Dziesiątka i As atutowy. 10 filmów z Kirkiem Douglasem


Tekst opublikowany także w serwisie film.org.pl

Od siedemdziesięciu lat można go oglądać na dużych lub małych ekranach. Około dziewięćdziesiąt ról w aktorskim dorobku, kilkanaście wyprodukowanych filmów we własnej kompanii Bryna Productions (utworzonej w 1955). Jego wkład w amerykańskie kino jest ogromny, a wiele ról zapewniło mu nieśmiertelność. Ten ostatni świadek złotej ery Hollywood świętował niedawno swoje setne urodziny. Prawdopodobnie nie zobaczymy go już w nowej roli, ale warto przypomnieć te, które umacniały jego gwiazdorską pozycję, które ujawniały jego charyzmę i zdolność do kreowania zróżnicowanych postaci. Nie będę próbował wybierać najlepszej z najlepszych ról - uporządkuję filmy w kolejności chronologicznej. Aby ułatwić sobie wybór zastosowałem się do zasady, by nie powtarzały się nazwiska reżyserów (dlatego jest tylko jeden film Minnellego i jeden Kubricka).

1. As w potrzasku (Ace in the Hole, 1951), reż. Billy Wilder


Jedyny film Billy'ego Wildera z udziałem Kirka Douglasa i prawdopodobnie jeden z najlepszych filmów o dziennikarzach. Czwarta władza, czyli media, to potwór wykreowany przez społeczeństwo - przez ludzi szukających sensacji, znajdujących upodobanie w obserwowaniu tragedii i ludzkiego cierpienia. Złe wiadomości sprzedają się najlepiej i my, widzowie, jesteśmy za to odpowiedzialni. Kirk Douglas wciela się w postać dziennikarza oferującego ludziom to, czego oczekują - przedstawienie, wielki karnawał, którego bohaterem jest uwięziony w kopalni człowiek. Aby show trwało jak najdłużej gotów jest opóźniać akcję ratunkową, narażając tym samym człowieka na coraz większe ryzyko. Czy ten pismak wkrótce zrozumie, że stał się narzędziem potężnej i niebezpiecznej machiny napędzanej przez bezduszne społeczeństwo?

Konkluzja jest gorzka. Billy Wilder bardzo ostro krytykuje współczesną informacyjną rzeczywistość, a ludzkość odwdzięcza mu się tym, że przyczynia się do klęski finansowej. Najważniejsze jest jednak to, że As w potrzasku do dziś pozostaje aktualny. W dobie internetu jego przekaz stał się nawet mocniejszy, a scenariusz Billy'ego Wildera i jego anglojęzycznych kompanów porusza czułe struny w równym stopniu, co współczesne kino o podobnej tematyce (vide Wolny strzelec). Za porażkę w kinowych kasach często obwinia się aktorów, ale Douglas w niczym nie zawinił. Stworzył pełnokrwistą kreację dramatyczną. Charles Tatum, egocentryczny reporter, w którego się wcielił, przechodzi wiarygodną metamorfozę od cynicznego idealisty po życiowego rozbitka, zmęczonego i przegranego.

2. Piękny i zły (The Bad and the Beautiful, 1952), reż. Vincente Minnelli


Bardzo ciekawym zjawiskiem w klasycznym okresie hollywoodzkim były filmy o hollywoodzkim przemyśle filmowym. Dzieło Vincente Minnellego to najdoskonalszy przedstawiciel tego nurtu. Mamy tu pięć osobowości ze świata kina: zarozumiałego reżysera, aktorkę-alkoholiczkę, gburowatego scenarzystę, dobrodusznego kierownika produkcji i tę najważniejszą postać - wyjątkowo ambitnego producenta Jonathana Shieldsa, którego ambicja prowadzi do serii zwycięstw i porażek. Shields to człowiek-zagadka, który przedstawiony jest podobnie jak obywatel Kane ze słynnego filmu Wellesa. Jego działania poznajemy z opowieści trojga ludzi, którzy wiele mu zawdzięczają, lecz ostatecznie są nim rozczarowani, odczuwają wielki żal i odrazę do tego człowieka.  Bo potrafił być bezwzględny w dążeniu do sukcesu. Ale pomiędzy widzem a tym bohaterem pojawia się nić sympatii, gdyż niczym nie różni się od ludzi show-biznesu.

