massimo Dallamano).
aka Roma violenta / Violent City
To był dobry materiał dla duetu Enzo Castellari -
Franco Nero, ale oni mieli na oku inny projekt, więc reżyserią
zajął się... ojciec Castellariego, który w głównej roli
obsadził swojego faworyta. I to był strzał w dziesiątkę –
Maurizio Merli od tamtej pory stał się gwiazdą gatunku, często
wcielając się w postać łamiącego zasady komisarza policji (takie
role dawali mu potem Umberto Lenzi i Stelvio Massi). Z początku był
stylizowany na następcę Franka Nero (sugeruje to kreacja w jednym z
sequeli Białego kła), ale z czasem ukształtował swój
własny styl i teraz nie sposób go z kimkolwiek pomylić. Brutalne miasto to pierwsza część serii, której bohaterem jest niezłomny
komisarz Betti. Pozostałe części cyklu to Brutalny Neapol
(1976, Lenzi) i Włochy na celowniku (1976, ponownie
Girolami).
Rzym to nie tylko stolica Italii, ale i stolica
świata. Mnóstwo tu atrakcji turystycznych, które przyciągają
podróżników. Ale jak w każdym wielkim mieście obok zwyczajnych,
uczciwych ludzi po ulicach chodzą też najgorsze szumowiny. Marino
Girolami stawia sprawę jasno – rabusie nie gardzą żadną robotą.
Napady na banki są zbyt ryzykowne, więc co robią bandyci? Okradają pasażerów autobusu albo wyrywają kobietom torebki! No bo
może akurat ktoś wracał z banku z wypłatą. To tylko podkreśla
jak perfidna i niehonorowa jest to robota. Zero elegancji, jaką
można zobaczyć we francuskich lub brytyjskich heist movies.
Włoska robota już przestaje się kojarzyć z angielską komedią
Petera Collinsona, a zaczyna być bliższa prawdziwemu życiu. Każde
przestępstwo jest zbrodnią, a od złodziejstwa coraz bliżej do
morderstwa lub gwałtu.
Mamy tutaj stuprocentowy tour de force w wykonaniu
sześćdziesięcioletniego reżysera i trzydziestopięcioletniego
aktora. Komisarz Betti nie cacka się z przestępcami, jego gniew nie
gotuje się wewnątrz, ale wychodzi z klatki i objawia się w
czynach. Jeden z filmów z Maurizio Merlim, ale reżyserowany przez
Stelvia Massiego, nosi tytuł Policjant samotność i gniew
(1980) – to jest właśnie taki typ bohatera, gniewny i w swojej
walce samotny. Chociaż znajduje podobnych jak on buntowników, to jednak nie są to trwałe związki. Każdy używa siły fizycznej, by ranić, niszczyć i zabijać – każdy może więc stać się katem i ofiarą. Komisarz Betti (Maurizio Merli) i prawnik Sartori (Richard Conte, zmarł w 1975, nie dożył premiery) robią wszystko, by umocnić przekonanie, że ład i bezpieczeństwo – choć niekoniecznie przepisy
prawa – są chronione, zaś przestępstwa surowo karane.
Jest to kino dynamiczne i wciągające. Reżyser sprawnie poprowadził fabułę, a główny bohater – najbardziej gniewny brat Harry'ego Callahana – zasłużenie stał się ikoną gatunku. Jedna z najlepszych scen filmu to szaleńczy pościg samochodowy za Johnem Steinerem. Tradycyjnie muszę też wspomnieć o ścieżce dźwiękowej. Bracia De Angelis komponowali pamiętne partytury zarówno do komediowych polizio, jak i rasowych, pełnych furii obrazów. Nie szli jednak na łatwiznę poprzez tworzenie klasycznej muzyki akcji, lecz preparowali utwory z klimatem, duszą, surowo-nostalgicznym brzmieniem. Tak jak w tym właśnie filmie.
