Tekst opublikowany także w serwisie film.org.pl
Najciekawsze w kinematografii jest obserwowanie jej rozwoju od początku do współczesności. To jak przyglądanie się dorastaniu dziecka, które badając wzrokiem i słuchem rzeczywistość kształtuje swój charakter, uczy się komunikacji, korzystania z techniki i literatury, ale też odnajduje w sobie pokłady wrażliwości dzięki muzyce i sztuce. Kino współczesne jest potomkiem starego kina - ma ono własny charakter, który wykształcił się dzięki doświadczeniu i kreatywności ojców i dziadków.
Podstawowa edukacja dziecka opiera się na nauce czytania i
interpretowania dzieł literackich. Kino w swojej obecnej formie to
również efekt czytania książek. Literatura inspirowała filmowców od
samego początku i to z niej reżyserzy i scenarzyści uczyli się opowiadać
historie, kreować bohaterów, tworzyć konflikty i rozwiązywać je. Szybko
dostrzeżono, że kino pozwala na coś więcej niż opowiadanie historii.
Sięgnięto więc po elementy charakterystyczne dla teatru: aktorstwo,
scenografię i kostiumy. Skoro mamy już scenariusz, scenografię i aktorów
to nie pozostaje nic innego jak wykorzystać teraz możliwości kamery i
montażu, które najbardziej odróżniają kino od innych form sztuki, nadają mu
indywidualnego charakteru.
To jest materiał na osobny esej lub felieton, ale do
artykułu na temat filmów giallo też nadaje się doskonale. Na ten nurt
duży wpływ wywarła literatura kryminalna, szczególnie utwory
XIX-wiecznego autora Edgara Allana Poego i thrillery Alfreda
Hitchcocka łączące brytyjską elegancję i styl, eksperymenty formalne,
stopniowe odchodzenie od realizmu, szczypta romantyzmu i przekonanie, że
każdy człowiek jest potencjalnym mordercą. Wystarczy dodać do tego
szczyptę pieprzu i krwistoczerwonych przypraw, by otrzymać jedyne w
swoim rodzaju, pikantne i gorące, danie o specyficznym kształcie i
unikatowym smaku.
Przyjęło się uważać, iż ojcem filmowego giallo jest Mario Bava, bo jego film Dziewczyna, która wiedziała za dużo (1963, jeden z moich ulubionych filmów tego reżysera) zawiera już sporo elementów późniejszych gialli. Duże znaczenie ma także pewien szczegół - otóż główna bohaterka filmu w jednej z początkowych scen czyta książkę pod ostrym tytułem The Knife. Powieści detektywistyczne (zwane po włosku romanzi gialli), tworzone głównie przez Brytyjczyków (Agata Christie, Edgar Wallace) i Amerykanów (Erle Stanley Gardner, Cornell Woolrich, Raymond Chandler) były we Włoszech drukowane w żółtych książeczkach, najpierw w ramach serii Il Libri Gialli (1929-41), a po II wojnie - Il Gialli Mondadori. Jednym z nielicznych włoskich pisarzy tworzących kryminały giallo był późniejszy scenarzysta i współpracownik Sergia Leone - Sergio Donati (np. Druga strona księżyca, wyd. 1955).
Dziewczyna, która wiedziała za dużo nie tylko pożycza tytuł
od Hitchcockowskiego Człowieka, który wiedział za dużo, ale i jego
strukturę fabularną. Z grubsza wygląda to w ten sposób: cudzoziemiec
staje się świadkiem tajemniczego zdarzenia - coś widział, ale tak
naprawdę niczego nie wie. Stopniowo dąży do poznania całej prawdy, do
zdemaskowania złoczyńcy i ujawnienia jego motywów. Ten sam schemat
wykorzystał potem Dario Argento w swoim reżyserskim debiucie, Ptak o
kryształowym upierzeniu, który okazał się kamieniem wywołującym lawinę.
Widownia znudzona spaghetti westernami chciała zobaczyć coś odmiennego,
a filmy giallo oferowały większą dawkę przemocy, fabuły pełne zwrotów akcji, piękne kobiety w opałach, a na deser sceny erotyczne. Mario Bava
unikając zaszufladkowania próbował sił w wielu gatunkach i nakręcił
niewiele klasycznych gialli, ale Dario Argento długo pozostawał wierny
temu gatunkowi, co z jednej strony uczyniło zeń mistrza włoskiej odmiany
kryminału, ale z drugiej strony pojawiły się głosy (np. Lucia Fulciego)
oskarżające o powtarzalność.
Aby nie być posądzonym o powtarzalność postanowiłem nie
tworzyć rankingu. Bo ranking najlepszych filmów giallo wiązałby się z
powtarzaniem tych samych nazwisk, tj. Dario Argento, Lucio Fulci i może
jeszcze duet Sergio Martino / Ernesto Gastaldi. Ale i tak jedno nazwisko
się powtarza dosyć często, bo aż czterokrotnie - to Ennio Morricone
(dlatego odrzuciłem The Fifth Cord i Who Saw Her Die?, aby Ennio nie
zdominował całkowicie zestawienia). Pominąłem Mario Bavę, bo nie mogłem
się zdecydować, który film wybrać (wszystkie są urocze, nawet Pięć lalek w
blasku sierpniowego księżyca, który jest wariacją na temat Dziesięciu
murzynków Agaty Christie). Szczerze mówiąc trochę znudziła mi się
eksploatacyjno-slasherowa konwencja polegająca na uśmiercaniu jak
najwięcej ludzi i to w najkrwawszy sposób. Dla mnie giallo to nie tylko
czarne rękawiczki, jucha i seks. Do swojego zestawienia starałem się
wybierać filmy z ciekawą intrygą, na którą powinny się składać
zaskakujące zwroty akcji i fałszywe tropy (tzw. czerwone śledzie). Dość
istotna jest również atmosfera kreowana przez muzykę, pracę kamery i
scenerię. Kolejność chronologiczna.