Ten świat zwany Hollywoodem jest jednocześnie piękny i zły, fascynuje i budzi wstręt. Władzę nad wszystkim sprawuje pieniądz, a ludzie są towarem, który łatwo zastąpić. Jednego dnia filmowiec bądź aktor jest sławny i podziwiany, a następnego odrzucony i samotny. Czytający ówczesną prasę widzowie mogli wyłapywać aluzje do autentycznych postaci ze świata kina, np. Shields ma w sobie cechy Vala Lewtona i Davida Selznicka. Protagonista doskonale uwiarygodnił  tę postać, udowadniając, że sprawdza się idealnie w takich wieloznacznych rolach - wzbudzających bardzo odmienne odczucia, ambitnych i bezwzględnych, ale mających w sobie magnetyzm i bożą iskrę.

Film nagrodzony pięcioma Oscarami, ale co ciekawe, nie uzyskał nominacji w kategorii najlepszy film. Wyróżniono stronę wizualną (zdjęcia, scenografię i kostiumy) oraz błyskotliwy scenariusz Charlesa Schnee, współautora Rzeki Czerwonej (1948) Howarda Hawksa. Statuetką uhonorowano bardzo krótki występ Glorii Grahame, lecz to przede wszystkim niezapomniany Kirk Douglas i Lana Turner stworzyli tu role życia (z powodu tej aktorki film powinien mieć polski tytuł Zły i piękna). Specjalista od musicali Vincente Minnelli nakręcił jeszcze dwa niemuzyczne filmy z Douglasem (Pasja życia i Dwa tygodnie w innym mieście).

3. Ulysses (Ulisse, 1954), reż. Mario Camerini


Ludzie mogą stać się nieśmiertelni, jeśli ich losy są warte tego, by opisali je poeci. Homer to już dziś postać legendarna, której przypisuje się autorstwo dwóch starożytnych poematów. Pełno w nich elementów fantastycznych, co stawia pod znakiem zapytania ich wiarygodność, jednakże pewne wartości tu hołubione - odwaga, lojalność wobec współtowarzyszy i współmałżonka, miłość pokonująca czas i przestrzeń, fascynacja morskimi wyprawami, przemoc jako właściwy sposób rozwiązania problemu - składają się na przekonujący obraz czasów starożytnych. Ulysses Cameriniego to nieco okrojona, dopasowana do standardowej długości pełnego metrażu (około sto minut), adaptacja Odysei Homera.

Film zrealizowany przez włoskich producentów -  Carlo Pontiego i Dino De Laurentiisa - przy udziale siedmiu scenarzystów (wśród nich amerykańscy pisarze Ben Hecht i Irwin Shaw oraz brytyjski profesor i znawca kultury antycznej Hugh Gray). Dziesięć lat to nie tylko czas powrotu Odyseusza z Troi do Itaki, ale także okres popularności włoskiego gatunku peplum, łączącego tło historyczne z mitycznymi herosami (filmy tego typu cieszyły się powodzeniem w latach 1954-64, czyli do czasu pojawienia się spaghetti westernów). Dla Kirka Douglasa to było z pewnością ciekawe doświadczenie, w żadnym innym filmie nie przeżył tak niezwykłych przygód jak: walka z jednookim gigantem, kusicielski śpiew syren i spotkanie z nieśmiertelną, acz umierającą z samotności czarownicą.

4. Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (20,000 Leagues Under the Sea, 1954), reż. Richard Fleischer


Kirk Douglas nie chciał być niewolnikiem jednej wytwórni. Podobnie jak Spartakus pragnął swobody i niezależności. Dlatego zanim utworzył własną firmę (Bryna Productions) pracował dla dziesięciu różnych kompanii produkcyjnych. Jedną z nich była wytwórnia Walta Disneya. Po roli mitycznego greckiego herosa aktor chyba polubił morskie podróże i ponownie wyruszył na głębokie wody. Tym razem szlakiem wytyczonym przez Juliusza Verne'a, obejmującym 20 tysięcy mil, czyli ponad 32 tysiące kilometrów.

Jako Ned Land - harpunnik z amerykańskiego miasteczka - wyrusza na poszukiwanie morskiego potwora i trafia do jego wnętrza. Potworem okazuje się bowiem okręt podwodny Nautilus dowodzony przez kapitana Nemo (bardzo dobra rola Jamesa Masona). Zachwyca strona wizualna - barwne zdjęcia, sekwencje podwodne, scenografia (wnętrze Nautilusa), plenery (wybrzeża Jamajki i Bahamów) oraz efekty specjalne (trudno zapomnieć walkę z gigantyczną kałamarnicą). Niektóre motywy zadziwiają przewrotnością (złoto wykorzystane jako balast) i rozmachem (atak kanibali).

Tym filmem Richard Fleischer pokazał się jako specjalista od efektownych widowisk i tę pozycję utrzymał aż do lat osiemdziesiątych. Z Douglasem nakręcił potem znakomity, brutalny jak na swoje czasy, dramat historyczny Wikingowie (1958), ale wybrałem jednak ich pierwszy wspólny film, bo myślę iż stanowił ważne ogniwo w karierze aktorskiej Kirka. I chociaż aktor już się zestarzał, to film wcale nie stracił dawnego uroku. Douglas jest tutaj w swoim żywiole, w każdej scenie błyszczy talentem, charyzmą i zawadiackim sposobem bycia. Próbuje na wszelkie sposoby wzbudzić sympatię (np. wykonując piosenkę Whale of a Tale), by zmylić czujność, ukryć strach i wyjść z opałów zachowując klasę i godność. Najlepsza ekranizacja twórczości Verne'a, trzymająca się mocniej (po upływie aż sześciu dekad) niż nagrodzona pięcioma Oscarami superprodukcja Michaela Andersona W 80 dni dookoła świata (1956).

5. Ścieżki chwały (Paths of Glory, 1957), reż. Stanley Kubrick


Pierwsze wybitne dzieło Stanleya Kubricka. Ostry atak na dowódców wojskowych poparty książką Humphreya Cobba na temat incydentu z czasów pierwszej wojny światowej. Spragniony zaszczytów francuski generał wydaje rozkaz ataku na silne niemieckie umocnienia, by zasłużyć na awans. Nie obchodzi go, że żołnierze stracą życie w tym ataku. Dowodzony przez pułkownika Daxa (Kirk Douglas) oddział nie wykonuje rozkazu, co niesie ze sobą poważne konsekwencje. Teraz grozi im kara śmierci za tchórzostwo. Absurd to właściwe słowo, które przychodzi na myśl - dochodzi do tego, że dowódcy targują się o to, ilu żołnierzy skazać. Duma i arogancja nadrzędnych wodzów nie mają żadnych granic - dla osobistych korzyści gotowi są zniszczyć własnych ludzi. Taki jest antymilitaryzm Kubricka - prowokacyjny i bezkompromisowy.

Ze względu na kontrowersyjną treść i antywojenną wymowę Ścieżki chwały zostały zakazane w kilku krajach, przede wszystkim we Francji. Dzisiaj ten utwór ma szczególną wartość i zaliczany jest do grona najlepszych obrazów Stanleya Kubricka. Wzruszający i sugestywny dramat psychologiczny o wojskowym oportunizmie i hipokryzji. Odtwórca głównej roli bardzo przyczynił się do zwiększenia jakości artystycznej tego dzieła. Pułkownik Dax w jego interpretacji to człowiek pragmatyczny, miotany wewnętrznymi konfliktami i ostatecznie pozostający ponurym obserwatorem, bo cóż mógłby zrobić - jest tylko żołnierzem i ma wykonywać swoje obowiązki. Następny film duetu Douglas/Kubrick, czyli dramat historyczny Spartakus (1960), jest właściwie o tym samym - o wielkich panach i ich podwładnych, którzy są skazani na bezwzględne posłuszeństwo, zaś niewykonanie rozkazu lub bunt karane są śmiercią.

