Filmy Ridleya Scotta - solidne, lecz bez wyraźnego stylu

Sir Ridley Scott (ur. 1937) zaczął od reżyserowania reklam, by wkrótce przejść do historii kina science-fiction jako twórca dwóch nowatorskich filmów tego gatunku. Nie chciał jednak być kojarzony z jednym gatunkiem, więc realizował później wiele, bardzo różnych filmów, od kina akcji (Czarny deszcz) poprzez widowiska historyczne (Gladiator) na filmach obyczajowych kończąc (Dobry rok). Zaskakiwał doborem tematów, często rozczarowując widzów, czasem sam był rozczarowany swoimi filmami, dlatego po latach pokazał widzom ich wersje reżyserskie. Najlepsze dzieła Scotta (Alien i Gladiator) są dobre ze względu  na scenariusz, aktorstwo i efekty specjalne, ale raczej nie z powodu innowacyjnych pomysłów reżyserskich. Żadnego jego filmu nie nazwałbym arcydziełem, większość tych filmów jest co najwyżej solidną rozrywką.

Oglądałem wszystkie jego filmy pełnometrażowe i dlatego postanowiłem zrobić zestawienie 12 najlepszych filmów tegoż twórcy na 19 filmów przez niego zrealizowanych w latach 1977-2010. Z poniższego zestawienia wynika, że Scott rozwinął się jako reżyser dopiero po 2000 roku - w ostatniej dekadzie zrobił najwięcej dobrych filmów, wcześniej bywało różnie. W latach 80. i 90. Scott poszukiwał różnych tematów, poszukiwał drogi, którą mógłby podążyć. Najlepiej radził sobie z fantastyką, ale nie poszedł śladem Jamesa Camerona i nie kontynuował przygody z tym gatunkiem. Obecnie realizuje filmy rok po roku, co świadczy o tym, że odnalazł już drogę we współczesnym Hollywood, chociaż różnorodność tematów, które podejmuje, każe przypuszczać, że nadal nie posiada własnego stylu, który wyróżniałby go spośród innych współczesnych reżyserów.

Pojedynek (The Duellists, 1977)
Rozgrywająca się w czasach wojen napoleońskich adaptacja opowiadania Josepha Conrada. Pojedynek dwóch poruczników armii napoleońskiej wydaje się bezsensowny, ale jest prawdopodobny, gdyż w tamtych czasach pojęcie honoru było ważne. Żołnierz, który uważał, że został znieważony był gotów walczyć na śmierć i życie. Mógł w ten sposób nie tylko odzyskać honor, ale również udowodnić swoją odwagę oraz wzbudzić szacunek u przyjaciół i respekt u wrogów. Pojedynek w filmie Scotta trwa jednak długo, przeciągając się przez wiele lat. Wydawałoby się, że taka fabuła nie wystarczy na pełnometrażowy film, ale znany wówczas reżyser reklam, Ridley Scott, poradził sobie całkiem nieźle, choć trzeba przyznać, że 80 procent jego pracy wykonali aktorzy: Keith Carradine i Harvey Keitel.

Obcy - 8. pasażer Nostromo (Alien, 1979 / wersja reżyserska 2003)
Mroczny, stylowy, klaustrofobiczny horror science-fiction z doskonale przedstawioną galerią postaci, którzy stają oko w oko z jakąś nieznaną istotą. Film nie pozbawiony krwawych efektów, w pamięć zapada m.in. przerażająca scena narodzin „obcego”. Mistrzowskie jest aktorstwo oraz relacje między bohaterami, którzy z czasem zaczynają zdawać sobie sprawę, w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli. Statek kosmiczny Nostromo to labirynt bez wyjścia, gdzie ludzie nie mają żadnych szans w walce z potworem. Mimo to próbują walczyć i przekonują się, że podróż kosmiczna to nie przygoda w stylu Gwiezdnych wojen, ale pełna grozy i lęków walka o przetrwanie. Film jest klasyką zarówno gatunku horroru jak i science-fiction. Jest przerażający i klimatyczny, szokuje i wciąga, dzięki niezwykłej atmosferze czającego się zagrożenia, wykreowanej przez ekipę techniczną. Powstała w 2003 roku wersja reżyserska jest niepotrzebna.


