Szpicel

Le Doulos (1962 / 108 minut)
reżyseria: Jean-Pierre Melville
scenariusz: Jean-Pierre Melville na podst. powieści Pierre'a Lesou

W żargonie „doulos” oznacza „kapelusz”. Ale w języku policji i przestępców słowem tym określa się donosiciela - informatora policyjnego. Takie wyjaśnienie tytułu widz otrzymuje na początku filmu. Szpicel Melville'a to świetny czarny kryminał z arcyciekawą zagadką i misternie skonstruowaną intrygą. Dzieło w pełni przemyślane, po mistrzowsku zrealizowane i w sposób genialny korzystające ze schematów thrillera i dramatu gangsterskiego. Ze słynnym arcydziełem Melville'a, W kręgu zła (1970), wspólna jest tematyka - obie produkcje opowiadają o złodziejach biżuterii i kapusiach, przez których złodzieje wpadają w zasadzkę. Ale styl narracji jest inny - w produkcji z 1970 dialogi ograniczono do minimum, w Szpiclu obecne są długie przesłuchania i wyjaśnienia, a rozmowy odbywają się nawet podczas sceny napadu. Film jest czarno-biały, przez co bardziej widoczne stają się inspiracje amerykańskim kinem noir lat 40.

Czołowymi postaciami filmu są Maurice Faugel i jego kumpel Silien. Pierwszy kilkakrotnie siedział w więzieniu za kradzieże, uważa że każdy może być kapusiem, więc do planowania kolejnego skoku zabiera się ostrożnie. Ale mimo to wpada w policyjną zasadzkę. Jest przekonany, że to Silien go zdradził. Widz też tak myśli, gdyż przed zasadzką kontaktuje się z inspektorem Salignarim. Nie waha się pobić i związać dziewczynę swojego kumpla byle tylko poznać informacje dotyczące napadu. Typowy szpicel, który działa na dwa fronty nie mając żadnych wyrzutów sumienia. Jednakże dalsze postępowanie Siliena zaskakuje. Odmawia współpracy z policją, a nawet próbuje ratować Faugela przed oskarżeniem o morderstwo (widz jednak wie iż to Faugel popełnił tę zbrodnię). To jeszcze nie wszystko - w tajemniczym wypadku ginie dziewczyna Faugela, Thérèse Dalmain. Kto ją zabił i dlaczego?

Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak precyzyjnie została zbudowana intryga w tym filmie. Nie wystarczy obejrzeć raz, by go w pełni docenić. Skomplikowana fabuła oraz liczne francuskie imiona i nazwiska w dialogach mogą przyprawić o zawrót głowy - konieczny jest więc ponowny seans, by sobie poukładać w głowie wszystkie elementy i tym samym lepiej zrozumieć ten thriller. W świecie Melville'a największym grzechem nie jest zabójstwo czy kradzież, ale denuncjowanie wspólników. Wystarczy drobne podejrzenie by człowiek skończył z kulką w głowie, tak na wszelki wypadek. Tak jak przyjaciółka Faugela, Arlette, która w filmie się nie pojawia - wiadomo tylko że przed laty została niesłusznie oskarżona o donosicielstwo i zabita. Gdy Silien staje się podejrzany o współpracę z policją również znajduje się na celowniku gangsterów.


Strona wizualna (np. użycie światła) wskazuje, że twórca filmu chciał przywołać atmosferę czarnych kryminałów lat 40, a fatalistyczny ton sugeruje, że w tej historii nie może być szczęśliwego zakończenia. Z początku może się wydawać, że reżyser przesadził z nadmiarem dialogów, ale teksty wypowiadane przez aktorów okazują się istotne dla zrozumienia fabuły i motywacji postaci. Jest kilka scen, które nieprędko wypadną z pamięci, np. epizodyczny występ Michela Piccoli w roli właściciela Cotton Clubu, Nuttheccia, którego Silien perfidnie się pozbywa. Albo świetnie skonstruowany finał pokazujący że nie wszystkie błędy można w porę naprawić. Doskonałym pomysłem jest także kapelusz użyty do zbudowania alegorii w ostatnim ujęciu filmu. Powstaje na końcu znak zapytania, a odpowiedź można znaleźć (lub nie) oglądając ten film raz jeszcze, analizując wydarzenia i postępowanie bohaterów.

Jean-Pierre Melville przedstawia mroczny świat przestępczy, gdzie gangsterzy i gliniarze działają zwykle pod osłoną nocy, ale nawet gdy na zewnątrz jest jasno i świeci słońce domowe wnętrza wydają się ciemniejsze niż powinny być. W pokojach zawsze są jakieś mroczne zakamarki, gdzie można się schować w objęcia ciemności w celu zaskoczenia przeciwnika, a pierwsze pojawienie się Siliena to wyjście z mroku do wnętrza mieszkania. Ten sam Silien mówi że pracując w tym fachu można skończyć jako kloszardzi lub z kulką w głowie. Nikt nie wie czy dożyje jutra - nikt nie wie komu może zaufać. A gdy przypomni się zdanie z początku filmu „Trzeba wybrać: umrzeć albo kłamać?” to pojawia się zwątpienie czy aby na pewno to co mówią bohaterowie jest prawdą. Bo kłamstwo jest najlepszym sposobem na ratowanie własnego życia i reputacji, a także manipulowanie ludźmi. Można wierzyć w to co mówią gangsterzy, ale można też założyć że zmyślają.