1. Ptak o kryształowym upierzeniu (1970), reż. Dario Argento
Wypada zacząć od filmu, który jest obrazem znanym i reprezentatywnym dla omawianego nurtu. Przy okazji jest to także jeden z najdoskonalszych debiutów w dziejach kina. Scenarzysta Dario Argento stworzył jako reżyser dzieło, które kojarząc się z kinem gatunkowym cechuje się indywidualnym stylem, kunsztowną oprawą i malarską wrażliwością. Główny bohater, amerykański pisarz, zapobiega morderstwu, wkraczając tym samym w zawiłą sieć intryg, charakterystyczną dla literatury kryminalnej. Prowadzący śledztwo policjant zabiera mu paszport w nadziei, że Amerykanin da mu jakąś ważną wskazówkę, która nakieruje śledztwo na właściwy tor. Mężczyzna jest przekonany, że widział ważny szczegół, którego niestety nie może sobie przypomnieć. Rozwikłanie tej zagadki staje się jego obsesją...
Styl wizualny Argento zderza się tu z osobowością
artystyczną Vittoria Storaro, mistrza w operowaniu barwą i światłem,
wówczas dopiero zaczynającego karierę, ale niezwykle zdolnego,
potrafiącego za pomocą kamery wprowadzić niepokój, wyczarować ujęcia
naładowane symboliką. W efekcie otrzymaliśmy film, który wchłania od
samego początku, sprawia że obsesyjnie (tak jak główny bohater) chcemy
poznać rozwiązanie zagadki. Od początku wiemy, że ma to związek z jakimś
ptakiem, ale nic to nam nie da. Bo rzecz jest zawiła, a kolejne tropy
podsuwane przez autora zwiększają liczbę pytań i potęgują napięcie. W
rolach głównych: Tony Musante, Suzy Kendall i Enrico Maria Salerno, ale
mocnym uderzeniem są dwie role epizodyczne: Mario Adorf odgrywający
postać szalonego malarza i Reggie Nalder jako „ten, którego twarzy się
nie zapomina” (w Człowieku, który wiedział za dużo Hitchcocka z 1956
Nalder zagrał podobną postać).
Film rozpoczął „zwierzęcą trylogię”, w skład której wchodzą
jeszcze Kot o dziewięciu ogonach (1971) i Cztery muchy na szarym
aksamicie (1971). Muzykę do całej trylogii skomponował Ennio Morricone,
ale producent Salvatore Argento (ojciec reżysera) nie był zadowolony z
jego pracy i doradził synowi, by zmienił kompozytora. Dario dobrze
wyszedł na tej zamianie, przecież muzyka Goblina do jego filmów jest
mistrzowska, ale w latach dziewięćdziesiątych Morricone znów dla niego tworzył. Szczerze mówiąc - kołysanka z debiutu Argenta prezentuje się słabo w porównaniu do innych prac Ennia. Ptak o kryształowym upierzeniu zapoczątkował dziwną modę
na zwierzęce tytuły. Jaszczurka w kobiecej skórze, Czarny odwłok
tarantuli, Motyl o zakrwawionych skrzydłach, Ogon skorpiona - to
niektóre przykłady (wszystkie z 1971). W nawiązaniu do tego trendu
Głęboką czerwień (1975) chciano przemianować na Tygrysa szablozębnego.
2. Jaszczurka w kobiecej skórze (1971), reż. Lucio Fulci
aka Una Lucertola con la Pelle di Donna / Lizard in a Woman's Skin
Pierwsze giallo Lucio Fulci zrealizował już pod koniec lat sześćdziesiątych - inspirowany Zawrotem głowy (1958) Hitchcocka intrygujący, kapitalny thriller Perversion Story (Una Sull'Altra, 1969). W sumie sześć jego thrillerów można zaliczyć do tego nurtu, ale najlepsze powstały w latach siedemdziesiątych: Jaszczurka w kobiecej skórze, Nie torturuj kaczuszki i Siedem czarnych nut. Dwa ostatnie zostały już zrecenzowane na tym portalu, dlatego trzeba koniecznie zwrócić uwagę na ten pierwszy tytuł, o którym przeważnie się zapomina. Wielu fanów Fulciego uważa przełom lat 70. i 80. za jego „złoty okres” (stworzył wtedy osiem znakomitych dzieł), ale sam Fulci jest zdania, że najlepsze filmy nakręcił na przełomie lat 60. i 70. Cztery arcyciekawe utwory, które wtedy zrealizował, ukształtowały go, uczyniły z niego świadomego reżysera podążającego własną ścieżką.
Często zapomina się, że ten wszechstronny filmowiec, który przeszedł drogę od komedii do horroru, od westernu do fantastyki, to nie tylko sprawny
realizator i wizjoner, ale też pomysłowy scenarzysta, umiejący zbudować
trzymającą w napięciu intrygę, uporządkowaną i zwartą, ale też trudną do
przewidzenia. Jaszczurka w kobiecej skórze zaczyna się od narkotycznych
wizji, dziwacznych snów, seksualnych motywów, by potem z tego
onirycznego chaosu przemienić się w wysokiej klasy kryminał.
