Ogon skorpiona

La coda dello scorpione (1971 / 90 minut)
reżyseria: Sergio Martino
scenariusz: Ernesto Gastaldi, Eduardo Manzanos Brochero, Sauro Scavolini na podst. fabuły  E. M. Brochero

Jeden z bohaterów tego filmu cytuje słowa Honoriusza Balzaka „Za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia”. Ta sama myśl przewodnia była zawarta w mafijnej sadze Ojciec chrzestny. Film Sergia Martina to dzieło z niższej półki, ale w obu filmach bohaterowie grają nieczysto i aby zdobyć fortunę dokonują podstępnych zabójstw i pozbywają się przemocą kłopotliwych osób. Produkcja z Włoch to zakurzony i zapomniany klasyk giallo, który nawet nie ma oficjalnego polskiego tytułu, ale ja postanowiłem wydobyć ten klejnot z otchłani zapomnienia. Jest to opowieść o miłości, pieniądzach i zbrodni, a konkretnie - o miłości do pieniędzy i o zbrodni dla pieniędzy. Cała historia rozpoczyna się od eksplozji samolotu. Podstawowe pytanie brzmi: wypadek czy bomba na pokładzie? Ale ta zagadka schodzi na dalszy plan, gdy „znajdująca się w żałobie” wdowa podejmuje z banku milion dolarów z polisy swojego męża, który zginął w katastrofie. Taka forsa kusi wielu ludzi, ale tylko nieliczni odważą się popełnić morderstwo, by ją zdobyć.

Morderca jest wyjątkowo zuchwały i szalony. Aby powiódł się jego zbrodniczy plan gotów był zabić wszystkich pasażerów samolotu wraz z załogą. Gdy już ta pierwsza część planu się powiodła przystąpił do własnoręcznego zabijania, niczym skorpion swoim jadem, kolejnych zawadzających mu osób. Morderstwa dokonywane są z nieludzkim okrucieństwem, ale i w tak precyzyjnie zaplanowany sposób, by nie dać się złapać. Nocą złoczyńca włamuje się do mieszkania ubrany na czarno, w masce i rękawiczkach, a więc, nawet jak ktoś go zobaczy, to nie będzie w stanie go rozpoznać. Należy wytężyć wzrok i umysł, by znaleźć jakiś klucz, który może otworzyć drzwi prowadzące do prawdy. Ważnym śladem okazuje się tropikalny pajęczak, występujący w tytule tego filmu.

Podobnie jak w innych najważniejszych filmach giallo, także i tutaj policjanci pełnią drugorzędną rolę, wydają się jakby osobami towarzyszącymi w śledztwie, a nie prowadzącymi śledztwo. Ich podejrzenia choć mają sens to są raczej zbyt oczywiste i banalne, by mogły okazać się prawdziwe. Wobec tego scenarzyści, na czele z Ernestem Gastaldim, przeciwstawiają stróżom prawa dwójkę bohaterów, bardziej zasługujących na sympatię i zaufanie widzów. Wydają się oni na tyle rozsądni, by mogli wspólnymi siłami zdemaskować zachłannego mordercę. Nie muszą szukać motywu, bo jest on jasny (mamona, oczywiście), ale sprawcą zbrodni może być każdy, więc zadanie nie jest łatwe. Agent Interpolu (w którego wcielił się Urugwajczyk George Hilton) i francuska fotoreporterka (zagrana przez debiutującą Szwedkę Anitę Strindberg) prowadzą więc dochodzenie, w międzyczasie romansując ze sobą. Natomiast Bruno Nicolai ilustruje ten związek nostalgicznym i pięknym tematem przewodnim.


Zuchwała pogoń za forsą, okrutne zabójstwa, drobiazgowe śledztwo, romans pomiędzy dwójką pierwszoplanowych postaci i pozostająca już tylko formalnością finałowa rozgrywka z mordercą toczą się w ciepłej południowoeuropejskiej scenerii - tym razem jednak nie we Włoszech, lecz w Grecji. Kilkakrotnie współpracujący z Sergiem Martinem kompozytor Bruno Nicolai, jak wspomniałem wyżej, stworzył pamiętny motyw, który można określić jako „temat miłosny”, gdyż pojawia się najczęściej w romantycznych sekwencjach. Niestety, zabrakło jakiegoś porządnego mrocznego motywu w stylu słynnych siedmiu nut z filmu Fulciego, przez co atmosfera grozy nie jest tak powalająca jak w najwybitniejszych filmach giallo. Ale rekompensuje to inteligentny scenariusz, w którym fabuła została tak sprawnie poprowadzona, że trudno odgadnąć tożsamość mordercy. Sceny zabójstw zrealizowane są z odpowiednią dawką makabry, by podkreślić szaloną zawziętość, spowodowaną przez chciwość i zazdrość - dwie ludzkie wady, będące dla człowieka największym zagrożeniem.

