Pewnego razu na Dzikim Zachodzie, czyli zestawienie najlepszych westernów


Dzikie prerie, konne galopady, ataki Indian, pojedynki rewolwerowców, napady na banki i pociągi, bójki w barze, strzelaniny pochłaniające wiele ofiar - to elementy jednego z najbardziej klasycznych amerykańskich gatunków, westernu. Gatunek ten stopniowo przechodził przemianę - od prostych opowieści o walce dobra ze złem poprzez rozbudowanie psychologii westernowych postaci, a kończąc na całkowitej demitologizacji bohaterów Dzikiego Zachodu. Współcześni reżyserzy przypominają od czasu do czasu jak wyglądał Dziki Zachód i chociaż wśród nowych westernów zdarzają się filmy całkiem udane to nie da się już wytworzyć takiego niepowtarzalnego klimatu, jaki cechował produkcje z klasycznego okresu Hollywood. Zebrałem około 40 westernów z lat 1939-76, które osobiście oceniam bardzo wysoko. Nie ma tu spaghetti westernów, gdyż przeniosłem je do oddzielnego wpisu. Kolejność chronologiczna.

Dyliżans 
Stagecoach (1939 / 96 minut)
reżyseria: John Ford
scenariusz: Dudley Nichols na podst. opowiadania Ernesta Haycoxa

Podróż dyliżansem jako pretekst to przedstawienia zróżnicowanych ludzkich charakterów. Konflikt pomiędzy ludźmi pochodzącymi z różnych klas społecznych. Niektórzy pragną zerwać z niechlubną przeszłością, inni myślą w sposób stereotypowy. Pod wpływem dramatycznych wydarzeń (tj. atak Indian) przejdą wewnętrzną przemianę, staną się silniejsi i bardziej doświadczeni. To ten film sprawił, że western stał się gatunkiem cenionym, nie tylko przez widzów, ale też krytyków - gatunkiem, który w ciągu następnych 30 lat odnosił sukcesy i wykształcił odmiany takie jak nadwestern, antywestern i spaghetti western. W filmie Dyliżans, oprócz głównego motywu podróży, jest wiele motywów później wielokrotnie wykorzystywanych w westernach: motyw zemsty, walka z Indianami, odsiecz kawalerii, pojedynek na głównej ulicy miasteczka. Jest także galeria różnorodnych postaci: szeryf, lekarz, prostytutka, kobieta w ciąży, szuler, bankier, handlarz whisky, dobry przestępca i zły przestępca oraz Indianie jako bezimienny bohater zbiorowy. John Wayne, Thomas Mitchell i Claire Trevor tworzą znakomite kreacje, ze wskazaniem na tego drugiego.

Ścigany
Pursued (1947 / 101 minut)
reżyseria: Raoul Walsh
scenariusz: Niven Busch

Sztafaż westernu posłużył w tym przypadku do stworzenia ambitnego dramatu psychologicznego o człowieku osaczonym, prześladowanym i zagubionym, szukającym odpowiedzi na pytania dotyczące jego przeszłości. W roli udręczonego outsidera Robert Mitchum. Towarzyszy mu Teresa Wright w roli kobiety rozdartej między miłością i nienawiścią. Film Walsha utrzymany jest w poetyce kina noir, a operator James Wong Howe sprawnie przechodzi od skromnych ujęć w mrocznej tonacji do widowiskowych zdjęć plenerowych w Nowym Meksyku. Tytuł jest mylący, gdyż w przeciwieństwie do Ściganego z Harrisonem Fordem nie ma tu brawurowej ucieczki niewinnie skazanego delikwenta. Akcja ustępuje miejsca psychologii, a dzięki rozbudowanym retrospekcjom wnikamy w psychikę człowieka, który próbuje zrozumieć, dlaczego musi się ukrywać zamiast żyć spokojnie na ranczu.

Fort Apache 
(1948 / 125 minut)
reżyseria: John Ford
scenariusz: Frank S. Nugent na podst. opowiadania Jamesa Warnera Bellaha

Przybysz ze Wschodu psuje relacje Zachodu z Indianami i doprowadza do wojny, łamiąc podpisany traktat pokojowy. Gardzi Indianami i chcąc przypodobać się przełożonym prowadzi swoich żołnierzy na rzeź. Ten arogancki oficer nie szanuje także żołnierzy niższych stopniem, jego relacje z córką także nie wyglądają zbyt dobrze. Pierwsza część kawaleryjskiej trylogii Johna Forda przypomina trochę opowieść o generale Custerze, który poniósł klęskę pod Little Big Horn. John Wayne w roli rozsądnego kapitana Yorke'a nie jest w stanie zapobiec masakrze. Henry Fonda jest znakomity w roli aroganckiego, nie znoszącego sprzeciwów pułkownika Thursdaya. Dobrze się także patrzy na młodziutką Shirley Temple w najważniejszej dorosłej roli. Nie zabrakło wątku miłosnego, humoru i dylematów moralnych dotyczących prowadzenia działań zbrojnych i wykonywania rozkazów niezgodnych z sumieniem i własnymi przekonaniami.

Krwawy Księżyc
Blood on the Moon (1948 / 88 minut)
reżyseria: Robert Wise
scenariusz: Lillie Hayward na podst. powieści Luke'a Shorta pt. Gunman's Chance oraz adaptacji Luke'a Shorta i Harolda Shumate'a

Kolejna, po Ściganym Walsha, produkcja łącząca estetykę kina noir z elementami westernu i kina psychologicznego. I znowu z Robertem Mitchumem na pierwszym planie. Odgrywa on rolę tajemniczego jeźdźca znajdującego się między dobrem i złem. Film cechuje się gęstą, ponurą atmosferą, która jest świetnym, choć pesymistycznym, komentarzem do pełnej przemocy rzeczywistości, gdzie nie wiadomo kto jest dobry a kto zły. Na drugim planie znakomity, jak zawsze, Walter Brennan, nie brakuje tu także zróżnicowanych postaci kobiecych. Na pozór niczym nie wyróżniający się film klasy B, ale obsada i scenariusz wywyższają go o klasę wyżej, stawiając wśród mistrzów gatunku.

Rzeka Czerwona 
Red River (1948 / 133 minuty)
reżyseria: Howard Hawks
scenariusz: Borden Chase, Charles Schnee na podst. opowiadania Bordena Chase'a

Gburowaty John Wayne w jednej z najlepszych ról w karierze. Wielki spęd bydła jako pretekst do pokazania ciekawych relacji pomiędzy ojcem a przybranym synem. Podczas trudnej przeprawy dochodzi do buntu i konfliktu, który znajdzie swój finał podczas dziarskiej walki na pięści. Ojciec chce udowodnić, że ma rację, ale podziwia syna za odwagę i szanuje jego przekonania. Podczas wędrówki charaktery postaci zostają wystawione na próbę, syn buntując się przeciwko ojcu tak naprawdę pokazuje, że wiele nauczył się od swojego opiekuna, a ich różne postawy są następstwem zmieniających się czasów. Jest tu też miejsce dla kobiety - Joanne Dru gra tu silną niewiastę, która nie panikuje nawet wówczas, gdy podczas ataku Indian zostaje trafiona strzałą z łuku.

