The Day of the Jackal (1973 / 143 minuty)
reżyseria: Fred Zinnemann
scenariusz: Kenneth Ross na podst. powieści Fredericka Forsytha
Gdy debiutancka powieść Fredericka Forsytha Dzień Szakala ukazała się w księgarniach w 1971 roku, Fred Zinnemann był już uznanym twórcą – gwarantem wysokiej jakości. W westernie W samo południe (1952) przedstawił interesujący portret psychologiczny człowieka skazanego na samotną walkę z silniejszym przeciwnikiem. W Dniu Szakala mamy podobny typ bohatera, ale w przeciwieństwie do Willa Kane'a główny bohater nie szuka współpracowników, jest samotnikiem z wyboru, a oprócz tego stoi po niewłaściwej stronie barykady, reprezentując organizację terrorystyczną. Zinnemann w tym filmie odwrócił klasyczny model westernu, tak jak Forsyth w swojej książce odwrócił tradycyjny schemat powieści sensacyjnej, czyniąc głównym bohaterem zawodowego zabójcę, a punktem kulminacyjnym – rozgrywkę, która jest z góry przesądzona.
reżyseria: Fred Zinnemann
scenariusz: Kenneth Ross na podst. powieści Fredericka Forsytha
Tekst opublikowany także w serwisie film.org.pl
Gdy debiutancka powieść Fredericka Forsytha Dzień Szakala ukazała się w księgarniach w 1971 roku, Fred Zinnemann był już uznanym twórcą – gwarantem wysokiej jakości. W westernie W samo południe (1952) przedstawił interesujący portret psychologiczny człowieka skazanego na samotną walkę z silniejszym przeciwnikiem. W Dniu Szakala mamy podobny typ bohatera, ale w przeciwieństwie do Willa Kane'a główny bohater nie szuka współpracowników, jest samotnikiem z wyboru, a oprócz tego stoi po niewłaściwej stronie barykady, reprezentując organizację terrorystyczną. Zinnemann w tym filmie odwrócił klasyczny model westernu, tak jak Forsyth w swojej książce odwrócił tradycyjny schemat powieści sensacyjnej, czyniąc głównym bohaterem zawodowego zabójcę, a punktem kulminacyjnym – rozgrywkę, która jest z góry przesądzona.
Na początku lat sześćdziesiątych działała we Francji i
Algierii organizacja terrorystyczna o nazwie OAS. Jej podstawowym
celem było niedopuszczenie do przyznania niezależności Algierii.
Prezydent Charles de Gaulle miał jednak odmienne plany, które
zrealizował, co doprowadziło w obu państwach do napięć
politycznych i niepokojów społecznych. W tym klimacie wyrósł
Szakal, człowiek o nieznanej tożsamości i narodowości,
posługujący się różnymi paszportami, maskujący się jak
kameleon i zmierzający do celu po trupach. Służby specjalne
dowiadują się o Szakalu i rozpoczyna się wielka gra nerwów.
Wiadomo, że ktoś ma zaatakować, ale kto, gdzie i kiedy – tego
nie sposób się domyślić. Aby śledztwo ruszyło do przodu zabójca
musi popełnić błąd...
Mimo odwrócenia klasycznych schematów gatunku mamy tu jednak do
czynienia z klasycznym thrillerem, gdyż akcja zmierza w stronę
stałego punktu, czyli konfrontacji dobra ze złem. Po jednej stronie
miejsce zajmuje stróż porządku, komisarz Lebel, po przeciwnej
„szakal”, zwierzyna będąca jednocześnie łowcą i celem
polowania. Zadanie schwytania go jest trudne z dwóch powodów. Po
pierwsze: w jego drapieżnej naturze tkwi bezwzględna chęć
przetrwania, a więc i wytrwałość w umykaniu pościgowi oraz w
dążeniu do wyznaczonego celu. Po drugie: akcja ma charakter
prewencyjny, a więc trzeba go dopaść zanim dokona zamachu.
Paradoksalnie, łatwiej go będzie złapać, gdy po drodze popełni
inną zbrodnię, na co liczy policja. Charles de Gaulle nie może
zginąć, co innego przypadkowi ludzie.