Ogon skorpiona jest kolejnym, solidnym i dosadnym, przykładem na to, że rok 1971 to rok przełomowy dla ekranowej przemocy. Wtedy właśnie powstały Nędzne psy, Dopaść Cartera, Francuski łącznik, Brudny Harry, Ojciec chrzestny (prem. 1972), Mechaniczna pomarańcza, Krwawa zatoka i recenzowany kryminał Sergia Martina. Wszystkie te filmy łączy rok produkcji oraz tematyka przemocy, przedstawiana na różne sposoby, zawsze jednak w sposób wywołujący na widzach ogromne wrażenie. Omawiana włoska produkcja wyróżnia się spośród innych wymienionych przede wszystkim  połączeniem wątku romansowego z kryminalnym oraz bezceremonialnym zobrazowaniem teorii na temat tego, do czego może doprowadzić szaleńcza pogoń za fortuną.

Ten thriller nie cechuje się indywidualnym stylem, który by go wyróżniał spośród wielu klasycznych opowieści kryminalnych. Zrobiony jest zgodnie z zasadami, które rządzą tym gatunkiem i dla fanów tegoż gatunku jest pozycją obowiązkową. Poza tym, film należy do tego rodzaju produkcji, które mają widzów oszukać nie tylko rozwojem intrygi, ale też zagadkowym tytułem. Takie produkcje, jak Ptak z kryształowymi piórami czy np. Nie torturuj kaczuszki to filmy, w których tytułowe zwierzęta są pozbawionymi życia symbolami, reliktami przeszłości, jak ofiary mordercy. A w filmie Ogon skorpiona tytułowy pajęczak pozbawiony jest niebezpiecznego jadu - jest tylko przynoszącą pecha spinką, którą można przyczepić do ubrania.

* Recenzja została również opublikowana tutaj: http://magivanga.wordpress.com/

2 komentarze:

  1. Ciekawy, obsesyjny motyw muzyczny leci w czołówce. I bodajże już więcej się nie pojawia, o ile pamiętam.
    Ps. Znowu nekrolog. W słusznym wieku 95 lat odszedł Herbert Lom. Ten czeskiego pochodzenia aktor zapadł szczególnie w pamięc rolą komisarza Dreyfusa - przełożonego inspektora Clouseau z serii ,, Różowa Pantera''. Napady z trudem tłumionego szału, do jakich doprowadzał Clouseau swego szefa, w wykonaniu Loma emanowały komizmem najwyższych lotów, stanowiąc jedne z najzabawniejszych momentów cyklu. W filmografii Herberta Loma nie brakowało głosnych tytułów, jak ,, Spartakus'', czy ,, Jak Zabic Starszą Panią'', trafiały się niemieckie krimi, brytyjskie hammery i euro -westerny. Godny przypomnienia występ zaliczył w głosnym, wściekle antyklerykalnym, kostiumowym obrazie spod znaku sex & violence ,, Mark of the Devil'' Michaela Armstronga z 1970 r. - bardzo ważnej pozycji na liście filmów ustalających granice przemocy w kinie tamtego okresu. Porażające sceny tortur jakie tu występują natchnęły amerykańskich dystrybutorów filmu do zaopatrzenia foteli na salach kinowych w tzw. vomit bags - specjalne pojemniki na ewentualnego pawia podczas projekcji.
    RIP

    OdpowiedzUsuń
  2. Przede wszystkim niezapomniany Dreyfuss z cyklu "Różowej pantery", ale pamiętam go także z egzotycznych, wyrazistych ról drugoplanowych w produkcjach historycznych: ambasador piratów w "Spartakusie" oraz arabski król i wielki zdobywca w "Cydzie". Miał odpowiedni głos i posturę do tego, by grać przywódców. Grał Napoleona, kapitana Nemo, generała Huertę, ale także upiora z Opery i prof. Van Helsinga. Aktor charakterystyczny, którego zawsze się zapamiętuje, nawet w małych rolach.
    RIP

    OdpowiedzUsuń