Nosiła żółtą wstążkę
She Wore a Yellow Ribbon (1949 / 103 minuty)
reżyseria: John Ford
scenariusz: Frank S. Nugent, Laurence Stallings na podst. opowiadania Jamesa Warnera Bellaha

Druga część kawaleryjskiej trylogii, która zachwyca ze względu na przepiękne zdjęcia. John Wayne w roli oficera kawalerii, kapitana Brittlesa, który ma wkrótce przejść na emeryturę. Większość swojego życia poświęcił armii i nie wyobraża sobie życia bez niej. Ostatnie dni służby musi przeznaczyć na przygotowanie swojego oddziału do walki z Indianami, którzy wkroczyli na wojenną ścieżkę. W kawalerii jak w życiu, są konflikty, przyjaźnie, kształtowanie charakterów, sprawdzanie swoich umiejętności w trudnych sytuacjach. Wątek miłosny jest raczej banalny - dwóch mężczyzn walczy o kobietę, ale ze względu na charyzmatyczną Joanne Dru (znaną z Rzeki Czerwonej) ogląda się dość dobrze. Victor McLaglen wprowadza do filmu humor, a Ben Johnson gra sierżanta, który, jak nie wie co odpowiedzieć, mówi kultowe „To nie moja domena”. Tytuł nawiązuje do piosenki, której fragment brzmi: „Nosiła żółtą wstążkę dla ukochanego, który służy w kawalerii”.

Trzecia część kawaleryjskiej trylogii, Rio Grande (1950), moim zdaniem jest słabsza ze względu na familijny trójkąt ojciec-matka-syn. John Wayne powtórzył rolę Yorke'a z Fortu Apache, a wstawki muzyczne w wykonaniu zespołu The Sons of the Pioneers zwalniają tempo, irytują i nudzą. Dlatego ten film nie znalazł miejsca w tym zestawieniu. Ale jest w tym filmie jedna scena, która mi się podobała - jazda konna w rzymskim stylu w wykonaniu Bena Johnsona (byłego zawodnika rodeo) i Harry'ego Careya Jr.

Terytorium Colorado
Colorado Territory (1949 / 94 minuty)
reżyseria: Raoul Walsh
scenariusz: John Twist, Edmund H. North

Zrealizowany w formie westernu remake gangsterskiego obrazu Walsha High Sierra (1941) z Humphreyem Bogartem. W roli niezależnego walshowskiego bohatera tym razem wystąpił Joel McCrea, a partneruje mu ognista Virginia Mayo. Protagonistą jest przestępca, który po ucieczce z więzienia planuje wraz z kumplami napad na pociąg z forsą. Nieoczekiwanie zakochuje się w córce ranczera, która nie odwzajemnia jego uczucia. Jak na ironię on z kolei nie odwzajemnia uczucia, jakim darzy go przyjaciółka. Te melodramatyczne wątki miłosne dodają uroku tej energicznej, brawurowo zrealizowanej opowieści przygodowej o Dzikim Zachodzie. Widać że reżyser uwielbiał kręcić w plenerach - oprócz tytułowego Colorado widzimy tu także terytoria Nowego Meksyku, Arizony i Kalifornii. Historia opowiedziana jest sprawną ręką, pochłania się ją bez reszty, ale trzeba też uczciwie przyznać, że jest to nade wszystko pozycja dla zagorzałych fanów gatunku.

Winchester '73 
(1950 / 92 minuty)
reżyseria: Anthony Mann
scenariusz: Robert L. Richards, Borden Chase na podst. opowiadania Stuarta N. Lake'a

Hołd złożony legendzie, która podbiła Dziki Zachód. Tą legendą nie jest szeryf Wyatt Earp, który pojawia się w tym filmie. Ta legenda to karabin powtarzalny Winchester z 1873 roku, który był świadkiem wielu dramatycznych wydarzeń, w tym masakry Siuksów pod Little Big Horn. W filmie Anthony'ego Manna Winchester przechodzi w ręce różnych ludzi, jest świadkiem przemocy, walki z Indianami, z bandytami oraz pojedynku pomiędzy braćmi. Finałowy pojedynek rozgrywa się wśród skał, gdzie istnieje niebezpieczeństwo, że kula odbije się rykoszetem. W filmie pojawia się motyw zemsty, a także interesująca walka o rekwizyt, który powoduje śmierć i zniszczenie - chyba, że trafi we właściwe ręce i stanie się narzędziem dobra w walce ze złem. Finał jest bardzo symboliczny - karabin u boku Jamesa Stewarta oznacza, że nie zostanie on użyty do złych celów.

Bezkresne niebo 
The Big Sky (1952 / 140 minut)
reżyseria: Howard Hawks
scenariusz: Dudley Nichols na podst. powieści A.B. Guthrie'ego Jr. 

Ekspedycja handlarzy futer wyrusza w górę rzeki Missouri na tereny należące do Indian w celach handlowych. Po drodze napotykają wiele niebezpieczeństw. To nie tylko realistyczna opowieść o handlarzach futer, to także film o przyjaźni, która zostaje wystawiona na ciężką próbę z powodu kobiety - Indianki o imieniu Teal Eye. Brzmi to banalnie, ale dzięki znakomitej reżyserii Hawksa i dobrej kreacji Kirka Douglasa film świetnie się ogląda. A w finale pojawia się dylemat: czy warto zrezygnować z przygód dla ukochanej kobiety? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale bohater trochę późno się o tym przekonuje, trudno mu zerwać z pełnym niebezpieczeństw życiem wśród przyjaciół. Indianie nie mówią w tym filmie po angielsku, co jeszcze bardziej wzmocniło realizm (w roli Teal Eye wystąpiła pół-krwi Indianka Elizabeth Threatt).

W samo południe 
High Noon (1952 / 85 minut)
reżyseria: Fred Zinnemann
scenariusz: Carl Foreman na podst. opowiadania Johna W. Cunninghama The Tin Star

Samotny Gary Cooper jest w miasteczku jedynym człowiekiem, który podejmuje walkę z przestępcami i paraliżującym strachem. Uważa, że skoro jest szeryfem nie może przejść obojętnie obok faktu pojawienia się w miasteczku trzech przestępców, czekających na swojego szefa, by wspólnie objąć rządy w miasteczku. Akcja filmu rozgrywa się w czasie rzeczywistym - wszyscy czekają na zbliżającą się godzinę 12:00 w południe, kiedy ma dojść do pojedynku z bandytami. Film o tym, że należy liczyć wyłącznie na siebie, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Akcja toczy się spokojnie, ale jest napięcie oraz klimat, budowany m.in. przez piosenkę Dimitri Tiomkina Do Not Forsake Me. Długo oczekiwany finał nie zawodzi, aktorstwo jest także bez zarzutu, a bohaterowie są wiarygodni psychologicznie.

Naga ostroga 
The Naked Spur (1953 / 91 minut)
reżyseria: Anthony Mann
scenariusz: Sam Rolfe, Harold Jack Bloom

Opowieść o łowcy nagród, który łapie przestępcę poszukiwanego listem gończym i próbuje go doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości, a następnie odebrać nagrodę. Pomagają mu dwaj ludzie, z którymi on jednak nie chce dzielić się nagrodą. Podczas podróży oprócz potyczki z Indianami dojdą też konflikty między „wspólnikami” i przestępcą, który będzie chciał ich skłócić widząc w tym jedyną szansę ucieczki. James Stewart przechodzi transpozycję - z człowieka, któremu zależy wyłącznie na pieniądzach zmienia się pod wpływem kobiety. Metamorfoza dokonuje się też poprzez symboliczne sceny, takie jak wspinaczka, która udaje się dopiero za drugim razem, kiedy bohater zaczyna dostrzegać swoje błędy, pokonuje własne słabości i staje się silniejszy. Akcja rozgrywa się wyłącznie w plenerach (może z wyjątkiem sceny w jaskini). W filmie występuje tylko pięciu aktorów, ale to wystarczyło by stworzyć trzymające w napięciu widowisko.