Gdzieniegdzie pojawiają się dobre dialogi, świadczące o błyskotliwości
twórców. Gdy Ely Galleani (rok wcześniej debiutowała u Mario Bavy) rzuca
do oficera śledczego kwestię „Tylko niech pan nie mówi, że wszyscy się
tu zjechali, bo ktoś pośliznął się na skórce od banana”, słyszy w
odpowiedzi „Zjechaliśmy tu, by się przekonać, czy ktoś celowo tej skórki
nie podłożył”. Rolę śledczego zagrał Alberto de Mendoza, który po
długiej karierze w ojczystej Argentynie przeniósł się do Europy (zagrał
m.in. rolę króla w popularnej francuskiej komedii Mania wielkości).
Fulci często podkreślał, że nie lubił pracować z gwiazdami i
poza komikiem Totò nigdy nie pracował z pierwszoligową gwiazdą (najwidoczniej Franka Nero nie zaliczano do tego grona). Do
Jaszczurki... udało mu się zatrudnić kilka znanych twarzy: Leo Genn
(Petroniusz z Quo Vadis), Stanley Baker („rzeźnik” Brown w Działach Navarony),
Jean Sorel (występy u Viscontiego, Buñuela, Damianiego). W centrum uwagi
brazylijska aktorka Florinda Bolkan, która wreszcie mogła zabłysnąć na
pierwszym planie - w trudnej roli, wymagającej pozbycia się pewnych
hamulców, wejścia głęboko w psychikę postaci, odgrywania roli całym
sobą, tak sugestywnie jak tylko się da.
Autorem ścieżki dźwiękowej jest Ennio Morricone, ale reżyser bardzo
oszczędnie korzysta z jego pomocy, skupiając na stronie wizualnej. Co ciekawe, Lucio i Ennio pracowali razem już w 1964 (w najwcześniejszym
etapie kariery). Jaszczurka… to ich trzeci wspólny film i niestety
ostatni. Prawdopodobnie, tak jak w przypadku Argenta, reżyser
potrzebował kompozytora, który poświęciłby więcej czasu na współpracę.
Morricone był już wtedy zawalony robotą, komponował do dwudziestu filmów
rocznie, więc współpraca zakończyła się szybko.
W obiektywie kamery Luigiego Kuveillera (Głęboka czerwień, 1975) Londyn jest tajemniczą metropolią, która skrywa za fasadą różne perwersje i zbrodnie. Niektóre miejscówki zostały doskonale wykorzystane, np. Alexandra Palace, symbol północnego Londynu. Wyraźnie czuć ducha wczesnych lat siedemdziesiątych - czasów hipisów i eksperymentów z narkotykami, prowadzących do utraty psychicznej równowagi. Zaskakujące, że miał to być film fantastyczny (już sobie wyobrażam, jak Florinda Bolkan zmienia się w jaszczurkę wg projektu Rambaldiego), ale pod naciskiem producenta reżyser wymyślił racjonalne rozwiązanie. Zdecydowanie wyszło to filmowi na plus, historia wygląda na przemyślaną i dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach.
W obiektywie kamery Luigiego Kuveillera (Głęboka czerwień, 1975) Londyn jest tajemniczą metropolią, która skrywa za fasadą różne perwersje i zbrodnie. Niektóre miejscówki zostały doskonale wykorzystane, np. Alexandra Palace, symbol północnego Londynu. Wyraźnie czuć ducha wczesnych lat siedemdziesiątych - czasów hipisów i eksperymentów z narkotykami, prowadzących do utraty psychicznej równowagi. Zaskakujące, że miał to być film fantastyczny (już sobie wyobrażam, jak Florinda Bolkan zmienia się w jaszczurkę wg projektu Rambaldiego), ale pod naciskiem producenta reżyser wymyślił racjonalne rozwiązanie. Zdecydowanie wyszło to filmowi na plus, historia wygląda na przemyślaną i dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach.
Na koniec kilka słów o zwierzętach. Jaszczurki tu nie
zobaczymy, ale są psy, nietoperze, czerwone śledzie. Fulciemu groziły
dwa lata więzienia za znęcanie się nad zwierzętami. Poszło o scenę
przedstawiającą półżywe psy z rozprutymi brzuchami. Podczas procesu
sądowego Carlo Rambaldi, spec od efektów, pokazał syntetyczne psy
wykorzystane w tej scenie. Miłośnicy zwierząt mogli odetchnąć z ulgą.
Gdy jednak Fulci kręcił swoje efektowne horrory na przełomie kolejnej
dekady Rambaldi był już gwiazdą Hollywood, szybko stając się też
laureatem trzech Oscarów.
3. Śmierć na wysokich obcasach (1971), reż. Luciano Ercoli
aka La Morte Cammina con i Tacchi Alti / Death Walks on High Heels
Nieves Navarro García, znana też jako Susan Scott, to bogini, a ten film jest
tego dowodem. Urodzona w Almerii, odkryta przez Duccio Tessariego,
wystąpiła w kilku znaczących spaghetti westernach. W latach
siedemdziesiątych najczęściej obsadzał ją Luciano Ercoli, który w 1972
został jej mężem i pozostał nim aż do śmierci w 2015. Śmierć na wysokich
obcasach to popis kreatywności i inteligencji Ernesta Gastaldiego,
prawdopodobnie najwybitniejszego scenarzysty filmów kryminalnych. Ilość
zwrotów akcji jest imponująca, fałszywych tropów jest mnóstwo... Każdy
zdaje się coś ukrywać, więc automatycznie łączy się go z morderstwem
popełnionym w pociągu na początku filmu. Jeśli Agata Christie widziała
ten film, musiała być pod wrażeniem.
