O tym jak kruche jest życie - na przykładzie trzech filmów H.G. Clouzota

Henri-Georges Clouzot (1907–1977) to obok Roberta Bressona najsłynniejszy filmowiec debiutujący w okupowanej przez Niemców Francji. Z Bressonem łączyła go niechęć do koloru, ale tematyka zbrodni i pesymizm zbliżały go w stronę czarnych kryminałów amerykańskich. Inspirując się literaturą potrafił wykreować zapierające dech w piersiach sceny i pełne napięcia kulminacje, co uczyniło z niego mistrza suspensu - „francuskiego Hitchcocka”. Swoją pozycję zawdzięczał nie tylko talentowi, inwencji i warsztatowej biegłości, ale też znakomitym aktorom i współpracy z mistrzem fotografii czarno-białej, Armandem Thirardem. Jego twórczość wywarła spory wpływ na kolejne pokolenia reżyserów, zarówno europejskich jak i amerykańskich.

Gdy Francja została wyzwolona spod niemieckiej okupacji Clouzot został oskarżony o kolaborację z Niemcami i zawieszony na dwa lata w pracy w przemyśle filmowym. Powodem takiej decyzji była współpraca reżysera z firmą Continental Films, która w czasie wojny była kontrolowana przez niemiecką propagandę. Nie bez znaczenia był też fakt, że jego drugi film (Kruk) w sposób krytyczny przedstawiał francuską prowincję. Mimo iż tworzył często w znienawidzonym przez krytyków gatunku thrillera odnosił nie tylko komercyjne, ale też artystyczne sukcesy. Nagrody na festiwalach w Wenecji, Cannes i Berlinie, a także przyznawana przez krytyków Nagroda Delluca potwierdzały artystyczną wartość filmów Clouzota. Najsłynniejsze dzieła francuskiego mistrza, Cena strachu (1953) i Widmo (1955), doczekały się barwnych remake'ów, a niektóre pojedyncze sceny z pierwowzorów okazały się dla reżyserów idealnym sprawdzianem z budowania klimatu i kreowania pełnych napięcia sekwencji.

Clouzot, Hitchcock i Romy Schneider w Cannes
Był nie tylko reżyserem, ale również autorem (lub współautorem) scenariuszy wszystkich swoich filmów. Oprócz wspomnianych wyżej dwóch arcydzieł zrealizował również: czarną komedię Morderca mieszka pod 21 (1942), dramaty kryminalne Kruk (1943) i Kto zabił? (1947, nagroda za reżyserię w Wenecji), melodramat Manon (1949, Złoty Lew w Wenecji), film dokumentalny Tajemnica Picassa (1956, Nagroda Specjalna Jury w Cannes), agenturalny dramat Szpiedzy (1957) i opowieść sądowa pt. Prawda (1960, Złoty Glob i nominacja do Oscara). Kilku filmów nie udało mu się dokończyć (Wycieczka do Brazylii, Piekło z Romy Schneider). Tak jak Hitchcock miał swoją Grace Kelly, tak i Clouzot miał swoją muzę, którą obsadził w trzech filmach. Była nią jego żona Vera, która w 1960 roku zmarła nagle na atak serca (grana przez nią bohaterka w thrillerze Widmo też miała słabe serce).

Wzorem Sartre'a Clouzot włączył się w nurt francuskiego egzystencjalizmu, diagnozującego w pesymistyczny sposób losy jednostki ludzkiej. Jego filmy przesiąknięte są fatalizmem i grozą, które służą ukazaniu ludzkiego istnienia z jak najgorszej strony. W tej rzeczywistości nie ma miejsca na miłość, solidarność i zabawę. Jest tylko smutek, rozpacz i śmierć. Według reżysera człowiek jest istotą bezradną, bo często nie ma wpływu na własne życie. Jest niewolnikiem jakiejś niesprecyzowanej siły wyższej, która w każdej chwili może go zabić, nawet w najbardziej absurdalny sposób. Ten pesymizm odróżnia francuskiego mistrza od wielu filmowców, w tym także Hitchcocka, do którego jest porównywany. Filmy Clouzota nie każdemu przypadną do gustu - osoby oczekujące prostej rozrywki mogą być zawiedzione.

