Kula dla generała

Quién sabe? (1966 / 108 minut)
reżyseria: Damiano Damiani
scenariusz: Salvatore Laurani, Franco Solinas

Requiescant in pace: Damiano Damiani (1922–2013)

Podobno reżyser nie uważał tego filmu za western, ale za polityczną satyrę dotyczącą wojny domowej w Meksyku. Trudno w to uwierzyć, gdyż obsadzenie Giana Volonté po raz kolejny w roli meksykańskiego bandyty od razu wskazuje na polemikę z 'dolarowymi' westernami Sergia Leone. Poza tym, gdy zaczyna się film od napadu na pociąg to należy się liczyć z tym, że zostanie sklasyfikowany jako western. Problem w tym, że włoskie westerny doceniane były głównie przez mało wymagających widzów, zaś szanowani krytycy nie potrafili wykrzesać dobrych słów na ich temat (nawet zaliczany dziś do arcydzieł gatunku Za garść dolarów został wówczas zmiażdżony przez krytykę). Damiani uważał się za ambitnego filmowca głównego nurtu, więc nie chciał uchodzić za reżysera filmów klasy B. Dla niego był to więc film polityczny nie mający wiele wspólnego ze spaghetti westernem.

Z pewnością nie jest to także film historyczny, niewiele dowiemy się z niego na temat rewolucji meksykańskiej. W centrum uwagi są fikcyjni bohaterowie, zaś w dialogach nie ma nic na temat autentycznych postaci, takich jak: Porfirio Díaz, Emiliano Zapata, Victoriano Huerta czy Francisco Madero. Rewolucja toczy się gdzieś w tle, natomiast reżyser skupia się na postaciach bandytów, którzy chcą wesprzeć rebeliantów sprzedając im amunicję i broń. W tym celu napadają na pociąg przewożący karabiny, a także na fort wojskowy, szukając Mauserów i karabinu maszynowego. Grabieżom towarzyszą zbrodnie, egzekucje i strzelaniny. Następnie bandyci odwiedzają wioskę San Miguel (to tu rozgrywała się akcja Za garść dolarów), by się zabawić i zregenerować siły, a nawet wybrać się na przejażdżkę samochodem. Szczególnie postać o imieniu Chuncho potrzebuje rozrywki, bo rewolucja chyba niezbyt go obchodzi.

Innym podejściem cechuje się jego brat Santo (czyli Święty). To fanatyk o jasno sprecyzowanych poglądach gotowy zabić nawet brata, jeśli ten sprzeniewierzy się ideałom, o które toczy się walka. Pomiędzy tymi dwoma osobnikami znajduje się gringo zwany Niño (czyli Dzieciak). Jego gładka, chłopięca twarz może zmylić każdego - to amerykański najemnik, który podstępem dostał się do bandy El Chuncho. Z początku nie wiadomo jaki jest cel jego misji, ale tytuł Kula dla generała rozwiewa wszelkie wątpliwości. Niño zdobywa sympatię przywódcy bandy zdeprawowanych muchachos, co tylko ułatwia mu wykonanie zadania. Relacje między gringo a Meksykaninem pełne są napięcia - trudno przewidzieć jak zachowa się Chuncho, gdy dowie się że został wykorzystany przez młokosa, któremu zaufał i traktował jak przyjaciela.

Dzięki niesamowitej charakteryzacji Gian Maria Volonté przeobraził się w prawdziwego Mexicano, lecz swoją grą aktorską stworzył raczej karykaturę niż wiarygodną postać. El Chuncho to jednak złożona osobowość, która łączy w sobie łagodność i agresję, szaleństwo i powagę, energię i zwątpienie. Z uwagi na to, że jest skłonnym do przemocy prostakiem trudno z nim sympatyzować, ale i tak wydaje się pozytywnym bohaterem, bo w przeciwieństwie do innych jest szczery, otwarty, nikogo nie udaje i ufa ludziom, nawet obcym. Volonté to jeden z niewielu aktorów, którzy potrafią zagrać bandytę na wiele różnych sposobów. Nie boi się szarżować, ale też nigdy nie przekracza granicy śmieszności. Towarzyszący mu Klaus Kinski w roli Santo również jest bardzo dobry, choć otrzymał mniej czasu ekranowego. Już samym wyglądem wzbudza lęk i odrazę, co w połączeniu z fanatyczną osobowością El Santo czyni z niego wyjątkowo groźnego przeciwnika. Niestety, reżyser nie wykorzystał w pełni potencjału jaki tkwił w tym aktorze i w postaci, w której go obsadzono.