Znakomity duet stworzyli Jean-Paul Belmondo (jako Silien) i Serge Reggiani (jako Faugel). Znany z ról awanturników i łajdaków Belmondo zagrał postać, którą trudno rozgryźć. Jest szpiclem czy nie? Ma dobre intencje czy jest egoistą i kłamcą? Reggiani też spisał się nieźle - zagrał kryminalistę dręczonego przez demony, które każą mu postępować nierozważnie narażając go na liczne kłopoty. Nie ma tu szlachetnych postaci i dżentelmenów, których można określić jako jednoznacznie pozytywnych. Gangsterzy starają się być wobec siebie lojalni, ale potrafią być bezwzględni i nieobliczalni. Policjanci też nie są bez winy - aby wymusić współpracę korzystają z gróźb i szantażu. Największymi i zupełnie bezbronnymi ofiarami męskich porachunków okazują się kobiety - w pewnym momencie Faugel jest w stanie uwierzyć, że to kobieta go zdradziła, a nie przyjaciel. Wydaje mu się to bardziej prawdopodobne, bo przecież kobiety nie umieją trzymać języka za zębami.

Szpicel to pierwszorzędne kino i jeden z najlepszych francuskich filmów w ogóle. Trzymający w permanentnym napięciu porywający thriller kryminalny o ludziach pełnych wad, którzy starają się postępować zgodnie z zasadami, ale nie dostają jednak tego o co walczą. Początek lat 60. to w kinie francuskim czas tzw. Nowej Fali, ale film Melville'a ma ambicje by zainicjować inny nurt - francuskie kino noir. Ten film jak również cała twórczość Melville'a znalazły wielu naśladowców, bo mimo zapożyczeń z tradycji amerykańskiego kina gatunków jest to kino świeże, oryginalne, fascynujące, prowokujące do przemyśleń. Rozrywka została doskonale połączona z artyzmem, a wyjątkowy nastrój z ciekawą zagadką kryminalną - powstał produkt bardzo dobry jakościowo, który można bez zastanowienia określić mianem arcydzieła.

6 komentarze:

  1. W końcu przyszło i na mnie... obejrzałem do połowy ( fakt, ze byłem kompletnie wycięty po robocie ) i zmorzyło... Strzeliłem sobie w łeb i poszedłem spac :D
    Tego filmu nie da się oglądac byle jak.
    Póki co, same pozytywy : zdjęcia po prostu idealne - gros akcji ma miejsce w nocy, dużo kontrastów , cieni, konturowania sylwetkowego, ale, co ważne , bez namaszczenia i wizualnej masturbacji, obraz nigdy nie wyłamuje się z funkcji służebnej dla fabuły : w scenach rozmów dominuje klucz neutralnej, rozproszonej szarości i pełne plany ( waga słowa ). Wyjątkiem jest pierwsza scena, ale to początek, widz nie ma problemu ze wzmożoną koncentracją śledzic pogawędki Faugela z paserem i zarazem napawac się ekspresjonistycznym tonem obrazu, który samym nastrojem podświadomie antycypuje biorące widza z zaskoczenia morderstwo.
    Melville jest jak Sergio Leone : obydwaj, z miłosci do ulubionych gatunków, stworzyli je na nowo. Udało się im, gdyż mieli swiadomośc rzeczy najważniejszej : że sama miłosc, to za mało, trzeba miec na nią pomysł, wiedziec jak ją zagospodarowac.
    Obejrzę całośc, to jeszcze wrócę do tego wywodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że filmów Melville'a nie można oglądać byle jak. Ja na razie zwlekam z oglądaniem "Armii cieni", na taki film trzeba mieć odpowiedni nastrój, a także czas (trwa ponad 140 minut). Też zauważyłem że w pierwszej połowie akcja rozgrywa się głównie w nocy. Pod koniec jakby robi się nieco jaśniej, pojawia się dzień, a wnętrza domów nadal wydają się mroczne jakby słońce nie oświetlało mieszkań gangsterów ;)

      Usuń
  2. "Szpicel" mistrzostwo, aczkolwiek najbardziej lubię jego najbardziej niejednoznaczne dokonanie, czyli "Samuraja". Niemniej jednak absolutnie najwybitniejsze dzieła JPM to "W kregu zła" i "Armia cieni". Kto się nie zgadza - stos już czeka.

    PS. http://kinomisja.blogspot.com/2011/06/stac-sie-niesmiertelnym-i-umrzec-czarne.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgadzam się połowicznie. W moim rankingu dzieł JPM prym wiodą "W kręgu zła" i "Samuraj", a nie jakaś tam ten tego "Armia Cieni".

      Usuń
    2. Płoniesz!! A co się nie podoba w "Armii"?

      Usuń
    3. Ja w weekend obejrzałem "Armię", z pewnością bardzo dobry film, ale moim ulubionym (jak na razie) filmem JPM jest "Szpicel", gdyż najbliżej mu do stylistyki i tematyki kina noir, która bardzo mi się podoba. Z czterech obejrzanych przeze mnie filmów Melville'a jeden uważam za przeciętny ("Glina"), jeden bardzo dobry ("Armia cieni") i dwa arcydzieła ("Szpicel" i "W kręgu zła").

      Usuń