reżyseria: Martin Scorsese
scenariusz: Paul Schrader
W roku 1974 samozwańczy obrońcy sprawiedliwości odtwarzani przez Charlesa Bronsona (Paul Kersey, Vince Majestyk) przetarli szlak dla ich ewentualnych następców pragnących oczyścić miasto z najgorszych szumowin. Szukający własnej drogi twórczej 33-letni Martin Scorsese podchwycił pomysł i z banalnej opowieści sensacyjnej uczynił dzieło doceniane przede wszystkim przez krytyków, a nie miłośników kina akcji. Nie zdobył oscarowej nominacji za reżyserię, ale Złota Palma w Cannes i tak dobitnie świadczy o tym, że mamy do czynienia z kinem na najwyższym światowym poziomie. W Taksówkarzu widoczne są echa wojny w Wietnamie i afery Watergate, jest wielka polityka i wielka afera z dziwkami i alfonsami, jest brudne i niebezpieczne miasto oraz wyobcowany bohater, który z biernego obserwatora przekształca się w uzbrojonego szaleńca.
Najciekawszym pomysłem scenarzysty Paula Schradera jest skupienie całej uwagi na jednym bohaterze. Travis Bickle służył niegdyś w marines, a wojna w Wietnamie okazała się dla niego (jak i pewnie dla większości weteranów) bolesnym przeżyciem. Nie może zasnąć, pracuje więc jako taksówkarz na nocnej zmianie i jeździ do najgorszych dzielnic nowojorskich. Wozi polityków i karierowiczów, chamów i sfrustrowanych mężów, a za szybą auta widzi nędzne ulice pełne czarnuchów i pedałów, sutenerów i dziwek. Oto i cały Nowy Jork, rodzinne miasto Martina Scorsese i Woody'ego Allena. Bohater Taksówkarza chłodnym okiem obserwuje ulice, ale coś powstrzymuje go przed działaniem. Jednak narastająca frustracja, niepowodzenia w życiu uczuciowym oraz poznanie nieletniej prostytutki przyczyniają się do tego, że kupuje broń i zamierza jej użyć. Wyniszczony wojną i przerażony ludzkim okrucieństwem weteran nie ma zamiaru dłużej stać z boku - chciałby naprawić świat i wierzy, że tylko przemocą i krwią może oczyścić miasto.
W tej gnijącej metropolii Travis poznaje kobietę, która wydaje się tu zupełnie nie pasować. Betsy na co dzień pracuje w sztabie wyborczym ambitnego senatora. Jest radosną, błyskotliwą i zjawiskowo piękną blondyną, optymistycznie nastawioną na nowe znajomości, więc Travisowi udaje się ją namówić na kolację, a nawet kino. I wtedy okazuje się, że Betsy nie ma poczucia humoru, jest zimna albo po prostu zbyt przewrażliwiona z pewnych względów - rezygnuje ze spotkań z Travisem ze względu na jego ... kiepski gust filmowy. Wtedy również u taksówkarza ujawnia się neurotyczny charakter, ale jest w stanie się powstrzymać by nie wyrządzić szkód. Travis Bickle to postać, którą trudno rozgryźć - nikt nie wie jakie pomysły przyjdą mu do głowy. Pod maską spokoju i opanowania ukrywa złość i irytację. W jednej chwili zachowuje zimną krew i uważnie obserwuje otoczenie, chwilę potem odjeżdża myślami w innym kierunku, a jakiś czas później przygotowuje się przed lustrem do krucjaty, która może zakończyć jego żywot.
Ten film na pewno wiele zyskał dzięki odtwórcy głównej roli. Robert De Niro potrafi zagrać odrażającego typa, ale postać Travisa taka nie jest. To człowiek godny zaufania, sympatyczny i sprawiedliwy. Mogą się go bać tylko ludzie nieuczciwi, zajmujący się wyzyskiem i oszukiwaniem obywateli - politycy, gangsterzy, alfonsi. Politycy (tacy jak kandydujący na prezydenta senator Palantine) są jednak dobrze asekurowani, więc trzeba się zająć tym mniejszym światem, w którym istnieje nie mniejsze zło, wyzysk i zakłamanie. Robert De Niro znakomicie ukazał gniew i frustrację jakie opanowują zwykłego człowieka pragnącego żyć uczciwie. To tak jakby dwie postacie w jednym - milczący i nie wadzący nikomu taksówkarz oraz typ niezrównoważony, który oprócz pornosów oglądał też chyba filmy z Charlesem Bronsonem i Clintem Eastwoodem. Aktor miał już Oscara za Ojca chrzestnego II (1974), więc potrzebował roli, która potwierdziłaby jego aktorską klasę. Dla postaci taksówkarza zrezygnował nawet z lukratywnych propozycji, zadowalając się gażą w wysokości 35 tysięcy dolarów.
