Lot przez Atlantyk

inny tytuł: W duchu St. Louis
The Spirit of St. Louis (1957 / 135 minut)
reżyseria: Billy Wilder
scenariusz: Billy Wilder, Wendell Mayes na podst. książki Charlesa A. Lindbergha

Ludzie od wieków marzyli o lataniu, ale to marzenie mogli urzeczywistnić dopiero w XX wieku. Dopiero wówczas rozwijająca się technika umożliwiała stworzenie w miarę bezpiecznych maszyn latających. Jednak nawet najbardziej bezpieczny samolot nie gwarantuje bezpieczeństwa - nawet w dzisiejszych czasach dochodzi do katastrof lotniczych. Technika, a także ludzie czasami zawodzą, przyczyniają się do tego: zła pogoda, brak doświadczenia, zbytnia pewność siebie, drobne niedopatrzenia lub jeszcze coś innego.

Film Billy'ego Wildera opowiada, na podstawie autobiograficznej książki Charlesa Lindbergha, historię upartego pilota pocztowego, który podejmuje się niebezpiecznego i pozornie niewykonalnego zadania. Zamierza wystartować z Nowego Jorku i wylądować w Paryżu. To oznacza, że przez wiele godzin będzie musiał lecieć samodzielnie nad Oceanem Atlantyckim bez żadnej przerwy. Przez ponad 33 godziny nie może się nawet wysikać, ale reżyser pominął ten problem i o tym się w filmie nie wspomina.

Charles Lindbergh szuka ludzi, którzy mogliby sfinansować jego pomysł. Potem jest konstruowanie samolotu o nazwie Spirit of St. Louis i przygotowania do lotu. W międzyczasie są chwile zwątpienia, kiedy ktoś ginie w katastrofie lotniczej albo kiedy Francuzi podejmują się podobnego zadania. Lindbergh jest uparty i wytrwały, a tacy ludzie jak on dokonują niesamowitych wyczynów, które zmieniają historię. Lot przez Atlantyk jest właśnie takim wyczynem, który zmienił historię lotnictwa i spowodował, że marzenia o lataniu nie były już wyśmiewane, samoloty stały się normalnym środkiem transportu, a konstruktorzy samolotów i piloci zdobyli większy szacunek.

James Stewart był chyba jedynym poważnym kandydatem do roli Charlesa Lindbergha z tego względu, iż w czasie II wojny światowej służył w lotnictwie i wykonał 20 lotów bojowych nad Niemcami. Dzięki temu jesteśmy w stanie uwierzyć, że to on pilotuje samolot bez pomocy dublera, a kiedy popisuje się znajomością konstrukcji samolotów to wierzymy, że wie co mówi, a nie tylko recytuje teksty ze scenariusza. Zaangażowanie Jamesa Stewarta udziela się także widzom. Chociaż wiemy jak ta historia się skończy to jest dramaturgia i niepewność.


W filmie Lot przez Atlantyk wszystkie sceny i motywy, nawet te poboczne, są związane z pierwszoplanowym tematem samolotów, nie ma tu zbędnych scen, które zwalniałyby akcję. Wszystko toczy się wokół Charlesa Lindbergha i przełomowego w historii lotnictwa pomysłu, który dla jednych wydaje się niewykonalny, szalony, samobójczy, a dla innych - ekscytujący, niegłupi, godny pochwały. Opowieść o spełnianiu marzeń i dążeniu do celu dzięki wytrwałości, odwadze, ciężkiej pracy i podjęciu ryzyka. Opowieść o człowieku, który wierzy we własne możliwości, jest uparty i myśli o przyszłości - w związku z tym oryginalnym pomysłem byłoby umieszczenie nie tylko retrospekcji, ale też futurospekcji. Reżyser o tym nie pomyślał albo po prostu nie chciał za bardzo komplikować fabuły - może to i lepiej, prostota też jest zaletą.

Billy Wilder nie byłby sobą, gdyby nie dodał humoru. Od czasu do czasu obserwujemy zabawne retrospekcje z młodych lat Charlesa Lindbergha - zabawna jest np. scena z księdzem, który uczy się latać. Billy Wilder doskonale wiedział, co należy zrobić, by nie zanudzić widzów - potrafił opowiadać proste historie w niebanalny sposób, miał też dobry kontakt z aktorami, co da się zauważyć w jego filmach. O skali jego umiejętności świadczy jego dorobek z 1957 roku, zrealizował wtedy trzy filmy: Świadek oskarżenia, Miłość po południu i recenzowany Lot przez Atlantyk - filmy bardzo różne, utrzymane w odmiennym klimacie i stylu, ale wszystkie dopracowane i przemyślane, zrobione z wyczuciem i znajomością reguł różnych gatunków, ale też z ambicjami, by niektóre reguły łamać.

4 komentarze:

  1. Billy Wilder to był wielki człowiek, o czym, jak słusznie wspomniałeś, świadczy przede wszystkim jego niezaprzeczalnie dobry filmowy dorobek. "Lot nad Atlantykiem" obejrzałam jakiś czas temu na niezawodnym TCM, wcześniej niewiele słysząc o tym filmie. O tym, że James Stewart miał już jakieś doświadczenie w zakresie pilotażu, dowiaduję się dopiero od Ciebie. Myślałam, że aktor w swojej roli jest tak bardzo wiarygodny, bo po prostu był wspaniały w tym, co robił. Co do samego filmu, to jest to kawał świetnie wykonanej pracy, i mimo, iż finał jest nam od początku znany, to i tak do ostatniej chwili trzyma w napięciu i niepewności. Kawał dobrego kina!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też oglądałem na TCM. Niedawno odkryłem, że posiadam ten program, chociaż w pakiecie Mini Cyfrowego Polsatu nie powinno go być. Nie wiem czy to w ramach jakiejś promocji, ale obawiam się, że wkrótce zabiorą mi ten kanał i staram się go maksymalnie wykorzystać.

    Jak zobaczysz filmografię Jamesa Stewarta to zauważysz, że w latach 1942-45 nie zagrał w żadnym filmie. Ma on duże zasługi nie tylko dla kina ale też dla wojska, zgłosił się na ochotnika jeszcze przed atakiem na Pearl Harbor, zdobył wiele odznaczeń wojskowych, a w roku 1959 awansował do stopnia generała brygady. Te informacje wyczytałem w "Encyklopedii kina" T. Lubelskiego, a jest to książka rzetelna i bardziej wiarygodna niż jakiekolwiek strony internetowe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, a wszystko zaczęło się od braci Wright. I właśnie...czy ktoś jest mi w stanie wyjaśnić dlaczego bracia Wright w muzeum figur woskowych w Międzyzdrojach są przedstawieni jako karły? Z tego co wiem to mieli więcej cm niż te karłowate figurki .

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam niestety odpowiedzi na to pytanie :)

    OdpowiedzUsuń