6. Ostatni pociąg z Gun Hill (Last Train from Gun Hill, 1959), reż. John Sturges


Ulubionym gatunkiem Kirka Douglasa jest bez wątpienia western. Wystąpił w aż osiemnastu filmach tego gatunku, np. w Pojedynku w Corralu O.K. (1957) Johna Sturgesa, gdzie zagrał Doca Hollidaya. Ja widziałem piętnaście westernów z Douglasem, ale nie mam żadnych wątpliwości, że najlepszy jest Ostatni pociąg z Gun Hill. Półtorej godziny bardzo konkretnego kina wykorzystującego szereg klasycznych wątków. Samotny bohater przeciwko całej społeczności rządzonej przez wpływowego przedsiębiorcę. Kierują nim nie tylko reguły cywilizowanego prawa, ale i motywy osobiste. Zgwałcono i zabito jego żonę, która była Indianką, co nie jest bez znaczenia. Mamy tu więc cały Dziki Zachód w pigułce wraz z jego wyróżnikami: prawem rewolweru, ksenofobią i rasizmem oraz błędami, które kosztują życie.

Wymowne dialogi, wąskie ale bardzo zróżnicowane grono postaci i sugestywne zdjęcia utrzymane w chłodnej, jesiennej tonacji (np. początkowa scena rozgrywa się gdzieś w głębi lasu, ale nie ma zieleni, tylko szarość i sepia). Napięcia tu tyle, co w najlepszych thrillerach. I chyba nie ma drugiego westernu lat pięćdziesiątych, który zaczynałby się tak dosadnie - od morderstwa na tle seksualnym. Wiadomo, że to co najistotniejsze w tej scenie musiało się rozegrać poza kadrem, ale efekt dramaturgiczny i tak jest bardzo mocny. Główna postać kobieca - w klasycznych westernach często pełniąca funkcję obiektu uczuć bohatera - ma tutaj inną rolę do odegrania. Zresztą John Sturges starał się unikać wątków romansowych i tak też jest tutaj oraz w jego dwóch najsłynniejszych dziełach (Siedmiu wspaniałych i Wielka ucieczka). Dodatkowy punkt za aktorów. Kirk Douglas i Anthony Quinn w rolach dawnych przyjaciół, którzy stają po przeciwnych stronach z (pozornie) błahego powodu - bo jeden z nich nie umiał po śmierci żony wychować syna na porządnego człowieka.

7. Lista Adriana Messengera (The List of Adrian Messenger, 1963), reż. John Huston


Ciekawy eksperyment - zatrudnić kilku znanych aktorów i ukryć ich twarze za pomocą masek. Twarze Tony'ego Curtisa, Burta Lancastera, Roberta Mitchuma i Franka Sinatry możemy zobaczyć dopiero po rozwiązaniu intrygi, kiedy to zdejmują maski. Ale to Kirk Douglas jest asem atutowym. Przebiera się najczęściej, tworząc kilka zróżnicowanych (pod względem wyglądu) postaci, mających wspólny cel - zabicie Messengera i wszystkich osób znajdujących się na jego liście. Jego prawdziwą twarz z dołkiem w brodzie można zobaczyć w opowieści z życia wyższych sfer. Scenarzysta Anthony Veiller, tworząc tekst na podstawie opowiadania Philipa MacDonalda, przedstawił krytyczny w wymowie portret arystokracji, spędzającej czas głównie na polowaniach. Łowy na lisa to dla nich rozrywka. Zabijanie po kolei ludzi z listy też wydaje się niezłą zabawą, co wprowadza pewien dyskomfort.