Wśród bohaterów drugoplanowych wyróżnia się 13-letnia Jodie Foster w roli Iris, nastoletniej prostytutki. Aktorka jak widać miała wrodzony talent, którego nie zdobyłaby w żadnej szkole aktorskiej. I co ważniejsze, umiała go wykorzystać. Albo po prostu reżyser wiedział jak wydobyć z niej to co najlepsze. Warto zaznaczyć, że Scorsese (w czasach, gdy nosił jeszcze brodę) również zaliczył udany występ aktorski. To nie jest już zwykłe cameo jak w przypadku Hitchcocka, ale bardzo wyrazisty epizod. Zagrał nerwowego pasażera, którego zżera nienawiść do niewiernej żony. Ważnym bohaterem opowieści jest Nowy Jork - filmowany z jakąś dziwną manierą, jakby istniał tylko w koszmarnych snach głównego bohatera. Nie widać tu dobrych stron tego miejsca - miasto wygląda jak piekło na ziemi, z którym trzeba zrobić porządek. Taksówka Travisa Bickle'a porusza się tylko wzdłuż jednej drogi - do piekła i z powrotem.
Scorsese z doskonałym wyczuciem obrazu i muzyki przedstawił tu Amerykę jako prawdziwy rynsztok, a nie miejski pejzaż pełen uśmiechniętych twarzy. Jeśli ktoś się zbyt często uśmiecha to z pewnością coś ukrywa, bo w tym mieście nie ma miejsca na radość i optymizm. Dość jasno reżyser krytykuje swój kraj, w którym doszło jego zdaniem do upadku moralności i nasilenia przemocy. Choć Amerykę nazywa się wolnym krajem w istocie nim nie jest, ludźmi rozporządza się swobodnie, facetów wysyła na wojnę, a kobiety do burdelu. Na miejscu Travisa każdy miałby ochotę pozabijać tych wszystkich delikwentów, ale nie każdy ma w sobie tyle odwagi i siły, by zrealizować te plany. Uraz spowodowany wojną wietnamską przyczynił się do tego, że facet nie myśli racjonalnie i działa zbyt gwałtownie. A jak zachowałby się zdrowy i wykształcony obywatel w konfrontacji z przemocą?
Już od pierwszych minut projekcji zwraca uwagę przygnębiająca, melancholijna muzyka sugerująca rozgoryczenie i smutek głównego bohatera. Jej autorem jest dawny współpracownik Hitchcocka, Bernard Herrmann. Muzyka nie zapowiada autentycznej desperacji i nieopanowanej wściekłości taksówkarza, które dopiero w końcówce się ujawnią, ale jest doskonałą ilustracją mrocznej natury cynicznego i pozbawionego złudzeń weterana z Wietnamu. Niestety, Herrmann nie zobaczył efektu swojej pracy - zmarł niedługo po nagraniu ścieżki dźwiękowej. A efekt na ekranie okazał się powalający - posępna muzyka wraz z obrazami nieprzyjaznej metropolii idealnie się ze sobą łączą tworząc niemal paradokumentalną relację z życia kierowcy taksówki.
Akcja w filmie rozkręca się powoli, gdyż ważniejsze dla reżysera jest zbudowanie frapującej postaci i posępnej atmosfery gnijącego miasta. Scorsese stosuje pozakadrowy komentarz i niediegetyczną muzykę, by nawiązać do filmów noir z lat 40. czyli tych dzieł, które dobitnie pokazywały Amerykę jako miejsce agresywne, zdegenerowane, pełne fałszu, zepsucia i perwersji. Lata 40. czy lata 70. są do siebie podobne, gdyż w jednej i drugiej dekadzie wracający z frontu weterani stanęli do kolejnej batalii - musieli przystosować się do nowej rzeczywistości, ale wojenne przeżycia i koszmary im tego nie ułatwiały.
Taksówkarz to świetny obraz amerykańskich stosunków społecznych lat 70. i bardzo udany portret jednostki zirytowanej miejskim bałaganem i zbuntowanej przeciwko temu co zostało z amerykańskiego stylu życia. Travis Bickle próbuje być Johnem Wayne'em i ma szlachetne intencje, ale nie ma przyjaciół, więc w swojej walce jest osamotniony jak Gary Cooper w filmie W samo południe. Taxi Driver to taki współczesny western utrzymany w poetyce neo-noir i stylu kina festiwalowego, który polega na ograniczeniu do minimum scen akcji, zwolnieniu tempa i skupieniu się na losach jednostki próbującej rozwiązać konkretny problem.
