Rewolwer dla Scotta Mary - o filmie „Dni gniewu”

I giorni dell'ira (1967 / 95 minut)
reżyseria: Tonino Valerii
scenariusz: Ernesto Gastaldi, Tonino Valerii, Renzo Genta na podst. powieści Rona Barkera Der tod Ritt Dienstags

Miasteczko Clifton niczym nie różni się od pozostałych miasteczek na Dzikim Zachodzie. Jest tu saloon, gdzie można napić się whisky i pograć w karty. Jest szeryf pilnujący porządku. Jest bank, w którym ludzie trzymają swoje oszczędności. Jest budynek sądu, gdzie wymierzane są kary, przy czym nie trzeba czekać na sędziego kilka tygodni jak w wielu innych westernach - tutaj sędzia jest na miejscu i w każdej chwili może skazać delikwenta na śmierć lub więzienie. Możliwe, że jest nawet kościół, ale ludzie chodzą tam okazjonalnie, częściej zaś przesiadują w saloonie przy szklaneczce whisky. Główna ulica miasta jest czyściutka, co bardzo dobrze świadczy o mieszkańcach, ale i o pogodzie, trudno tu o deszcz, zaś niebo jest zwykle bezchmurne i słońce oślepia wspólnotę. O czystość dba tutaj jeden człowiek. Na imię ma Scott, nie jest Indianinem ani Meksykaninem, a jednak uważany jest za osobę gorszej rasy, kogoś kogo można bezkarnie bić i poniżać. Wkrótce sytuacja diametralnie się zmieni za sprawą tajemniczego przybysza, Franka Talby'ego. Dzięki temu człowiekowi Scott zamieni miotłę na rewolwer i już nikt więcej nie odważy się go uderzyć ani powiedzieć o nim złego słowa.

Scott Mary wydaje się człowiekiem stworzonym do broni palnej. Gdy otrzymuje własnego colta bardzo szybko uczy się nim posługiwać. Jego zręczność i celność stają się legendarne jak w przypadku słynnego Doca Hollidaya, który zmarł na gruźlicę, bo żadna broń nie była w stanie powalić go na ziemię. Frank Talby próbuje zrobić ze Scotta swojego następcę i przekazuje mu kilka lekcji, które mają go nauczyć właściwego postępowania. Młodzieniec jest pojętnym uczniem, ale stopniowo wzbierają w nim agresja, gniew i chęć zemsty, które nie pozwalają mu puścić w niepamięć dawnych urazów. Sędzia, szeryf, właściciel saloonu, bankier, okoliczny ranczer i nieobliczalny bandyta - Scott Mary przekonuje się, że szczególnie jedna lekcja Talby'ego jest warta zapamiętania: „Nikomu nie należy ufać”.

Dni gniewu to doskonały przykład spaghetti westernu. Kapitalne strzelaniny, pomysłowe dialogi, barwne postacie, efektowne hiszpańskie plenery - wszystko sprawia, że ogląda się to z dużą przyjemnością, ani chwili nie odczuwając nudy. Do zalet wypada też zaliczyć przepiękny temat przewodni, którego autorem jest Riz Ortolani. Aktorski duet Lee Van Cleef i Giuliano Gemma jest w swoim żywiole. Obaj specjalizowali się w rolach zabijaków z Dzikiego Zachodu i takie też role odgrywają u Tonino Valerii. Gemma jest nieco podminowanym, ale zachowującym względny spokój, nowicjuszem, który wkraczając na drogę rewolweru zatraca dawną tożsamość, staje pomiędzy dobrem a złem i musi zdecydować, po której stronie się ostatecznie opowiedzieć. Van Cleef jest natomiast bandytą, konsekwentnie kroczącym kryminalną ścieżką i tylko świetny strzelec jest w stanie go zatrzymać, by nie narobił więcej szkód.


