Niezniszczalni 3

The Expendables 3 (2014 / 126 minut)
reżyseria: Patrick Hughes
scenariusz: Sylvester Stallone, Creighton Rothenberger, Katrin Benedikt

Obawy okazały się słuszne - trzecia część Niezniszczalnych jest najsłabsza z dotychczas nakręconych. Aż za bardzo widoczne są zabiegi mające uczynić tę historię odpowiednią dla młodzieżowej widowni. Przeszkadza nie tylko brak ostrych wulgaryzmów i dosadnej przemocy, ale i trywialny scenariusz wprowadzający do historii młodą gwardię. Wyrażono w ten sposób, że współczesne pokolenie nie ma godnych reprezentantów, którzy mogliby się równać z ekipą wyjadaczy pod wodzą Sylwka. Pierwsza część była wspaniałym hołdem dla kina akcji lat 80, druga była świetnym pastiszem, w którym ikony action movie śmiali się z samych siebie, a trójka to już letni i bezkrwisty blockbuster, siermiężny pokaz nowoczesnej technologii bliższy filmom XXI wieku niż oldskulowym akcyjniakom.

Sylwka Stallone'a można lubić lub nie, ale jego wkład w historię kina jest nieoceniony. Wykreował wiele kultowych postaci, działał jako aktor, scenarzysta, reżyser i mimo gromów rzucanych przez krytyków pozostawał nieprzejednanym, autoironicznym filmowcem, czym zjednał sobie sympatię i szacunek innych gwiazdorów. Dlatego udało mu się zgromadzić na planie filmowym tak wiele znakomitości, dzięki czemu projekt o kryptonimie Expendables wypalił. To jest materiał na długoletnią, niekończącą się serię, ale niestety fabuła części trzeciej zmierza w niewłaściwym kierunku. Jeśli Sly zamierza kontynuować cykl to powinien przestawić zwrotnicę. Największą słabością trójki jest absurdalny scenariusz. W skrócie fabuła wygląda następująco: Barney Ross odstawia na boczny tor swoich kumpli, bo uważa że są za starzy. Mimo iż sam dobiega 70-ki wyrusza na misję z garstką młodzików.

Sly zawiódł jako scenarzysta, zaś jako aktor oddał pole nowym członkom ekipy. Mel Gibson rewelacyjnie ucieleśnił schematyczną postać Conrada Stonebanksa, podstępnego handlarza bronią. Dzięki niemu mamy tu jedyną w całym filmie stuprocentowo dramatyczną, pełną napięcia, absolutnie mistrzowską scenę (incydent w furgonetce). Nieźle dopasował się do drużyny Wesley Snipes w roli twardziela, którego nie rozmiękczył nawet długi pobyt w więzieniu. Nie zawiódł Harrison Ford, niegdyś gwiazdor wielkiego formatu, przyciągający do kin tłumy, dziś już staruszek odcinający kupony. W Ex-ach zagrał wysoko postawionego ważniaka z licencją pilota (w rzeczywistości też potrafi pilotować śmigłowiec). Dzięki temu doświadczonemu aktorowi zupełnie nie przeszkadza brak Bruce'a Willisa, którego zastąpił. W recenzjach największe pochwały lecą w kierunku Antonia Banderasa, ale mnie on cholernie irytował. Ciągle pieprzył głupoty i nie był w ogóle zabawny. Gdybym oglądał w domu to bym przewinął jego sceny, ale w kinie się nie da. Przez Banderasa film jest niepotrzebnie przegadany. Zamiast tej paplaniny można było dodać sporo fajnych one-linerów.