Łowca androidów (Blade Runner, 1982 / wersja reżyserska 1993)
Po obejrzeniu w tv filmu Next z Nicolasem Cage'em zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak ciężko zrobić dobrą adaptację prozy Philipa K. Dicka. Od czasu Total Recall proza Dicka jest często pretekstem dla efekciarskich popisów pozbawionych emocji i głębszego sensu. O ile jednak Total Recall bardzo mi się podobało to żadna późniejsza adaptacja Dicka (łącznie z Raportem mniejszości) nie przypadła mi do gustu. Chociaż Łowca androidów też mnie nieco rozczarował to muszę przyznać, że wyróżnia się nie tylko spośród adaptacji Dicka, ale także spośród filmów science-fiction. Pełen symboliki, psychodeliczny i ponury film o pragnieniu wolności i władzy. Film nieco w klimacie neo-noir, co sugerują: mroczna scenografia i dekoracje, zdjęcia trikowe Douglasa Trumbulla, narracja 'voice over' oraz elektroniczna muzyka Vangelisa. Film został doceniony dopiero w 1993 roku, kiedy to na ekrany kin trafiła wersja reżyserska - bardziej przemyślana, mniej łopatologiczna i z innym zakończeniem, bardziej pasującym do pesymistycznej wizji przyszłości.

Czarny deszcz (Black Rain, 1989)
Ten dramat policyjny mógł być ciekawą polemiką z obecnymi wówczas na ekranach kin policyjnymi filmami akcji w stylu Zabójczej broni. Jednak przygnębiający klimat bliższy jest raczej filmom z lat 70. - film Scotta wydaje się więc spóźniony o dekadę. Potwierdza to obecność Kena Takakury, znanego ze starych japońskich filmów gangsterskich oraz amerykańskiego filmu Yakuza (1974) Sydneya Pollacka. Świetną robotę wykonał kompozytor Hans Zimmer - jego muzyka lepiej oddaje 'japoński' klimat niż muzyka w wielu japońskich filmach. Sceny akcji nie są zrealizowane najlepiej, ale jednak ten film ma w sobie coś, co kazało mi umieścić go w tym zestawieniu. Możliwe, że wpłynęła na to tematyka japońskiej mafii, rzadko występująca w amerykańskich filmach, a jeśli się pojawia to zwykle w formie kina klasy B (np. Showdown in Little Tokyo, 1991). Widać, że film Scotta ma większe ambicje - jest to poniekąd studium samotności policjanta, który osamotniony w obcym kraju musi rozpracować bezwzględnych gangsterów, dla których honor jest ważniejszy od ludzkiego życia.

Thelma & Louise (1991)
Reżyser nie próbuje tu definiować na nowo kina drogi. Podróż jest w tym filmie tym samym, czym była dla bohaterów filmów drogi lat 70. Nieważny jest cel podróży, ale motywy działania bohaterów. Thelma i Louise uciekają przed światem pełnym gwałtowności i przemocy, uciekają przed wymiarem sprawiedliwości. Przede wszystkim uciekają przed mężczyznami, gdyż wg scenarzystki Callie Khouri to oni są sprawcami największego zła. Chociaż z ogólną ideą filmu można się nie zgadzać to film jak najbardziej można obejrzeć, by docenić niezłe aktorstwo, ciekawe portrety psychologiczne kobiet i zaskakujące zakończenie. Poruszający problemy społeczne film o poszukiwaniu wolności i szczęścia na bezkresnych pustkowiach Stanów Zjednoczonych, które może i wyglądają jak raj, ale rajem nie są.

Gladiator (2000)
Z początku film przypomina fabułę niezbyt udanego „klasyka” pt. Upadek cesarstwa rzymskiego (The Fall of the Roman Empire, 1964) z tą różnicą, że w tamtym filmie był Liwiusz, w tym jest - Maximus. Potem jednak historia zmienia kierunek i zgodnie z tytułem bohater trafia do szkoły gladiatorów, a potem walczy na arenie, gdzie w finale spotka się z Commodusem - odpowiedzialnym za śmierć jego rodziny i śmierć cesarza Marka Aureliusza. Maximus będzie mógł więc dokonać zemsty. Film jak widać ma klasyczną fabułę, charakterystyczną dla wielu filmów tego gatunku, gdzie bohater dokonuje zemsty lub buntuje się przeciwko władcy (tak było np. w filmie Braveheart). Mimo tej wtórności ogląda się dobrze, film jest sprawnie nakręcony, ze świetną batalistyką (bitwa z Germanami), trzymającymi w napięciu walkami gladiatorów na arenie i dużym rozmachem, choć wielu statystów i niektóre dekoracje są komputerowe. Aktorzy spisali się znakomicie, szczególnie Russell Crowe w roli Maximusa.