Bardzo udany jest scenariusz filmu, który solidnie portretuje wiodących bohaterów poprzez dialogi, konflikty i konfrontacje. Finałowa strzelanina w opanowanym przez bandytów Clifton jest świetnie zrealizowana, ale w pamięć zapada również kilka innych fragmentów, takich jak np. pojedynek z ładowaniem strzelb w biegu albo pożar saloonu i otwarcie w jego miejsce nowego lokalu. Film polecany szczególnie tym, którzy myślą, że prawdziwe spaghetti westerny to tylko filmy Sergia Leone z muzyką Ennia Morricone. Otóż nie, Tonino Valerii, który później pracował z duetem Leone-Morricone (Nazywam się Nessuno, 1973) nakręcił wcześniej bardzo udany spag-west Dni gniewu, cechujący się interesującą fabułą, dobrym aktorstwem i ciekawymi bohaterami, którzy na oczach widzów ulegają metamorfozie. Niby niczego oryginalnego tu nie ma, ale dzięki przemyślanemu scenariuszowi schematy westernu ożywają, nabierają energii i tempa, nurtują w równym stopniu co w najlepszych amerykańskich klasykach.

Obecność postaci kobiecych ograniczona została do minimum, zaś intryga skupia się na męskich zabawach, podczas których słabi spotykają się z lepszymi, a zwycięzcy z przegranymi. Frank Talby i Scott Mary rozgrywają partię kart, najpierw grając przeciwko mieszkańcom osady, potem przeciwko sobie nawzajem. W przeciwieństwie do Deadwood w Clifton nie ma moralnego zepsucia, burdeli ani błotnistych, zasyfionych zaułków. Ludzie sprawiają wrażenie uczciwych obywateli, którzy żyją zgodnie z prawem. Mają jednak na sumieniu kilka grzechów, takich jak wyżywanie się na słabeuszach i całkowita bezradność w obliczu nadchodzącego zła. Nie jest to film tak epicki i stylowy jak dzieła Leone, nie jest też tak dziki i brutalny jak najlepsze dokonania Corbucciego, ale jest za to mistrzowsko sfilmowaną opowieścią o tym, jak trudno odróżnić dobro od zła, jak łatwo zaufać oszustowi i zabójcy, jak trudno przerwać pasmo zbrodni, gdy już zasmakowało się w zabijaniu. Prawdziwa perła włoskiego przemysłu rozrywkowego.

9 komentarze:

  1. lubię Lee van Cleefa, bardzo charakterystyczny aktor, dobrze się czujący w westernach. A Twoja recenzja po raz kolejny każe mi dopisać do rosnącej listy pozycję, której jeszcze nie widziałem, a którą obejrzeć zamierzam na sto procent!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Van Cleef w westernach zawsze jest znakomity. Oprócz "Dni gniewu" polecam szczególnie "La resa dei conti" (1966, reż. Sergio Sollima). Ja mam natomiast w planach "Death Rides a Horse", też ponoć niezły western z tym aktorem.