Morderca mieszka pod 21
L'Assassin Habite... au 21 (1942 / 84 minuty)
scenariusz: H.G. Clouzot, S.A. Steeman na podst. powieści S.A. Steemana

Debiut Clouzota to komedia kryminalna przenosząca formułę angielskiego kryminału w stylu Agaty Christie w realia Francji, która wówczas znajdowała się pod niemiecką okupacją. Reżyser będący także współscenarzystą obrazu przeniósł historię z Londynu do Paryża (akcja literackiego pierwowzoru, autorstwa belgijskiego pisarza Steemana, rozgrywa się w Londynie), ale ani słowem nie wspomniał o toczącej się wojnie. W głównej roli, inspektora Wensa, wystąpił Pierre Fresnay, ale największą gwiazdą filmu okazała się Suzy Delair w roli krzykliwej, ale bystrej kochanki inspektora. Opowieść o metodycznym i perfidnym złoczyńcy używającym miecza, pistoletu i sznurówki to błyskotliwa makabreska, w której zmieszano elementy rasowego kryminału z dowcipem, ironią i sarkazmem.

Film rozpoczyna się od ukazania prawdziwej ludzkiej głupoty i nierozwagi - facet, który wygrał na loterii najpierw upija się w barze, po czym samotnie wraca do domu. Gdy staje się ofiarą mordercy trudno się przejąć, można tylko stwierdzić, że sam jest sobie winien. Problem w tym, że nie jest on ani pierwszą ani ostatnią ofiarą grasującego w Paryżu seryjnego mordercy. Na miejscu zbrodni sprawca zostawia wizytówkę z nazwiskiem Mr Durand. Kim jest ów zabójca, dlaczego odbiera życie ludziom i według jakiego klucza dobiera ofiary? Te pytania dręczą mieszkańców Paryża, w szczególności inspektora Wensa, który otrzymał określony czas na schwytanie sprawcy. Przełom w śledztwie następuje wówczas, gdy zostaje aresztowany drobny oszust - ujawnia on bowiem, że zna adres mordercy. Inspektor w przebraniu pastora idzie pod ten adres, pod którym znajduje się mały pensjonat, i od tej pory swoją uwagę skupia na grupie ekscentrycznych gości pensjonatu. Ktoś z nich ma na sumieniu serię brutalnych zbrodni.

Podobnie jak w Pościgu za cieniem połączono tu kryminalną zagadkę z humorem, jednak nastrój filmu Clouzota jest bardziej przygnębiający, a ludzie zostali porównani do robaków, które można rozdeptać bez żadnych konsekwencji moralnych i prawnych. Strach wyjść na ulicę, bo w jednej chwili świat może się zawalić, a życie może zostać odebrane tak szybko i niespodziewanie jak portfel ukradziony przez kieszonkowca. Nawet gdy ktoś nie dysponuje porządną bronią to za pomocą zwykłej, niepozornej sznurówki też może spowodować czyjąś śmierć. Monsieur Durand stosuje wszelkich metod i każda okazuje się skuteczna. I jak na geniusza zbrodni przystało długo pozostaje nieuchwytny. Czy dandysowaty detektyw okaże się niezawodnym pogromcą zła?


Życie jest jak loteria - można wylosować szczęście albo tragedię, zdaje się mówić reżyser. Zakończenie jak to zwykle bywa w filmach kryminalnych niewiele ma wspólnego z rzeczywistością - morderca musi zostać zdemaskowany i basta. Łatwiej taki happy end zaakceptować, gdy film przepełniony jest humorem. A ten jest obecny pod postacią licznych dziwaków, zamieszkujących mały paryski hotel. Są wśród nich: konstruktor zabawek, magik rzucający nożami, lekarz dokonujący nielegalnych aborcji, autorka thrillerów dotknięta kryzysem twórczym, a także przebojowa śpiewaczka, która porównuje siebie do świętej Genowefy broniącej Paryża przed Attylą. I jak tu wskazać winowajcę, gdy każdy sprawia wrażenie osoby niezrównoważonej.