Ostatnia walka Apacza
Apache (1954 / 91 minut)
reżyseria: Robert Aldrich
scenariusz: James R. Webb na podst. powieści Paula Wellmana

Burt Lancaster w roli upartego Apacza Massai, który nie godzi się zamknąć w rezerwacie. Marzy o wolności i uprawianiu ziemi, ucieka więc z rezerwatu i dąży do realizacji marzeń. Ale tu nie tylko o marzenia chodzi, ale także o honor. Massai nie chce podporządkować się Amerykanom, woli zginąć w walce niż umrzeć w niewoli - chociaż ci Indianie, którzy zdecydowali się na pokój, zrezygnowali z walki i poszli na kompromis wcale nie wyszli na tym źle. W związku z tym walka Apacza Massai wydaje się bezsensowna i niezrozumiała. Dziwne są także jego relacje z kobietą, nie wiadomo czy on ją kocha czy nią gardzi. Wadą filmu jest niezbyt przekonujące zakończenie.

Vera Cruz 
(1954 / 94 minuty)
reżyseria: Robert Aldrich
scenariusz: Roland Kibbee, James R. Webb na podst. opowiadania Bordena Chase'a

Dwaj przyjaciele eskortują hrabinę do Vera Cruz. Przewozi ona złoto dla meksykańskiej armii walczącej z rewolucjonistami. Transport jest więc narażony na niebezpieczeństwo. Kiedy główni bohaterowie dowiadują się o złocie już myślą o bogactwie, które pomogłoby im wyjść z kłopotów finansowych. Czy któryś z nich okaże się uczciwy i stanie po stronie dobra? - w podjęciu decyzji pomogą im kobiety. Wartka akcja, perfidni i chciwi bohaterowie, ciekawy kontekst historyczny (meksykańska wojna domowa), dobre aktorstwo Burta Lancastera i Gary'ego Coopera. Film wprowadzający do gatunku pewną świeżość, coś nowoczesnego i inspirującego, co odróżnia ten western od innych, zrealizowanych w tym samym czasie - przepełniony jest cynizmem, ironią i wigorem.

Mściciel z Laramie 
The Man From Laramie (1955 / 104 minuty)
reżyseria: Anthony Mann
scenariusz: Philip Yordan, Frank Burt na podst. opowiadania Thomasa T. Flynna

Tytuł polski mówi wiele o filmie. To opowieść o zemście, którą główny bohater, człowiek z Laramie, chce wymierzyć na zabójcy brata. Sprawa nie jest prosta - brata zabili Indianie i bohater szuka człowieka, który sprzedał Indianom broń, a przez to przyczynił się do jego śmierci. Śledztwo w tej sprawie trzyma w napięciu równie dobrze, co w porządnych thrillerach, tym bardziej, że nie brakuje brutalnych scen (przestrzelenie ręki). Dobrze skonstruowana intryga, ciekawe postacie, trudne do przewidzenia sytuacje i znakomity finał. To sprawia, że mamy do czynienia z nieprzeciętnym westernem, w którym klasyczne elementy gatunku sprawnie wymieszano z psychologią i moralitetem.

Poszukiwacze 
The Searchers (1956 / 119 minut)
reżyseria: John Ford
scenariusz: Frank S. Nugent na podst. powieści Alana Le Maya

John Wayne w roli opętanego żądzą zemsty byłego żołnierza, który po zakończonej wojnie szuka bratanicy porwanej przez Komanczów. Opowieść o ludziach, którzy są zdeterminowani, za wszelką cenę dążą do celu, a czasami tracą cierpliwość i nadzieję, dopada ich rozgoryczenie, zwątpienie i złość. Film zachwyca tym, że z prostej fabuły udało się stworzyć dzieło wybitne. John Wayne zagrał tu jedną z najlepszych ról w karierze - grany przez niego Ethan Edwards jest przeżarty nienawiścią i to widać w grze aktorskiej Duke'a. Ale mimo wad jest to postać pozytywna, której widz nie potępia, lecz stara się ją zrozumieć. Nawet wtedy gdy strzela w oczy martwemu Indianinowi. Vera Miles w roli rozhisteryzowanej Laurie również świetna. Doskonale sprawdziła się także specyficzna architektura Monument Valley - ulubionej lokalizacji Johna Forda.
  
Ranczo w dolinie 
Jubal (1956 / 100 minut)
reżyseria: Delmer Daves
scenariusz: Russell S. Hughes, Delmer Daves na podst. powieści Paula Wellmana

Niezbyt znany, ale bardzo interesujący western o prostodusznym kowboju, który nie osiągnął w życiu zbyt wiele. Nie jest porywczym rewolwerowcem ani bohaterskim wojownikiem, chce tylko znaleźć pracę, by jakoś wiązać koniec z końcem. Jednak nawet ten spokojny obywatel wpada w kłopoty wdając się w znajomość z właścicielem rancza i jego żoną. Nie ma w tym filmie wielu akcji czy charakterystycznych dla westernu strzelanin, jest za to przedstawiona ciekawa i realistyczna opowieść, nie pozbawiona humoru i melodramatycznych momentów. Rolę występującego w oryginalnym tytule Jubala zagrał Glenn Ford, ale najbardziej się wyróżnili Rod Steiger i Ernest Borgnine.

15:10 do Yumy 
3:10 to Yuma (1957 / 92 minuty)
reżyseria: Delmer Daves
scenariusz: Halsted Welles na podst. opowiadania Elmore'a Leonarda

Opowieść o farmerze, który z powodu suszy pozbawiony jest środków do życia. Podejmuje się więc zadania, które polega na eskortowaniu więźnia na stację, skąd odjeżdża pociąg do Yumy. Zadanie jest niebezpieczne, ponieważ więźnia będą chcieli odbić jego ludzie - w drodze z hotelu do pociągu musi więc dojść do strzelaniny. Z powodu rodziny i w celu udowodnienia własnej wartości farmer ryzykuje życiem, by godnie przetrwać ten trudny okres. Trochę razi naiwne i nieprzekonujące zachowanie przestępcy, wsiadającego do pociągu, by wrócić do więzienia. Ostatnia scena jest optymistyczna i dobrze przemyślana - deszcz sugeruje nadejście lepszych czasów dla farmerów. 

50 lat później powstał udany remake (2007, reż. James Mangold) z Russellem Crowe'em i Christianem Bale'em w rolach, które u Davesa zagrali Glenn Ford i Van Heflin. Nowa wersja (czy raczej nowa adaptacja opowiadania Elmore'a Leonarda) różni się od pierwowzoru bardziej dynamiczną akcją, lepszą muzyką i aktorstwem, bardziej wyrazistym czarnym charakterem (Ben Foster zastąpił Richarda Jaeckela), innym zakończeniem oraz przede wszystkim wyeksponowaniem motywu wędrówki i pogłębieniem relacji pomiędzy bohaterami.

Gwiazda szeryfa 
The Tin Star (1957 / 93 minuty)
reżyseria: Anthony Mann
scenariusz: Dudley Nichols na podst. opowiadania Joela Kane'a i Barneya Slatera

Kameralny western o młodym szeryfie, któremu w walce z przestępcami pomaga doświadczony łowca nagród. Świetna jest scena, w której bohater grany przez Henry'ego Fondę aresztuje przestępców nie zabijając ich, a wcześniej uważał, że nie da się ich wziąć żywcem - młody szeryf grany przez Anthony'ego Perkinsa uważał jednak inaczej. Obaj bohaterowie w tym filmie czegoś się od siebie uczą i obaj przechodzą wewnętrzną przemianę. Tytułowa gwiazda jest tu symbolem odwagi, rozsądku i prawa. Nie każdy kto nosi gwiazdę szeryfa jest odważny i rozsądny, ale każdy może opanować odpowiednie umiejętności, by zasłużyć na blaszaną gwiazdkę i pozostać długo ... żywym. Henry Fonda i Anthony Perkins stworzyli bardzo interesujący duet, dzięki któremu historia wydaje się wiarygodna.

