Expend4bles (2023 / 103 minuty)
reżyseria: Scott Waugh
scenariusz: Kurt Wimmer, Tad Daggerhart, Max Adams, Spenser Cohen
Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl
Jest w tym filmie scena, w której grany przez Dolpha Lundgrena snajper kilkakrotnie chybia celu, w wyniku czego złoczyńca ucieka. Podobny brak celności zaprezentowali twórcy filmu – mieli w zanadrzu kilka asów, ale zabrakło sprawnej ręki, która by doprowadziła tę akcję do sukcesu. Żarty kompletnie nie trafiły w sedno, plot twisty okazały się łatwe do przewidzenia, pędząca na złamanie karku akcja wywoływała zaś zamiast emocji jedynie wzruszenie ramion. Natomiast postacie i odgrywający je aktorzy przypominali papierowe figurki bez życia i bez charakteru. Na tym właściwie mógłbym zakończyć recenzję, ale skoro już poświęciłem swój czas na wypad do Multikina, to i rozwinę swoją opinię.
Fabuła, jak to zazwyczaj bywa w tym gatunku, nie jest zbyt skomplikowana. Ale za to stawka jest bardzo wysoka. Tajemniczy złoczyńca o azjatyckich rysach twarzy (Iko Uwais) atakuje ze swoim oddziałem zakłady chemiczne Kaddafiego w Libii. Celem jest kradzież detonatorów do broni nuklearnej, dzięki którym można wywołać trzecią wojnę światową. Aby jej zapobiec wysoko postawiony krawaciarz (Andy García) autoryzuje misję dla oddziału straceńców dowodzonych przez Barneya Rossa (Sylvester Stallone). Ten kontaktuje się ze swoim bratem Lee (Jason Statham) oraz przyjaciółmi z ekipy „Niezniszczalnych” (Dolph Lundgren & Randy Couture + nowi zawodnicy – 50 Cent & Jacob Scipio). Akcja przenosi się z Libii do Tajlandii, a następnie na lotniskowiec sunący po Morzu Andamańskim w kierunku Rosji (aczkolwiek zdjęcia realizowano w Londynie, Bułgarii i Grecji).
Reżyser tego filmu Scott Waugh długo pracował jako kaskader – był między innymi dublerem Andy’ego Garcíi w filmie W akcie desperacji (1998). Tym większa szkoda, że oddał pole do popisu grafikom komputerowym i pirotechnikom, zapominając o tym, że dla fanów gatunku liczą się przede wszystkim wyczyny bohaterów, ich fizyczność i sprawność przeciwstawiona zdobyczom techniki i efektownej scenerii (tak jak to ma ostatnio miejsce w serii Mission: Impossible), a nie zielonym ekranom w zamkniętym studio (co jest raczej domeną science fiction). Budżet filmu podobno zbliżył się do 100 milionów dolarów, co jest moim zdaniem absurdem – można było to zrobić znacznie taniej i o wiele lepiej.
Dobrym pomysłem, przynajmniej dla mnie, było na etapie zapowiedzi zwerbowanie trzech azjatyckich specjalistów od kina sztuk walki. Pierwszy to Iko Uwais z Indonezji (Raid, The Raid 2: Infiltracja, Przychodzi po nas noc), drugim jest Tony Jaa z Tajlandii (Ong-bak, Obrońca), a trzecim – Alan Ng (Wing-Lun Ng) ze słynnej grupy The Jackie Chan Stunt Team, pełniący tutaj funkcję koordynatora kaskaderów. Mało tego, Iko Uwais i Tony Jaa stoją tu po przeciwnych stronach barykady, więc była idealna okazja do rozegrania długiej i efektownej sceny walki w stylu oldskulowych azjatyckich filmów kopanych. Mogło być pięknie, ale na każdym etapie produkcji – od scenariusza po montaż – odstawiono fuszerkę. Niekompetencję próbowano przykryć wielkimi eksplozjami, ale paradoksalnie one tylko ujawniają nadmiar CGI, co z kolei sprawia, że ogląda się to bez emocji, nie znajdując ani grama tej kampowości, jaką miały w sobie klasyczne filmy akcji.
Inną rzeczą – która kompletnie nie sprawdziła się w tej historii – jest wprowadzenie wątku feministycznego. Nie jestem przeciwnikiem silnych bohaterek kobiecych i filmy z nurtu girl power potrafią czasem pozytywnie zaskoczyć (chętnie bym na przykład zobaczył Pom Klementieff w głównej roli w filmie akcji, bo świetnie spisała się w Mission: Impossible – Dead Reckoning). Niestety jednak Megan Fox w Niezniszczalnych 4 wypadła fatalnie. Jej plastikowe aktorstwo jest tym wyraźniejsze, że ma tutaj do zagrania sceny, które wymagały odegrania zróżnicowanych emocji. I chociaż Jason Statham nie należy do wybitnych aktorów, to wypadł tu o wiele naturalniej – jest w nim więcej luzu i pewności siebie. Ale mimo charyzmatycznej osobowości nie jest w stanie obronić słabo napisanej postaci. Skoro już wspomniałem o wątku feministycznym, to można dodać, że do ekipy dołączyła jeszcze jedna twarda babka, wytatuowana Wietnamka Levy Tran. I choć nie dostała tu zbyt wiele czasu ekranowego, to warto ją zapamiętać, gdyż ma już pewne doświadczenie w sztukach walki. Trenuje filipińskie escrima, tajski boks i brazylijskie jiu-jitsu, a w roku 2019 na festiwalu Artemis Women In Action otrzymała wyróżnienie w kategorii Action Next Wave.
Tytuł cyklu, Expendables, został zaczerpnięty z filmu Rambo II (1985), gdzie główny bohater na pytanie „Dlaczego wybrali ciebie?” odpowiedział „Bo jestem zbędny” („I’m expendable”). No i angielski tytuł czwartej części Niezniszczalnych okazuje się bardzo ironiczny – bo ten sequel o spisanych na straty, zbędnych, bohaterach jest kompletnie zbędnym kawałkiem kina, pozbawionym reżyserskiej finezji, nic niewnoszącym do gatunku. Szkoda szczególnie Jasona Stathama, dla którego miał to być początek nowej serii, gdzie przejąłby pałeczkę po Sylvestrze Stallone. Fatalne przyjęcie filmu w weekend otwarcia i prawdopodobne straty finansowe z pewnością wybiją z głowy producentom pomysł inwestowania w kolejny sequel.
korekta: Alicja Szalska-Radomska
0 komentarze:
Prześlij komentarz