Helikopter w ogniu (Black Hawk Down, 2001)
Kolejny raz amerykańscy producenci (tym razem Jerry Bruckheimer) składają hołd amerykańskim żołnierzom, dzielnie walczącym na obcym terytorium. Tym razem bitwa rozgrywa się w Somalii, a kłopoty zaczynają się, kiedy zostaje zestrzelony amerykański helikopter Black Hawk. Zaczyna się masakra, młodzi żołnierze poznają smak krwi, obserwują śmierć kolegów, a widzowie zastanawiają się nad sensem tej bitwy. Sprawna realizacja, doskonałe zdjęcia Sławomira Idziaka, nieprzerwana akcja i krwawe efekty - wszystko to powoduje, że film ogląda się z dużym zainteresowaniem. Nie jest to jednak film, do którego chętnie się wraca - ponowne oglądanie filmu jest już męczące i nie wywołuje emocji.

Naciągacze (Matchstick Men, 2003)
Oszuści i naciągacze byli często pokazywani w filmach jako bohaterowie pozytywni - wzbudzali sympatię, gdyż z reguły nie używali przemocy, tylko spryt i inteligencję. Tak też jest i w tym filmie. Główny bohater nie lubi otwartych przestrzeni, ma nerwowe tiki i różne fobie, które utrudniają mu życie. Wykorzystuje naiwność ludzi, naciągając ich na dużą kasę. To się nie zmieni nawet wówczas, kiedy okazuje się, że jest ojcem 14-letniej dziewczyny. Powinien więc dawać dobry przykład, ale jednak chęć zdobycia dużych pieniędzy jest silniejsza. Spotkanie z córką poprawia mu humor, może pokazać jej, w czym jest naprawdę dobry i dlatego dzieli się swoimi doświadczeniami. Ridley Scott także bawi się w oszusta, wraz ze wspólnikami (autorami scenariusza) sprytnie oszukując widzów przez długi czas, przez co zakończenie jest zaskakujące. Nicolas Cage jest znakomity w roli bohatera o skomplikowanej psychice - mogę zaryzykować stwierdzenie, że to jedna z jego najlepszych ról. Zaskakująco dobra jest także Alison Lohmann, wiarygodna w roli nastolatki, mimo że była już znacznie starsza od postaci, którą zagrała. Przede wszystkim świetny jest scenariusz (adaptowany), dający duże pole do popisu dla aktorów i reżysera.

Dobry rok (A Good Year, 2006)
Sześć lat po Gladiatorze Ridley Scott powraca (już chyba na stałe) do współpracy z Russellem Crowe'em. Ich drugi wspólny film jest znacznie skromniejszy - to lekki film obyczajowy dla każdego. Śmierć wuja i otrzymany spadek są powodem wyjazdu pewnego bankiera do Prowansji. Ta nieco magiczna kraina sprawia, że powracają wspomnienia z dzieciństwa, a niezwykły klimat i urok tego miejsca powodują, że robiący dotąd karierę bankier zmienia swoje nastawienie do życia. Fabuła nie zachwyca, jest prosta i przewidywalna, ale warstwa wizualna przyciąga uwagę widza i jest w filmie kilka niezłych scen (jak np. scena w basenie bez wody). Obok Russella Crowe'a udane kreacje aktorskie stworzyły: Abbie Cornish i Marion Cotillard.

American Gangster (2007)
Typowa, choć nieco rozwleczona, biografia gangsterska z tej samej półki co Public Enemies (2009) Michaela Manna czyli film ponadprzeciętny, któremu jednak bardzo daleko do najlepszych filmów tego gatunku. Ridley Scott nakręcił w miarę udany film, korzystający z wielu dobrych, sprawdzonych wzorów. Atutem jest dobra rola Denzela Washingtona - zagrał on  Franka Lucasa, (afro)amerykańskiego gangstera, który rządził Harlemem w czasie wojny w Wietnamie, prowadził nielegalne interesy i całkiem nieźle na tym wyszedł. Wprawdzie jego kariera zakończyła się w więzieniu, ale 15 lat za kratkami to i tak mało jak na taką zbrodniczą działalność, jaką prowadził. Oprócz tytułowego gangstera głównym bohaterem jest także nieprzekupny i niezwykle uczciwy policjant, który z powodu ogromnego zaangażowania w tropieniu przestępców oddala się coraz bardziej od swojej rodziny, co kończy się podobnie jak sprawy kryminalne czyli w sądzie. Lata 70. zostały nieźle pokazane na ekranie, co jest dużą zasługą scenografa. Scenariusz Stevena Zailliana potrafi zaskoczyć, chociaż reżyser mógł wprowadzić kilka skrótów, gdyż trwający 160 minut film powoduje u widza zniecierpliwienie i czasami ziewanie.

