reżyseria: Patrice Chéreau
scenariusz: Danièle Thompson, Patrice Chéreau na podst. powieści Alexandra Dumasa, ojca
Tekst poprawiony, uzupełniony i dn. 02.09.2017 opublikowany w serwisie film.org.pl
W nocy z 23 na 24 sierpnia 
minęła 445. rocznica krwawego wesela paryskiego. Warto, jak co roku, 
przenieść się do tych mrocznych czasów, by zobaczyć, do czego jest 
zdolny człowiek żyjący w kraju rządzonym przez religię. Czyli właściwie w
 każdym kraju, bo jak mawiał Plutarch, „Łatwiej jest miasto w powietrzu 
wybudować, niż założyć państwo bez religii”. Najlepszym wehikułem, by 
odbyć taką pouczającą i pełną wrażeń podróż, jest film zmarłego w 2013 
roku reżysera Patrice’a Chéreau. Zrealizował on tę produkcję w roku 
1994, a miłośnicy kina z pewnością wiedzą, że był to wyjątkowo dobry rok
 dla kinematografii światowej. Powstało wtedy sporo niezaprzeczalnych 
arcydzieł, które po dziś dzień są chętnie oglądane. Jednak gdybym miał 
wskazać najlepszy film tamtego roku, to nie miałbym żadnych wątpliwości,
 że będący przedmiotem niniejszej recenzji francuski obraz zasługuje na 
to wyróżnienie. Mało tego, jest to również jedno z najdoskonalszych 
dzieł w swoim gatunku  – dramatu historyczno-kostiumowego.
Najciekawszy okres w dziejach Francji to
 czas wojen religijnych w szesnastym wieku. Punktem kulminacyjnym 
konfliktu była rzeź hugenotów w 1572 roku, która wydarzyła się w noc 
świętego Bartłomieja i została nazwana krwawym weselem paryskim. Już w 
epoce kina niemego filmowcy zajmowali się tym wydarzeniem  – David Wark Griffith zrealizował wtedy Nietolerancję
 (1916), w której jeden z epizodów dotyczył katolicko-protestanckich 
walk w szesnastowiecznej Francji. Najważniejszym filmem o rzezi 
hugenotów jest jednak dramat historyczny Patrice’a Chéreau na motywach 
powieści Alexandra Dumasa. To przykład gruntownie skoordynowanej 
współpracy licznej ekipy filmowej. Rzecz bezapelacyjnie wybitna, która 
mówi więcej o dawnych czasach niż wymuskane i pompatyczne produkcje 
hollywoodzkie. Niewiele ma też wspólnego z typowymi ekranizacjami 
książek Dumasa, mającymi charakter filmów płaszcza i szpady.
Tytułową postacią dramatu jest 
Małgorzata z dynastii Walezjuszów, córka regentki Katarzyny 
Medycejskiej, głównej inspiratorki masakry kalwinistów. Jeden z braci 
Małgorzaty został królem Polski (Henryk Walezy), ale w filmie ważniejszą
 postacią jest drugi z braci, król Francji Karol IX. Wydarzenia z kart 
historii nie zostały bezmyślnie przepisane, ale genialnie je 
zinterpretowano, stawiając w centrum namiętny charakter młodej kobiety. Z
 punktu widzenia ostatniej przedstawicielki rodu Walezjuszy wyraźniejszy
 staje się wątek upadku moralności. Margot mówi do swojego męża, Henryka
 Burbona z Nawarry, że nie można okazywać miłości, bo ona może tylko 
zgubić człowieka, doprowadzić do śmierci. Sama królowa udaje więc 
kobietę zimną, pozbawioną uczuć. Zdobywa reputację ladacznicy, która nie
 potrafi spędzić nocy bez mężczyzny. W rzeczywistości jedyną osobą, 
którą obdarza uczuciem, jest prowansalski szlachcic de La Môle. W 
stosunku do reszty zachowuje dystans, lecz przeciwna jest przemocy i 
nawet niekochanego męża ratuje przed śmiercią.
Okres średniowiecznej ciemnoty dobiegł końca, nauka i sztuka zaczęły się rozwijać
 (tzw. okres odrodzenia lub renesansu), ale ulice wciąż spływały krwią, 
bo ludzie nie nauczyli się jeszcze, jak ze sobą rozmawiać. Król, mając 
władzę nad ludźmi, korzystał z niej wedle własnego uznania. Rozpętał 
wojnę, urządzał egzekucje, zraszał krwią francuską ziemię. Jego matka, 
Katarzyna Medycejska, pozbywała się politycznych konkurentów za pomocą 
substancji, która podawana w odpowiedniej dawce powoduje śmierć. Ta 
substancja, nazywana trucizną, preferowana była szczególnie przez 
kobiety. W Królowej Margot już nie tylko napoje i posiłki mogą być zatrute, ale również miłosny afrodyzjak, a nawet książka (tak jak w Imieniu róży,
 w którym księga Arystotelesa została nasączona trucizną). Warto jednak 
dopowiedzieć, że historycy dziś nieco inaczej oceniają Katarzynę 
Medycejską, sugerując, że opinia, jaka do niej przylgnęła, to mit, i w 
rzeczywistości nie była morderczynią.
W filmie nie brakuje wstrząsających fragmentów, takich jak kluczowa scena masakry, ukazana niczym apokalipsa –
 ludzie tracą wszelkie opory, jakby był to dzień końca świata. Znakomity
 jest fragment, w którym Małgorzata wyrzuca przed królem swoją 
frustrację. Nazywa kraj cmentarzem, bo wielu poddanych króla to ludzie 