W roli głównej wystąpił George C. Scott - co ciekawe łączy go z Douglasem także to, że obaj zagrali generała Pattona (Kirk w filmie Czy Paryż spłonie? z 1966). Lista Adriana Messengera to kino szpiegowskie z potencjałem, ale jednak większy nacisk położono na maskaradę i zabawę, a nie stworzenie wiarygodnej intrygi kryminalnej. Na wyróżnienie zasługuje praca charakteryzatorów (Bud Westmore, John Chambers), chociaż jest w tych maskach coś nienaturalnego (czarno-biała taśma miała ukryć niedoskonałości, ale i tak widać sztuczność). Mimo wszystko udało się Hustonowi, między ambitnymi projektami, stworzyć coś unikatowego, co angażuje widza. Myślę, że każdy odbiorca świadomy tajemnic, jakie tu zaserwowano, próbował odgadnąć, kto ukrywa się pod maską (ja odgadłem tylko dwie tożsamości z pięciu).

8. Układ (The Arrangement, 1969), reż. Elia Kazan


Wybitny adaptator kameralnych dramatów tym razem zaadaptował własną powieść. Powrócił także do gatunku, który uczynił z niego ulubieńca krytyków - niskobudżetowy film dla dorosłych, dramat społeczny o związku między mężczyzną i kobietą. Kazan przypomina tu, że jest wnikliwym obserwatorem codzienności i potrafi pracować z aktorami, zarówno tymi ze starszego pokolenia jak i z młodymi. Kirk Douglas, Deborah Kerr i Faye Dunaway - ta trójka jest najważniejsza, ale trudno zapomnieć kreację jaką stworzył Richard Boone. W roli ojca głównego bohatera jest doprawdy kapitalny. Z sentymentem wspomina się western Człowiek bez gwiazdy (1955) Kinga Vidora, w którym Douglas i Boone zagrali skonfliktowanych kowbojów.

Układ to chyba najbardziej niedoceniany film w twórczości Kazana. Realistyczny dramat społeczny w europejskim stylu podejmujący kwestię seksu i życiowej pustki. Bohater niniejszego zestawienia zagrał tu bogatego człowieka, który ma wszystko to, co każdy by chciał - dobrą pracę, piękny dom, wyrozumiałą żonę, a nawet młodą kochankę, którą żona akceptuje. Nie mógłby oczekiwać od życia więcej, a jednak odczuwa ogromną pustkę, co prowadzi go do załamania psychicznego. Czarnym charakterem i niestety zwycięzcą jest czas - nie można go dogonić i zatrzymać, nie można cofnąć. Konsekwencje są takie, że młodość ucieka, a proces starzenia staje się nie do zniesienia. Powrót do przeszłości za pomocą wspomnień tylko potęguje rozgoryczenie. Bardzo nietypowa kreacja w karierze Douglasa, który w tamtym okresie zaczął grywać tak, jakby każda jego rola miała być tą ostatnią. Nie mógł przewidzieć, że dożyje setki.

9. Latarnia na końcu świata (The Light at the Edge of the World, 1971), reż. Kevin Billington


Chociaż w latach siedemdziesiątych powstał prawdopodobnie najlepszy film o piratach w historii kina, czyli Czarny korsarz (1976) Sergia Sollimy, to raczej nie była to dobra dekada dla tego typu kina. Z jednej strony oczekiwano realizmu oraz zwiększonej dawki seksu i przemocy, z drugiej pojawiło się tzw. Kino Nowej Przygody z nowoczesnymi efektami specjalnymi. Wyraźnie było widać, że nadeszły inne czasy - nadeszła rewolucja, która miała odmienić kinematografię. Dawne Hollywood wraz z jego gwiazdami musiało się pożegnać i ustąpić miejsca nowemu pokoleniu. Ale Kirk Douglas został, bo kino było całym jego życiem - chorobą, którą zaraził także swojego syna Michaela. Jednak zanim Michael stał się rozpoznawalny, zbliżający się do sześćdziesiątki Kirk rok po roku udowadniał, że nie stracił jeszcze zapału i energii do pracy. Dekadę rozpoczął od wyjazdu do Hiszpanii, gdzie nie sięgały macki hollywoodzkich bossów. Nakręcił tam (jako producent i aktor) film przygodowy na motywach powieści Juliusza Verne'a, ale zupełnie odmienny od Dwudziestu tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1954). 

