reżyseria: Fred Zinnemann
scenariusz: Robert L. Richards na podst. fabuły Colliera Younga
W latach 1948-51 Fred Zinnemann ukończył cztery filmy, w których ukazał bohaterów próbujących się uporać z wojenną traumą. Jednym z nich jest zrealizowany dla MGMu film noir Akt przemocy (inny tytuł Akt zemsty). To opowieść o dwóch weteranach II wojny światowej, których przyjaźń zakończyła się w obozie jenieckim, gdy jeden z nich zdradził towarzyszy, by ratować własną skórę. W wyniku jego zdrady oddział żołnierzy został wybity przez nazistów. Przeżył tylko jeden, który poprzysiągł zemstę kapusiowi. Nieświadomy nadchodzącego zagrożenia Frank Enley mieszka z żoną i dzieckiem w elegancko urządzonym domu. Jest bogaty i prowadzi dochodowy biznes, a w wolnych chwilach oddaje się swojej odprężającej pasji - wędkowaniu. Wkrótce jego spokój zostaje zakłócony, wrócą dawne niechciane wspomnienia, a żona dowie się szokującej prawdy o swoim małżonku.
Twórca klasycznego westernu W samo południe (1952) także i w tym wczesnym filmie pokazuje losy człowieka, którego małżeństwo nie uchroniło przed samotnością - Frank Enley pod wpływem dramatycznych przeżyć staje się samotnikiem walczącym z własnym strachem. Ścigający go żołnierz symbolizuje wojenny koszmar, który dopada każdego weterana, mającego za sobą piekło obozu jenieckiego. Zinnemann pokazał tę historię w formie trzymającego w napięciu thrillera o prześladowcy, który wkracza w życie spokojnych mieszkańców, niszcząc ich szczęście, strasząc przemocą i zemstą, zmuszając do zrobienia rachunku sumienia. Żaden z dwóch pierwszoplanowych bohaterów nie jest osobą nieskazitelną, obaj mają słabości i wady, tym trudniej przewidzieć przebieg i finał tej konfrontacji.
W roli zdradzieckiego dowódcy, przypartego do muru przez dawnego kumpla, wcielił się Van Heflin, laureat Oscara za drugoplanową rolę w filmie gangsterskim Johnny Eager (1941). Jego mściwego kompana zagrał Robert Ryan, który po brawurowej roli w Krzyżowym ogniu (1947) stał się specjalistą od ról tajemniczych antybohaterów. Zaskakująca jest rola, jaką w tej historii odgrywają kobiety. Bohaterki grane przez Janet Leigh, Mary Astor i Phyllis Thaxter próbują interweniować, nie chcą aby faceci się nawzajem pozabijali, ale ich wysiłki nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Janet Leigh miała rok wcześniej bardzo udany debiut (The Romance of Rosy Ridge, 1947), po którym stała się rozchwytywaną wschodzącą gwiazdą kina. W Akcie przemocy świetnie ukazała charakter żony próbującej przekonać samą siebie, że jej mąż tak naprawdę niczego złego nie zrobił. Jeśli zaś chodzi o mężczyzn to zdecydowanie Van Heflin stworzył bardziej poruszającą i wiarygodną kreację, niż Robert Ryan.
Ówczesne filmy hollywoodzkie były z reguły kręcone w studyjnych dekoracjach, lecz Akt przemocy należy do wyjątków. Wprawdzie nie nagrywano wśród tłumów ludzi i w miejskim gwarze, aby uwydatnić poczucie alienacji bohaterów, jednak użycie prawdziwych plenerów jest zauważalne. Niektóre sekwencje cechują się mistrzowską inscenizacją, że wspomnę nocną ucieczkę przez miasto, moment na torach kolejowych, czy nietypowo rozegrany finał. Bardzo ładnie to wszystko wygląda, a jednocześnie ponuro i intrygująco. Film spowity jest aurą tajemniczości i mroku, co jest zasługą wybitnego operatora Roberta Surteesa, laureata trzech Oscarów. Za pomocą czarno-białych ujęć doskonale zaakcentował chandrę, jaka musiała towarzyszyć weteranom. Może i mieli rodziny, ale ich szczęście było pozorne. Przez wiele lat toczyli wewnętrzną walkę z demonami, które przypominały im najstraszniejsze chwile. Odpowiedni klimat tworzy również ścieżka dźwiękowa. Nasz człowiek w Hollywood, Bronisław Kaper, skomponował nowatorską muzykę świetnie brzmiącą w momentach pełnych napięcia.
Sam jestem zdziwiony, że już pod koniec lat 40. udało się zrealizować tak dobry film o wymowie antywojennej. Zinnemann nie gloryfikuje tu działań militarnych, nie pokazuje Amerykanów jako zwycięzców, nie wychwala amerykańskich żołnierzy. Zamiast tego stawia bardzo mądre pytania o słuszność przemocy i zemsty, każe się zastanowić nad pojęciem zdrady i honoru, nie ocenia jednoznacznie swoich bohaterów. Sugeruje, że pod wpływem koszmarnych przeżyć wszyscy możemy stać się mordercami. Czasem trudno stwierdzić kto zasługuje na wybaczenie, a kto na potępienie. Każdy czyn, nawet najbardziej zdradziecki, można zrozumieć i usprawiedliwić. Akt przemocy to świetny przykład inteligentnego kina, które ma na celu nie tylko widza zaskoczyć i wzbudzić emocje, ale także przekazać dramatyczną i wiarygodną historię o wewnętrznej wojnie siejącej spustoszenie w umysłach.
Sam jestem zdziwiony, że już pod koniec lat 40. udało się zrealizować tak dobry film o wymowie antywojennej. Zinnemann nie gloryfikuje tu działań militarnych, nie pokazuje Amerykanów jako zwycięzców, nie wychwala amerykańskich żołnierzy. Zamiast tego stawia bardzo mądre pytania o słuszność przemocy i zemsty, każe się zastanowić nad pojęciem zdrady i honoru, nie ocenia jednoznacznie swoich bohaterów. Sugeruje, że pod wpływem koszmarnych przeżyć wszyscy możemy stać się mordercami. Czasem trudno stwierdzić kto zasługuje na wybaczenie, a kto na potępienie. Każdy czyn, nawet najbardziej zdradziecki, można zrozumieć i usprawiedliwić. Akt przemocy to świetny przykład inteligentnego kina, które ma na celu nie tylko widza zaskoczyć i wzbudzić emocje, ale także przekazać dramatyczną i wiarygodną historię o wewnętrznej wojnie siejącej spustoszenie w umysłach.
0 komentarze:
Prześlij komentarz