Świat bez końca

World Without End (2012 / 8 epizodów)
reżyseria: Michael Caton-Jones
scenariusz: John Pielmeier na podst. książki Kena Folletta

Tematyka historyczna nie ma ostatnio szczęścia do kina, ale za to w telewizji pojawia się coraz więcej seriali, które znakomicie opowiadają o dawno minionych czasach. Jednym z nich jest adaptacja powieści Kena Folletta Świat bez końca. Produkcja uważana jest za kontynuację Filarów Ziemi (2010), gdyż oba seriale łączy nazwisko pisarza oraz miejsce i czas akcji (Kingsbridge w okresie średniowiecza). Świat bez końca rozpoczyna się w 1327 roku, gdy królowa Anglii Izabela Francuska zdetronizowała i uwięziła swojego męża Edwarda II, i na tronie posadziła syna. Nowy król doprowadził wkrótce do wojny, która zapisała się w historii jako wojna stuletnia. Na tym tle rozgrywają się dramatyczne losy mieszkańców Kingsbridge - małej osady, którą pod wpływem jakiejś klątwy nawiedzają straszliwe tragedie.

Serial został perfekcyjnie podzielony na części - każdy odcinek wypełniony jest emocjami i po każdym pojawia się kłębowisko nie dających spokoju myśli. Świetnie uchwycono kontrast między władzą i ludźmi niskiego stanu, skazanych na posłuszeństwo (znamienna jest scena ślubu, w której słowa „czy ślubujesz miłość, wierność i posłuszeństwo” wywołują u kobiety wymowne milczenie). Nikt tu nikogo nie szanuje, wokół panuje ciemnota, anarchia i tyrania. Centralnym miejscem akcji jest katedra w Kingsbridge, a najwredniejszym czarnym charakterem okazuje się mnich Godwyn. Z początku chce studiować medycynę, ale szybko okaże się, że pomaganie ludziom i ratowanie życia nie leży w jego naturze. Marzy mu się władza absolutna, a ci którzy stoją mu na przeszkodzie w osiągnięciu celu płacą wysoką cenę. Wredny charakter odziedziczył po swojej matce - intrygantce i trucicielce Petranilli. To co tych dwoje wyczynia, by zdobyć bogactwo i wpływy, przekracza wszelkie granice podłości.

Granica między dobrem i złem jest tu bardzo wyraźna, bo oprócz negatywnych charakterów mieszkają w Kingsbridge postacie, których podstawowym celem jest wspieranie ludności, ratowanie życia, pomoc potrzebującym. Tę godną podziwu postawę reprezentują: adeptka medycyny Caris i przeorysza Cecylia. Ale ich plany wybudowania przytułku nie mają szans powodzenia, gdy opactwem rządzi Godwyn - perfidny hipokryta, który zwalcza „Szatana”, nie wiedząc że sam jest wcieleniem Zła. Postacią wzbudzającą największą empatię jest Caris. Podłości Godwyna i Petranilli mocno ją dotknęły, lecz przestają one mieć znaczenie, gdy zostaje wysłana przez przeoryszę na spotkanie z królem Edwardem prowadzącym kampanię we Francji. Zastaje ona Francję zasianą trupami i zaczyna mieć wątpliwości także co do najwyższych dostojników, którzy zmarnowali podatki ludności na bezsensowną wojnę.


Czarne charaktery wzbudzają irytację i gniew, postacie pozytywne - sympatię i współczucie. Jest to zasługą nie tylko świetnie napisanego tekstu, ale i doborowej grupy aktorów. Charlotte Riley (Caris), Rupert Evans (Godwyn), Cynthia Nixon (Petranilla), Nora von Waldstätten (Gwenda) i inni - wszyscy wykonawcy, bez wyjątku, doskonale się dostosowali do średniowiecznego uniwersum, świata cuchnącego odorem krwi, wojny i śmierci. Znakomicie wybrano aktorkę do roli angielskiej monarchini - tę władczą i intrygującą królową zagrała Aure Atika, kobieta o dość oryginalnym typie urody (matka była Marokanką, ojciec Francuzem). Tak mniej więcej wyobrażałem sobie Wilczycę z Francji, po przeczytaniu Królów przeklętych Druona (bo akurat książki Folletta nie czytałem). Nie ma tu słabych ról, także i odtwórca roli Edwarda III, Blake Ritson, pasuje do niej idealnie i zagrał ją bez zarzutu. Widać u niego wielką ambicję, która pokierowała monarchą w niewłaściwym kierunku - wywołał wojnę, której nie mógł wygrać.