Latarnia na końcu świata to film o piratach, ale bez preferowanego w starym kinie idealizowania morskich rozbójników. W utworze reżyserowanym przez Anglika Kevina Billingtona piraci to nieokrzesane dzikusy pozbawione zasad honoru i przyzwoitości (ich prowodyra zagrał Yul Brynner). „Ostatni kowboj” wcielił się w postać pozytywną, ale nie pozbawioną wad. Jako pomocnik latarnika nie przykładał się solidnie do pracy, ale wkrótce jego charakter zostanie wystawiony na próbę. Od jego decyzji będzie zależało życie innych ludzi. W obsadzie Angielka, Belg, Włosi i Hiszpanie, więc mimo ograniczenia miejsc akcji do minimum galeria postaci jest różnorodna. Przygodowa akcja stanowi tu jednak tło dla sentymentalnej opowieści o samotnym kowboju, którego niespełniona miłość przywiodła aż na koniec świata. Zostawił swój kraj pogrążony w gorączce złota, ale wkrótce życie uświadamia go, że do każdego zakątku globu mogą dotrzeć degeneraci przekonani, że złoto jest cenniejsze od ludzkiego życia.

10. Oddział (Posse, 1975), reż. Kirk Douglas


Kino seventisowe prezentowało zupełnie odmienne spojrzenie na budowaną w epoce klasycznego Hollywood mitologię. Ale to właśnie wtedy Douglas senior postanowił zająć się reżyserią. Zrealizował dwa - wypełnione po brzegi akcją - westerny: Scalawag (1973) i Oddział (1975). Jednakże pierwszy tytuł to opowieść w stylu Wyspy skarbów Roberta Louisa Stevensona - nakręcone w Jugosławii zabawne i sympatyczne kino rozrywkowe. W swoim drugim (i niestety ostatnim) obrazie Douglas-reżyser genialnie dostosował się do ówczesnej mody na rewizjonistyczne podejście do Dzikiego Zachodu. Na pierwszy rzut oka jest to ekscytujące kino sensacyjno-przygodowe, bo nie brakuje pościgów, strzelanin, pożarów i scen kaskaderskich, ale niestandardowe zakończenie jasno daje do zrozumienia, że autorom chodziło o coś więcej niż czystą rozrywkę.

To nie przypadek, że tuż po aferze Watergate Kirk zrealizował film przypominający satyrę polityczną. Zagrał szeryfa, który pozuje na twardziela, a jest tylko karierowiczem walczącym o fotel senatora. Liczy, że zdobędzie poparcie wyborców, gdy schwyta groźnego teksańskiego bandziora. Ma przewagę nad przestępcą - podczas gdy ten musi pracować z bandą nieudaczników, szeryf płaci dobrze wyszkolonym najemnikom, tytułowemu oddziałowi. Pytanie brzmi: czym jest zaufanie i czy za pieniądze można je kupić? O tym, że Kirk zagrał świetnie chyba nie muszę mówić. Zaskakujące, że jako reżyser też sobie poradził doskonale. Pochwalić należy, że nie poszedł w stronę klasycznych obrazów, jakie uczyniły go sławnym, lecz zrealizował antybohaterską i tragikomiczną opowieść o lojalności i meandrach gier politycznych.
______________________________________________________________________

* Zdjęcie główne nad tekstem pochodzi z filmu Raoula Walsha Na granicy życia i śmierci (Along the Great Divide, 1951) - pierwszego westernu z udziałem tego aktora.

0 komentarze:

Prześlij komentarz