Kino w roku 2018. Co warto zapamiętać?


Roku 2018 na pewno nie będę wspominał zbyt dobrze, bo będzie mi się kojarzył ze śmiercią mojego ojca oraz spędzaniem świąt Bożego Narodzenia w wyjątkowo przygnębiającej atmosferze... Kino odwiedzałem nieczęsto, ale mój filmowy repertuar był przemyślany. Rzadko trafiały mi się słabe filmy, chociaż nie zabrakło rozczarowań. Moja lista jest jednak dość specyficzna, bo oprócz filmów z oficjalnej polskiej dystrybucji postanowiłem wyróżnić także dzieła nie pokazywane w polskich kinach lub wyświetlane póki co tylko na festiwalach. Starałem się nie sugerować nagrodami ani popularnością filmu, lecz całkowite lekceważenie takich produkcji z pewnością nie byłoby dobrą strategią. Do rankingu trafiły więc zarówno głośne jak i mniej znane tytuły. Nie uwzględniałem jednak kina superbohaterskiego, bo filmy tego gatunku oglądam przeważnie z opóźnieniem, tzn. najczęściej z premierą telewizyjną.

TOP 10


10. Śmierć Stalina (reż. Armando Iannucci)

Przemyślana satyra polityczna inspirowana francuskim komiksem. To nie tylko pełna absurdu komedia, lecz również dramat historyczny, w którym fabuła jest wiernym odwzorowaniem historycznych przekazów. Scena polityczna, tak jak teatralna, bywa niejednokrotnie kabaretem. Nie trzeba się nawet specjalnie wysilać z wymyślaniem gagów, bo życie podsuwa masę przezabawnych pomysłów. Reżyser jest uczciwy i nikogo nie oszczędza, nie trywializuje wydarzeń i nie zakłamuje historii. Dlatego film okazuje się inteligentną tragikomedią, a nie prymitywną farsą. Seans nie kończy się wraz z napisami końcowymi – film Armanda Iannucciego pozostaje w głowie jeszcze długo, bo wydaje się obrazem uniwersalnym. Ziemia zrodziła wielu dyktatorów i Stalin nie jest nikim wyjątkowym. Każdy tyran umiera, ale jego śmierć wcale nie oznacza pokoju i dobrobytu. Strach, cynizm, pragnienie władzy i skłonność do agresji – to cechy wpisane w naturę człowieka i zawsze będą kierować jego postępowaniem. Na szczególne wyróżnienie zasługuje aktorstwo, nie ma tu ról odtwórczych, bo celem wykonawców nie było naśladowanie pierwowzorów (od tego są filmy biograficzne), lecz wykreowanie zróżnicowanych charakterów. Mimo wszechobecnej zgrywy i ironii nietrudno uwierzyć, że tacy ludzie są częścią naszego świata.

9. W ułamku sekundy (reż. Fatih Akin)

Pierwszy pokaz tego niemieckiego filmu odbył się na festiwalu w Cannes w 2017, w efekcie czego odtwórczyni głównej roli, Diane Kruger, otrzymała prestiżową nagrodę dla najlepszej aktorki. Do polskich kin obraz trafił w lutym następnego roku. W scenariuszu wymieszano motywy rodzinne, sądowe i sensacyjne, dodatkowo jeszcze podsycając dyskusję na temat islamskich imigrantów w państwach katolickich. Mąż i syn głównej bohaterki tracą życie w zamachu bombowym, a śledztwo w tej sprawie zdaje się iść w niewłaściwym kierunku i nie przynosi ostatecznego rozstrzygnięcia. Załamana wdowa próbuje sama wyegzekwować sprawiedliwość, ale nie jest bohaterką kina akcji w stylu Stevena Seagala, więc intryga toczy się daleko od standardów typowych dla klasycznych filmów sensacyjnych. Duży nacisk położony jest na emocje miotające protagonistką. Diane Kruger dała wspaniały popis, tworząc jedną z najlepszych ról w karierze.