Jest to kino dynamiczne i wciągające. Reżyser sprawnie poprowadził fabułę, a główny bohater – najbardziej gniewny brat Harry'ego Callahana – zasłużenie stał się ikoną gatunku. Jedna z najlepszych scen filmu to szaleńczy pościg samochodowy za Johnem Steinerem. Tradycyjnie muszę też wspomnieć o ścieżce dźwiękowej. Bracia De Angelis komponowali pamiętne partytury zarówno do komediowych polizio, jak i rasowych, pełnych furii obrazów. Nie szli jednak na łatwiznę poprzez tworzenie klasycznej muzyki akcji, lecz preparowali utwory z klimatem, duszą, surowo-nostalgicznym brzmieniem. Tak jak w tym właśnie filmie.
aka Quelli della calibro 38 / Colt 38 Special Squad
Miłośnikom kina lat siedemdziesiątych nazwisko
Marcela Bozzuffiego kojarzy się z drugoplanowymi rolami w świetnych
filmach (Francuski łącznik, Cygan, Szacowni
nieboszczycy), ale Massimo Dallamano obsadził go na pierwszym
planie w swoim (niestety) ostatnim filmie. W listopadzie 1976 reżyser
zginął w wypadku samochodowym w wieku 59 lat. Jego najsłynniejsza
produkcja to giallo Co się stało z Solange? (1972), ale
zanim zaczął działać jako reżyser był przez dwadzieścia lat
operatorem, między innymi przy filmach peplum i spaghetti westernach
(dwa filmy Sergia Leone). W obrazie z gatunku polizio Colt 38 Brygada Specjalna ustawiał kamerę tak, by przekaz był czytelny, by
widać było dynamikę, gdyż w tym gatunku jest ona bardzo ważna.
Wspierał go inny doświadczony operator, pochodzący z Węgier Gábor
Pogány.
Film opowiada o tym, że nic nie pozostaje bez
konsekwencji. Gdy w obławie policyjnej ginie przestępca, jego brat
odpłaca się zabijając żonę policjanta dowodzącego akcją. W
odwecie gliniarz powołuje do życia specjalny oddział uzbrojonych
motocyklistów, który ma wspierać działania policji, omijając
procedury, wykraczając poza prawo. Tymczasem terroryści coraz
śmielej sobie poczynają w Turynie – miasto staje w ogniu, gdy
fala zamachów bombowych odbiera życie licznym mieszkańcom. Strach
wyjść na ulicę. Dallamano mądrze konstruuje sceny akcji, każda
sekwencja jest przemyślana, nie ma przypadkowości. I są emocje. Na
przykład w jednej z początkowych scen matka ginie na oczach syna.
Nie znamy jej, a jednak scena jest tak zbudowana, by wywołać jakąś
reakcję, nienawiść do zabójcy, a potem także zrozumienie dla
działań protagonisty.
Może i Marcel Bozzuffi nie ma charyzmy
Clinta Eastwooda ani Franka Nero, ale to działa akurat na jego
korzyść, gdyż przypomina przeciętnego faceta, który znalazł się
na skraju desperacji. Ivan Rassimov jako zimnokrwisty morderca też spełnia swoją rolę bez zarzutu. Reżyser w inteligentny sposób opowiedział losy jednostki rozpaczliwie domagającej się sprawiedliwości. W tym świecie nic nie śpi – należy być czujnym i pamiętać, że każdy czyn może mieć swoje konsekwencje. Akcja jest napędzana zemstą i wciąga, bo utrzymana jest w dobrym tempie. Na ekranie panuje ruch, a jedną scenę ukradł czerwony Fiat 127. Nie mogę również przejść obojętnie obok
ścieżki dźwiękowej – Stelvio Cipriani skomponował nie tylko
świetny temat przewodni, ale i tematy poboczne, w tym piosenkę w
wykonaniu Grace Jones (słowa napisał Hal Shaper). W jednej scenie wykorzystał również swoją Papayę z filmu Policja ma związane ręce.
aka Il conto è chiuso / The Last Round
Podobnie jak Dallamano Stelvio Massi był
utalentowanym operatorem, który odniósł sukces jako reżyser
policyjnych kryminałów. Jego ulubionym aktorem był Maurizio Merli
– zrealizowali wspólnie sześć filmów w latach 1977-80, a więc
już w ostatniej fazie gatunku. Pierwszy z tych obrazów –
Policyjny sprint (1977) – można uznać za pierwowzór
Szybkich i wściekłych (2001), a także przykład na to, że ekipa Rémiego Julienne'a potrafi zdziałać cuda w dziedzinie samochodowych scen akcji (dzięki temu film ma dużą przewagę nad lubianą serią z Vinem Dieselem). W okresie największej
popularności polizio Massi stworzył trylogię Mark the Narc
(1975-76) z Frankiem Gasparrim w tytułowej roli. Ale ja wybrałem
inną produkcję, którą z kilku powodów uważam za ciekawszą.
