ABIGAIL. Potwór w baletkach, czyli nowa bohaterka horroru wkracza do kin

Abigail (2024 / 109 minut)
reżyseria: Matt Bettinelli-Olpin & Tyler Gillett
scenariusz: Stephen Shields & Guy Busick

Tekst opublikowany w serwisie film.org.pl

Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett i Chad Villella, założyciele firmy produkcyjnej Radio Silence, po zrealizowaniu Zabawy w pochowanego (2019) oraz piątej i szóstej części Krzyku (2022–23) sięgnęli tym razem po tematykę wampiryczną, łącząc ją z Jeziorem łabędzim Piotra Czajkowskiego, I nie było już nikogo Agathy Christie i The Rat Pack Franka Sinatry. Zwiastuny już zdradzały największą niespodziankę filmu, ale nie mogło być inaczej, bo motyw baletnicy-wampirzycy jest marketingowym strzałem w dziesiątkę i niewykorzystanie go w kampanii promocyjnej, byłoby zmarnowanym potencjałem. Najważniejsze pytanie brzmi: czy filmowcy zrobili coś więcej z tym motywem, czy zabawili się nim w interesujący sposób, by usatysfakcjonować odbiorców?

W związku z tym, że znany jest główny punkt zwrotny fabuły, czyli przemiana nastoletniej tancerki w spragnionego krwi potwora, najmniej interesujący jest pierwszy akt filmu, który zmierza do tego momentu. Grupa „profesjonalistów” wykonuje tajemnicze zlecenie – mają uprowadzić 12-letnią balerinę o imieniu Abigail (Alisha Weir), za co dostaną po siedem milionów dolarów. Samo porwanie przebiega dość łatwo, a to podobno miała być najtrudniejsza część planu. Zanim dojdzie do przekazania okupu, kidnaperzy muszą pilnować dziewczyny przez 24 godziny. Przestępcy nie znają się wzajemnie i zgodnie z sugestią zleceniodawcy, tajemniczego Lamberta (Giancarlo Esposito), używają imion ze słynnego kolektywu Rat Pack. Jest więc Frank Sinatra (Dan Stevens), Dean Martin (Angus Cloud), Sammy Davis Jr. (Kathryn Newton), Peter Lawford (Kevin Durand) i Joey Bishop (Melissa Barrera), a także Don Rickles (William Catlett), chyba najbardziej znany w Ameryce z programu rozrywkowego The Dean Martin Celebrity Roast.

Banda szczurów kontra córka Draculi

Scenarzyści Stephen Shields i Guy Busick bardzo dobrze poradzili sobie z ekspozycją mającą na celu przedstawienie postaci. Odbywa się to za sprawą jednej bohaterki – Joey, która całkiem trafnie charakteryzuje swoich wspólników. Dzięki temu nie tylko dowiadujemy się najważniejszych informacji, jakich potrzebujemy dla zrozumienia ich motywacji, ale również Joey w ten sposób ujawnia się jako najbardziej spostrzegawcza osoba w grupie. A jej wspólne sceny z Abigail ukazują ją także jako najbardziej empatyczną. Podobnie jak w przypadku Rat Pack i ich wyczynów w Ryzykownej grze (Ocean’s Eleven, 1960) bohaterowie są w stanie wzbudzić sympatię, mimo iż biorą udział w akcji, która w prawdziwym życiu zostałaby potępiona.

Film był początkowo planowany jako część Dark Universe – projektu, który upadł po katastrofalnej porażce Mumii (2017) Alexa Kurtzmana. W ramach tej serii Abigail miała czerpać inspiracje z Córki Draculi (1936) Lamberta Hillyera. Film rozpoczyna się od słynnego motywu Czajkowskiego z Jeziora łabędziego, które ma w tym przypadku dwojakie znaczenie. Nie tylko jest w tym uzasadnienie fabularne ze względu na tytułową postać noszącą baletki i spódniczkę tutu. Być może mało kto pamięta, że najsłynniejsza adaptacja powieści Brama Stokera, czyli Dracula (1931) Toda Browninga, też zaczynała się od utworu Czajkowskiego. Ten smaczek sprawia, że nawet jak ktoś nie widział trailera i nie czytał informacji o filmie, to po pierwszych nutach może skojarzyć Abigail z najsłynniejszym wampirem w historii.