W klasyczny schemat whodunit (kto zabił?) włączono
sensacyjną intrygę o zrabowaniu i ukrywaniu diamentów. Taki cenny łup to
dobry motyw zabójstwa, ale zbyt duża ilość podejrzanych i liczne
niejasności powodują, że w głowie tworzy się mętlik. Mocne dowody
okazują się poszlakami, a rzucone przypadkiem, na pozór nieistotne,
zdanie okazuje się kluczem do rozwiązania zagadki. Taki jest właśnie
finałowy twist - gdy sprawa wygląda na rozwiązaną z nieoczekiwanej
strony przybywa pomoc, jakby za sprawą ingerencji sił metafizycznych.
Cichym bohaterem produkcji są nadmorskie pejzaże w Anglii - kuszą
swoim rajskim urokiem, odwracając uwagę od czającego się zagrożenia. Nie
przypadkiem główna bohaterka jest striptizerką - jest świadoma swojego
seksapilu, kusicielska i zwodnicza. Bogini, ale bardzo ludzka -
szukająca u boku mężczyzny przede wszystkim bezpieczeństwa.
Jednego z jej adoratorów zagrał Frank Wolff, kojarzony z
występami na drugim planie w kilku ważnych spaghetti westernach
(Człowiek zwany Ciszą, Pewnego razu na Dzikim Zachodzie). Niestety,
aktor cierpiał na depresję i zaledwie dwanaście dni po premierze
omawianego obrazu popełnił samobójstwo w rzymskim hotelu Hilton. Jeśli
trafił do raju to niech mu przygrywa muzyka Stelvio Ciprianiego z filmu
Śmierć na wysokich obcasach - jest przepiękna i magiczna. I
jeszcze ten głos - zwykle Edda Dell'Orso specjalizowała się w boskich wokalizach, ale tutaj doskonałym wyczuciem rytmu i anielską barwą wykazała się Nora Orlandi. To jedna z
nielicznych kobiet-kompozytorów we włoskim kinie gatunków (kapitalny
soundtrack Podwójnej twarzy Riccardo Fredy).
4. Noc, kiedy Evelyn wyszła z grobu (1971), reż. Emilio Miraglia
Gotyk od czasów pierwszych sukcesów Riccardo Fredy i Mario Bavy to jeden z ulubionych stylów włoskich filmowców. Upodobał go sobie np. Antonio Margheriti, który tworzył nie tylko gotyckie horrory, ale nawet gotyckie westerny i gotyckie gialli. Do tych ostatnich zalicza się Seven Deaths in the Cat's Eye (1973) z Jane Birkin. Emilio Miraglia stworzył dwa filmy w podobnym stylu: The Night Evelyn Came Out of the Grave (1971) i The Red Queen Kills Seven Times (1972) - oba bardzo udane. Ten pierwszy zaczyna się sadystycznie - podobnie jak w Czerwonym piętnie szaleństwa (1970) Mario Bavy głównym bohaterem jest paranoik. W prologu próbuje uciec ze szpitala psychiatrycznego, a potem za sprawą magii montażu znajduje się na wolności i jest właścicielem okazałej rezydencji. Zwabia do niej dziewczyny, żeby się z nimi „zabawić”...
Scenarzyści prowadzą z widzem pewną grę - swoiste
szachy, gdzie trudno przewidzieć kto kogo przechytrzy. Na pytanie, czy
nieżyjąca Evelyn faktycznie opuszcza swoje miejsce spoczynku odpowiem w
taki sposób: do szuflady z napisem giallo nie wrzucam ghost stories.
Dlatego wspomniane dzieło Bavy (Czerwone piętno szaleństwa) musiało zostać
pominięte. Tutaj kontrolę sprawują ludzie i ich nienasycone żądze. Słabi
i bezbronni będą gryźć ziemię, okrutnicy i kombinatorzy zostaną
pokonani przez jeszcze okrutniejszych kombinatorów. Jako bonus mamy
scenę, w której morderca w żółtych rękawiczkach zabija za pomocą
jadowitego węża.
W czołowej roli wystąpił Anthony Steffen i jest zaskakująco
dobry. Jako gwiazdor westernów (Django Bękart, 1969) był krytykowany za
drewniane aktorstwo, ale tutaj mógł nieco bardziej się wykazać.
Pochodził z rodziny szlacheckiej, otrzymał solidne wykształcenie i
opanował biegle pięć języków. Nic tylko pozazdrościć... tym bardziej, że
na planach filmowych poznawał piękne kobiety, takie jak Marina
Malfatti. Ta urocza blondynka zagrała także w kolejnym giallo Miraglii -
u boku Barbary Bouchet w The Red Queen Kills Seven Times. Zmarła w
czerwcu bieżącego roku.
