ENNIO. Pomiędzy awangardą i komercją

(2021 / 156 minut)
scenariusz i reżyseria: Giuseppe Tornatore

Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl


Dwa lata po śmierci Ennia Morriconego i 10 miesięcy po światowej premierze na festiwalu w Wenecji do polskich kin trafia dokument poświęcony pamięci jednego z najwybitniejszych kompozytorów muzyki filmowej. Reżyserem jest Giuseppe Tornatore (Cinema Paradiso, 1988), którego 10 filmów zilustrowanych jest muzyką Ennia. Poznali się, gdy reżyser miał w dorobku tylko jeden film fabularny, a kompozytor zaliczył już rekord – ponad 300 tytułów. Trwające 2,5 godziny dzieło będące tematem niniejszego tekstu jest dystrybuowane w naszym kraju przez Best Film i ma szansę stać się jednym z najbardziej wzruszających filmów roku.


W muzycznym kręgu

Historia życia i kariery Ennia to materiał na inspirującą muzyczno-filmową podróż, podczas której jest czas na wiele przemyśleń. Co sprawiło, że ten człowiek zyskał tak wielką renomę na świecie? Czy to efekt wyjątkowego szczęścia czy posiadania genialnego umysłu i wybitnego talentu? Co takiego jest w tej muzyce, że wyróżnia się spośród innych? Czy ważniejsza jest melodia czy inne czynniki, jak aranżacja, rytm, sprawne łączenie kontrapunktów, a może awangardowe użycie instrumentów? Czy trójkąt aksjomatyczny Philipa Tagga (podział muzyki na trzy gatunki – muzykę artystyczną, ludową i popularną) ma w ogóle jakiś sens? Czy Morricone zasługuje na postawienie w jednym szeregu z Mozartem, Bachem i Beethovenem?

W celu rzetelnego podsumowania kariery włoskiego Mistrza dopuszczono do głosu osobowości z różnych pokoleń – od prawdziwych muzycznych intelektualistów, takich jak Boris Porena, aż po ich spadkobierców, idących podobną drogą artystyczną, takich jak Alessandro De Rosa, współautor znakomitej publikacji Ennio Morricone. Moje życie, moja muzyka (2018), która ma formę wywiadu. Oczywiście nie mogło zabraknąć twórców spoza muzycznego kręgu, głównie reżyserów, którzy mieli szczęście współpracować z Maestro. W tym gronie znaleźli się między innymi Bernardo Bertolucci, Dario Argento, Giuliano Montaldo, Roberto Faenza, Roland Joffé czy choćby bracia Paolo i Vittorio Taviani z wielką pasją wypowiadający się na temat muzyki do filmu Allonsanfàn (1974). Nie brakuje także archiwalnych wypowiedzi nieżyjących twórców, w tym Sergia Leone, a także materiałów zza kulis niektórych produkcji (np. Dawno temu w Ameryce, 1984).

E. Morricone i G. Tornatore podczas pracy nad omawianą produkcją, której tytuł roboczy brzmiał Lo sguardo della musica (Muzyczne spojrzenie).






Proza życia, magia muzyki

Ennio porównywany jest do sportowca (w tej dziedzinie jest kaskaderem dokonującym ekstremalnych wyczynów i bijącym rekordy czasowe), budowlańca („nuty to cegły, a ścieżki dźwiękowe to katedry”), dramaturga (który w swoich sztukach łączy prozę z poezją), psychologa (doskonale wyczuwa co pasuje do sceny, charakteru postaci i „duszy” filmu), zwierzęcia („jest jak kameleon – zmienia barwy w zależności od reżysera, z jakim pracuje”), szachisty (wciąga filmowców w partię szachów, wygrywa inteligencją i buntem przeciwko tradycjonalizmowi). To ostatnie porównanie pasuje szczególnie do współpracy przy Nienawistnej ósemce (2015) Quentina Tarantino. Reżyser zapewne oczekiwał czegoś w stylu dawnych dokonań Morriconego, ale kompozytor poprowadził tę partię zaskakująco, tworząc coś w rodzaju zemsty na gatunku westernu za to, że go zniewolił, zamknął na długo w szufladce z napisem „konne galopady w akompaniamencie gwizdów, trąbki i gitary”. Jeszcze długo po epoce westernów amerykańscy filmowcy (np. Oliver Stone – Droga przez piekło, 1997), zatrudniając Ennia, oczekiwali od niego brzmień podobnych do tych ze spaghetti westernów. Ale nawet pracując w obrębie jednego gatunku, potrafił podążać różnymi drogami – jak wytrawny szachista proponował oryginalne rozwiązania, nie łamiąc reguł gry.

To, co w filmie najciekawsze, to motyw zacierania się granicy między muzyką akademicką a filmową. Goffredo Petrassi (1904–2003), który uczył Ennia kompozycji, uważał, że współpraca kompozytora z reżyserem filmowym jest antyartystyczna. Choć czasem wychodził poza swój artystyczny krąg, tworząc muzykę do klasyków neorealizmu – Gorzki ryż (1949) i Nie ma pokoju pod oliwkami (1950), oba w reż. Giuseppe De Santisa – to jego dzieła były zbyt trudne dla przeciętnego odbiorcy i często odrzucane przez reżyserów (John Huston zrezygnował z niego podczas pracy nad ekranizacją Biblii z 1966). Ennio Morricone mimo tak obszernej filmografii nigdy nie zrezygnował z tworzenia muzyki awangardowej, najlepiej spełniając się w tej dziedzinie jako współtwórca eksperymentalnego kolektywu kompozytorskiego Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza, działającego w latach 1964–1980, którego celem było wydobywanie oryginalnych brzmień z klasycznych instrumentów muzycznych i ludzkich głosów, ale także wykorzystanie podręcznych przedmiotów do urozmaicenia partytury. Efekty pracy tej grupy można usłyszeć w filmie Elio Petriego Spokojne miejsce na wsi (1968).

Ennio i jego żona Maria Travia na fotografii Luciana Vitiego (Rzym 1991).


Jan Sebastian Bach i Dziki Zachód

Osobną, ale nie mniej ważną kwestią podjętą w omawianym filmie jest znaczenie włoskich westernów w kulturze i droga, jaką przeszły od pogardy okazywanej przez szacownych krytyków po kultowy status, jaki zyskały po latach. Pracując przy filmie Za garść dolarów (1964) Sergia Leone i wcześniejszych westernach, kompozytor podpisywał się pseudonimem Dan Savio, by jego koledzy z artystycznego środowiska nie dowiedzieli się o upadku ideałów. Dla akademickich intelektualistów pokroju Petrassiego i Poreny praca przy westernach była właśnie takim upadkiem, upokorzeniem, zdradą autorytetów. Według tego, co mówił Porena, dopiero gangsterska epopeja Dawno temu w Ameryce (1984, reż. Sergio Leone) sprawiła, że Morricone został zrozumiany i doceniony nawet przez tych, którzy gardzili muzyką filmową.

Poszukując ciągle nowych ścieżek, Ennio okazywał szacunek klasyce i nawet w typowo komercyjnym przedsięwzięciu – Klan Sycylijczyków (1969, reż. Henri Verneuil) – nawiązywał dyskusję z muzycznymi intelektualistami. Zresztą ten film Ennio przedstawił jako swoją najtrudniejszą robotę. Wrażenie robi połączenie dwóch kontrapunktów – pierwszy jest motywem sycylijskim pasującym do tematu filmu, drugi jest bardziej ambitny, uformowany w wyniku przeliterowania nazwiska J. S. Bacha (dźwięki B, A, C i H). Na postawione wcześniej pytanie, czy można Ennia stawiać w jednym szeregu z Bachem czy Mozartem, odpowiedzi twierdzącej mógłby udzielić Pier Paolo Pasolini. W swoich wczesnych filmach wykorzystywał głównie muzykę klasyczną i na ścieżce dźwiękowej kolejnego dzieła, Ptaki i ptaszyska (1966), również miała dominować osobowość Bacha, natomiast Morricone został zatrudniony jako aranżer (co ciekawe, Luis Bacalov za aranżację utworów Bacha do Ewangelii według świętego Mateusza otrzymał nominację do Oscara). Ogromny talent i dar przekonywania, jakie posiadał Maestro, sprawiły jednak, że gust muzyczny Pasoliniego znacznie się wzbogacił.

Goffredo Petrassi (1904–2003) – nauczyciel kompozycji, który wywarł ogromny wpływ na bohatera niniejszego tekstu.


Ludzkie ucho – muzyczny ignorant

„Reżyser nie zrozumie muzyki po opisie, musi ją usłyszeć, by docenić”. To niezrozumienie często powoduje, że reżyser – mimo iż teoretycznie musi panować nad każdym aspektem filmu – nie jest w stanie zapanować nad kompozytorem. Ennio Morricone ma więc tutaj przewagę – może dyktować warunki i kreować klimat filmu, opowiadając jakby własną historię, niezależną od scenariusza. Dziesięciu artystów pracujących nad jednym filmem stworzyłoby 10 różnych ścieżek dźwiękowych. Dlatego najtrudniejszym zadaniem dla reżysera lub producenta jest wybór właściwego kompozytora. Co by było, gdyby Ennio przyjął propozycję Stanleya Kubricka i napisał muzykę do Mechanicznej pomarańczy (1971)? Z pewnością klimat byłby inny, ale czy film na tym by zyskał? No i jak wyglądałaby Misja (1986) Rolanda Joffé bez muzyki? Bo przecież Morricone po próbnym seansie stwierdził, że film jest piękny bez jakiegokolwiek podkładu muzycznego i on mógłby go tylko zepsuć.

Niejednokrotnie podczas oglądania tego dokumentu widza dopada wzruszenie. Wraz ze śmiercią Morriconego skończyła się pewna epoka i nie będzie już drugiego artysty tak dobrze rozumiejącego kino, potrafiącego swoją muzyką uwodzić i otulać (jak to powiedział Bertolucci o jednym z motywów muzycznych w Pewnego razu na Dzikim Zachodzie). Omawiana produkcja w reż. Giuseppe Tornatorego to oczywiście laurka, portret spełnionego artysty, który zaczynał jako skromny trębacz, a skończył jako gigant oklaskiwany pod każdą szerokością geograficzną. Miałem to szczęście, że obserwowałem na żywo koncert pod jego batutą – w lipcu 2017 w krakowskiej Tauron Arenie – i to było wydarzenie, którego długo nie zapomnę.

Ennio Morricone, Franco Evangelisti i Egisto Macchi (Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza) podczas partii szachów. Fot. Roberto Masotti, lata 70.



Muzyka – język uniwersalny

Miłośników twórczości Włocha z pewnością nie trzeba namawiać do obejrzenia tego filmu, ale myślę, że warto zarekomendować w tym miejscu mniej popularne obrazy, które są o wiele bardziej przekonującym dowodem talentu kompozytora niż gadające głowy w filmie dokumentalnym. Spośród licznych wybitnych soundtracków wyróżniłbym: Pięści w kieszeni (1965), Bitwę o Algier (1966), Człowieka zwanego Ciszą (1968), Fräulein Doktor (1969), Klan Sycylijczyków (1969), Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem (1970), Sacco i Vanzettiego (1971) i Pustynię Tatarów (1976). Przy tej selekcji brałem pod uwagę nie tylko jakość ścieżki dźwiękowej, lecz także wysoki poziom całego filmu i fakt, że te tytuły mają swoje miejsce w scenariuszu recenzowanego dzieła.

W niniejszym tekście nie podjąłem dotychczas tematu Oscarów, bo nie wydawał mi się zbyt istotny – zdobycie pierwszej konkursowej statuetki po opracowaniu 500 ścieżek dźwiękowych, w tym 400 znakomitych, trudno uznać za happy end. To raczej powoduje gorzką refleksję nad tym, że często zbyt późno doceniamy wkład i znaczenie artystów w kulturę i sztukę… Nie wspomniałem też jeszcze – a to może być znaczące i w filmie zostało zaakcentowane – że osobowość twórczą kompozytora świetnie kształtuje praca aranżera. I w tym zakresie bohater niniejszego tekstu również osiągnął mistrzostwo. Do tego stopnia, że zaczęto mówić, iż on wynalazł aranżację, bo wcześniej był tylko akompaniament.

Muzyka to uniwersalny język, który łączy pokolenia i narodowości, nie powinno mieć znaczenia, czy powstaje dla opery czy kina. Utwory Morriconego miały konkretną strukturę i przekaz, dlatego służą nie tylko do słuchania, lecz także analizowania i refleksji (pomagały również aktorom w wejściu w rolę, np. Robertowi De Niro przy pracy nad filmem Dawno temu w Ameryce). W związku z powyższym mają tę moc, by znaleźć odbiorców nawet za 200 lat.

korekta: Sandra Popławska

0 komentarze:

Prześlij komentarz