Debiutancki utwór francuskiego filmowca z pewnością nie należy do wybitnych osiągnięć kinematografii. Reżyser za bardzo idzie w karykaturę i pastisz, za mało zaś skupia się na samej intrydze. Ale i w tym też tkwi pewien urok. Szczególnie gdy spojrzy się na rok produkcji można zrozumieć, że w tym trudnym dla Francji okresie potrzebny był zastrzyk humoru. Dzięki niemu można było choć na chwilę odlecieć od przyziemnych spraw, nie zapominając jednak o tym, że zbrodnie na tym świecie zdarzają się codziennie i nie da się temu zaradzić. Napięcie budowane jest umiejętnie dzięki czarno-białym zdjęciom atelierowym, a w scenie pierwszego morderstwa, dokonanego mieczem, zwraca uwagę zręczne kadrowanie. Taki początek zachęca do kontynuowania seansu i trudno odmówić reżyserowi inteligencji, stylu i pomysłu na stworzenie hybrydy czarnego kryminału i czarnej komedii.

Cena strachu
Le Salaire de la Peur (1953 / 148 minut)
scenariusz: H.G. Clouzot, Jérôme Géronimi na podst. powieści Georgesa Arnauda

Film rozpoczyna się jak dramat społeczny o nudnej egzystencji europejskich emigrantów w Ameryce Południowej. W dziurze o nazwie Las Piedras (prawdopodobnie w Wenezueli) ludzie cierpią z powodu bezrobocia, głodu, braku rozrywek i trudnych do wytrzymania upałów. Pożar w oddalonej o wiele mil rafinerii ropy naftowej puszcza w ruch machinę, która może odmienić los kilku uchodźców. Aby ugasić pożar należy wysadzić rurociąg, w tym celu potrzebni są kierowcy do przetransportowania kilku ton nitrogliceryny. Trasa do rafinerii wiedzie przez górską przełęcz rozciągniętą na wiele mil. Kierowanych desperacją czterech kierowców podejmuje się tej misji i w dwóch ciężarówkach ruszają na spotkanie śmierci.

Zgodnie z powiedzeniem Hitchcocka „Oczekiwanie na niebezpieczeństwo jest gorsze niż moment, gdy ono na człowieka spada” Clouzot bardzo wolno rozkręca akcję w swoim filmie. Najpierw przez niemal godzinę widz zmuszony jest razem z bohaterami spędzić czas w slumsach, zanim wreszcie wyruszą oni w trasę. Możliwe, że wstęp do historii jest tak długi, aby debiutująca na ekranie żona reżysera, Vera Clouzot, miała coś do zagrania. Bo gdy Mario, Jo, Luigi i Bimba ruszają w drogę, dla niej nie będzie już miejsca. Aby wykonać zadanie i zdobyć wynagrodzenie kierowcy nie mogą już myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, by nie popełnić błędu, który może ich drogo kosztować. Nitrogliceryna to materiał wyjątkowo niebezpieczny - lekki wstrząs, dziury w drodze, spadające kamienie, a nawet palące słońce mogą spowodować eksplozję.

Brak funduszy na życie przyczynia się do tego, że ludzie w akcie desperacji podejmują najbardziej ryzykowne decyzje. Pieniądze okazują się najważniejsze i aby je zdobyć stawia się wszystko na jedną kartę. A nitrogliceryna w tym filmie to nie tylko element posuwający akcję do przodu - to także pewien symbol, za pomocą którego ukazano kruchość ludzkiej egzystencji. Jeden wielki wybuch może spowodować, że człowiek zamieni się w proch, stanie się niewidzialny jak powietrze. Wiele zależy od przypadku, wystarczy jeden moment nieuwagi, by człowiek padł trupem, a jego marzenia legły w gruzach.