Oba wspomniane filmy tego reżysera miały też coś jeszcze,
co znacznie podwyższyło jakość, dodało elegancji i magii. Chodzi o muzykę, której autorem
jest Bruno Nicolai. Doświadczony kompozytor i dyrygent doskonale oddał w
omawianym filmie mistyczną atmosferę, w czym pomógł dobry duch włoskich
produkcji - Edda Dell'Orso. Muzyka jest zmysłowa, subtelna i bardzo
stylowa, co zresztą jest typowe dla tego artysty. W finale reżyser
pozwala, by trzymane w ryzach szaleństwo wreszcie zostało uwolnione, ale
kompozytor wciąż pozostaje cichym ilustratorem, nie pozwalając by
instrumenty zostały poszarpane w szaleńczym amoku.
5. Wszystkie kolory ciemności (1972), reż. Sergio Martino
W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych Sergio Martino zrealizował aż
pięć gialli, wszystkie przy udziale Ernesta Gastaldiego. Trzy oprawił
muzyką Bruno Nicolai. W trzech zagrał George Hilton, w trzech wystąpiła
Edwige Fenech, która w 1971 urodziła dziecko Fabia Testiego, a potem
została żoną producenta Luciana Martino (brat Sergia Martino i
producent jego filmów). Wszystkie kolory ciemności nie
są typowym przedstawicielem nurtu, bo nie pada tu pytanie „kto zabił?”.
Martino zbliża się tu niebezpiecznie do satanicznego horroru w stylu
Dziecka Rosemary (1968) i podobnie jak w dziele Polańskiego najbardziej
niesamowite rzeczy dzieją się w umyśle głównej bohaterki. To doskonały
thriller psychologiczny o kobiecie żyjącej z traumą po wypadku. Jest tu
zagadka, są sekrety przeszłości i są dwa typy ludzi - ci, którzy są źli
od początku do końca i nikt tego przed nami nie ukrywa oraz ci, którzy
ujawniają swój charakter stopniowo, wraz z upływem czasu.
Hiltona i Fenech można lubić lub nie (Gastaldi ich ponoć
nie znosił), ale mieli w sobie jakąś siłę przyciągania, zapewniającą
filmom powodzenie. Istotnie, Hilton nie tworzy tu wielkiej kreacji,
stara się tylko zasugerować dwuznaczność charakteru, by wprowadzić
niepokój. Jej partnerka daje jednak udany popis w niełatwej roli -
kobiety zagubionej pomiędzy fikcją i rzeczywistością. Ivan Rassimov i
Julián Ugarte mają tylko wyglądać złowieszczo, bo należą do grupy ludzi,
którzy są źli od początku do końca. Są
jeszcze blondynki, których trudno nie lubić: Susan Scott (Śmierć na wysokich obcasach) i Marina Malfatti (Noc, kiedy
Evelyn wyszła z grobu).
Interesujący skrypt działa bez zarzutu, wystarczy przetrwać
deliryczne klimaty na samym początku, by cieszyć się pełną suspensu,
świetnie opowiedzianą historią. Co równie ważne, nie jest to płytki film
kryminalny, w którym autorzy na siłę próbują zaskoczyć wydumanymi
pomysłami. Zakończenie też wydaje się przemyślane, a przy tym trudne do
zapomnienia. Dobrze
sprawdza się muzyka Brunona Nicolaia, szczególnie chór gregoriański w
scenach sekciarskich - powstaje taki psychodeliczny nastrój, który
wchłania odbiorcę, hipnotyzuje (utwór nosi tytuł
Sabba). Film posklejał jeden z najsłynniejszych montażystów owych czasów
- Eugenio Alabiso.
6. Co się stało z Solange? (1972), reż. Massimo Dallamano
aka Cosa Avete Fatto a Solange? / What Have You Done to Solange?
aka Cosa Avete Fatto a Solange? / What Have You Done to Solange?
Zaczyna się od poważnego zgrzytu. W cichym lesie młoda kobieta otrzymuje
cios ostrym narzędziem w bardzo czułe miejsce, ale nikt nie słyszy jej
krzyku, mimo iż w pobliżu znajduje się para w miłosnym uścisku. Wprawdzie dziewczyna coś tam widziała, ale oboje byli głusi. Cóż... może da się to
jakoś racjonalnie wyjaśnić. Ważne, że intryga jest na tyle frapująca,
że szybko zapomina się o wadach, by śledzić poczynania bohaterów. Akcja
rozgrywa się wokół szkoły dla dziewcząt, więc nasuwają się skojarzenia z
takimi filmami jak: Naked You Die (1968, mimo eksploatacyjnego tytułu
to bardzo powściągliwy i zabawny film Antonia Margheritiego), Rezydencja
(1969, produkcja hiszpańska w reżyserii Chico Serradora) i słynna
Suspiria (1977, reż. Dario Argento), która jest baśniowym, poetyckim
horrorem z elementami giallo.
Gdy oglądając film Dallamano widz przypomina sobie jego
tytuł zastanawia się, o co chodzi z tą Solange, dlaczego nikt o niej nie
mówi. Jej wątek wchodzi dopiero w drugiej połowie, wcześniej budowana
jest atmosfera niepewności i zagrożenia. Morderca zabija w okrutny
sposób, a podejrzanym jest nauczyciel, który uwikłał się w romans z
uczennicą. Pedagog prowadzi własne śledztwo, by w końcu natknąć się na
francuskie imię Solange, które jest kluczem do rozwiązania zagadki. Film
został zainspirowany powieścią Edgara Wallace'a Tajemnica szpilki
(The Clue of the New Pin, 1923), którą we Włoszech wydano w cyklu Il
Libri Gialli już w roku 1931, ponownie zaś dopiero w 1993 w serii I
Classici del Giallo Mondadori.