Pojedynek w Corralu O.K.
Gunfight at the O.K. Corral (1957 / 122 minuty)
reżyseria: John Sturges
scenariusz: Leon Uris na podst. artykułu George'a Scullina

Przyczyny i przebieg najsłynniejszej strzelaniny Dzikiego Zachodu. Doszło do niej w roku 1881 w Tombstone w Arizonie. Głównymi bohaterami filmu są szeryf Dodge City Wyatt Earp i jego chory na gruźlicę przyjaciel Doc Holliday. Pokazane są ich relacje z kobietami i konflikty z bandytami, ale najciekawszy jest motyw przyjaźni Earpa i Hollidaya. Ten drugi jest porywczy, nie szanuje kobiet, ale może to wynikać z jego nieuleczalnej choroby. Jednak kiedy Earp i jego bracia stają do walki z przestępcami to Holliday chce być u jego boku, mimo choroby - pewnie uważa, że śmierć w walce jest bardziej honorowa niż umieranie w łóżku, bez butów i rewolweru. Świetny duet Burt Lancaster (Wyatt Earp) i Kirk Douglas (Doc Holliday). Najlepszy film o strzelaninie w Tombstone, bijący na głowę Miasto bezprawia (My Darling Clementine, 1946) Johna Forda i Tombstone (1993) George'a P. Cosmatosa. Ten ostatni jest bardzo dobrym filmem, ale mimo wszystko wolę wersję Sturgesa.

Biały kanion
The Big Country (1958 / 165 minut)
reżyseria: William Wyler
scenariusz: James R. Webb, Sy Bartlett, Robert Wilder na podst. powieści Donalda Hamiltona oraz adaptacji Jessamyn West i Roberta Wylera

Melodramatyczny western o pacyfistycznej wymowie. Doświadczony wilk morski schodzi na ląd i ze wschodniego wybrzeża przybywa na zachód, gdzie trafia w sam środek wojny pomiędzy dwoma rodzinami. Sporo świetnych symbolicznych fragmentów (np. ujeżdżanie dzikiego mustanga, walka na pięści, pojedynek na jednostrzałowe pistolety), znakomita obsada (Peck, Ives, Bickford, Baker, Simmons, Heston, Connors), rewelacyjna muzyka i świetne zdjęcia plenerowe. Piękna, poetycka historia łącząca wątek romansowy z opowieścią o odwadze, honorze i burzliwym konflikcie między sąsiadami. Oscar za drugoplanową rolę Burla Ivesa, nominacja do Nagrody Akademii za muzykę (Jerome Moross). Znakomity, epicki western o drapieżnym i dzikim zachodzie, gdzie panoszy się zło, nienawiść i głupota. Nawet pełne rekinów morza i oceany wydają się miejscem bardziej spokojnym i bezpiecznym.

Człowiek Zachodu 
Man of the West (1958 / 100 minut)
reżyseria: Anthony Mann
scenariusz: Reginald Rose na podst. powieści Willa C. Browna

Najmocniejszy western Manna, cyniczny i brutalny. Bohater grany przez Gary'ego Coopera jest byłym przestępcą, który zostaje zmuszony do współpracy. Kiedyś należał do gangu, chciał zacząć nowe życie, ale mroczna przeszłość nie dała o sobie zapomnieć. Znów jest zmuszony do zabijania, by raz na zawsze pozbyć się bandyckiego życia - musi wyeliminować dawnych przyjaciół i przybranego ojca. Ciekawostką jest fakt, że Gary Cooper jest starszy o 10 lat od swojego filmowego „ojca”, Lee J. Cobba.

Dwa złote colty 
Warlock (1959 / 122 minuty)
reżyseria: Edward Dmytryk
scenariusz: Robert Alan Aurthur na podst. powieści Oakleya Halla

Dwóch przybyszów zostaje wynajętych do obrony miasteczka przed bandytami. Okazuje się jednak, że nie są to odpowiedni ludzie na stanowisko szeryfa. Nie zależy im na tym, aby w miasteczku zapanowało prawo i nieoczekiwanie funkcję szeryfa przejmuje inny były przestępca. Z westernów lat 50. ten film wyróżnia się tym, że nie ma tu postaci jednoznacznie dobrych ani jednoznacznie złych. Każdy z trzech głównych bohaterów (Henry Fonda, Anthony Quinn i Richard Widmark) ma za sobą bandycką działalność, każdy z nich posiada zarówno cechy pozytywne jak i negatywne. To od nich zależy, które cechy przeważą. Anthony Quinn przyćmił całą obsadę, a reżyser Edward Dmytryk, który nie był specjalistą od westernu stworzył bardzo udany film tego gatunku, będący zapowiedzią antywesternów.

Ostatni pociąg z Gun Hill 
Last Train From Gun Hill (1959 / 95 minut)
reżyseria: John Sturges
scenariusz: James Poe na podst. opowiadania Lesa Crutchfielda

Opowieść o szeryfie, który chce sprawiedliwie osądzić i powiesić młodego chłopaka, który zgwałcił i zabił jego żonę - Indiankę. Aresztuje przestępcę nie zważając, że jego ojcem jest jego dawny przyjaciel, a obecnie wielki właściciel ziemski, którego wszyscy się boją, a ci którzy się nie boją leżą na cmentarzu. Film zaczyna się dość nietypowo jak na western lat 50. - próba gwałtu na kobiecie-Indiance. To wydarzenie ma później dramatyczne konsekwencje. Finał przypomina końcówkę 15:10 do Yumy (1957) Delmera Davesa, ale jednak John Sturges choreograficznie lepiej rozegrał finałowy pojedynek. Kirk Douglas jak zawsze szlachetny, ale i bezwzględny. Anthony Quinn, w najlepszym okresie kariery, jest bardzo przekonujący w roli człowieka, który zdaje sobie sprawę ze swojej porażki - wie, że źle wychował syna, ale mimo to staje po jego stronie.

Rio Bravo 
(1959 / 141 minut)
reżyseria: Howard Hawks
scenariusz: Jules Furthman, Leigh Brackett na podst. noweli B.H. McCampbella

Doskonały western z Johnem Wayne'em w roli szlachetnego szeryfa pilnującego porządku w mieście. Przepiękny wizualnie film nie pozbawiony akcji i humoru - zabawny jest sam pomysł, aby zastępcami szeryfa byli pijak i kaleka. Ale lepsi tacy pomocnicy niż żadni, jak w filmie W samo południe (1952) Freda Zinnemanna, w którym Gary'emu Cooperowi nikt nie pomógł. Rio Bravo zawiera też słynną sekwencję muzyczną - piosenkę My Rifle, My Pony and Me w wykonaniu Deana Martina i Ricky'ego Nelsona do muzyki Dimitri Tiomkina z Rzeki Czerwonej. Film jest sprawnie zrealizowany i nawet dzisiaj świetnie się go ogląda. Błyskotliwe dialogi, szlachetni bohaterowie, dobrze poprowadzona akcja - trudno się do czegokolwiek przyczepić. Ten ponadczasowy western lepiej wytrzymał próbę czasu niż późniejszy i bardzo podobny El Dorado tegoż samego twórcy.

Samotny jeździec 
Ride Lonesome (1959 / 73 minuty)
reżyseria: Budd Boetticher
scenariusz: Burt Kennedy

Bohater filmu, grany przez Randolpha Scotta, wbrew tytułowi nie podróżuje samotnie - towarzyszą mu kobieta i dwóch mężczyzn. Eskortują oni przestępcę, za którego wyznaczona jest nagroda. Taka fabuła przypomina trochę Nagą ostrogę Manna, ale jednak finał tej opowieści jest inny. Film krótki i rzeczowy, bez zbędnych ujęć. Ze względu na czas trwania (73 minuty) należy do kina klasy B i wymieniany jest tuż za filmami Manna, Hawksa, Forda i Davesa. Prosta historia o łowcy nagród, rozegrana wśród pięknych krajobrazów, z zaskakującym zakończeniem (świetny finał przy 'drzewie wisielców'). Film wiele traci przy ponownym oglądaniu, gdyż siła filmu tkwi właśnie w jego końcówce - znając ją, emocje i napięcie opadają. Tym bardziej, że wcześniejsze sceny, takie jak np. atak Indian, nakręcone są bez polotu i finezji. W latach 1956-60 Budd Boetticher nakręcił 7 westernów psychologicznych z udziałem Randolpha Scotta - Samotny jeździec, obok Porwanej przez Komanczów, jest najczęściej pokazywany przez polską telewizję.