Po obejrzeniu serialu, a także pojedynczego odcinka pojawiają się u widza liczne pytania o naturę zła tkwiącego w człowieku. Czy zbrodnie, których dopuszczają się bohaterowie da się logicznie uzasadnić? Czy obsesja na punkcie władzy i bogactwa może być tak silna, by uczynić z człowieka mordercę, zdrajcę lub złodzieja? Czym kieruje się ojciec, który sprzedaje córkę za krowę (jak w przypadku Gwendy)? Czy naprawdę ludzie wierzyli, że kobiety które posiadły wiedzę medyczną mogły być czarownicami? Ludzie stają się zwierzętami z powodów banalnych i egoistycznych. Bo w tej rzeczywistości, gdzie chłopów niszczy się podatkami, wtrąca do lochów, wiesza lub werbuje do armii, największe szanse na przetrwanie mają osoby ambitne, które wspinają się po trupach na najwyższe szczeble władzy. O takie godne życie toczy się walka - przetrwają tylko ci najbardziej zdeterminowani i podstępni. Pomaganie nie jest mile widziane, bo jeśli ktoś chce ratować czyjeś życie to tak jakby sprzeciwiał się woli bożej. Jeśli ktoś jest chory i umierający to znaczy że Bóg tak postanowił i medycy są wtedy postrzegani (szczególnie przez Kościół) jako wysłannicy Szatana.


Niektóre seriale potrzebują więcej czasu, by rozkręcić intrygę i sportretować bohaterów, ale tutaj zostajemy od razu wrzuceni w wir dramatycznych wydarzeń, które charakteryzują przedstawioną tu rzeczywistość. Już w odcinku pilotowym mamy sporą ilość dramatyzmu - rycerski pojedynek, egzekucja, łamanie nóg, ostra walka wręcz. To dopiero przedsmak tego, co ma nastąpić. I kolejne epizody trzymają równy poziom, zaskakują, wzbudzają emocje, prowokują i wiele mówią o tamtych czasach i żyjących wtedy ludziach. Mimo iż akcja rozgrywa się w średniowieczu nie ma tu dzielnego wojownika, który czułby się dobrze w ogniu bitwy i podbijałby serce najpiękniejszej dziewczyny w mieście. Wprawdzie Ben Chaplin zagrał rycerza sir Thomasa Langleya, ale szybko pozbywa się on zbroi i miecza, przywdziewa habit i ukrywa się w klasztorze, a w dodatku wychodzą na jaw jego homoseksualne skłonności.

Jeśli w Kingsbridge jest Bóg to jest on słabszy od sił Zła, bo niemal przez cały czas Zło wygrywa. Zdarzają się zbiegi okoliczności i ratunki w ostatniej chwili, ale sprzyjają one nikczemnikom, zaś pełni poświęcenia, dobroduszni obywatele nie mogą liczyć nawet na chwilę szczęścia. A gdy król zajęty jest toczącą się w nieskończoność wojną to wiadomo, że dla zwykłych ciężko pracujących ludzi nie może być happy endu. Jedyną rozrywką dla ludu są publiczne egzekucje, ale każda osoba, nawet całkowicie niewinna, może trafić pod katowski topór lub na szubienicę. Świat bez końca to ekscytująca i wstrząsająca produkcja historyczna dobrze pokazująca średniowieczny chaos, żądzę władzy, ignorancję i hipokryzję. Reżyserem miniserialu jest Michael Caton-Jones (Rob Roy), a wśród producentów wymieniony jest Ridley Scott wraz z nieżyjącym bratem Tonym. To jednak nie tylko dzięki nim powstał tak znakomity produkt - twórcy oprawy wizualnej, aktorzy, autor scenariusza i pierwowzoru literackiego również przyczynili się do sukcesu. Duży wkład w produkcję miał Polak Marek Dobrowolski odpowiedzialny za scenografię.

3 komentarze:

  1. Kolejny serial do zobaczenia. Za dużo tego! Wpadłem na ten tytuł przedwczoraj jakoś i tak sceptycznie podchodziłem do niego, ale teraz chyba już koniec ze sceptycyzmem. Obejrzę, kiedyś tam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam obie części i widziałam obie już jakiś czas temu. Mogę więc tylko do Twojej - jak zawsze - bardzo drobiazgowej i wyczerpującej recenzji dodać, że obie są bardzo wiernie sfilmowane, oddają klimat powieści bardzo obszernych (każda powyżej 900 stron o ile dobrze pamiętam) i fantastycznie oddają ducha tamtych czasów. Świetne seriale, znakomite zdjęcia i bardzo dobre aktorstwo.
    pozdrawiam
    scoutek

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem fanką i tego i "Filarów Ziemi", produkcji wydaje mi się niedocenionych. Mimo pewnych wad są bardzo wciągające i co prawda nie czytałam powieści Folleta, to do obydwu seriali wracam. Obie świetnie oddają ducha tamtych okrutnych czasów, kiedy człowiek nic nie znaczył i pokazują, że zmieniły się tylko okoliczności. Zło jest tak samo wszechobecne...

    OdpowiedzUsuń