8. Tygrysy się nie boją (reż. Issa López)

Ten meksykański film nie trafił do polskiej dystrybucji – można go było oglądać m.in. podczas czwartej edycji Splat!FilmFest. Premierę światową miał w 2017 i według Guillerma del Toro jest jednym z najlepszych filmów roku. Można go przyrównać do Labiryntu fauna (2006) – fabuła jest kompletnie inna, ale w jednym i drugim dziele mamy umiejętne łączenie realizmu z baśnią. Świat wołających przeraźliwie duchów jest skutkiem przerażającej rzeczywistości. Nie można do tego świata uciec przed złem, gdyż zło jest wszędzie. Głównymi bohaterami opowieści są dzieci, pozbawione domu i opieki dorosłych, zmuszone radzić sobie w warunkach, które nawet dla dorosłego byłyby trudne do zniesienia. Muszą być jak tygrysy, gdyż otaczająca rzeczywistość jest dżunglą, rządzi w niej prawo silniejszego, a dzieci z góry skazane są na porażkę. Film będący powiewem świeżości, oryginalny ze względu na formę i treść, a także zawierający bardzo udane występy nieletnich, początkujących aktorów.

7. Wilkołak (reż. Adrian Panek)

Podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie film miał premierę, został wyróżniony nagrodą za reżyserię i muzykę. Współfinansowana przez PISF produkcja łączy elementy survivalowego horroru animal attack z osadzonym po drugiej wojnie światowej dramatem z dziecięcymi bohaterami na pierwszym planie. Po wyzwoleniu jednego z niemieckich obozów koncentracyjnych grupa młodych ludzi musi zmagać się ze zdziczałymi psami. Koszmar się nie kończy, bo rolę esesmanów przejęły zwierzęta. Można tę historię traktować dosłownie, ale również metaforycznie. W ujęciu dosłownym będzie to klasyczne, ale mistrzowsko zrealizowane, kino gatunkowe. Ale pod tą pozornie prostą fabułą kryją się dodatkowe znaczenia – można wyczuć pokrewieństwa z mroczną baśnią ludową. Znakomicie została ukazana dwoistość ludzkiej natury, starcie sił człowieka i zwierzęcia, istot o podobnym charakterze, potrafiących przekształcać się ze wściekłych, siejących grozę bestii w pokorne i bezradne ofiary. Atutem dzieła, oprócz reżyserii i pracy treserów zwierząt, są zdjęcia i aktorstwo początkujących wykonawców. Recenzja

6. Czarne bractwo. BlacKkKlansman (reż. Spike Lee)

Za kanwę kolejnego filmu Spike'a Lee posłużyła biografia Rona Stallwortha, czarnego detektywa z policji w Colorado Springs. Nie powstał jednak nudny film biograficzny ani przejmujący dramat, lecz inteligentna satyra na temat uprzedzeń rasowych. Aspekt satyryczny wynika z niezbyt prawdopodobnej, w gruncie rzeczy dosyć zabawnej, fabuły, ale nie przysłania on poważnych problemów, o jakich mówić należy, mimo iż wszyscy o nich wiedzą. Problem rasizmu trawi społeczeństwo od dawna i jest poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa nie tylko czarnych obywateli (casus Heather Heyer, ofiary z Charlottesville). Czarne bractwo nie jest może kinem zbyt emocjonującym, ale trudno mu odmówić błyskotliwości i dobrego stylu. Bohaterowie zostali scharakteryzowani dość jednoznacznie, ale mimo iż trudno dopatrzyć się odcieni szarości, nie jest to świat czarno-biały – w tym sensie, że ani dobro ani zło nie mają określonej rasy. Produkcję cechuje znakomite aktorstwo, zarówno na pierwszym (John David Washington i Adam Driver) jak i drugim planie (m.in. Jasper Pääkkönen, aktor znany z roli Halfdana Czarnego w serialu Wikingowie). Całkiem niezły jest soundtrack (np. piosenka Too Late to Turn Back Now).