Porwana przez Komanczów 
Comanche Station (1960 / 74 minuty)
reżyseria: Budd Boetticher
scenariusz: Burt Kennedy

Ostatni z siedmiu westernów Boettichera z Randolphem Scottem. Podobnie jak w poprzednim (Samotny jeździec) ciekawy scenariusz napisał Burt Kennedy. Fabuła dotyczy eskortowania kobiety do jej męża, który wyznaczył wysoką nagrodę dla tego, kto wykupi jego żonę z rąk Indian. Główny bohater zaś szuka własnej żony, którą również porwali Indianie. I tak właśnie trafia na kobietę, która okazuje się cennym trofeum, nawet gdyby była martwa. Jak mówi jeden z bohaterów (Claude Akins) „Ludzie zrobią wszystko dla pieniędzy”, więc życie zarówno samotnego poszukiwacza jak i eskortowanej kobiety jest zagrożone. Podobnie jak Samotny jeździec także Porwana przez Komanczów jest filmem krótkim, ale ciekawym, zachwycają w nim piękne krajobrazy, zaskakuje też zakończenie.

Siedmiu wspaniałych 
The Magnificent Seven (1960 / 128 minut)
reżyseria: John Sturges
scenariusz: William Roberts na podst. scenariusza Akiry Kurosawy, Shinobu Hashimoto i Hideo Oguni do filmu Shichinin no samurai (1954) Akiry Kurosawy

Bardzo udany remake Siedmiu samurajów (1954) Akiry Kurosawy. Trudno stwierdzić, czy jest lepszy od oryginału (moim zdaniem nie), ale jest to prawdziwa uczta dla oka. Na początku (nie licząc prologu) mamy świetną scenę, w której pokazano, że nawet martwy Indianin nie może liczyć na szacunek ani godny pochówek. Potem jest zbieranie odpowiednich ludzi do wykonania niebezpiecznego zadania. Czy warto ryzykować swoje życie dla ludzi słabszych, czy warto się angażować w pracę, na której się nie zarobi? Ci, którzy przeżyją nabiorą doświadczeń życiowych, które ich wzmocnią i sprawią, że każda przeszkoda będzie do pokonania. Ci, którzy zginą na pewno pozostaną w pamięci uczestników tamtych wydarzeń. Są w filmie przesłania moralne, jeden z bohaterów mówi, że większą odwagę mają rolnicy, którzy utrzymują swoje rodziny. Znakomita jest obsada, z Yulem Brynnerem na czele, trudno kogokolwiek wyróżnić, bo wszyscy wypadli świetnie. Pamiętna jest muzyka Elmera Bernsteina, a strzelaniny cechują się widowiskowością i brawurą. Film Sturgesa nie jest bezmyślną rozrywką, lecz ambitnym i kreatywnym przeniesieniem japońskiego oryginału w westernowe realia.

Człowiek, który zabił Liberty Valance'a 
The Man Who Shot Liberty Valance (1962 / 123 minuty)
reżyseria: John Ford
scenariusz: James Warner Bellah, Willis Goldbeck na podst. opowiadania Dorothy M. Johnson

Jeden z ostatnich westernów Johna Forda, będący, obok Strzał o zmierzchu Peckinpaha, zapowiedzią zmierzchu westernu i gdyby nie twórczość Peckinpaha i Eastwoooda, pewnie byłby to ostatni wybitny western. Film zawiera nietypowe dla gatunku retrospekcje, akcja przenosi się 30 lat wstecz, więc czarno-biała taśma była potrzebna, by ukryć niedoskonałości w charakteryzacji. W filmie nie brakuje humoru (np. szeryf mówi: „w więzieniu jest tylko jedna cela i tylko ja w niej śpię”), nietypowo jest rozegrany pojedynek, w którym ginie Liberty Valance. Film o tym, jak legendy są ważne - przywracają nadzieję i wiarę, że są ludzie zdolni do poświęceń, którzy pokonują Zło za pomocą honorowych metod. Prawda jest zwykle inna, mniej honorowa, ale nie każdy chce znać prawdę. Przesłanie filmu: „jeśli legenda jest lepsza od prawdy, drukuje się legendę” można przełożyć na współczesny język: „jeśli plotki są lepsze od faktów, drukuje się plotki”. Nadal jest to aktualne, z tą różnicą, że w dzisiejszych czasach lepiej sprzedają się plotki mniej honorowe, bardziej kompromitujące.

Jak zdobyto Dziki Zachód 
How The West Was Won (1962 / 164 minuty)
reżyseria: Henry Hathaway (Rzeki, Równiny, Wyjęci spod prawa), John Ford (Wojna secesyjna), George Marshall (Koleje żelazne), Richard Thorpe (pozostałe sekwencje)
scenariusz: James R. Webb

Historyczny western o podboju Zachodu, przedstawiający historię trzech pokoleń pewnej rodziny na tle ważnych wydarzeń. Film, podzielony na pięć epizodów, przedstawia przeprawę przez rzekę, walkę z piratami rzecznymi, przeprawę przez równiny należące do Indian, wojnę secesyjną, budowę kolei, bieg spłoszonych bizonów i napad na pociąg. W filmie pełno jest inteligentnych, czasami zabawnych dialogów. Bardzo dobra jest narracja, omawiająca etapy podboju Zachodu. Sporo jest ciekawych postaci, zagranych przez świetnych aktorów, ale najlepiej z nich wypadła Debbie Reynolds. Oprócz tego jest wartka akcja i bardzo dobra muzyka oraz piosenki. Jedynie co w filmie przeszkadza to epizodyczna konstrukcja, niektóre wątki i postaci można byłoby rozwinąć i poświęcić im oddzielny film (np. postać Henry'ego Fondy wydaje się nie do końca wykorzystana). Najlepsze (chyba dlatego, że najdłuższe) są dwa pierwsze epizody Henry'ego Hathawaya: Rzeki z Jamesem Stewartem i Równiny z Gregory'm Peckiem, w których są wątki miłosne, humor, akcja, przygoda i piękne plenery. Prawdziwa uczta dla oka. Film, w którym świetnie podsumowano okres klasycznego westernu. Potem już western nigdy nie był taki jak dawniej. Jak szybko Dziki Zachód został podbity, tak szybko doczekał się zmierzchu.

Strzały o zmierzchu 
Ride the High Country (1962 / 94 minuty)
reżyseria: Sam Peckinpah
scenariusz: N.B. Stone Jr.

Wielbłąd pokonujący konia w wyścigu, automobil jadący po ulicy, mężczyzna używający okularów do czytania - takie sceny nigdy wcześniej w westernach nie były obecne. W filmie Peckinpaha zostały umieszczone po to, aby pokazać, że skoro czasy Dzikiego Zachodu stopniowo się zmieniały, to i gatunek westernu powinien się zmieniać. Bohaterowie filmu podejmują się eskortowania transportu złota i na własnej skórze doświadczają tych zmian - nie są już młodzi i dlatego trudniej jest im się przystosować. Ten film to solidne połączenie klasycznego westernu z antywesternem. Banalną fabułę reżyser poprowadził w inteligentny, niebanalny sposób, nie nadużywając scen strzelanin, skupiając się bardziej na ludzkich charakterach. Randolph Scott nie należy do najlepszych aktorów westernów, ale w tym filmie zagrał chyba najlepszą rolę w swojej karierze. Chociaż film zapowiada zmierzch gatunku to dzięki między innymi Peckinpahowi western umierał wolno przez 11 lat - do czasu filmu Pat Garrett i Billy Kid. Późniejsze westerny to tylko, udane lub nie, próby wskrzeszenia gatunku.