Ze smutkiem muszę niestety przyznać, że najczęściej ziewałem w trakcie scen akcji. Są całkowicie wyprane z emocji. Niezliczona ilość wybuchów raziła nagromadzeniem wygenerowanych komputerowo obrazów, że czułem się jakbym oglądał film Michaela Baya. Wielka szkoda, że Jet Li pełnił tylko funkcję statysty, bo mógłby ożywić tę opowieść. Wschodnie sztuki walki zaprezentowała judoczka Ronda Rousey, a umiejętności Jeta Li nie zostały w ogóle wyeksploatowane. W poprzedniej części azjatycki master też miał niedużą rolę, ale przynajmniej uczestniczył w solidnej i brutalnej scenie walki. Tym razem sceny akcji, w tym także bijatyki, są byle jakie i zamiast emocji wywołują znużenie. Choreograf walk, operatorzy i montażyści nie uczynili nic by sekwencje fighterskie imponowały finezją i energią. Kategoria PG-13 jaką narzucono twórcom ograniczyła ich kreatywność i możliwości, spowodowała dezorientację i w efekcie tego brutalność i szaleństwo zastąpiono nadmiarem efektów specjalnych i drętwą gadką.

Dwie godziny okazały się zbyt krótkim czasem projekcji, by każdy otrzymał tyle czasu ekranowego na ile zasłużył. Takich fighterów jak Arnold Schwarzenegger, Jason Statham, Dolph Lundgren i Jet Li nie powinno się usuwać w cień, ponieważ każda akcja z ich udziałem to esencja kina sensacyjnego. Do nowych członków ekipy, oprócz pozbawionych charyzmy młodych wykonawców, dołączył nie kojarzony w ogóle z filmami akcji Kelsey Grammer. I co z tego, że wypadł całkiem nieźle, skoro sceny z jego udziałem są nędzne, rutyniarskie, sztampowe. Chociaż miałem duże obawy odnośnie tej części to mimo wszystko liczyłem na większą inwencję i błyskotliwość. Może z takiego jałowego scenariusza dałoby się wykrzesać coś więcej, gdyby zatrudniono bardziej doświadczonego reżysera. Australijczyk Patrick Hughes pracuje obecnie nad rimejkiem znakomitego indonezyjskiego martiala pt. The Raid. Czyżby kolejny brutalny spektakl został przerobiony na młodzieżową wersję?


Reżyser był najpewniej figurantem, bo tę produkcję zrobili za niego technicy pracujący przy komputerach. Aktorów też nie trzeba było reżyserować, bo oni wiedzieli w jakim celu ich zatrudniono. Może należało tylko pohamować Banderasa, by tak nie szarżował. To mógł być świetny film rozrywkowy, gdyby twórcy potraktowali z szacunkiem jego odbiorców. Odbiorcami są miłośnicy mocnego kina spod szyldu action movie '80. Olano ich zupełnie i zamiast smacznego, krwistego befsztyku podano garść nieświeżych, trudnych do przełknięcia sucharów. Po obejrzeniu Niezniszczalnych 3 ma się ogromną chęć powtórzyć seans któregokolwiek akcyjniaka ze Slajem z lat 80. I to jest podstawowa zaleta produkcji. Drugą jest obsada, a w szczególności mamy tu doskonały dowód na to, że Gibson powinien częściej grać czarne charaktery, bo pierwszorzędnie mu to wychodzi. Nie ma sensu dłużej się rozpisywać, dodam tylko że nie czekam z utęsknieniem na kolejny sequel.

17 komentarze:

  1. To straszne, co wypisujesz, ale Ci wierzę. Chyba sobie daruję seans, bo pewnie bym się tylko podkurwił na maxa i to na dłużej :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie za jakiś czas i tak obejrzysz. Zdziwiłbym się gdyby Ci się spodobał, skoro nie podobała Ci się znacznie lepsza "dwójka".

      Usuń
  2. Już rzygałem tymi zachwytami nad E3. Filmu nie widziałem, ale moja intuicja mówiła mi że jest zupełnie inaczej niż czytam. Jedynka była fajna. Jednak mi się już nie podobała dwójka i tak naprawdę nudziłem się. No ile można pokazywać jak gościu strzela z tej samej pozycji... Te akcje w tej kopalni też już były nużące. Dla mnie to była rozrywka na raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na dwójce bawiłem się świetnie, więc miałem jakąś nikłą nadzieję, że "trójka" utrzyma w miarę przyzwoity poziom.