5. Słodki kraj (reż. Warwick Thornton)

Po filmie Propozycja (2005) w reżyserii Johna Hillcoata słowa „australijski western” zaczęły brzmieć obiecująco, ale od tamtej pory nieczęsto można było takie kino oglądać poza Australią. W roku 2017 powstał film w reżyserii Warwicka Thorntona pt. Słodki kraj (2017), którego polska premiera odbyła się 15 czerwca 2018 roku (nie licząc wcześniejszego pokazu podczas festiwalu Camerimage, gdzie otrzymał nagrodę FIPRESCI). Dzieło przypomina amerykańskie opowieści o niewolnictwie, gdzie mamy farmerów i służących im czarnych niewolników. Podstawowa różnica między Afroamerykanami i Aborygenami jest taka, że ci drudzy to rdzenni mieszkańcy kontynentu. Na tym realistycznym tle toczy się prosty konflikt – po jednej stronie mamy trzyosobową rodzinę Aborygenów, po drugiej białych osadników motywowanych zemstą i uprzedzeniami. Dla nich sprawa jest prosta, liczy się to, że czarny służący zabił przedstawiciela białej rasy, nieważne są okoliczności zabójstwa (obrona konieczna). Mądry i wciągający film, pięknie sfotografowany i sensownie poprowadzony, prosty, ale nie błahy, przewidywalny, lecz przejmujący.

4. Dogman (reż. Matteo Garrone)

Historia inspirowana losami Pietra de Negriego zwanego Er Canaro, uzależnionego od kokainy opiekuna psów, który dokonał brutalnego morderstwa – jego ofiarą był bokser Giancarlo Ricci. Aby zrozumieć motywy postępowania sprawcy należy przyjrzeć się bliżej tej relacji. Simone (Edoardo Pesce), filmowy odpowiednik Ricciego, to bezmyślny osiłek nadużywający przemocy, nie szanujący nikogo. Jego kumpel Marcello (Marcello Fonte) to miłośnik psów, dobry ojciec, człowiek z natury spokojny i uczciwy, coraz bardziej niszczony przez narkotyki, ale również przez otoczenie, w którym rządzi prawo silniejszego. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że jest skazany na porażkę – dokonana przez niego zbrodnia nie jest aktem siły, odwagi czy wyższości, lecz desperacji. W tym świecie przemoc jest jedynym skutecznym sposobem rozwiązania problemu. Produkcję uhonorowano nagrodą aktorską w Cannes. Rola odgrywana przez Marcello Fonte (wyróżnionego również przez Europejską Akademię Filmową) jest znakomita, niepokojąco dwuznaczna, w stu procentach wiarygodna. Scenariusz także jest świetny – mimo iż wiadomo, do jakiego miejsca zmierza fabuła, film absorbuje widza ze względu na skomplikowaną relację między bohaterami oraz historię poprowadzoną w taki sposób, by ani przez chwilę nie utraciła wiarygodności ani siły przekazu. Co więcej, klimat opowieści jest dosyć surowy, doskonale buduje otoczkę wokół głównych bohaterów, dodaje autentyczności.