Jesień Czejenów
Cheyenne Autumn (1964 / 154 minuty)
reżyseria: John Ford
scenariusz: James R. Webb

John Ford, który zapoczątkował okres klasycznego westernu i regularnie kręcił filmy tego gatunku, postanowił oficjalnie pożegnać się z Dzikim Zachodem, tworząc film, który można określić jako „ostatni prawdziwy klasyk westernu”. Będąc w „jesieni życia” Ford zrealizował film o „jesieni życia Czejenów”. Akcja filmu rozgrywa się w 1878 roku, Indianie uciekają z rezerwatu, przeprawiają się przez rzekę i maszerują w swoje rodzinne strony. Wojsko rusza za nimi w pościg, co kończy się bezsensowną masakrą. Ci, którzy przeżyli wracają do rezerwatu, gdzie żyją jak niewolnicy. Jeden z Indian mówi: „Nawet pies może iść, gdzie chce, Czejen nie może”. Czejenowie to wojownicy i dla nich życie w niewoli, w rezerwacie, jest hańbą. Reżyser zadaje pytania: czy żołnierz ma obowiązek wykonywać rozkazy sprzeczne z własnymi przekonaniami i sumieniem? Czy żołnierz, który na rozkaz zabije Indianina stanie się bohaterem czy przestępcą? W centrum wydarzeń są: pewna nauczycielka, która opiekuje się indiańskimi dziećmi oraz kapitan kawalerii, który otrzymuje rozkazy dotyczące Indian. Nie chce ich wykonać, bo albo szanuje Indian albo chce, żeby wspomniana nauczycielka zwróciła na niego uwagę. W oddziale kawalerii jest m.in. polski sierżant, a grająca główną rolę kobiecą Carroll Baker ma polskie pochodzenie i naprawdę nazywa się Karolina Piekarska.

Major Dundee 
(1965 / 123 minuty)
reżyseria: Sam Peckinpah
scenariusz: Harry Julian Fink, Oscar Saul, Sam Peckinpah na podst. opowiadania H. J. Finka

Polemika Sama Peckinpaha z kawaleryjską trylogią Johna Forda. Tytułowy major otrzymuje rozkaz schwytania lub zabicia Apaczów, odpowiedzialnych za masakrę. Wraz z oddziałem wyrusza na wyprawę, po drodze popadając w konflikty z żołnierzami. To z jednej strony antywestern, z drugiej zaś strony film antywojenny, ukazujący tragiczny wpływ wojny na psychikę oraz moralne konsekwencje podejmowanych decyzji. Pierwszy moralitet Sama Peckinpaha, w którym najlepsze role w karierze zagrali Charlton Heston i Richard Harris. Mimo że producenci mocno okroili wersję, którą przygotował reżyser, powstało ambitne dzieło łączące elementy westernu z filmem historyczno-wojennym.
  
Zawodowcy 
The Professionals (1966 / 117 minut)
reżyseria: Richard Brooks
scenariusz: Richard Brooks na podst. powieści Franka O'Rourke'a

Meksyk w czasie rewolucji w 1917 roku. Czterej rewolwerowcy zostają wynajęci do wykonania niebezpiecznej misji. Odbywają długą, uciążliwą podróż przez pustynno-skaliste tereny Meksyku, by w końcu wykonać zadanie. Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem. Bohaterowie zaczynają mieć wątpliwości, co do sensu tej misji. Nie są przekonani, kto tak naprawdę jest czarnym charakterem. Zawodowi rewolwerowcy to ludzie, którym płaci się za zabijanie, a nie za myślenie. Jednak w końcówce bohaterowie uruchamiają swój umysł, co w ich fachu uznawane jest za nieprofesjonalne. Świetna obsada (w tym Claudia Cardinale po raz pierwszy w westernie), znakomite zdjęcia Conrada Halla, interesująca akcja i bardzo dobry scenariusz. Ciekawy i solidnie zrealizowany western o męskiej solidarności - nie tak nihilistyczny jak późniejsza Dzika banda Peckinpaha.

Butch Cassidy i Sundance Kid
Butch Cassidy and the Sundance Kid (1969 / 110 minut)
reżyseria: George Roy Hill
scenariusz: William Goldman

W porównaniu do innych antywesternów ten film wyróżnia się lekkością, humorem, ironią. Butch i Sundance to autentyczne postacie, okradali oni banki i pociągi i skończyli tak, jak każdy przestępca powinien skończyć. Jednak w filmie Hilla są oni pokazani w bardzo pozytywnym świetle, budzą sympatię, nie lubią zabijać i nikt z widzów nie życzy im śmierci. Pewnie odbiór filmu byłby inny, gdyby zagrali inni aktorzy, ale charyzmatyczny duet Paul Newman i Robert Redford sprawiają, że film odbiera się jako westernową zabawę, a nie poważny western o zmierzchu Dzikiego Zachodu. W filmie występują jednak delikatne aluzje do nadchodzących nowych czasów - symbolem zmierzchu jest chociażby scena z rowerem. Zdjęcia, muzyka i scenariusz są na wysokim poziomie, niezłe są też niektóre pomysłowe zagrania reżysera, jak słynna stop-klatka w finale. Co ciekawe, Butch i Sundance należeli do tzw. Dzikiej Bandy - zrealizowana w tym samym roku Dzika Banda opowiada jednak o innych wydarzeniach.

Dzika banda 
The Wild Bunch (1969 / 145 minut)
reżyseria: Sam Peckinpah
scenariusz: Walon Green, Sam Peckinpah na podst. fabuły Walona Greena i Roya N. Sicknera

Bandyci po nieudanym napadzie na budynek należący do kolei uciekają przed pościgiem do Meksyku. Wpadają jednak z deszczu pod rynnę. Ich lojalność oraz przyjaźń zostaje wystawiona na ciężką próbę, kiedy Meksykanie na czele z sadystycznym generałem pokazują swoje prawdziwe oblicze. Mocny i pesymistyczny western wzbogacony o nihilizm i wyjątkową jak na tamte lata dawkę przemocy. Nie ma tu jednoznacznie pozytywnych bohaterów, wszyscy są zepsuci do szpiku kości. Najlepszy z obsady okazał się odtwórca postaci sadystycznego generała, Emilio Fernandez - to prawdziwy sukinsyn, z którym nikt nie chciałby mieć do czynienia. Co ciekawe, ten meksykański aktor i reżyser siedział w więzieniu za morderstwo.

Ballada o Cable'u Hogue'u 
The Ballad of Cable Hogue (1970 / 121 minut)
reżyseria: Sam Peckinpah
scenariusz: John Crawford, Edmund Penney

Nie pozbawiona komicznych scen opowieść o człowieku, który opętany jest myślą o zemście i nie wykorzystuje szansy, by się zmienić. Zostaje zniszczony przez nadchodzącą nową rzeczywistość, której symbolem jest automobil. Chociaż przesłanie filmu jest poważne i może być trudne w odbiorze, to film jest lekki, nastrojowy, romantyczny, ironiczny i dość dobrze się go ogląda. W pamięć zapada odważna, komiczna sekwencja z udziałem Stelli Stevens i Jasona Robardsa, kończąca się słowami „Welcome to Cable Springs”. Najbardziej zaskakujący film Sama Peckinpaha, jedyny jego film, w którym autor Dzikiej bandy był także producentem i w związku z tym miał większy wpływ na efekt końcowy niż w swoich pozostałych filmach.