      Usuń
  3. @ Patryk
    Ty to byś tylko rzygał ostatnio :-D)) Aviomarin ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście Simply, ostatnio mnie non stop na rzyganie bierze :):)

      Usuń
  4. Niestety prócz Twojej opinii przeczytałem jeszcze jedną, równie mocno krytykującą. Expendablesów part 3.
    Także odpuszczam seans, cenię sobie mój czas. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nekrolog
    19 sierpnia zmarł Brian G. Hutton ( 79 ) reżyser dwóch kultowych wojennych akcyjniaków - ,, Tylko dla Orłów'' i ,, Złoto dla Zuchwałych'' , mistrz gatunku. Ma też na koncie świetny thriller ,, Night Watch'' z Liz Taylor i Laurence Harveyem .
    RIP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie się dowiedziałem, że nie tylko reżyserował, ale też grał w filmach, zagrał m.in. w "Ostatnim pociągu z Gun Hill". Jak będę oglądał ponownie ten film to spróbuję go wypatrzyć na ekranie.
      Jako reżyser nakręcił 9 filmów, w tym jeden z najlepszych filmów sensacyjno-wojennych w dziejach kina.

      Usuń
  6. Marilyn Burns - final girl z oryginalnego The Texas Chain Saw Massacre - też zmarła na początku sierpnia... Nie wiem czy ktoś o tym już wspomniał.

    Co do Expendables trzy, to ja pewnie obejrzę, może nie w kinie, ale kiedyś do tego siądę. Nawet jeśli gówno, to co mi tam - jeden shit w tą czy w tą nie robi mi różnicy :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Widziałem tylko trailery i to mi wystarczyło - zupełnie mnie nie ciągnęło do kina na ten film. Wolałem obejrzeć choćby taką "Lucy" (mogło być lepiej z tą bajką, ale dobrze, że nie było tragicznie - zdecydowanie jednak wolę, kiedy na filmie można trochę więcej pomyśleć - jak np. w "Her" - skoro kojarzymy filmy ze Scarlett Johansson).
    Za to na "A Most Wanted Man" się nie zawiodłem - wielki finał S. Hoffmana, którego kreacja, moim zdaniem, film winduje w górę. Zagrał chyba siebie - z tym swoim Weltschmerzem, strasznie smutnym i gorzkim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśleć na filmach to lubię w domowym zaciszu, do kina chodzę zwykle w celach rozrywkowych ;)
      Mnie "Lucy" nie zaintrygowała (tzn. mówię o trailerach, bo filmu nie widziałem), ale "Most Wanted Man" obejrzę bardzo chętnie. Na pewno taki film inaczej się ogląda niż inne, gdy wiadomo że odtwórca głównej roli już nie żyje i więcej na ekranie go nie ujrzymy. Na premierę czekają także kolejne części "Igrzysk śmierci" z S. Hoffmanem na drugim planie.

      Usuń
  8. Ja w celach widowiskowo-rozrywkowych poszedłem do kina np. na "Captain America: The Winter Soldier" (mimo lekko powalającego tytułu, jak dla nastolatków - nie uwłaczając w niczym nastolatkom ;) ) I byłem zaskoczony - bardzo na plus. Ten film można oglądać nie tylko z rozdziawioną gębą (spektakl!), ale i go poczuć (serce!), a nawet... na nim pomyśleć (mózg!) ;)

    Nie wiem czy oglądałeś ten film (na Twoim blogu nie widzę recenzji z niego).
    Jeśli nie - to polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "The Winter Soldier" to dobry film. Nie polecałbym go jednak Mariuszowi :)

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. Wiem że Mariusz raczej nie przepada za filmami o superbohaterach :)

      Usuń
  10. To prawda, ostatnio jak w tv oglądałem "Avengers" to trudno mi było przez to przebrnąć, zero emocji, i nawet doborowa ekipa aktorska w niczym nie pomogła.

    OdpowiedzUsuń