Taksówkarz to świetny obraz amerykańskich stosunków społecznych lat 70. i bardzo udany portret jednostki zirytowanej miejskim bałaganem i zbuntowanej przeciwko temu co zostało z amerykańskiego stylu życia. Travis Bickle próbuje być Johnem Wayne'em i ma szlachetne intencje, ale nie ma przyjaciół, więc w swojej walce jest osamotniony jak Gary Cooper w filmie W samo południe. Taxi Driver to taki współczesny western utrzymany w poetyce neo-noir i stylu kina festiwalowego, który polega na ograniczeniu do minimum scen akcji, zwolnieniu tempa i skupieniu się na losach jednostki próbującej rozwiązać konkretny problem.
"Warto zaznaczyć, że Scorsese (w czasach, gdy nosił jeszcze brodę) również zaliczył udany występ aktorski. To nie jest już zwykłe cameo jak w przypadku Hitchcocka, ale bardzo wyrazisty epizod."
OdpowiedzUsuńApropo, Scorsese zaliczył (bardziej hiczkokowski) epizod w After Hours - świeci reflektorem na publiczność w klubie podczas koncertu Bad Brains.
http://www.youtube.com/watch?v=5bzTaL2aaD0
Nie wiem dlaczego, ale podobny klimat jak "taksówkarz' miał dla mnie "Drive". Obie główne kreacje w mojej opini do siebie podobne, nawet bardzo - tak wiem dziwny jestem ;)
OdpowiedzUsuń... a potem samego Van Gogha zagrał w 'Snach' Kurosawy.
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznac, że ta rólka Marty;ego w 'Taksówkarzu' robi wrażenie - zero ściemy, gośc jest na prawdę grożny. I zostało to odpowiednio docenione... z miejsca zaproponowano mu rolę Charlesa Mansona w mini-serialu 'Helter Skelter ' Toma Griesa 76'. Odmówił.
Ostatecznie Mansona zagrał Steve Railsback, ktory po latach wcieli się też w postac Eda Geina ( 'W Świetle Księżyca' 2000' ).
Podważać umiejętności aktorskich De Niro nie sposób, ale nie zawsze mnie zachwycał, nie w każdym filmie robił na mnie wrażenie. Jak to jest jednak, że u Scorsesego zawsze wypadał wybitnie? :)
OdpowiedzUsuń''... I wtedy okazuje się, że Betsy nie ma poczucia humoru, jest zimna albo po prostu zbyt przewrażliwiona z pewnych względów - rezygnuje ze spotkań z Travisem ze względu na jego ... kiepski gust filmowy. Wtedy również u taksówkarza ujawnia się neurotyczny charakter, ale jest w stanie się powstrzymać by nie wyrządzić szkód...''
OdpowiedzUsuńŻe co takiego?!! Przecież to właśnie wtedy Travis podejmuje decyzję o zamachu na Palantine'a , kupuje broń i rozpoczyna przygotowania wojenne. To jest jego podstawowy cel, bynajmniej nie motywowany chęcią usunięcia ,,nieuczciwego polityka''. On chce zniszczyc gościa, który jest idolem kobiety, której nie może miec.
Nawet nie dla tego, że pochodzi ona z innej kasty ( dośc niekonwencjonalnie, ale przecież udało mu się ją sobą zaintrygowac) ), ale dla tego, że on całym sobą ukierunkowany jest na niszczenie; także, a może przede wszystkim siebie. Na pornola zabrał ją nie dla tego, że był idiotą bez pojęcia , że to spali jego zaloty na panewce ; on podświadomie chce byc odrzucony, bo taki stan pomoże mu jeszcze bardziej nakarmic swą nienawiśc, a tylko o to mu tak na prawdę chodzi, przez cały film.
Akcja nie wychodzi, ale ten dziki i metodycznie zbudowany potencjał trzeba gdzieś skanalizowac i Travis wykonuje rajd na burdel, co jest afektywnym skutkiem ubocznym , a nie planowym działaniem. Chęc oczyszczenie miasta z tego całego gówna jest tylko zasłoną dymną i pretekstem ; Tak na prawdę on chce rozpierdolic świat, a na końcu siebie, ale to drugie ma nastąpic właśnie w ogniu tego pierwszego, nie inaczej ( Travis nie miałby nic przeciwko śmierci od kul ochroniarzy tuż po zabiciu Palantine'a )
Gdy już po wszystkim Cybil Shephard wsiada do jego taksówki, rozmowa nie klei się przede wszystkim z jego strony.On ma wyjebane na życie uczuciowe, zresztą tak było od początku. Ten jego enigmatyczny uśmieszek ,,Giocondy z Bronxu'' sugeruje wewnętrzny spokój, nie tyle pozorny, co dorażny. Dokładnie taki sam, jaki malował się na twarzy Dustina Hoffmana z kierownicą, w ostatnim ujeciu 'Nędznych Psów'.