Człowiek zwany Koniem 
A Man Called Horse (1970 / 114 minut)
reżyseria: Elliot Silverstein
scenariusz: Jack DeWitt na podst. opowiadania Dorothy M. Johnson

Przyznaję, że film szybko by mi wyleciał z pamięci, gdyby nie okrutna, wstrząsająca scena indiańskiego rytuału zwanego „Sun Vow” („ślubowanie słońcu”). Scena ta znajduje się w filmie nie po to, aby na siłę zaszokować widza - pełni ona ważną funkcję dramaturgiczną. Angielski arystokrata przybywa na Dziki Zachód i szybko przekonuje się, jaki ten zachód jest dziki. Zostaje porwany przez Siuksów, którzy ze względu na jego jasne włosy nazywają go koniem i staje się ich „zabawką”. Musi przejść próby wytrzymałości, aby wzbudzić szacunek Indian. Mimo że wychował się w cywilizowanej Anglii, a nie na Dzikim Zachodzie okazuje się człowiekiem silnym i wytrwałym. Film zachwyca autentyzmem. Życie w indiańskiej wiosce, zwyczaje i obrzędy Siuksów - to wszystko wygląda wiarygodnie, a oprócz tego Indian grają Indianie mówiący w języku Siuksów. Wszelkie zarzuty o epatowanie przemocą i okrucieństwem są nieuzasadnione. Warto też wspomnieć, że znakomitą rolę zagrał w filmie Richard Harris.

Mały Wielki Człowiek 
Little Big Man (1970 / 139 minut)
reżyseria: Arthur Penn
scenariusz: Calder Willingham na podst. powieści Thomasa Bergera

Dustin Hoffman w roli człowieka, który na przemian przebywa wśród białych i wśród Indian. Poznaje osobiście generała Custera oraz legendarnego Dzikiego Billa Hickoka, którzy zostali przedstawieni w negatywnym świetle. Za to Indianie, na czele z Wodzem Czejenów - Starą Skórą z Wigwamu, ukazani są jako wzór cnót, od których biali powinni się uczyć. Masakra Czejenów nad rzeką Washita, bitwa pod Little Big Horn oraz absurdalny humor dobitnie świadczą o tym, jak bezsensowna i nieuzasadniona była nienawiść do Indian. Reżyser nie ukrywa, że Amerykanie zbudowali swój kraj na przemocy, nienawiści i okrutnych zbrodniach, zabijając nie tylko czerwonoskórych, ale też narażając na śmierć swoich ludzi.

Jeremiah Johnson 
(1972 / 108 minut)
reżyseria: Sydney Pollack
scenariusz: John Milius, Edward Anhalt na podst. powieści Vardisa Fishera pt. Mountain Man oraz opowiadania Raymonda W. Thorpa i Roberta Bunkera pt. Crow Killer

Zmęczony cywilizacją były żołnierz ucieka w góry, by wieść życie trapera. Poluje na zwierzęta, by zdobyć pożywienie, poznaje zahartowanych samotników, od których wiele się uczy, handluje z Indianami, a nawet poślubia córkę wodza. Staje się wkrótce sławnym zabójcą Kruków, o którym krążą legendy, śpiewane są piosenki, budowane są pomniki. Przepiękne zdjęcia przyrody, klimatyczna muzyka, świetna kreacja Roberta Redforda i doskonały scenariusz, w którym krzyżuje się humor z tragizmem, a spokojne chwile kontrastują z przemocą. Nie ma tu niepotrzebnych scen - wszystko ma swoją przyczynę i skutki. Jeremiah Johnson to postać autentyczna, ale to nie jest film biograficzny, lecz ballada, w której łączą się cechy realistycznego dramatu i lirycznego westernu. Spokojny, poetycki film, w którym jest miejsce na zadumę, ale i przygodę.

Pat Garrett i Billy Kid 
Pat Garrett & Billy the Kid (1973 / 106 minut)
[inne wersje: 1988 - 122 minuty, 2005 - 115 minut]
reżyseria: Sam Peckinpah
scenariusz: Rudy Wurlitzer

Nostalgiczna opowieść o ludziach, którzy kiedyś byli przyjaciółmi, a obecnie stoją po przeciwnych stronach. To także opowieść o konflikcie Starego Zachodu z Nowym. Młody Billy reprezentuje Stary Zachód i nie potrafi przystosować się do nowych czasów. Pat Garrett, mimo że starszy, reprezentuje Nowy Zachód i dlatego musi wygrać finałowy pojedynek. Jednak jego wygrana jest pozorna, bo zabijając Billy'ego zabija także cząstkę siebie. Kwestie Billy'ego, takie jak „Czasy się zmieniły - ja nie” albo „Tylko cwany pies dopadnie królika” wiele mówią o bohaterach i czasach, w których żyją. James Coburn, Kris Kristofferson i inni aktorzy zostali świetnie obsadzeni w tym filmie, z jednym wyjątkiem - Bob Dylan tu zupełnie nie pasuje, jego rola wygląda na dopisaną 'na siłę'. Dylan stworzył do filmu niezłą muzykę, ale aktor z niego żaden.

Mściciel
High Plains Drifter (1973 / 105 minut)
reżyseria: Clint Eastwood
scenariusz: Ernest Tidyman

Do miasteczka przybywa tajemniczy jeździec, który ukrywa jakiś sekret. Mieszkańcy też ukrywają tajemnicę. Choć polski tytuł filmu jest banalny, w filmie sporo jest oryginalnych pomysłów. Oryginalne jest połączenie westernu z horrorem. Główny bohater przybywa z zaświatów, by zemścić się na mieszkańcach miasteczka za swoją śmierć, ukarze też tych, którzy mu nie pomogli. Jest przy tym okrutny i bezwzględny. Akcja jest wartka, ale mroczny, przygnębiający klimat świadczy o tym, że nie jest to lekkie kino rozrywkowe, tylko mocny, brutalny film. Świadczy o tym także niespotykana zwykle w westernach scena zabicia człowieka za pomocą bata. I chociaż napisałem wcześniej, że bohater przybywa z zaświatów, to nie jest to takie oczywiste, nie jest to powiedziane wprost, ale może wynikać z końcowych scen filmu oraz tego, że miasto zostaje przemalowane na czerwono i nazwane „Piekłem”. Ale nie wykluczone, że jeździec jest zwykłym, jak sugeruje oryginalny tytuł, włóczęgą z wysokich równin.
 
Wyjęty spod prawa Josey Wales 
The Outlaw Josey Wales (1976 / 135 minut)
reżyseria: Clint Eastwood
scenariusz: Philip Kaufman, Sonia Chernus na podst. książki Forresta Cartera pt. Gone To Texas

Western o wymowie antywojennej. Po wojnie secesyjnej główny bohater traci dom, żonę i syna. Szukając zemsty, przyłącza się do oddziału konfederatów i staje się człowiekiem wyjętym spod prawa. Film pokazuje, jak okrucieństwo wojny wpływa na ludzką psychikę, jak pod wpływem wojennych doświadczeń bohater zmienia się ze spokojnego i uczciwego obywatela w bezwzględnego, opętanego żądzą zemsty zabijakę. Ale ma on swoje zasady - nie zabija bez powodu, a nawet przygarnia takich jak on samotników, zaprzyjaźnia się nawet z Indianinem, który z ironią mówi o sobie, że jest ucywilizowany, bo łatwo go zajść od tyłu (w tej roli Wódz Dan George). Bardzo ciekawy ambitny western, w którym Clint Eastwood zagrał wyrazistą rolę outsidera.