Opowiedziana historia korzysta z historycznego tła, a niektórzy
bohaterowie mają w sobie cechy autentycznych postaci, ale służy to
przede wszystkim uwiarygodnieniu fikcyjnej fabuły. W latach
siedemdziesiątych bardzo popularny i doceniany przez krytyków był
gatunek zwany political fiction – Fred Zinnemann dołożył
cegiełkę do tego gatunku. Wraz z niewielką grupą reżyserów – do której należeli między innymi Alan J. Pakula (Syndykat
zbrodni, 1974), Ronald Neame (Akta Odessy, 1974), Sydney
Pollack (Trzy dni Kondora, 1975) – zawiązał „spisek”
mający na celu stworzenie serii politycznych thrillerów,
ukazujących specyficzną grę prowadzoną przez tajne organizacje, politycznych oportunistów i gorliwych ideowców.
Dzień Szakala do dziś ogląda się świetnie, co jest
zasługą przede wszystkim głównego bohatera. To nie tylko jego
dzień, ale i jego film. Ten tajemniczy, niepokojący, zimny zabójca
emanuje charyzmą, jest nieprzewidywalny i zadziwia precyzją. Gdyby
każdy tak profesjonalnie podchodził do swojej pracy to świat byłby
idealny. Paradoks polega na tym, że jego pracowitość to skutek
najgorszych ludzkich wad – skłonności do zabijania, walki o
władzę, sprzeciwu wobec dekolonizacji. W historii kina wielu było
takich niezłomnych profesjonalistów (na przykład tytułowy bohater
filmu Leon zawodowiec), ale Szakal jest tylko jeden. Nikt nie
zna jego imienia, jest jak duch, który nawet po śmierci może
powrócić w innym wcieleniu, by dokonać kolejnego zamachu.
Forsyth dostarczył świetnego materiału, co filmowcy skrzętnie
wykorzystali. Niczym wykwalifikowani snajperzy trafili w dziesiątkę i ustrzelili wielu miłośników dobrego kina. Scenarzysta Kenneth Ross został potem zatrudniony
raz jeszcze, by dokonać adaptacji powieści tego pisarza (Akta
Odessy). Fred Zinnemann okazał się równie skrupulatnym i
kompetentnym zawodnikiem, co bohater jego filmu. I dzięki temu produkcja
wciąga mimo iż trwa 140 minut – nic istotnego nie wycięto,
niczego zbędnego nie dodano, a całość, mimo niewielu scen akcji,
ma dobre tempo. Duża w tym zasługa doświadczonego montażysty
Ralpha Kemplena. Pierwszy film zmontował w 1932, więc jego
kompetencja w tym fachu jest bezdyskusyjna. Nie bez znaczenia jest
również fakt, że Kemplen jest jedyną osobą, którą za Dzień
Szakala wyróżniono nominacją do Oscara.
Urodzony w Rzeszowie Fred Zinnemann zdobył w Stanach Zjednoczonych wielkie uznanie, ale co ciekawe,
rzadko kręcił filmy w amerykańskich plenerach. Od czasu Historii
zakonnicy (1959) aż do końca kariery żaden jego film nie
powstał w USA, choć były one firmowane przez amerykańskie
wytwórnie. Liczba lokalizacji wynajętych do produkcji Dnia
Szakala jest naprawdę imponująca. Paryż, Genua, Wiedeń,
Londyn i wiele innych – cała Europa należy do Szakala! Może
podróżować tam, gdzie chce, przez nikogo nie niepokojony. Wygląda
bardzo zwyczajnie i nie wzbudza żadnych podejrzeń. Dlatego jest
groźny. I dobrze sprawdziła się tutaj twarz Edwarda Foxa –
posągowa, antypatyczna, ale jednak sugerująca przeciętność. Dla aktora zagranie
tej roli nie stanowiło wielkiego wyzwania – został po prostu
dobrze obsadzony. Tak dobrze, że dzisiaj kojarzy się go głównie z
tą postacią.
Każdy filmowy antybohater ma również swojego antagonistę.