3. Zimna wojna (reż. Paweł Pawlikowski)

Do ostatniej chwili nie byłem pewien, czy ten tytuł zajmie jakiekolwiek miejsce w moim rankingu, bo obejrzałem go dopiero 28 grudnia. Miałem wtedy podwójny seans w lubelskim kinie Bajka, gdzie obejrzałem to dzieło w parze z Romą Alfonsa Cuaróna. Oba filmy zdążyły już zostać obwołane mianem arcydzieła, ale to rodzimy produkt celniej trafił w moją wrażliwość. Z Romy zapamiętam głównie stronę wizualną z motywem psich kup na pierwszym planie, Zimna wojna oferuje o wiele więcej mimo krótszego czasu trwania. Obok licznych urokliwych kadrów otrzymujemy w cenie biletu także koncert muzyki ludowej oraz przejażdżkę po powojennej Europie – od Polski przez Niemcy i Jugosławię po Francję. Podróż ubarwiają świetne występy aktorskie. Joanna Kulig idealnie wpasowała się w klimat – jest zmysłowa, pełna temperamentu, ale kiedy trzeba zniuansowana, skupiona na budowaniu roli poprzez detale. Nie bez przyczyny zbiera pochwały na całym świecie. W dodatku reżyser podkreśla jej talent wokalny i charyzmę sceniczną, umieszczając na ścieżce dźwiękowej sporo piosenek, nie tylko polskich (bardzo dobrze wypada choćby Serce Izaaka Dunajewskiego w interpretacji wspomnianej aktorki). W scenariuszu mamy historię miłosną, prostą i przejrzystą, ale skutecznie działającą na widza i poruszającą czułe struny, mądrze osadzoną w burzliwych realiach znanych z kart najnowszej historii. W moim odczuciu film jest znacznie lepszy również od nagrodzonej Oscarem Idy (2013) tego samego reżysera.

2. Trzy billboardy za Ebbing, Missouri (reż. Martin McDonagh)

Film ze strefy oscarowej, więc mimo oficjalnej premiery w 2017, w polskiej dystrybucji dopiero w pierwszym kwartale 2018. Dlatego trafił do niniejszego zestawienia, choć wydaje się reprezentantem poprzedniego sezonu. Dużo już o filmie napisano, najczęściej w samych superlatywach, chwaląc przede wszystkim doskonale rozpisany scenariusz i kapitalne kreacje aktorskie (Frances McDormand i Sama Rockwella). Film ma to coś, co sprawia, że ma się ochotę do niego wrócić, tak jak chce się ponownie spędzać czas z inteligentnymi ludźmi potrafiącymi zarówno rozbawić jak i sprowokować do myślenia. Zamiast biegnącej w błyskawicznym tempie akcji mamy tutaj wiarygodne portrety psychologiczne bohaterów z małego miasteczka. Jest banalna na pozór sytuacja, która powoduje niebanalny konflikt. Jest dramatyczne wydarzenie z przeszłości, które motywuje główną bohaterkę. Jej działanie wywołuje zamęt, ale jest on bardzo sprawnie kontrolowany przez reżysera, który z dużym spokojem i wyczuciem, czasem tylko skręcając bardziej gwałtownie, prowadzi do zaskakującej puenty. Ostatecznie film okazuje się bardzo spójnym, błyskotliwym dziełem, mocno zapadającym w pamięć. Recenzja

1. Andhadhun (reż. Sriram Raghavan)

W języku hindi, w mowie potocznej, słowo „andhadhun” oznacza „bezkrytycznie”, „lekkomyślnie”, „na ślepo”. To ostatnie znaczenie szczególnie pasuje, gdyż głównym bohaterem filmu jest niewidomy pianista. Z początku produkcja przypomina klasyczne bollywoodzkie musicale, gdyż profesja protagonisty wydaje się być pretekstem do zaprezentowania pięknych melodii i piosenek. Ale w istocie film okazuje się pełnym napięcia thrillerem – pianista trafia w sam środek afery kryminalnej. Człowiek, który zaprosił go do swojego domu na prywatny koncert, zostaje zamordowany. Rozpoczyna się pełna napięcia rozgrywka, której nie można rozwiązać wizytą na posterunku policji, gdyż sprawcą zbrodni jest gliniarz (co ciekawe, w jednej scenie wykorzystano muzykę Ennia Morricone z filmu Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem, w którym również policjant był winny morderstwa). Ten hinduski film to zaskakująco udany thriller z przemyślaną i dobrze poprowadzoną intrygą, pomysłowo wykorzystaną retrospekcją pod koniec oraz mądrze i bez sentymentalizmu przedstawionym tematem ślepoty. Robi wrażenie ścieżka dźwiękowa opracowana przez Amita Trivediego. Nie znam zbyt dobrze indyjskiego kina i być może ten soundtrack w tamtejszej kinematografii nie jest niczym szczególnym, ale gdybym ja przyznawał nagrody, to Andhadhun wyróżniłbym za muzykę i piosenkę (link). No i – jak sugeruje miejsce w rankingu – za najlepszy film.