W sieci kłamstw (Body of Lies, 2008)
Solidny thriller, w którym reżyserowi i scenarzyście (William Monahan) udało się utrzymać napięcie przez długi czas. Scen akcji i przemocy nie ma tu w nadmiarze, a kiedy się pojawiają to spełniają swoją rolę - dostarczają emocji. Leonardo Di Caprio po raz kolejny udowadnia, że jest dobrym aktorem, niezłe role zagrali także Russell Crowe i Mark Strong. Miejsca akcji zmieniają się dynamicznie, bohaterowie oraz tytułowa sieć kłamstw wyglądają dość wiarygodnie, tylko ten wątek romansu głównego bohatera z irańską pielęgniarką wydaje się być dopisany na siłę. Wojna z terroryzmem widziana z punktu widzenia agenta działającego w terenie oraz jego szefa, wydającego polecenia ze swojego biura lub z domu. Jeden musi wykazać się odwagą na obcym i niebezpiecznym terenie, drugi siedzi sobie spokojnie w bezpiecznym pokoju, bierze za to duże pieniądze i zbiera pochwały. Nie ma w tym filmie nic odkrywczego, ale film akcji nie musi być odkrywczy, chociaż czasami ma się wrażenie, że reżyser chciał wyjść poza granicę sztampowego kina akcji.


Robin Hood (2010) [LINK]
W filmie Scotta słynny banita nazywa się Robin Longstride i jest żołnierzem, który aby wrócić do ojczyzny podszywa się pod rycerza poległego w bitwie (czy raczej w zasadzce). Król Ryszard Lwie Serce jest brutalnym i egoistycznym władcą, wcale nie lepszym od swojego młodszego brata, despotycznego księcia Jana. Lady Marion jest wdową, która nie myśli o zakochiwaniu się w Robin Hoodzie. Nie ma tu takich brawurowych scen akcji jak w wersji z Costnerem, zamiast tego jest ciekawa intryga i sceny bitewne typowe bardziej dla filmów historycznych w stylu Gladiatora niż filmów przygodowych o Robinie z Sherwood. Utalentowany scenarzysta Brian Helgeland wymyślił ciekawą historię, przedstawiającą wydarzenia, które doprowadziły do tego, że Robin Hood stał się banitą. Zaskoczeniem jest to, że głównym przeciwnikiem Robin Hooda nie jest ani szeryf z Nottingham ani książę Jan, lecz niejaki sir Godfrey. Rozczarowuje zakończenie, a konkretnie brak porządnego pojedynku pomiędzy Robinem a sir Godfreyem, zabrakło także wyrazistego czarnego charakteru. Warstwa wizualna jest na najwyższym poziomie i ogólnie jest to solidna produkcja rozrywkowa, choć można było oczekiwać czegoś więcej.

Uzupełnienia:

Reszta filmów Ridleya Scotta to filmy, które obejrzałem raz i nie mam ochoty do nich wracać, bo są to w większości produkcje banalne. W latach 80. Scott zrealizował pełną kiczu baśń Legenda (Legend, 1985) z Tomem Cruisem oraz przewidywalny thriller Osaczona (Someone to Watch Over Me, 1987), który trudno nazwać thrillerem, bo za mało w nim napięcia, a za dużo romantyzmu. W 500. rocznicę odkrycia Ameryki Scott przygotował historyczne widowisko 1492: Wyprawa do raju (1492: Conquest of Paradise, 1992) - film pełen patosu, ale z ciekawie przedstawionym głównym bohaterem, którego zagrał Gerard Depardieu. Mimo wad ten film i tak ogląda się lepiej niż powstały w tym samym roku Kolumb-odkrywca (Christopher Columbus: The Discovery, 1992) w reżyserii Johna Glena.
O filmach Sztorm (White Squall, 1996), G.I. Jane (1997) i Hannibal (2001) nie jestem w stanie nic napisać, bo tych filmów już nie pamiętam - wiem tylko, że nie ma w nich nic ciekawego do oglądania. A w filmie historycznym Królestwo niebieskie (Kingdom of Heaven, 2005), opowiadającym o wyprawach krzyżowych w XII wieku przeciwko muzułmanom, widać wyraźnie, że większy nacisk położono na widowiskowość, zaś fabułę i bohaterów potraktowano pobieżnie i chaotycznie.