To już czwarty film w zestawieniu, który realizowano w
Londynie. Ale Włochów wspierali niemieccy inwestorzy, więc w
obsadzie jest kilku niemieckich wykonawców. Przede wszystkim Joachim Fuchsberger, który w latach sześćdziesiątych wystąpił w całej serii kryminałów na motywach utworów Edgara Wallace'a i dla Niemców film Dallamano był kontynuacją tej serii. Wyróżnia się Karin Baal, która
bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Z początku zimna i nieprzyjemna,
chciałoby się powiedzieć „typowa Niemka”, w dodatku gra nauczycielkę
matematyki, sztywnej dziedziny nauki, cechującej się konkretnymi
zasadami, których nieprzestrzeganie prowadzi do złego rozwiązania. Z
czasem okazuje się sympatyczną partnerką, typową Hitchcockowską
blondynką i wraz z Fabio Testim przypominają parę detektywów w stylu
Nicka i Nory Charlesów z Pościgu za cieniem (1934) wg Dashiella
Hammetta. Z profesją detektywa jest jak z matematyką - wystarczy mały
błąd, by uzyskać zły wynik. Wystarczy pominąć jakiś szczegół i zbaczamy
na manowce.
Koniecznie trzeba też powiedzieć parę słów o muzyce.
Ennio Morricone i wspierająca go swoim głosem Edda Dell'Orso przyczynili
się do wykreowania zmysłowej aury. Muzyka jest po prostu piękna i to
piękno genialnie kontrastuje z okrucieństwem, które spotyka młode, ale
jednak nie do końca niewinne, dziewczyny. I jeszcze ten Londyn -
atrakcyjne miasto zbudowane krwią i żywiące się strachem. Zupełnym
przeciwieństwem wspomnianego kompozytora jest Aristide Massaccesi,
szerzej znany jako Joe D'Amato. On akurat nie słynie z subtelności - w
jego dorobku przeważają hardcore'owe rzeczy - pornosy i horrory gore
(dwa trafiły na listę filmów zakazanych - Video Nasties). W omawianym filmie pełnił funkcję kierownika zdjęć i stanął na wysokości zadania,
tworząc fascynujące obrazki pełne frywolnego uroku i podskórnego
napięcia. Nie wykluczone, że na stronę wizualną większy wpływ wywarł
Massimo Dallamano, który był już uznanym operatorem, wsławionym filmami
peplum i spaghetti westernami (w tym dwoma dziełami Sergia Leone).
Kolejny zdolny i wszechstronny reżyser, o którym warto pamiętać to Umberto Lenzi, a Spazmy to jeden z tych filmów, które dzielą publiczność. Miłośnicy krwawych, perwersyjnych obrazów reżysera zarzucają mu, że tym razem był zbyt grzeczny. Jednak osoby, które na pierwszym miejscu stawiają błyskotliwy scenariusz będą tym dziełem zachwycone. Mamy tu absolutne mistrzostwo jeśli chodzi o budowanie tajemnicy, nastroju, psychiki postaci. Nie warto zdradzać ani grama z fabuły, by zostawić innym niespodzianki. A tych jest naprawdę sporo. Lenzi okazał się bardzo inteligentnym filmowcem - przekonany o mocnych stronach skryptu nie próbował na siłę uatrakcyjniać filmu dodatkowymi ozdobnikami. Historia płynie wartko w określonym kierunku, ale nikt poza autorami nie zna celu tej wędrówki.
W obsadzie Robert Hoffman (Grand Slam, 1967) i Suzy Kendall
(Ptak o kryształowym upierzeniu, 1971) - oboje tworzą ciekawą parę. Są jak Robert Redford i Julie Christie -
charyzma, klasa, urok osobisty. Odgrywane przez nich postacie są
niespokojne, podszyte strachem, jedno z nich zaczyna tracić kontakt z
rzeczywistością, drugie podaje przyjacielską dłoń. Suzy Kendall stosuje zestaw min, który mimowolnie wywołuje uśmiech. W kilku
partiach filmu jest rozbrajająca. Występujący tu na drugim planie Ivan
Rassimov, aktor o serbskich korzeniach, jest ważną postacią we włoskim kinie gatunkowym - wystąpił
m.in. we Wszystkich kolorach ciemności. U Lenziego grał główną rolę w nakręconym w Tajlandii prekursorskim filmie kanibalistycznym pt. The Man from the Deep River (1972). Swoją obecność na mapie
włoskiego kina zaznaczyła również jego siostra Rada Rassimov (występowała m.in. u Leone, Argenta i Bavy).
Spazmy to w mojej opinii znakomity film, któremu niczego
nie brakuje, scenariusz strona po stronie odkrywa kolejne puzzle, które
złożone w jedną całość tworzą zwartą opowieść. Intryga nurtuje,
prowokuje do refleksji, działa na wyobraźnię. Reżyser doprawia swoje
danie sporą dawką goryczy. Dzięki zgranej ekipie nic tu nie jest
przypadkowe - każde ujęcie, nawet te lalki pojawiające się od czasu do
czasu, jest przemyślane i stanowi część uporządkowanej całości.
Kadrowanie, oświetlenie, uroki Toskanii, muzyka - nic tylko podziwiać, oglądać, słuchać.