zabici, zmasakrowani lub śmiertelnie ranni. Wtedy logiczne jest, że 
Margot to postać pozytywna. Jej lodowaty i nieposkromiony charakter to 
tylko poza, pod którą ukrywa się spragniona miłości pacyfistka. Jej 
zamiłowanie do seksu i gorący temperament nie wydają się grzechem w 
porównaniu do czynów, jakich dopuściła się jej matka, by zapewnić swoim 
potomkom nieograniczoną władzę w państwie. Stosując wszelkiego rodzaju 
podstępy (szczególnie trucizny), zapewniła swoim synom miejsce na 
tronie, ale nie do końca osiągnęła swój cel. Wraz ze śmiercią syna 
Henryka rządy Walezjuszów dobiegły końca, rozpoczęło się panowanie 
Burbonów.
Doskonale skonstruowano tu bohaterów, a 
także porządnie ich ucharakteryzowano. Mamy wrażenie, że postacie 
historyczne ożyły, w czym duża zasługa nie tylko charakteryzacji i 
kostiumów, ale także świetnych aktorów, którzy odegrali swoje postacie w
 sposób ekspresyjny i sugestywny. Isabelle Adjani ma wiele znakomitych 
kreacji na koncie, ale to właśnie królowa Margot jest rolą jej życia. Z 
kolei piękna Włoszka z filmów lat sześćdziesiątych, Virna Lisi, swoją 
aktorską dojrzałość mogła ujawnić dopiero w późniejszych latach, a 
postać Katarzyny Medycejskiej zajmuje w jej karierze miejsce szczególne.
 Otrzymała za nią Cezara i nagrodę w Cannes. Francuskim odpowiednikiem 
Oscara wyróżniono także wspomnianą Isabelle Adjani oraz odtwórcę roli 
Karola IX, Jeana-Huguesa Anglade’a. W uwiarygodnieniu tej historii 
pomaga także reszta obsady: Daniel Auteuil jako Henryk Burbon z Nawarry,
 Asia Argento w roli jego kochanki, baronowej de Sauve, Vincent Perez jako szlachcic de La Môle, Dominique Blanc w roli księżnej de Clèves, Pascal Greggory jako Henryk Walezy.
Produkcja
 Patrice’a Chéreau nie jest pierwszą adaptacją dumasowskiej wizji 
rodziny Walezjuszów. Czterdzieści lat wcześniej Jean Dréville 
przygotował swoją wersję losów charakternej królowej z Jeanne Moreau 
(zm. 2017) w tytułowej roli. Jednak to już kino przynależne innej epoce,
 kiedy to ubarwiano historię w taki sposób, by widz czuł się komfortowo,
 po królewsku. Film z Isabelle Adjani już nie dba o komfort widza, 
uderza brutalnie, by ścisnąć za gardło i chwycić za serce. Reżyserowi
 udało się przekonująco pokazać zgniliznę moralną panującą w świecie 
katolickim. Ulice pełne są zmasakrowanych ciał, a w pałacach roi się od 
uzurpatorów, lubieżników i trucicieli. Dominują krew, pot i łzy, a z 
miłością nikt się nie afiszuje, bo jest oznaką słabości. 
Czy tych tragicznych wydarzeń można było uniknąć? Na to pytanie jest tylko jedna słuszna odpowiedź: historia jest jak rzeka i nie da się zmienić jej biegu.
Mimo iż wyczuwa się odór rozkładu i śmierci, jest to jednak obraz artystycznie dopracowany. Zdjęcia, kostiumy, dekoracje, make-up –
 wszystko jest tak perfekcyjnie odtworzone, tak malarskie i cechujące 
się harmonijną kompozycją, że aktorzy wyglądają jak postacie z 
renesansowego obrazu. Królowa Margot to dzieło dogłębnie wstrząsające i boleśnie realistyczne –
 mocno zapada w pamięć i swoją emocjonalną siłą wyrazu miażdży 
konkurencję. Nie zwróciłem uwagi na muzykę, a skomponował ją Goran 
Bregović – na ten temat mogę powiedzieć tyle, 
że muzyka nie przeszkadza, ale też nie pomaga filmowi. Oglądając ten 
dramat, łatwo nie zawracać sobie głowy ilustracją muzyczną, która jest 
tylko tłem, zaś zmysły widza zaspokajane są przez inne aspekty filmowego
 spektaklu. Wyrazista kompozycja wizualna, przejrzystość wypowiedzi, 
soczyste kreacje aktorskie, rzeczowy dialog, obyczajowa wiarygodność – to stąd płyną emocje, ujście znajdując głęboko we wnętrzu człowieka. 



 
 
 


 




Kilka dni temu przypadkowo trafiłam na ten film w tv i dałam się wciągnąć. Zgadzam się - kostiumy, scenografia, cała charakteryzacja, to majstersztyk. Sama fabuła pokazana w bardzo ciekawy sposób.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
I znowuż muszę zacytować Korę. "Kocham, kocham, kocham". Dziękuję za uwagę :)
OdpowiedzUsuńŚwietny film. Byłem na tym w kinie z klasą :):) Ciekawy wybór naszej pani od historii. Pamiętam wszystko. Tak jak napisałeś. Zdjęcia, kostiumy, dekoracje, perfekcyjne. No i krew, krew wszędzie, na ulicach, w domach. Morze krwi.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę obejrzeć. Bardzo dziękuję ci za przypomnienie o tym filmie, bo pamiętam jak przez mgłę, że oglądałam jako dziecko ale niewiele zrozumiałam ;)
OdpowiedzUsuńAbsolutne dzieło.
OdpowiedzUsuń