Ja jednak inaczej odebrałem ten film. Ale jakby na to nie spojrzeć to Travis nie wyrządził tu wiele szkód. Nie ma tu pandemonium przemocy na ulicach NY, jakie mogłoby być, gdyby za reżyserię zabrał się Sam Peckinpah ;)
OdpowiedzUsuńTroszkę odbiegnę od tematu głównego, ale tak się zastanawiam co sprawiło, że tak świetny scenarzysta i skądinąd utalentowany reżyser jak Paul Schrader zdecydował się na nakręcenie czegoś tak paskudnego, tak kiepskiego jak "The Canyons". Schrader na stare lata mocno się stoczył, aż dziw bierze, patrząc na to co tworzył w przeszłości. Mam nieodparte przeczucie, że całe to filmowe przedsięwzięcie będzie nominowane do "Złotych Malin" w wielu kategoriach ze sporymi szansami na zgarnięcie nagród.
OdpowiedzUsuńNie on jeden : Carpenter, Ferrara, Parker,a na Argento , to już słów ( tj. bluzgów) brakuje... Niepokojący jest przypadek Lyncha, który po genialnych 'Lost Highway' i 'Mulholand Drive' zdeklasował się autokarykaturalnym 'Inland Empire',po czym gwałtownie zamilkł, będzie już 9 lat. Ale wierzę, ze ostatniego słowa jeszcze nie powiedział. Z drugiej strony, takie comebacki po wielu latach często kończą się fiaskiem, czego przykładem jest 'Road to Nowhere' Monte Hellmana. Z kolei nader obiecująco zapowiada się powrót Jodorowskiego, jeśli wierzyc trailerowi.
OdpowiedzUsuńJak dygresje, to dygresje :P Z wrześniowych premier, na pewno obadam ' You're Next' - ciekawe, czy będzie miła niespodzianka, czy kolejne,,wiele hałasu o nic''.
Z nadchodzących blockbusterow bardzo mnie intryguje 'Gravity' i na pewno nie odmówię sobie ' Escape Plan'.
Ale najbardziej oczekuę :
'Inside Llewyn Davis' Coenów
'Territorial' Matthew Holmesa
'Child of God' Jamesa Franco
' Venus in Fur' Polańskiego
@Simply
OdpowiedzUsuńNo! Zajawki You're Next wyglądają fajnie. Przypomina The Strangers - ostatnio sobie powtórzyłem i stwierdzam, że film Bryana Bertino, to jedna z lepszych horror/thriller rzeczy dekady 00's.
A Alfonso Cuarona (Gravity) po Children of Men trzeba promować.
A co do reżyserów, którzy mają nie najlepsze końcówki, to Frankenheimer i jego Reindeer Games się chyba nadaje.
OdpowiedzUsuń'Reindeer Games' nie widziałem. Za to nadrabiam zaległości ze starego Frankenheimera - wczoraj obadałem 'Mandżurskiego Kandydata', na dziś zaplanowałem 'Twarze na Sprzedaż'.
OdpowiedzUsuńPodzielam opinie, że swojego rodzaju klimat z "Taksówkarza" można poczuć w "Drive", ale tylko trochę, bo obaj bohaterowie mierzą się z zupełnie odrębną tematyką. Tytułowy taksówkarz jest dla mnie każdym Amerykaninem w pigułce tamtych czasów. Świetny film i bardzo ciekawa recenzja.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: http://moviehomework.wordpress.com/
Fajnie, że przypomniałeś ten film. To jeden z ważniejszych filmów w moim życiu, poza tym zrobił na mnie (i zawsze robi) niesamowite wrażenie. Travis, fabuła, muzyka, zdjęcia - w takiej kolejności. O roli de Niro pisałam u siebie.
OdpowiedzUsuńSamą relację Travis-Betsy odebrałam inaczej jak wy panowie, ale to może właśnie dlatego, że jestem kobietą. Dla mnie związek nie powstał właśnie dlatego, że Betsy zdała sobie sprawę, że nie ma z Travisem punktów stycznych i że poza seksem nic z tego nie wyjdzie, bo facet nie jest w stanie zbudować relacji z nikim. Jest zbyt wyobcowany i samotny.
Pozdrawiam
scoutek
Jeszcze jedno. Travis nie umiał nawiązać kontaktu głębszego, bo czuł się porzucony. System i świat potraktował Travisa jak chusteczkę, zużytą wywalił i zapomniał. Bohaterem stał się dopiero dla rodziców Iris, wtedy poczuł się kimś, docenionym i ważnym. I to był dopiero jakiś związek w jego życiu, zalążek czegoś co mogłoby mu dać namiastkę wspólnoty. Ale to już inna historia.
UsuńPozdrawiam
scoutek
Bardzo trafne spostrzeżenia :D
UsuńPozdrawiam.