Przeciwnikiem Edwarda Foxa został Michael Lonsdale, wcielający się
w postać komisarza Lebela. Jest to aktor dwujęzyczny, reprezentant
kina brytyjskiego i francuskiego, który na planie mógł pełnić
rolę tłumacza (nie wykluczone jednak, że Zinnemann także świetnie
porozumiewał się w tych językach). Na przykładzie komisarza
Lebela i innych pracowników służb specjalnych ukazano –
zachowując pozory realizmu – mechanizm policyjnego śledztwa,
polegający na czekaniu, analizowaniu, obserwacji, dokonywaniu
rewizji, spekulowaniu. Mimo iż nie uświadczymy tu brawurowych scen
akcji historia wciąga, bo przeciwnik jest wyjątkowo trudny i wbrew
pozorom nie działa sam. Podziemna sieć powiązań jest efektywna i
Szakal może liczyć na pomoc fałszerzy, rusznikarzy i szpiegów. Ma
więc przewagę, lecz ciąży nad nim widmo porażki. Wyrocznia
bowiem przepowiada, iż kostucha nie wybiera się na razie po
Charlesa de Gaulle'a.
Austriacki filmowiec, mający na koncie takie dzieła jak Stąd
do wieczności (1953) i Oto jest głowa zdrajcy (1966), odwiedzając
kraj nad Sekwaną nie mógł nie zauważyć, że tutejsze kobiety
świetnie prezentują się w kadrze. Delphine Seyrig i Olga
Georges-Picot to połączenie wdzięku, elegancji i czegoś, co można
nazwać francuskim stylem. Co ciekawe, obie były córkami
francuskich dyplomatów. Ta pierwsza miała oprócz tego poetycki,
melodyjny głos. Jej kolega ze studiów aktorskich, Michael Lonsdale,
nazywał ją „aktorką z głosem wiolonczeli”. Druga z
wymienionych aktorek cierpiała na ciężką depresję. Życie
zakończyła w Paryżu 1997 roku, kiedy to skoczyła z piątego
piętra budynku mieszkalnego.
Zadaniem większości aktorów było wesprzeć ten projekt poprzez
dodanie mu klasy, kultury, taktu. Alan Badel, Cyril Cusack, Maurice
Denham, Jacques François, Derek Jacobi, Jean Martin, Ronald Pickup,
Eric Porter, Jean Sorel – ani dawniej ani współcześnie nie były
to gorące nazwiska, twarze tych aktorów również symbolizowały
przeciętność, ale mimo wszystko jest to prawdziwa elita
brytyjskiego bądź francuskiego kina (i teatru). W takim składzie
film nie stał się mistrzowskim popisem aktorstwa, ale zyskał
dodatkową rangę i znaczenie. Ta ekipa jest niczym partia
polityczna, na którą się głosuje, choć nie zna się wszystkich
jej przedstawicieli.
Miło w jednej scenie usłyszeć znajomą melodię. Grana jest na akordeonie,
więc z początku trudno dociec z jakiego filmu pochodzi. Ale to przecież
Marsz pułkownika Bogeya, utwór Kennetha Alforda kojarzony najbardziej z dramatem obozowym Davida Leana Most na rzece Kwai
(1957). Pochodząca z 1914 roku kompozycja tak mocno zapadła wtedy w
pamięć, że przyćmiła znakomitą muzykę Malcolma Arnolda. W Dniu Szakala pojawia
się tylko w jednej scenie, a i tak powoduje, że głos kompozytora (w tym
przypadku Georgesa Delerue) nie wybrzmiewa zbyt wyraźnie i przez wielu
widzów może nie zostać usłyszany. Można się zastanawiać, czy użycie
utworu Alforda nie miało ukrytego sensu. Zinnemann dbał o szczegóły i trudno uwierzyć, aby
był to przypadek. Bohater jego filmu swoimi działaniami zbudował most,
który w każdej chwili może runąć. Tak jak pułkownik Nicholson z filmu Leana, Szakal to perfekcjonista, który skazany jest na to, że jego praca pójdzie na marne.