Morricone (a kogóż innego się spodziewaliście) serwuje nie pierwszy i
nie ostatni mega nastrojowy kawałek (motyw pt. Bambole, czyli Lalki, to doskonały lek na uspokojenie). Zaskakujące, że tylko dwukrotnie komponował dla Lenziego -
ich drugi wspólny film to brutalny dramat gangsterski Almost Human
(1974) z muzyką o basowym, twardym, wyrazistym brzmieniu.
8. Ślady (1975), reż. Luigi Bazzoni
aka Le Orme / Footprints on the Moon
aka Le Orme / Footprints on the Moon
Z klasycznym schematem whodunit sprawa jest bardzo prosta - jest zbrodnia, śledztwo, krąg podejrzanych, który powoli się zmniejsza i jest rozwiązanie, które można przewidzieć lub nie. W Śladach Bazzoniego nie ma ani zbrodni, ani śledztwa, ani kręgu podejrzanych. Jest jednak rozwiązanie, którego nie udało mi się przewidzieć nawet przy ponownym oglądaniu. Historia jest niesamowicie oryginalna (choć napisana w oparciu o książkę Mario Fanelliego) i enigmatyczna do tego stopnia, że powoduje totalny myślowy chaos. Luigi Bazzoni nakręcił wcześniej klasyczne giallo The Fifth Cord (1971) z Frankiem Nero - tam sytuacja wyglądała znacznie prościej. Natomiast tutaj główną bohaterkę dręczą sny, które wyglądają jak fragmenty filmu science-fiction (z udziałem Klausa Kinskiego). Kobieta ma lukę w pamięci - nie wie co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich dni. Pewną wskazówką jest pocztówka z Hotelu Garma w Turcji.
Wybieranie miejscówek do włoskich produkcji to zresztą
materiał na osobny, bardzo obszerny artykuł. W Italii jest sporo
atrakcyjnych lokalizacji: Rzym, Toskania, tereny nadmorskie, ale to nie
wystarczało filmowcom. Dario Argento kręcił w Niemczech i Szwajcarii,
Sergio Martino w Austrii, Grecji i Anglii, Aldo Lado w Czechosłowacji i
Jugosławii, a Lucio Fulci - wszędzie, gdzie tylko chciał. Nawet gdy
jedna scena miała się rozgrywać w innym miejscu, ekipa przenosiła się
tam na kilka dni. Do takich spraw Włosi podchodzili profesjonalnie -
żadnych sztucznych dekoracji i tylnych projekcji, tylko żywa akcja w
żywych plenerach. U Bazzoniego ślady prowadzą na terytorium
Turcji, która wygląda tutaj szczególnie, gdyż filmował ją Vittorio
Storaro, jeden z najwybitniejszych operatorów filmowych w dziejach.
Florinda Bolkan gra w tym filmie postać o imieniu Alice, co
nie jest bez znaczenia - dziwne sny i wkraczanie na nieznany grunt
nasuwają skojarzenia z Alicją Lewisa Carrolla. Obecna w
książce logika snu została zastąpiona logiką przyczynowo-skutkową, co
nie oznacza, że nie wkradła się też odrobina surrealizmu. Ostatnia,
surrealistyczna scena to zresztą imponujący popis wspomnianego Storaro.
Florinda Bolkan stworzyła bardzo dobrą kreację - gdy grana przez nią
spokojna i zniuansowana bohaterka dostaje napadów złości zdajemy sobie
sprawę, że to dwie osoby w jednym ciele. I jakże bym śmiał zapomnieć o
muzyce - to byłoby niewybaczalne. Z pewnością znacie Nicolę Piovaniego
(bo Życie jest piękne widział prawie każdy), ale może nie wiecie, że w
latach siedemdziesiątych też tworzył znakomite, liryczne tematy
przewodnie. W omawianym paranoicznym thrillerze można usłyszeć coś na
kształt elegii - tak przeraźliwie ponurej, że jedyne co pozostaje, to się
powiesić.
9. Dom o śmiejących oknach (1976), reż. Giuseppe 'Pupi' Avati
aka La Casa dalle Finestre che Ridono / The House with Laughing Windows
aka La Casa dalle Finestre che Ridono / The House with Laughing Windows
Kolejny niezwykły film zaliczany do żółtych thrillerów. W połowie lat siedemdziesiątych klasyczna formuła whodunit już tak bardzo się wyczerpała, że oczekiwano czegoś naprawdę wyjątkowego. Giuseppe 'Pupi' Avati wraz ze swoim bratem Antoniem skonstruowali więc zagadkową opowieść o pewnym obrazie. Jest w filmie taka kwestia: „Uważa się, że artyści to wrażliwi geniusze, a ten namalował śmierć człowieka bez cienia współczucia”. Nad podobnym zagadnieniem można zastanowić się, oglądając jakiś krwawy film. Czy reżyserzy tworzący brutalne kino to artyści, czy zafascynowani agonią i śmiercią szaleńcy?
Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z
czymś więcej niż tradycyjnym kryminałem. To przedsięwzięcie autorskie,
odmienne od wszystkiego co powstało w tamtych czasach w Italii. Lino
Capolicchio (później wystąpił w weneckim giallo Solamente Nero) wcielił
się w postać prostolinijnego malarza, wynajętego by dokończyć fresk
rozpoczęty przez „malarza agonii”, który zmarł w tajemniczych
okolicznościach. Zlecenie wygląda na pozór jak każde inne, ale niesie ze
sobą niebezpieczeństwo. Telefoniczne groźby zapowiadają tragedię, ale
nic nie może przygotować człowieka na to, co spłodziła chora wyobraźnia
braci Avatich.