Najlepsze filmy Ridleya Scotta:
1. Obcy - 8. pasażer Nostromo
2. Gladiator
3. Naciągacze
4. Dobry rok
5. W sieci kłamstw

6 komentarze:

  1. Ridleya Scotta z reguły chętnie oglądam. Mój top5 jego filmów prezentowałby się mniej więcej tak:

    1. Gladiator albo Obcy
    2. Obcy albo Gladiator
    :)
    3. Łowca androidów
    4. Helikopter w ogniu
    5. American Gangster

    Z tym, że sporej części jego filmów nie widziałem. Tytuł na który poluję od dłuższego czasu to Thelma i Louise.

    Tak poza tym, Ridley Scott jest producentem "Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda", oglądałeś? Zdjęcia super, gra aktorska ok, pewien klimat, jednak to nie jest niestety to.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chyba Scotta najbardziej lubię za "Pojedynek". Może jeszcze za "Blade Runnera", ale nie mam specjalnego sentymentu do tego filmu.

    Za to z tych nowszych (po 2000) oglądałam co prawda niewiele, ale nie podobał mi się żaden (no, "American Gangster" może być, byłby nawet dobry, gdyby go skrócić o 45 minut). Tak, jestem jedną z tych osób, które nie lubią "Gladiatora". :)

    Ale za to zachęciłeś mnie do obejrzenia "Dobrego roku".

    OdpowiedzUsuń
  3. @ Kamysto:
    "Zabójstwa Jesse'ego Jamesa..." nie oglądałem przede wszystkim dlatego, że historię braci James znam z dwóch klasycznych westernów "Jesse James" (1939) i "Powrót Franka Jamesa" (1940), więc sądziłem, że nowa wersja niczym mnie nie zaskoczy. Tym bardziej, że słyszałem, iż poza zdjęciami i aktorstwem nie ma w tym filmie nic ciekawego. Ale jak pokaże ten film ogólnodostępna telewizja to na pewno nie przegapię.

    @ Ysabell:
    Wcale się nie dziwię, że są ludzie, którzy nie lubią "Gladiatora". Jak napisałem we wstępie, żadnego filmu Scotta nie uważam za arcydzieło i "Gladiator" także nie jest dla mnie arcydziełem. Jest po prostu dobrą produkcją rozrywkową. Cenię ten film tak samo jak "Naciągaczy" oraz "Obcego". Natomiast "Dobry rok" i "W sieci kłamstw" są już nieco słabsze, ale na tyle udane, że zmieściły się do pierwszej piątki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gladiator jest filmem bardzo dobrym. Mi się podoba, chociaż nie jest dla mnie wyjątkowy. Za pierwszym razem go oglądałem to wzbudził we mnie nie chęć. Przy drugim podejściu, po kilku latach odnalazłem w nim coś dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co prawda "Gladiator" mnie nudzi, podobnie jak "Obcy" - chociaż akurat "Obcego" uważam za świetny film, ale i tak mnie nudzi.
    "Łowca androidów" w wersji reżyserskiej to jeden z moich ulubionych filmów w ogóle, chociaż nie oglądam go w kółko - ale siedzi jakoś w głowie i lubię do niego wracać.

    W sumie nie oglądałam dużej części opisywanych przez Ciebie filmów, i padłam po zdaniu, że obejrzałeś wszystkie.
    Z tego, co widziałam w jego filmografii, jest szczęśliwszym producentem, niż reżyserem, chociaż rzeczywiście zadziwiająca jest jego rozrzut tematyczny, nie miałam pojęcia, że to on wyreżyserował "Dobry rok", "Thelmę i Louise" czy "Naciągaczy", dotychczas kojarzyłam go jedynie z kinem wojennym/historycznym, a tu proszę.

    OdpowiedzUsuń
  6. 1 Alien
    2 Blade Runner
    3 Duelists
    4 Black Rain
    5 Black Hawk Down

    OdpowiedzUsuń