W filmach włoskich czy francuskich muzyka pełniła przeważnie
istotną rolę, inaczej niż w produkcjach amerykańskich, gdzie była
tylko dodatkiem do fabuły. Długoletnia kariera hollywoodzka
Zinnemanna sprawiła, że pracę kompozytora postanowił
zmarginalizować. Nie wpłynęło to negatywnie na jakość
spektaklu, gdyż intryga jest arcyciekawa, zaś budżet pozwolił na
zatrudnienie wysokiej klasy aktorów i na filmowanie w różnych
europejskich metropoliach. Widzowie mogą zobaczyć Pola Elizejskie,
Łuk Triumfalny, Pałac Sprawiedliwości, stacje kolejowe, hotele,
ogrody, rezydencje, bulwary – to wszystko sfilmował jeden operator
Jean Tournier, kreując atrakcyjny obraz wielkiego świata zepsutego
przez politykę i zbrodnię.
Recenzencki obowiązek nakazuje wspomnieć o filmie Szakal
(1997), który nie ma jednak tej klasy, co poprzednik. To typowy
średniak, w którym nie pomogło uwspółcześnienie historii i
włączenie bojownika IRA w konflikt amerykańsko-rosyjski. Pewną
ciekawostką jest broń, jakiej używa grany przez Bruce'a Willisa
bohater – zdalnie sterowany, rzekomo polski, karabin maszynowy.
Kino lat siedemdziesiątych jednak rządzi, a kręcone po dwudziestu
latach remake'i przeważnie nie wnoszą niczego ciekawego do tematu.
I nie chodzi o to, że brakuje dobrych scenariuszy. Brakuje przede
wszystkim chęci, by sięgnąć po materiał literacki, który
jeszcze nie był ekranizowany. Przerabianie raz jeszcze tego samego
tematu jest równoznaczne z napadem na bank, który już raz został
okradziony. Poprzednicy zgarnęli większość, następcy tylko niewielką część. Jest to łatwy skok na kasę, myślenie na zasadzie
„może znowu się uda”. Ale drugie podejście zwykle nie sprawia już takiej samej frajdy.
Jako nastolatkę czytałam książkę, która do dziś pozostaje jedną z moich ulubionych. Na bazie tego zachwytu obejrzałam film i totalne rozczarowanie! A jednak podobnie wspominam książkowego Szakala: "Ten tajemniczy, niepokojący, zimny zabójca emanuje charyzmą, jest nieprzewidywalny i zadziwia precyzją".
OdpowiedzUsuńPS. Fred Zinnemann urodzony w Rzeszowie, nie wiedziałam; mam książkę "Pollywwod. Jak zbudowaliśmy Hollywood", ciekawe czy coś będzie o nim też wspomniane :)
Też czytałem jako nastolatek, ale przygotowując recenzję chciałem ją sobie przypomnieć. Niestety, w pobliskiej bibliotece powieść nie była dostępna, więc postanowiłem nie oceniać filmu na podstawie porównań z książką. Film mnie nie rozczarował, ponowny seans był tak samo udany jak dwadzieścia lat temu :)
UsuńAdaptacja jest w przeważającym stopniu wierna , a cała finałowa sekwencja to filmowy ( i muzyczny ) majstersztyk.
OdpowiedzUsuńZ ciekawostek : czytałem kiedyś artykuł o tym, że w tej powieści Forsyth wcisnął ludziom jedną z najbardziej wierutnych bzdur militarnych w historii literatury , co w filmie też się znalazło ( pewnie ze względu na potencjał efekciarstwa ) . Chodzi o amunicję którą Szakal ma użyć w akcji, czyli tzw. rtęciowe naboje rozpryskowe . Nic takiego nie istnieje, to czysta fantazja autora, co gorsza oparta na absurdalnych założeniach. Taki nabój ma mieć usunięty kawałek metalowego płaszcza na szpicu, wydrążoną w ołowiu dziurkę i wpuszczoną tam kroplę rtęci, pokrytą następnie cieniutką warstwą ołowiu. Takie coś po trafieniu w cel ma eksplodować. Nonsens polega na tym , że rtęć z ołowiem wchodzi w reakcję i tworzy amalgamat, co nijak nie przekłada się na efekt, jaki wciska czytelnikom Forsyth. Tym bardziej, że wybór amunicji myśliwskiej silnie grzybkującej ( z wydrążonym szpicem, który po trafieniu rozszczepia się , potężnie zwiększając swą objętość ) jest na prawdę ogromny .
O, ciekawe! Warto wiedzieć ile jest fiction w tym political fiction :)
Usuń