POSTSCRIPTUM


Honorowe wzmianki (w kolejności alfabetycznej): Ballada o Busterze Scruggsie (reż. Ethan Coen & Joel Coen), Calibre (reż. Matt Palmer), Ciche miejsce (reż. John Krasinski), Czerwona jaskółka (reż. Francis Lawrence), Dachra (reż. Abdelhamid Bouchnak, recenzja), Dziewczyna we mgle (reż. Donato Carrisi, recenzja), Ghostland (reż. Pascal Laugier), Hagazussa (reż. Lukas Feigelfeld, recenzja), Matar a Dios (reż. Caye Casas, Albert Pintó), Mission: Impossible - Fallout (reż. Christopher McQuarrie), Office Uprising (reż. Lin Oeding), Przychodzi po nas noc (reż. Timo Tjahjanto), Revenge (reż. Coralie Fargeat), The Wind (reż. Emma Tammi, recenzja), Zatrzyj ślady (reż. Debra Granik).

Największe rozczarowania: Dziedzictwo. Hereditary (reż. Ari Aster), The Endless (reż. Justin Benson & Aaron Moorhead), Roma (reż. Alfonso Cuarón), Suspiria (reż. Luca Guadagnino, recenzja), Tajemnice Silver Lake (reż. David Robert Mitchell).

Najgorszy film z 2018, jaki widziałem: The Predator (reż. Shane Black).

Filmy, na które czekam w 2019: The Aftermath (reż. James Kent), Arctic (reż. Joe Penna), Faworyta (reż. Yorgos Lanthimos), Happy Death Day 2U (reż. Christopher Landon), Highwaymen (reż. John Lee Hancock), Ip Man 4 (reż. Wilson Yip), The Irishman (reż. Martin Scorsese), Knives Out (reż. Rian Johnson), Medieval (reż. Petr Jákl), Nienawiść, którą dajesz (reż. George Tillman Jr), Once Upon a Time in Hollywood (reż. Quentin Tarantino), Rambo 5: Last Blood (reż. Adrian Grunberg), The Rhythm Section (reż. Reed Morano), Us (reż. Jordan Peele), Władca Paryża (reż. Jean-François Richet).

2 komentarze:

  1. "Roku 2018 na pewno nie będę wspominał zbyt dobrze, bo będzie mi się kojarzył ze śmiercią mojego ojca oraz spędzaniem świąt Bożego Narodzenia w wyjątkowo przygnębiającej atmosferze..."

    Szczere kondolencje. Nie wiem ile masz lat, ale wydawało mi się, że jesteś mniej więcej, jak ja, w połowie trzydziestki, a to wg mnie jeszcze za młodo, żeby chować rodzica. Ciężko mi sobie siebie wyobrazić w takiej sytuacji, więc mam nadzieję, że się trzymasz i masz wokół siebie wspierających cię bliskich.

    Co do kina to kompletnie zawaliłam w tym roku oglądanie filmów. Z twojego topu widziałem tylko BILLBOARDS OUTSIDE MISSOURI i dla mnie to było rozczarowanie. W najbliższych planach mam THE DEATH OF STALIN i wiąże z tym tytułem relatywnie spore nadzieje - jestem fanem serialu VEEP, za którego odpowiada Iannucci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Również współczuję straty, moje szczere kondolencje. Pamiętam, że pisałeś, że tata zainspirował Cię do obejrzenia filmów bądź konkretnych tytułów (wybacz nie pamiętam dokładnie). Szacunek, że zmobilizowałeś się jeszcze do napisania wyczerpującego tekstu o filmach; nie darmo, dzięki Tobie na pewno nie przeoczę DOGMANa.

    OdpowiedzUsuń