Film jest znany także pod tytułem Gringo, który wskazuje jako głównego bohatera Amerykanina, wilka w owczej skórze. Odgrywający tę postać Lou Castel może i pasował do roli tajemniczego Jankesa, ale w porównaniu do kolegów z planu jest sztywniakiem, który nie wzbudza sympatii, a w roli czarnego charakteru nie traktuje się go poważnie. Na dalszym planie błyszczą dwie uparte i odważne panie: Martine Beswick jako Adelita i Carla Gravina jako Rosario. Ta druga wystąpiła tylko w jednej scenie, ale trudno zapomnieć tę charakterną, wybuchową blondynę. Kto zaś oglądał Navajo Joe (1966) Sergia Corbucciego ten pewnie zauważy epizodyczny występ Aldo Sambrella, wcielającego się w porucznika Alvaro Ferreirę, który zaciekle broni pociągu zmierzającego z cennym ładunkiem do Durango.

Kierownikiem muzycznym został Ennio Morricone, ale partyturę napisał Luis Bacalov (ten od Django). Argentyńczyk jest mniej popularny od Ennia, lecz w przeciwieństwie do niego udało mu się zdobyć Oscara mimo tylko dwóch nominacji. Bacalov specjalizował się w latynoskich klimatach, więc jego pomoc przy tym filmie była nieoceniona. Meksykańskie rytmy wydają się idealnie dopasowane do poszczególnych scen (np. jazda pociągiem, fiesta w San Miguel). I chociaż jest jeden motyw, który się powtarza to jednak muzyka tak mocno wtapia się w tło, że wraz z krajobrazami Almerii współtworzy realistyczny obraz Meksyku z początku XX wieku. Kompozycje Bacalova nie wysuwają się na pierwszy plan jak w klasycznych spaghetti westernach, ale kreują odpowiedni nastrój i wpasowują się w żywe i niespokojne tempo filmu.

Nie ma tu klasycznego pojedynku dobra ze złem. Tak jak w Dzikiej bandzie (1969) Sama Peckinpaha wszyscy są skłonni do przemocy, chciwi i zdesperowani. Broń fascynuje ich bardziej niż kobiety, zaś napady na pociągi (i nie tylko) stanowią doskonałą okazję do wzbogacenia się i sprawdzenia własnych możliwości. Nie boją się śmierci - żyją przede wszystkim po to, by godnie umrzeć w słusznej sprawie. Sam Peckinpah musiał oglądać ten film, bo w jego Dzikiej bandzie da się zauważyć inspiracje tym właśnie rewolucyjnym obrazem Damianiego. Włoski reżyser znakomicie ustawił choreografię scen akcji - fragmenty bitewne i kanonady stoją tu na najwyższym poziomie. Widać że to kino z głównego nurtu, a nie tania rozrywka. Przemoc i humor są idealnym dopełnieniem charakterystyki postaci, opowiadanych wydarzeń i historycznego tła. Kto wie (Quién sabe) czy Kula dla generała to nie jeden z najlepszych filmów o wojnie domowej w Meksyku?

7 komentarze:

  1. Genialna recenzja, ja niestety jeszcze tego nie widziałem, ale jest na liście :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ,,.. głównego bohatera Amerykanina, wilka w owczej skórze ..''