      Usuń
  2. Scott Mary, to prawie, jak boy named Sue Johnny Casha.
    SPOILERY:
    Historia zakomponowana z wielką precyzją, dopięta w szczegółach - nie mogło byc inaczej, skoro głównym scenarzystą był sam mistrz Gastaldi :)
    Częsty w spaghetti westernach impact antymieszczański , następuje już w pierwszych scenach , dodatkowo wzmocniony wymowną, acz prostą, jak cep sympoliką . Miejscowi notable ukazani są , jako odpychające kreatury, co sugeruje, że owi ,,ludzie pełni cnót'' mogą skrywac zamieciony pod dywan jakiś większy gnój - metaforyzowany przez konkretny, materialny syf usuwany codziennie przez czystego moralnie śmieciarza -astenizatora ( odległe skojarzenie ze starotestamentowym Kozłem Ofiarnym biorącym na karb wszystkie grzechy społeczności i składanym w ofierze ZLEMU na pustyni ).
    Scott przyjmuje swój los stoicko i bez walki, to nie on sam, a właśnie los decyduje za niego - wybawienie dla Scotta i nemezis dla miasta przybywa z zewnątrz, z pustyni ( ZŁY nie przyjął ofiary ?)
    Talby nadaje chłopakowi imię, obdarza wiedzą, doskonali w nim talent i wkłada broń do ręki. Stwarza go , niczym demiurg i otacza protekcją ( Opatrznośc ? )
    W rzeczywistości jest fałszywym prorokiem i demonem ( strzeżcie sie wilków w owczych skórach ) - imię matki-jawnogrzesznicy naznacza niezmywalnym piętnem, przekazana wiedza nie odsłania tego, co najistotniejsze, wybrana broń ma świadomie ukrytą ułomnośc, a osiągnieta doskonalosc zostaje perfekcyjnie ukierunkowana w interesie ,,stwórcy''.
    Walkę o duszę Scotta podejmie pogardzany parias, jedyny zdolny zdemaskoeac prawdziwe intencje Talby 'ego. Dostajemy przy okazji kawał bronioznawczej wiedzy .
    Co z tego, ze ten piękny Peacemaker świetnie leży w dłoni ( WFT? jak nie leży, można wymienic okładziny) skoro ma lufę na 7 cali, co przy pojedynku - z reguły na odległośc 10-15 m. - jest gwożdziem do trumny. Tu nie chodzi o precyzyjne, mierzone strzelanie ( gdzie dłuższa lufa się przydaje ), tylko o szybkośc . A tę najlepiej zapewni tunungowany colt z wyprofilowanym kurkiem i spiłowaną muszką, która tylko zawadza przy wyciąganiu, a w combatowym strzelaniu celuje się instynktownie ,,po lufie'', albo po prostu wali z biodra. Tu Diabeł jak mało gdzie, tkwi w szczegółach.
    Warto też wspomniec o świetnej jak zwykle roli jednego z najbardziej charakterystycznych twarzowców w historii westernu ( nie tylko włoskiego ) - Ala Mulocka. Scott Mary spotyka się teraz z Talbym i Dzikim Jackiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wynika z tego, że Tonino Valerii wraz z Gastaldim niczym Bergman stworzyli metaforyczne dzieło, które można odczytywać na różnych płaszczyznach, nie tylko dosłownie :) Ale faktycznie, film jest kapitalny i trafia na moją listę ulubionych spaghetti westernów.

      Usuń
  3. Nie, oni stworzyli coś na kształt biblijnej paraboli. Gastaldi rulez .
    Wizualnie, to jest też film z charakterem, on zostaje pod powiekami, pod postacią tych panoramicznych ujęc miasteczka.Tak się go pamięta.

    OdpowiedzUsuń
  4. ... i kolejny nekrolog.

    7 pażdziernika umiera na raka francuski reżyser Patrice Chereau ( 68 ).
    Bardziej człowiek teatru i opery, niż kina. W latach 70-tych zdobył rozgłos niezwykle śmiałym i ekstrawaganckim wystawieniem ,,Pierścienia Nibelunga'' na festiwalu wagnerowskim w Bayreuth ( pod dyrekcją Pierre Bouleza ), budząc szereg kontrowersji.
    Z filmowych dokonań Chereau na pewno na uwagę zasługują kameralne, śmiałe obyczajowo dramaty, jak ' Zraniony' 9 83 ) czy ' Intymnośc ' ( 2001 )
    Bezspornym arcydziełem kina jest ociekająca barokoweym szaleństwem , Królowa Margot' ( 94 ) wg. Alaksandra Dumas'a., z wybitnymi keracjami Isabelle Adjani, Virny Lisi, Daniela Auteuil'a , Jeana Hugh Angllade'a i Asi Argento, z zapadającym w pamięc eklektycznym soundtrackiem Gorana Bregovica i genialnymi, rembrandtowskimi zdjęciami Philippe'a Rousselot
    RIP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parę miesięcy temu trafiłem w TV na "Królową Margot", nie oglądałem od początku, ale to co działo się później to prawdziwa masakra, oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa :) Porywające kino, które na długo zostaje w pamięci. Zgadzam się co do tych wybitnych ról, tylko tej Asii Argento nie wypatrzyłem, bo chyba mało filmów z nią widziałem.
      RIP

      Usuń
  5. Była młodocianą kochanicą króla Henryka IV ( Auteuil ) , przypadkowo otrutą zamiast niego, przez Katarzynę Medycejską ( Lisi ).

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, Królowa Margot to bezapelacyjnie jeden z najlepszych "kostiumów" ever ze wspaniałą sceną masakry w Noc Św. Bartłomieja. Muszę wrócić do tego obrazu.

    OdpowiedzUsuń