Maria łaski pełna

Maria Full of Grace (2004 / 101 minut)
scenariusz i reżyseria: Joshua Marston

Plakat i tytuł tego filmu od razu nasuwają skojarzenia z religią chrześcijańską, a imię Maria w tym przypadku kojarzy się z imieniem biblijnym oznaczającym piękno i obiekt kultu. Główna bohaterka filmu Marstona, María Álvarez, cechuje się zjawiskową urodą, ale czy jest równie doskonałą i wzbudzającą podziw kobietą, co biblijna Maria? Co do tego są wątpliwości - trzeba starać się bliżej zrozumieć tę postać, by ją w pełni ocenić lub też rozliczyć z błędów. María Álvarez to młoda kobieta, która godzi się na to, by za odpowiednią opłatą stać się „mułem” i przyczynić się do rozkwitu handlu narkotykami - dochodowego interesu, który opanował jej rodzinny kraj, Kolumbię. Pracowała na plantacji kwiatów, ale rozczarowana złym traktowaniem przez szefa zrezygnowała z pracy i podjęła się niebezpiecznego zadania - przemytu z Kolumbii do Stanów kapsułek z heroiną, przechowywanych w swoim żołądku. 

Tytuł filmu i plakat w genialny sposób naprowadzają widzów na to, co w filmie jest najistotniejsze dla zrozumienia głównej postaci, siedemnastoletniej Kolumbijki Maríi Álvarez. Wbrew temu, czym się zajmuje (przemyt narkotyków) nie jest z pewnością osobą bezmyślną, naiwną, pozbawioną wyobraźni. Cały czas myśli o przyszłości oraz o dziecku, które w sobie nosi. Nie chce by jej pierworodny urodził się w nędznym, brudnym domu, gdzie nie da się godnie żyć, a członkowie jej rodziny zamiast ją wspierać wykorzystują ją, nie dbając o jej uczucia. Pełna łaski i dobroci Maria znajduje się błogosławionym stanie, więc swoje uczucia musi przełożyć na nienarodzone jeszcze dziecko. W związku z tym wyjeżdża do Ameryki, gdzie zamierza wspólnie ze swoim dzieckiem rozpocząć nowe życie. Aby jednak doświadczyć lepszego życia musi najpierw wykazać się odwagą i determinacją, a przemyt dragów okazuje się dla niej doskonałą lekcją, która może ją przygotować do bycia dobrą matką. Dzięki tej lekcji poznaje przede wszystkim siebie, swoje własne możliwości i charakter.

Przemyt narkotyków to w Kolumbii proceder powszedni i Maria nie jest szczególnie zaskoczona czy zszokowana, że jej kolega proponuje jej pracę przemytniczki. Choć zdaje sobie sprawę, że może zostać złapana przez policję i aresztowana, traktuje to raczej jako zwykłą pracę, dzięki której można zarobić na życie. Marzy o lepszej przyszłości, szczęściu i założeniu rodziny, której niczego by nie brakowało. Pieniędzy, które ma dostać za przemyt, nie zamierza przeznaczać na żadne zbędne luksusy, tylko na środki niezbędne do życia dla niej i jej dziecka, które dopiero ma przyjść na świat. Maria nie jest święta, ale ma twardy charakter, jest zdrowa i silna, dlatego jest w stanie zachować spokój i opanowanie nawet w trudnych, pełnych napięcia sytuacjach. A jak się okazuje, fakt że jest w ciąży działa na jej korzyść - ciężarnym kobietom nie robi się prześwietleń rentgenowskich, które mogłyby wykryć w jej żołądku podejrzane kapsułki. Jak każda niedojrzała kobieta, Maria popełnia błędy, ale zostają one jej wybaczone, gdyż posiada ogromne pokłady wrażliwości i dobroci, które usuwają w cień jej wady, słabości i chybione decyzje. Podobnie jak w przypadku biblijnej Marii także i w życiu Maríi Álvarez wyczuwa się rękę Opatrzności, która chroni ją przed złem, więzieniem lub śmiercią, czasem tylko wystawiając na próbę jej charakter.