Masakra w irlandzkiej posiadłości

Podstawowa zaleta, szczególnie ważna dla fanów horroru, jest taka, że dobrze została tu wykorzystana kategoria wiekowa R. Jest mnóstwo krwi, głowy oddzielają się od tułowia, ciała są przebijane na wylot, jest nawet basen wypełniony po brzegi trupami. Świetnie sprawdza się w tej historii XIX-wieczna posiadłość – Glenmaroon House, wiktoriański dom na przedmieściach Dublina. Być może jest to hołd dla Brama Stokera, który urodził się w Dublinie. Jest to również miasto rodzinne Alishy Weir, która zagrała w tym filmie tytułową rolę i wypadła rewelacyjnie. Można by ją nazwać odkryciem roku, gdyby nie to, że już wcześniej pokazała ogromny talent w filmie Matylda: Musical (2022), który można oglądać na Netflixie. Ale Matylda i Abigail to filmy dla dwóch przeciwstawnych grup odbiorców, stawiające przed aktorką zupełnie inne wyzwania. Abigail Lazar to rola wyczerpująca fizycznie i emocjonalnie, na ostateczny efekt miała wpływ przede wszystkim współpraca z choreografką Belindą Murphy i kaskaderką Rachelle Beinart. To sprawiło, że horror osiągnął niezwykłą baletową grację, czym wyróżnił się na tle współczesnych przedstawicieli gatunku.

Czy wyróżnił się czymś jeszcze? Tu mam pewne wątpliwości. Do historii horroru wampirycznego nie wnosi niczego świeżego. Obśmiewa atrybuty wampiryzmu, takie jak krucyfiks, czosnek czy kołek wbity w serce, ale chyba można było lepiej zabawić się gatunkowymi kliszami. Albo wprowadzić nowe elementy, które zaoferowałyby odświeżające spojrzenie na mroczny świat krwiopijców. Nie brakuje sztampowych jump scare’ów, nieprzemyślanych dialogów i irytujących postaci, które są tylko po to, by efektownie zginąć w pierwszej kolejności (niełatwo to pisać, gdyż chodzi tu głównie o nieżyjącego już Angusa Clouda – w lipcu ubiegłego roku 25-letni aktor zmarł wskutek przedawkowania narkotyków).

Łabędzi śpiew czy narodziny nowego Dark Universe?

Mimo wszystko widz otrzymuje całkiem sprawnie nakręcone krwawe widowisko, do którego będzie miło powrócić, gdy trafi na platformy streamingowe. Bo gdy już się rozkręci, to zaskakuje albo przynajmniej stara się zaskakiwać na każdym kroku aż do pokręconego finału. Jest tu odpowiednia energia, która nie pozwala się nudzić (wiem, co mówię, bo obejrzałem film po 9 godzinach pracy, kiedy byłem zmęczony i śpiący). Nie zawodzi aktorstwo na czele z Melissą Barrerą, która udowadnia, że jest jedną z najbardziej charyzmatycznych aktorek młodego pokolenia. W tym miejscu warto podkreślić, że najbardziej zapada w pamięć 14-letnia Alisha Weir w roli „białego łabędzia” ujawniającego swoje mroczne oblicze.

Omawiana produkcja to efektowny, ale nie przeładowany ponad miarę „balet przemocy” z elementami tańca klasycznego. Skąpana w rzece krwi kolacja z wampirem, od której można było oczekiwać bardziej kreatywnej zabawy w stylu serii Krzyk. A jednak Abigail posiada całkiem mocne kły i potrafi wgryźć się głęboko w umysł i serce. Nad całością unosi się tragikomiczny ton i absurd sytuacyjny, ale nie przysłaniają one poważnego horroru. Nie jest to jednak ten typ realistycznej grozy, która autentycznie przeraża i niepokoi. Jest to, podobnie jak w przypadku poprzednich dzieł duetu Bettinelli–Gillett, horror rozrywkowy, oparty na pomysłowej koncepcji, mający na celu zapewnić emocjonującą ucztę w miłym towarzystwie. Wymieszano tu składniki pochodzące z zupełnie odmiennych źródeł, ale nie wprowadziło to niepotrzebnego chaosu – intryga jest całkiem sensownie poprowadzona i zawiera interesujące odniesienia do literatury, teatru, kina i popkultury. Nie jestem miłośnikiem baletu, ale w takim wydaniu go kupuję i bawię się dobrze. Tylko tyle i aż tyle.

0 komentarze:

Prześlij komentarz