Ostatnia runda to przeniesienie fabuły Straży przybocznej
(a więc także Za garść dolarów) w realia współczesnych
Włoch. Z południa przybywa do małego miasteczka tajemniczy osobnik
i trafia w sam środek wojny pomiędzy dwoma klanami: Manzetti i
Belmondo.
Przy Buncie obywatelskim Castellariego napisałem, że poszczególne sceny są w nim jak ciosy Carlosa Monzóna. Ten pochodzący z Argentyny bokser – mistrz wagi średniej – występował również w filmach. Stelvio Massi dał mu pierwszoplanową rolę podobną do tej, którą kreowali Toshirō Mifune i Clint Eastwood. I chociaż brakowało mu tej charyzmy, jaką mieli odtwórcy roli człowieka bez nazwiska, to prywatnie był tak ciekawą osobą, że wzbudzał autentyczny niepokój. W 1988 roku został skazany na jedenaście lat
za zabójstwo żony, wcześniej był niejednokrotnie oskarżany przez nią
o pobicie. Jako pięściarz cechował się wyjątkową odpornością na mocne ciosy.
Bijatyki w jego wykonaniu wyglądały wiarygodnie, nawet jeśli zostały wyreżyserowane.
Z kolei postać Luca Merendy można odbierać jako alter ego „brutalnego zawodnika” z filmu Sergia Martina. W tamtym obrazie
niewiele go dzieliło od przejścia na mroczną stronę. Tutaj już
znajduje się po tej złej stronie – nic go nie hamuje, więc
mordercze skłonności, jakie tkwią w każdym człowieku, mogą
opuścić klatkę, w której zamknęły go role policjantów. Reżyser zrezygnował tym razem z samochodowych pościgów, co wpłynęło korzystnie na surowość spektaklu.
Dźwięki muzyki Luisa Bacalova kreują opowieść o tajemniczym jeźdźcu znikąd, współczesny western o przetrwaniu w świecie zdominowanym przez przemoc. Kompozytor podszedł do tematu jednak inaczej niż w swoim sztandarowym dziele (Django; 1966, 2012), bardziej ascetycznie, z wyczuwalną nostalgią. Autorem zdjęć jest Franco Delli Colli – potrafi on łączyć naturalizm z barokową stylizacją, podobnie jak jego kuzyn Antonio Delli Colli, operator filmów Pasoliniego i Leone. Scenariusz na motywach Krwawego żniwa Dashiella Hammetta napisał Piero Regnoli, bardzo płodny i wszechstronny autor (ponad sto scenariuszy), wcześniej dziennikarz gazety watykańskiej „L’Osservatore Romano”.
Dźwięki muzyki Luisa Bacalova kreują opowieść o tajemniczym jeźdźcu znikąd, współczesny western o przetrwaniu w świecie zdominowanym przez przemoc. Kompozytor podszedł do tematu jednak inaczej niż w swoim sztandarowym dziele (Django; 1966, 2012), bardziej ascetycznie, z wyczuwalną nostalgią. Autorem zdjęć jest Franco Delli Colli – potrafi on łączyć naturalizm z barokową stylizacją, podobnie jak jego kuzyn Antonio Delli Colli, operator filmów Pasoliniego i Leone. Scenariusz na motywach Krwawego żniwa Dashiella Hammetta napisał Piero Regnoli, bardzo płodny i wszechstronny autor (ponad sto scenariuszy), wcześniej dziennikarz gazety watykańskiej „L’Osservatore Romano”.
Super artukuł
OdpowiedzUsuńSzkoda, że poza rewelacyjnym Rewolwerem, żaden film nie jest dostępny w polskiej wersji.
OdpowiedzUsuńNiestety, tak właśnie jest. Ale gdy oglądałem "Rewolwer" kilka lat temu to również nie mogłem do niego znaleźć polskiej wersji językowej.
UsuńFaktycznie filmy w sieci są dostępne, natomiast problem jest z napisami. Masz może jakieś źródło skąd można byłoby je pobrać lub obejrzeć online ?
OdpowiedzUsuńNa chomikuj.pl jest sporo plików z napisami do filmów, ale jeśli nie ma napisów, to niewiele się traci w przypadku dzieł z gatunku poliziottesco. Wszakże najważniejsze są w nich sceny akcji i przemocy, a nie dialogi.
Usuń