Cena strachu to poniekąd pionierski film akcji, bo scenarzysta stawia przed bohaterami liczne przeszkody, a odbiorca próbuje przewidzieć kto okaże się największym farciarzem. Nie jest to film o wyścigu, nie chodzi o to kto pierwszy dojedzie do mety, a wszelkie przeszkody na drodze to nie jest efekt złośliwości konkurentów, lecz różnych niezależnych od siebie czynników. Dość istotny wątek filmu opisuje konfrontację nadmiernej brawury z paraliżującym strachem - i jedno i drugie może mieć zgubny wpływ na człowieka. Można być bohaterem, szaleńcem, asekurantem lub tchórzem, ale w ostatecznym rozrachunku nikt nie jest zwycięzcą.

Duży udział w powodzeniu filmu mieli znakomici aktorzy, którzy wspomagani rewelacyjnym scenariuszem stworzyli zapadające w pamięć kreacje. Yves Montand i Charles Vanel (Nagroda w Cannes) wspinają się na wyżyny swoich możliwości. Jeden kreuje postać zarozumiałego ryzykanta, drugi wciela się w staruszka, który czuje za sobą oddech śmierci - stara się więc zachować ostrożność, która może być mylona z tchórzostwem. Obaj prezentują różne postawy, więc musi pojawić się konflikt. Drugi duet w tym pełnym napięcia dreszczowcu stanowią Peter van Eyck i Folco Lulli. Chociaż grani przez nich bohaterowie pochodzą z różnych krajów widać między nimi nić porozumienia i wszystko wskazuje na to, że są w stanie wspólnymi siłami doprowadzić tę misję do końca. Każdy z czwórki wykonawców stworzył wyrazistą postać obdarzoną indywidualnym charakterem, w czym pomógł im błyskotliwie napisany scenariusz z sadystycznym zacięciem mnożący przeszkody. Mniej ciekawą postać miała do zagrania Vera Clouzot, ale pod czujnym okiem męża stworzyła niezłą kreację.


Wiele scen w filmie cechuje się mistrzowską kompozycją kadrów i efektowną dramaturgią. Nie jest łatwo przewidzieć reakcję odbiorcy na poszczególne wydarzenia, nie wiadomo czy fragment mający dostarczyć emocji rzeczywiście je zapewni. I w tym tkwi geniusz reżysera, który przy minimalnym udziale pirotechników stworzył dzieło ekscytujące, nieprzewidywalne i frapujące. Film do samego końca trzyma w niepewności, a także sporo mówi na temat ludzkiej natury. Amerykanie zostali tu przedstawieni w złym świetle - to wyzyskiwacze i egoiści, którzy są wszędzie tam gdzie ropa naftowa i zapach forsy. Jednak w Ameryce kunszt reżysera został doceniony, a film spodobał się na tyle, że nakręcono kilka przeróbek. Pierwszą już w 1958 (Violent Road, reż. Howard W. Koch), najsłynniejszą w 1977 (Sorcerer, reż. William Friedkin) - tego ostatniego Clouzot nie mógł zobaczyć, gdyż zmarł na początku tegoż roku.

Widmo
Les Diaboliques (1955 / 117 minut)
scenariusz: H.G. Clouzot, Jérôme Géronimi na podst. powieści Pierre'a Boileau i Thomasa Narcejaca pt. Celle qui n'était plus

Intryga toczy się wokół szkoły z internatem. Uzbrojone w proce dzieciaki muszą codziennie zmagać się z pedagogami, którzy traktują swoją pracę jak zło konieczne. Szczególnie dyrektor traktuje wszystkich z góry, jak gorszą rasę, którą należy nauczyć posłuszeństwa. Lubi także znęcać się psychicznie nad żoną, która również jest nauczycielką. Kobieta jest chora na serce i zbyt duża dawka stresu może ją zabić. Ale męża najwidoczniej nie obchodzi jej stan zdrowia. Udręczona kobieta za namową koleżanki z pracy decyduje się wkrótce popełnić morderstwo, by raz na zawsze pozbyć się podłego małżonka. Zbrodnia zostaje popełniona w Niort, rodzinnym miasteczku Clouzota - znienawidzony dyrektor placówki zostaje najpierw uśpiony, a potem utopiony w wannie, jego ciało zaś podrzucone w basenie na terenie szkoły.