Postscriptum

Oprócz wyróżnionych wyżej pięciu westernów Anthony'ego Manna warto wspomnieć także o dwóch innych filmach z Jamesem Stewartem: Zakole rzeki (1952) i Daleki kraj (1954) - oba według scenariuszy Bordena Chase'a. Interesujące są również niektóre westerny historyczne, takie jak chociażby Alamo (1960) Johna Wayne'a. Z okresu późnej klasyki do bardziej udanych westernów zaliczam: Shenandoah (1965) z Jamesem Stewartem [reż. Andrew V. McLaglen] oraz Nevada Smith (1966) ze Steve'em McQueenem i Prawdziwe męstwo (1969) z Johnem Wayne'em [oba w reż. Henry'ego Hathawaya]. Całkiem niezłe są również: Appaloosa (1966) z Marlonem Brando [reż. Sidney J. Furie], Szeryf z Firecreek (1968) z Jamesem Stewartem i Henry'm Fondą [reż. Vincent  McEveety] oraz dwie „powtórki” Rio Bravo, czyli El Dorado (1966) i Rio Lobo (1970) - oba z Johnem Wayne'em i w reżyserii Howarda Hawksa. Udane są westerny Dona Siegela: komediowy Muły siostry Sary (1970) z Clintem Eastwoodem i dramatyczny Rewolwerowiec (1976) z Johnem Wayne'em. Bardzo dobry jest utrzymany w klimacie noir Krwawy księżyc (1948) Roberta Wise'a z Robertem Mitchumem. Z tym aktorem wyróżnię jeszcze Rzekę bez powrotu (1954) Ottona Premingera, w którym jego partnerką była Marilyn Monroe.

Z okresu późnych antywesternów na największą uwagę zasługują filmy Clinta Eastwooda: Mściciel (1973), Wyjęty spod prawa Josey Wales (1976), Niesamowity jeździec (1985) i Bez przebaczenia (1992). Bardzo udane są również filmy Kevina Costnera: Tańczący z wilkami (1990) i Bezprawie (2003). Wyróżnię jeszcze filmy: Człowiek w dziczy (1971) Richarda C. Sarafiana, Tom Horn (1980) Williama Wiarda, Silverado (1985) i Wyatt Earp (1994) Lawrence'a Kasdana, Tombstone (1993) George'a P. Cosmatosa, Maverick (1994) Richarda Donnera, Krew za krew (Seraphim Falls, 2006) Davida Von Anckena, 3:10 do Yumy (2007) Jamesa Mangolda, Zabójstwo Jessego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda (2007) Andrew Dominika oraz Appaloosa (2008) Eda Harrisa. Jednak najlepszym westernem nowego millennium jest bez wątpienia australijskie dzieło pod tytułem Propozycja (2005) w reżyserii Johna Hillcoata. Atrakcyjny jest również pastisz gatunku, zrealizowany przez Quentina Tarantino film Django Unchained (2012).

O spaghetti westernach napisałem w innym temacie, warto jednak nadmienić że włoskie filmy tego gatunku miały wpływ na anglojęzycznych filmowców. W efekcie tego na przełomie lat 60. i 70. powstało kilka amerykańskich (lub brytyjskich) westernów, w których wyczuwa się domieszkę włoszczyzny. Na wyróżnienie zasługują szczególnie filmy: 100 karabinów (1969) Toma Griesa, El Condor (1970) Johna Guillermina, Polowanie (1971) Dona Medforda i Ziemia Chato (1972) Michaela Winnera. Makaroniarskiego posmaku dodają tym filmom hiszpańskie plenery. Wspomniane cztery filmy były realizowane w Almerii, a więc tam gdzie większość spag-westów.

Westernowe klimaty można odnaleźć także w kinie autorskim - tutaj wyróżnię poetycki i metaforyczny film pod tytułem Truposz (1995), zrealizowany przez Jima Jarmuscha. Wysoko cenione, jednak nie przeze mnie, są filmy Roberta Altmana: McCabe i pani Miller (1971) oraz Buffalo Bill i Indianie (1976). Ciekawy Dziki Zachód można też zaobserwować oglądając telewizyjne produkcje - seriale Bonanza (1959-73), Fatalny rewolwer (1997-99) i Deadwood (2004-06), a także rewelacyjny i oparty na faktach trzyczęściowy miniserial Hatfields & McCoys (2012), którego reżyserem był Kevin Reynolds, a odtwórcą głównej roli Kevin Costner.

Osobną grupę filmów stanowią contemporary westerns czyli westerny współczesne, do których zaliczają się filmy z akcją w czasach obecnych lub też w czasie II wojny światowej. Do tej grupy należą m.in. Czarny dzień w Black Rock (1955) Johna Sturgesa ze Spencerem Tracy'm, Dajcie mi głowę Alfreda Garcii (1974) Sama Peckinpaha z Warrenem Oatesem i To nie jest kraj dla starych ludzi (2007) w reżyserii braci Coen, a także niezbyt udany Ostatni kowboj (1962) Davida Millera z Kirkiem Douglasem. Na uwagę zasługują także polskie westerny, jak: Prawo i pięść (1964) Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego, Wilcze echa (1968) Aleksandra Ścibora-Rylskiego i Róża (2011) Wojciecha Smarzowskiego.

10 najlepszych westernów:
1. Rio Bravo (1959)
2. Ostatni pociąg z Gun Hill (1959)
3. Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (1968)
4. Dzika banda (1969)
5. Jeremiah Johnson (1972)
6. Poszukiwacze (1956)
7. Ścigany (1947)
8. Terytorium Colorado (1949)
9. Naga ostroga (1953)
10. Biały kanion (1958)

* O filmach Clinta Eastwooda czytać tutaj.
* O filmach Sama Peckinpaha czytać tutaj.
* O historii westernu napisałem tutaj.
* O spaghetti westernach napisałem tutaj.
* O 'trylogii dolarowej' napisałem tutaj.

8 komentarze:

  1. Biały Kanion??? El Dorado???

    OdpowiedzUsuń
  2. Białego Kanionu nie oglądałem w całości, wypadałoby raz jeszcze do niego podejść.
    El Dorado jest bardzo dobrym westernem, ale nie znalazł się w zestawieniu, ponieważ jest to film z tzw. późnej klasyki, realizowanej po 1964 roku. Ale zaraz dopiszę ten tytuł do Postscriptum :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie obejrzałem "Biały kanion" i dodałem go do zestawienia. Świetny western!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna lista. Wymienię jednak kilka tytułów, o których nie wspomniałeś w zestawieniu.
    Jeździec znikąd - western, który miał ogromny wpływ na wiele filmów z tej listy.
    Bravados - świetny western z Peckiem w roli głównej.
    Pojedynek w słońcu - kolejny western z Peckiem, tym razem Gregory występuje jako postać negatywna.
    Ostatni zachód słońca - piekny western z kapitalną kreacją aktorską Kirka Douglasa.
    W kraju Komańczów - warty polecenia film z Johnem Waynem
    Złamana strzała - Tańczący z wilkami tyle, że nakręcony 40 lat wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam te filmy, większość widziałem dawno i pamiętam jak przez mgłę. "Ostatni zachód słońca" mi się nie podobał tak samo jak inny film z Douglasem, niewymieniony "Ostatni kowboj". "Jeździec znikąd" także nie przypadł mi do gustu. "W kraju Komanczów" - pamiętam, że był dobry, jak większość filmów z Wayne'em, chętnie bym sobie go powtórzył.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przed przeczytaniem, tego zestawienia nie miałem pojęcia,że aż tyle westernów powstało, jednak zastanawia mnie jedna rzecz:
    Dlaczego nie wymieniłeś żadnego westernu o Winnetou? Trochę ich powstało.

    OdpowiedzUsuń
  7. Filmy o Winnetou widziałem dawno temu, w latach 90-tych, mogę je zaliczyć do filmów dzieciństwa, ale nie do ulubionych westernów.

    OdpowiedzUsuń
  8. hej, szukam 3-4 minutowej sceny z westernu, która byłaby dobrym "filmikiem" motywacyjnym. Chodzi mi o scenę, w której ktoś zagrzewa kogoś do walki, mówi o tym, aby się nie poddawać, aby żyć pełną piersią... itp. Kojarzycie coś takiego? Będę wdzięczna za pomoc!

    OdpowiedzUsuń