W jednym aspekcie ten film nie różni się znacząco od innych
włoskich produkcji wiadomego nurtu. Chodzi o klimat. Mimo podskórnego
szaleństwa akcja toczy się wolno, więc należało tę historię obudować
klimatem. Zatrudniono operatora i kompozytora, którzy nie byli
rutyniarzami. Dla Pasquale Rachiniego to był debiut w charakterze
kierownika zdjęć, a pianista jazzowy Amedeo Tommasi miał niewielki dorobek filmowy (dominowały w nim filmy Avatiego). Muzyka,
podobnie jak film, jest iluzoryczna - pobrzmiewa po cichutku gdzieś w
oddali, ale drzemie w niej szaleństwo. Rutyniarz skorzystałby pewnie ze sprawdzonych chórków i miłych dla ucha wokaliz, ale Tommasi wykorzystał zamiast tego przerażający krzyk torturowanego faceta. Przy wyborze aktorów decydowała
zasada non profit - żadnych znanych nazwisk. Dzięki temu wyraźniej
zarysowano alienację bohatera i zagrożenie czyhające ze strony
miejscowych. Przy okazji podkreślono odejście od komercji na rzecz
autorskiej wypowiedzi.
10. Umrzeć ze strachu (1976), reż. Paolo Cavara
aka E Tanta Paura / Plot of Fear
aka E Tanta Paura / Plot of Fear
E tanta paura to często używany zwrot we włoskich thrillerach i horrorach. Za jego pomocą kobiety zwykle wyjawiają partnerom, że odczuwają strach i niepokój. Dziwny to jednak tytuł dla filmu, który jest klasycznym proceduralem. W fabule ważną rolę odgrywa klatka z tygrysem, więc można było się pokusić o zwierzęcy tytuł, jak za czasów Jaszczurki w kobiecej skórze i Czarnego odwłoku tarantuli. Ten drugi obraz reżyserował Paolo Cavara, który stworzył tym razem mariaż policyjnego procedurala z thrillerem w stylu giallo. Wyszło lepiej niż się spodziewano. To znaczy ja nie spodziewałem się niczego specjalnego, a otrzymałem smakowite danie posypane lekko pikantnym włoskim sosem.
Znany z policyjno-mafijnej Ośmiornicy (1984-89) Michele Placido niemal od początku
kariery kojarzony był z policyjnym mundurem. Mafia czy seryjni mordercy -
nie ma wielkiego znaczenia, bo jedno i drugie to plaga, której
pokonanie graniczy z cudem. W świecie filmu zbrodniarz musi zostać
zdemaskowany i unieszkodliwiony, bo gdy widzowi opowiada się historię
nie można mu powiedzieć - domyśl się co będzie dalej. Paolo Cavara zna
reguły, co pozwala mu je łamać, ale nie ma w tym przesady ani silenia
się na oryginalność. Zakończenie może być rozczarowaniem, ale może też
satysfakcjonować odbiorcę, bo nie jest łatwo je przewidzieć.
Prostą fabułę doprowadzono do wysokiego stopnia skomplikowania.
Morderstwa są zróżnicowane (każde popełnione innym sposobem), ale bez
soczystego gore. Występuje tu motyw przemytu diamentów, jak w
rasowym filmie sensacyjnym. To dalekie echa sukcesu Francuskiego łącznika (1971). Do tradycyjnego kryminału dodano szczyptę humoru i
erotyki. Ucztę urozmaicono kierując ostrze krytyki w zamożną klasę społeczną.
Bogaci bawią się na imprezach z prostytutkami, oglądają sprośne
kreskówki i wstrzykują młodej dziewczynie śmiertelną dawkę strachu,
próbując ją zaciągnąć do klatki z tygrysem. Innymi słowy - to banda prymitywnych dupków. Zero odpowiedzialności i ogłady, bogactwo wyprało im mózgi.
W obsadzie obok znakomitego Michela Placido znalazło się miejsce dla obdarzonej seksapilem Francuzki Corinne Cléry, brzydkiego jak zawsze Eliego Wallacha,
szelmowskiego Johna Steinera i bezbarwnego Toma Skerritta. Scenom z
udziałem tego ostatniego powinna towarzyszyć piosenka Elektrycznych
Gitar Co ja tutaj robię. Warto jeszcze odnotować, że zdjęcia robił
Franco Di Giacomo (sugestywnie filmował Sycylię w dramacie mafijnym
Piękna nie chce milczeć i Wenecję w giallo-movie Kto widział jej
śmierć?), muzykę napisał Daniele Patucchi (niedoceniany, ale zdolny - dobrą robotę wykonał przy Black Killerze, Los Amigos i tym, o którym teraz mowa), a scenariusz wraz z reżyserem opracował Bernardino Zapponi (współpracownik Felliniego i współautor Deep Red, jedynego obrazu Argenta uznawanego za
skończone arcydzieło). Niesłusznie bagatelizowany film. Warto znać.
Rada Rassimov to jedyna kobieta w TGTBTU ??? A to ci info, będziesz się w piekle smażył za taką ślepotę . Natychmiast przeproś Chelo Alonso ! :D
OdpowiedzUsuńStatystów (i statystek) nie liczę :D
UsuńNiee, wykasuj to i wymyśl coś mądrzejszego :D
OdpowiedzUsuńPoprawione.
Usuń