Francuski reżyser przedstawił w Widmie lęki związane ze szkołą i edukacją - ukazał wychowawców jako osoby pełne najgorszych cech charakteru. Nawet głęboko wierząca w Boga Christina ukrywa w sobie gniew i nienawiść, które czynią z niej kobietę współwinną zbrodni. Jej mąż Michel to wyjątkowo odrażający i antypatyczny typ, natomiast jedna z jego podwładnych, Nicole, to zimna i wyrachowana belferka, która swoim postępowaniem sprowadza koleżanki na złą drogę, a mężczyzn doprowadza do zguby. Ten trójkąt zmieni się wkrótce w czworokąt, gdy do akcji wkroczy emerytowany policjant, który najwidoczniej podejrzewa, że za fasadą szkoły kryją się jakieś nieprzyjemne sekrety.

Nie brakuje tu pomysłowo zainscenizowanych scen, takich jak topienie człowieka w wannie, przenoszenie trupa w wiklinowym koszu, wrzucenie ciała do basenu i makabryczny finał. Wszystko naturalnie w otoczeniu ciemności, aby nie było świadków. Jedynie widz zmuszony jest obserwować rozpaczliwe próby pozbycia się człowieka, który jest dla kobiet kimś w rodzaju szczura albo insekta - wzbudza irytację i odrazę. Jedna z bohaterek ma wątpliwości, ale jest zbyt słaba by się komukolwiek przeciwstawić - bardzo łatwo nią manipulować, gdyż sama nie potrafi podjąć decyzji. Jej kumpela to znacznie twardsza osobowość - stanowcza, chłodna i okrutna. Widmo to w dużym stopniu studium narastającej paranoi i strachu. Chora na serce niewiasta zostaje pozostawiona w sytuacji, która ją przerasta.


Fabuła została skonstruowana precyzyjnie, a postacie scharakteryzowane w taki sposób, by ich zachowanie pasowało do mrocznej kompozycji plastycznej. Zero poczucia humoru, tylko złość, smutek, chłód emocjonalny. Jedynie stary komisarz próbuje wprowadzić do tego świata więcej optymizmu, ale pojawia się za późno - gdy widzowie wraz z bohaterami toną w tej ponurej rzeczywistości jak człowiek tonący w brudnym, pokrytym wodorostami basenie. Z materiału wykorzystanego w filmie można było nakręcić thriller kryminalny jak również film grozy o nawiedzonym domu. Tytułowe widmo to duch, który ukazuje się uczniom. Obecność duchów jest w filmie ledwo zarysowana, być może to znudzone dzieciaki ponosi wyobraźnia, świat nadprzyrodzony bardziej ich fascynuje niż edukacja w tym nieprzyjaznym środowisku.

Aż do przerażającego finału jest to znakomity, pełen grozy dreszczowiec, w którym zachwyca misternie skonstruowana intryga i konsekwentnie budowana przez cały czas posępna atmosfera. Aktorstwo jest bardzo mocnym atutem, a praca operatora udowadnia, że tylko w mrocznych barwach ta historia ma sens. Dlatego kolorowy remake z 1996 roku (Diabolique) nie robi już takiego wrażenia, wydaje się zupełnie nijaki i bezstylowy. Francuski mistrz suspensu pierwszy sięgnął po twórczość duetu Boileau - Narcejac, i być może zainspirował tym Hitchcocka, który w 1958 zrealizował Zawrót głowy na podstawie powieści tych francuskich autorów. Potem nakręcił Psychozę, gdzie wzorem Clouzota uczynił łazienkę miejscem makabrycznej zbrodni. Widmo ma tylko jedną wadę - znając zakończenie film wiele traci, w przeciwieństwie do Ceny strachu, która ze względu na akcję i bohaterów może być oglądana wielokrotnie.

1 komentarze:

  1. dzięki, że przypomniałeś mi Cenę strachu. Długo, długo próbowałem sobie przypomnieć tytuł tego filmu, a wystarczyło, że zobaczyłem jeden z przytoczonych przez Ciebie kadrów i od razu opadła zasłona niepamięci ;-). Oglądałem ten film w wieku 8-9 lat. Zrobił wrażenie, skoro nadal go kojarzę ;-)

    OdpowiedzUsuń