Występująca w tym filmie debiutantka, pochodząca z Kolumbii Catalina Sandino Moreno, zdobyła wiele nagród za rolę Marii. Srebrny Niedźwiedź na festiwalu w Berlinie i nominacja do Oscara to najbardziej prestiżowe z nich, podkreślające jej niezwykłą intuicję i charyzmę, dzięki którym nawet bez aktorskiego wykształcenia i doświadczenia była w stanie wiarygodnie zagrać postać zaradnej i nad wiek dojrzałej siedemnastolatki. Od aktorki bije niesamowita naturalność - wcielając się w postać przemytniczki Catalina Moreno prawdopodobnie przemyciła do filmu własną osobowość i charakter, a przynajmniej widz jest w stanie uwierzyć, że María Álvarez ma w sobie wiele cech aktorki, która ją zagrała. Z pewnością jest to bardzo dobra, niezapomniana kreacja, dzięki której film wiele zyskał, a bohaterka stworzona przez Marstona stała się kobietą z charakterem i temperamentem, którą widz stara się zrozumieć, a nie tylko biernie obserwuje jej poczynania.

Chociaż przemyt i handel narkotykami kojarzą się z tematyką sensacyjną, nie ujrzymy w filmie brawurowych działań i nalotów oddziałów policyjnych, mających na celu rozwikłanie przynajmniej częściowo problemu rozpowszechniania dragów. Jest to film bardzo wyciszony, ale mocno realistyczny, zawierający kilka symbolicznych lub też bardzo wymownych sekwencji, jak ta z połykaniem kapsułek. Reżyser i scenarzysta filmu, debiutant Joshua Marston, nie próbował widzów na siłę wzruszać czy szokować nadmiarem dramatyzmu czy pesymizmu, a mimo to osiągnął odpowiedni efekt - sprawił, że ta prosta lecz życiowa historia prowokuje, dręczy, nie daje spokoju, wprawia w niewesoły, depresyjny nastrój. Maria Full of Grace to kino, które nie bulwersuje i nie szokuje, lecz poddaje pod rozwagę kwestie związane z postępowaniem niektórych osób - postępowaniem, które tylko pozornie zasługuje na potępienie, ale tak naprawdę jest przemyślane i wynika z przeanalizowania wszystkich za i przeciw. Każdy kij ma dwa końce - każda decyzja ma dobre i złe strony, każda historia może się skończyć szczęśliwie lub tragicznie. Wychodząc z tego założenia, zamiast oceniać lub też krytykować bohaterkę filmu Marstona, należy jej kibicować i liczyć, że ta historia zakończy się happy endem.

2 komentarze:

  1. Widziałam już jakiś czas temu, podobał mi się. Też byłabym daleka od oceniania boheatrki filmu, tym bardziej siedząc i oglądając jej poczynania z perspektywy symbolicznego wygodnego fotela, do ktorego zasiadłam po dobrej kolacji. Świetny tytuł, prawie tak dobry i fikusny jak tytuł najnowszej płyty Marii Peszek :) Maria łaski pełna - narkotyk jakby nie było jest pewnym rodzajem łaski, w rejonach, w których zyje filmowa Maria - jest źródłem zarobki i utrzymania mnóstwa ludzi i wprowadza w rodzaj błogostanu.
    Niezbyt dobrze już pamiętam zakonczenie, ale myśle, że nadarzy się jeszcze okazja, żeby sobie je przypomnieć, ale wydaje mi się, że los po cięzkich doświadczenaich w końcu ją oszczędził, jak na marię łaski pełną przystało. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja trafiłem niedawno na TVP Kultura na ten film, nie spodziewałem się, że może mi się spodobać, ale jednak uważam, że to świetne kino. A po Twoim komentarzu sprawdziłem jaki jest tytuł najnowszej płyty Marii Peszek, bo tego wcześniej nie wiedziałem :) Co do tytułu "Marii łaski pełnej" to przed obejrzeniem filmu tytuł mi się nie podobał, bo jakoś nie zachęcał do seansu. Obejrzałem go tylko dlatego, że nie znalazłem nic ciekawego na innym programie, ale po seansie już mi ten tytuł nie przeszkadza, a nawet mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń