Super ekspres w niebezpieczeństwie (1975). Pociąg-torpeda

Shinkansen daibakuha (1975 / 152 minuty)
reżyseria: Jun'ya Satô
scenariusz: Ryûnosuke Ono & Jun'ya Satô

Tekst opublikowany także w serwisie Kinomisja Pulp Zine

Po przegranej wojnie losy Japończyków prezentowały się niezbyt optymistycznie, ale z czasem japońska myśl technologiczna wyprzedziła Zachód. Jednym z dowodów na poparcie tej tezy jest nowoczesna sieć linii kolejowych dla pociągów osiągających zawrotne tempo. W Japonii jest ona określana mianem Shinkansen, a po angielsku – Bullet Train (nawiasem mówiąc, obecnie w kinach śmiga  amerykańsko-japoński film o takim tytule – z Bradem Pittem w roli głównej). Japońskie Koleje szczyciły się nie tylko technologicznym przełomem, ale także sprawnie działającym aparatem bezpieczeństwa wraz ze skomputeryzowanym, centralnym systemem sterowania. Ten mechanizm umożliwiał zredukowanie prędkości lub zatrzymanie pociągu, gdy dzieje się coś, co zagraża bezpieczeństwu pasażerów. Wcześniej czy później musiał więc powstać film, którego podstawowym założeniem będzie obalenie „mitu bezpieczeństwa” wciskanego przez dumnych przedsiębiorców i przedstawicieli rządu.

W latach 70. cieszące się ogromnym powodzeniem (także w Japonii) amerykańskie kino katastroficzne w rodzaju Tragedii Posejdona (1972) i Płonącego wieżowca (1974) realizowało bardzo prosty schemat (wizja katastrofy + narastająca panika tłumu + gwiazdorska obsada), tworząc specyficzny nurt pełnych napięcia i emocji filmów akcji. Kino japońskie podchwyciło temat, tym bardziej że pod względem techniki filmowej w niczym nie ustępowało zachodniej konkurencji. I chociaż współcześnie mówi się o tym, że scenariusz Bullet Train stanowił podstawę dla historii opowiedzianej w filmie Speed – niebezpieczna prędkość (1994, reż. Jan de Bont), to i w filmie Japończyka też widać inspirację konkretnym tytułem. I co zaskakujące – nie jest to tytuł kinowej produkcji z lat 70., chodzi bowiem o amerykański film telewizyjny The Doomsday Flight (1966, reż. William A. Graham) według scenariusza Roda Serlinga.

To, co łączy te trzy tytuły, dzięki czemu możemy je stawiać obok siebie, to podobny wyzwalacz wrażliwy bomby. W samolocie (z filmu The Doomsday Flight) jest to wysokość, a w pociągu i autobusie – prędkość… Na tysiąckilometrowej trasie z Tokio do Hakaty – w „pocisku” Hikari 109 przewożącym 1500 pasażerów – dochodzi do aktu terroryzmu. Dyrektor ochrony kolei odbiera telefon, z którego dowiaduje się o ładunku wybuchowym podłożonym w pociągu osiągającym maksymalną szybkość 260 km/h. Naturalną reakcją jest w takiej sytuacji decyzja o zatrzymaniu ekspresu w celu przeszukania pokładu i rozbrojenia ładunku. Ale ta procedura w tym przypadku nie może zadziałać, gdyż mechanizm bomby polega na tym, że aktywuje się ona wraz z przekroczeniem 80 km/h, detonacja zaś następuje w momencie zwolnienia do tej prędkości.

Rok przed premierą filmu – 30 sierpnia 1974 – miał miejsce zamach bombowy na siedzibę Mitsubishi Heavy Industries w Tokio. Ta korporacja zajmująca się produkcją broni dla wojska zaopatrywała militarnie Stany Zjednoczone podczas ich interwencji w Wietnamie. To był główny powód ataku – anarchistyczna organizacja sprzeciwiająca się tym działaniom postanowiła ostro wyrazić swój protest, w efekcie czego zginęło osiem osób, a rannych zostało ponad 370. Dlatego wprowadzenie do fabuły wątku terrorystycznego w tamtym czasie w Japonii już samo w sobie było bardzo niepokojące i mocno działające na wyobraźnię.

Jednak twórcy filmu odrzucili polityczny kontekst i co zaskakujące, uczynili z terrorystów poczciwych obywateli, z którymi można sympatyzować. Szereg nieszczęść w życiu osobistym i zawodowym sprawił, że marzenia zaczęły oddalać się z prędkością światła (notabene nazwa pociągu „Hikari” to po japońsku „Światło”). Dlatego w akcie desperacji rozpoczęli wojnę z rządem, która skazana jest na niepowodzenie. Dość znaczące, że przywódcę terrorystów zagrał Ken Takakura nazywany „japońskim Clintem Eastwoodem” – nawet gdy odgrywał postacie gangsterów potrafił nadać im sympatycznego rysu, powodując u widza empatię i zrozumienie. Odgrywana przez niego postać Tetsuo Okity nie jest typem mordercy, ale człowieka, który żyjąc i pracując uczciwie niewiele osiągnął zarówno w życiu osobistym jak i zawodowym. Jego firma zbankrutowała, a żona odeszła wraz z synem, poczuł więc, że niewiele ma do stracenia. Dlatego zdecydował się na przekroczenie granicy prawa. Myślał, że sprawę załatwi groźbą, bez przemocy i ofiar w ludziach, ale igranie z władzami nie może zakończyć się bezkrwawo.

Oryginalna wersja japońska (Shinkansen daibakuhaEksplozja w Shinkansen) trwa 152 minuty i tu warto dodać, że istnieje także edycja anglojęzyczna zatytułowana The Bullet Train, krótsza od oryginału o 40 minut. Wycięto z niej m.in. retrospekcje przybliżające postacie przestępców i wskazujące głównego zamachowca jako osobę pełną wątpliwości, sentymentalną, a tym samym pozbawiono antybohatera cech, które mogą wzbudzić współczucie u odbiorcy. Twórcy na czele z Jun’yą Satô (Jedwabny szlak, 1988) niewiele miejsca poświęcili pasażerom, przedstawiając ich jako spanikowaną grupę nie wzbudzającą sympatii, ale właśnie sporo czasu ekranowego dali zamachowcom. Oprócz    wspomnianego biznesmena-bankruta Tetsuo Okity w skład zespołu wchodzą: jego były podwładny Hiroshi Ôshiro (Akira Oda), którego traktuje niemal jak syna, były studencki radykał Masaru Koga (Kei Yamamoto) i wielokrotnie łapany przez policję Shinji Fujio (Eiji Gô). Oprócz tego ostatniego, który grozi kolegom, że ich wyda, ekipa złoczyńców prezentuje się w pozytywnym świetle, zupełnie inaczej niż ma to miejsce w klasycznym kinie amerykańskim.

Reżyser nie tylko wzorowo buduje napięcie, ale je utrzymuje na wysokim poziomie do samego końca. I chociaż akcja nie pędzi w tempie torpedy przez cały czas, bo jednak retrospekcje powodują, że ten filmowy pociąg zwalnia, to i tak czasu na refleksję pozostaje niewiele – szybko wracamy na tory ekscytującego kina akcji. Wśród pomysłów podnoszących adrenalinę jest na przykład eksplozja w pociągu towarowym mająca pokazać, że to nie jest głupi żart nudzących się nastolatków, lecz prawdziwy zamach, który może zakończyć się katastrofą na wielką skalę. Nie ma czasu na dowcipne teksty, jakimi radzą sobie ze stresem bohaterowie amerykańskich filmów sensacyjnych. Wszystko rozgrywa się z pełną powagą, leje się pot, narasta panika, a pracownicy kolei muszą jeszcze uspokajać zdenerwowanych pasażerów. Niejednokrotnie filmowcy opuszczają przestrzeń torów kolejowych, by zwiększyć poziom atrakcyjności widowiska – w związku z tym mamy na przykład policyjną akcję na rzece i będący jej konsekwencją pościg radiowozów za motocyklem. W pewnym momencie do akcji wkracza grupa uczniów judo – tylko po to, by spłoszyć przestępcę, bo niestety żadnych scen walki tu nie uświadczymy. Najlepsze sceny akcji to te związane z pociągami, na przykład kiedy pojawia się na torach niebezpieczeństwo kolizji z innym ekspresem.

Zrealizowany dla kompanii Toei film zawiera w obsadzie sporo głośnych nazwisk, dobrze znanych miłośnikom kina japońskiego. Oprócz wspomnianego Kena Takakury (Abashiri Prison, 1965) można zobaczyć na ekranie: w roli maszynisty – Sonny’ego Chibę (Karate Bullfighter, 1975), jako prezesa Japońskich Kolei Państwowych – Takashiego Shimurę (Siedmiu samurajów, 1954), w roli głównego komendanta policji – Tetsurô Tanbę (Honor samuraja, 1969), dyspozytora ruchu kolejowego zagrał Ken Utsui (Super Giant, 1957), a w postać szefa ochrony Japońskich Kolei wcielił się Fumio Watanabe (Śmierć przez powieszenie, 1968).

Produkcja trafiła na polskie ekrany w 1977 pod tytułem Super ekspres w niebezpieczeństwie, autorem oryginalnego polskiego plakatu jest Krzysztof Wrześniewski. Obecnie pod takim samym tytułem film można obejrzeć na platformie streamingowej Red Go. To emocjonujący filmowy rollercoaster pomysłowo wykorzystujący zdobycze nowoczesnej techniki, podkręcający tempo i temperaturę akcji w odpowiednich momentach. Nie znajdziemy tu oryginalności – scenarzyści skorzystali z wielu standardowych chwytów narracyjnych przetestowanych po wschodniej stronie Pacyfiku, ale realizacyjnie i scenograficznie jest to na tyle wysoki poziom, że ocena szybuje w górę przekraczając granicę przeciętności. Efekty z udziałem makiet i miniatur są wykonane starannie, choć zdarzają się niedoróbki techniczne (kamera nie utrzymuje stabilności przy ruchu obiektów, np. w ostatniej scenie z odlatującym samolotem).

Tytułowy pociąg można odbierać nie tylko dosłownie, ale też jako symbol ekspresowego wzrostu gospodarczego Japonii. Ten dobrobyt miał efekty uboczne – wielkie korporacje rozwinęły się kosztem podupadających małych przedsiębiorstw. Wytworzył się podział na klasy społeczne – kapitalistów i proletariuszy – znany niemal pod każdą szerokością geograficzną. Omawiane dzieło stało się przez to produkcją uniwersalną i wiarygodną mimo upływu lat. Bo tego typu społeczne zróżnicowanie i wynikający z niego konflikt jest istotnym elementem filmu, który przy bliższym poznaniu okazuje się czymś więcej niż reprezentantem konkretnego gatunku. Ale przede wszystkim warto podkreślić, że najwięcej znajdą w nim osoby szukające solidnej porcji rozrywki, jaką oferują klasyczne thrillery sensacyjne.

0 komentarze:

Prześlij komentarz