    Jeżeli już, to Szakala. Bo to w końcu takie El Dia del Chacal a la Zapata ( lub raczej Villa, akcja dzieje się na północy Meksyku, gdzie operował comandante Pancho ) Ostro antyamerykański ' Quien Sabe ? ' jest jak najbardziej dziełem historycznym - ale w rozumieniu Siergieja Eisensteina, który powiadał, że ,, film historyczny więcej mówi o czasach, w których powstał, niż o tych, które pokazuje
    ...''
    Myślę, że nie doceniasz Lou Castela. Nino to świetnie skonstruowana rola, oparta na wyolbrzymionym do granic efekcie obcości - koleś wygląda, jak wyelegantowany pokemon, który idzie do bierzmowania, a nie na wojnę, a na dobitkę jest doskonałą maszyną do zabijania i urodzonym taktykiem w jednym. Cała ta dychotomia plus kontrast fizyczno emocjonalny między nim a Chuncho i jego bandą chingones, to jest coś fantastycznego !
    Nino jest jak wcielony sopel lodu - Adelita ( ogień, nie kobieta ) strzela do niego kuszącymi spojrzeniami, aż jej kochanek - wieśniak zgrzyta zębami, a ten nic, ma wyjebane do spodu. Chuncho nie może tego pojąc, dla niego życie i smierc to jedna fiesta, z obydwoma lubi się zabawic, jest cały czas GŁODNY, nie kmini w ząb, że ktoś nie jest. To po chuj takiemu kasa ?
    LOS SPOILEROS ;
    W pierwszej scenie - kiedy Nino kupuje bilet - widzimy dokładnie, jaki jest jego faktyczny stosunek do ludzi z kraju, w którym się znalazł. W ostatniej ( też na stacji i w kolejce po bilety ) mamy replikę jego wcześniejszego zachowania, ale widzianą oczami Chuncho. I właśnie w tym momencie dociera do niego, coś co do tej pory uchodziło uwadze : cała ta bezdenna pogarda, jaką Nino żywi do jego ziomków . I że on sam nigdy nie przestanie byc jednym z nich. Myślę, że właśnie to zadecydowało, ze zrobił, to, co zrobił.
    Tak, to najlepszy i najgłębszy w treści zapata western. Jebane arcydzieło.
    Zadbano też o realia militarne, ckm jest taki, jakich wtedy używano ( Hotchkiss wz. 1914) )

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja wypowiedź utwierdziła mnie w przekonaniu, że to rewelacyjny film. No i to zakończenie - niejednoznaczne, dające pole do interpretacji, genialne po prostu.
    A co do Castela to może jak obejrzę więcej filmów z jego udziałem to go bardziej docenię ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ,,..Lepiej kupcie za to dynamit ..'' - Chuncho to praktycznie mówi do kamery. To jest deklaracja pewej postawy i credo twórców ( czerwonych radykałów Damianiego i Solinasa, a także Volonte, którego wtedy nawet wyjebano z komunistycznej partii Włoch za ekstremizm ) Wiadomo, że wtedy na świecie wrzało. Także wiadomo, że najczęściej jedni piszą manifesty, a drudzy rozstrzeliwują. I ci pierwsi wolą, żeby tak zostało... ale sami nieuleczalnie tęsknią do pewnej dzikości , o której tylko mogą pisac ballady. To jest genialna ballada, bo mówi prawdę o cywilizacjach, którym nigdy nie będzie po drodze. O innej temperaturze krwi , o w ciul innym postrzeganiu świata i inym dealu z tym światem.
    Z Castelem, to ,, Pięści w Kieszeni'' Marco Bellochio.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu uważasz, że "są nawet próby odczytania z perspektywy prawicowej, choć dość karkołomne"?

    OdpowiedzUsuń
  6. To teraz w Meksyku jest jakakolwiek prawica? A jeśli nawet, to to, co dla was jest "karkołomne", w ich mentalności jest normalne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakich ,, was'' masz ojciec na myśli ?

    OdpowiedzUsuń