Tekst opublikowany także w serwisie film.org.pl
Każde państwo ma swoją historię, zapisaną w kronikach lub przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Dlatego kino historyczne to gatunek uniwersalny, uprawiany wszędzie tam, gdzie rozwija się kinematografia. Przynależność konkretnych filmów do tego gatunku wydaje się na pozór oczywista, ale często budzi jednak wątpliwości. Powstają one na skutek zbyt dużych odstępstw od tego, co o historii wiemy z podręczników. Stare kroniki i badania archeologiczne wiele wyjaśniają, ale nie stworzą pełnego obrazu dawnej rzeczywistości. Reżyserzy niejednokrotnie posługują się materiałami historycznymi po to, by opowiedzieć fikcyjną fabułę, najczęściej przygodowo-romantyczną. Mają do tego prawo, ale jeśli ważnym czynnikiem spektaklu czynią wiekopomne wydarzenie historyczne, to nie ma powodu, by nie zaliczyć go do gatunku. Odstępstwa od „prawdy” nie zawsze są błędami twórców, często służą bowiem określonym celom – wynikają z budżetu, wygody, specyfiki, kreatywności...
Niniejszy tekst ma na celu wyróżnienie najlepszych filmów historycznych, ale według ściśle określonego klucza (produkcje z różnych krajów i w różnych językach). Aby wybrać
dzieła reprezentatywne dla poszczególnych państw, zdecydowałem
się zestawić obok siebie tak zwane giganty historyczne –
najdroższe (i możliwe, że najlepsze) filmy krajowe, które są
„narodowymi eposami” i cieszą się powodzeniem także za
granicą. To również dobra okazja, by poznać dzieje różnych
narodów, dlatego wybrałem filmy, w których lokalni reżyserzy
opowiadają o bohaterach z historii własnego kraju. Z tego powodu
pominąłem Faraona (1966) według powieści Bolesława Prusa.
Z tego powodu nie brałem pod uwagę amerykańskich filmów o
starożytnym Rzymie (ostatecznie żaden film anglojęzyczny nie
wszedł do zestawienia). Pominąłem też filmy o dwudziestowiecznych
konfliktach zbrojnych, ponieważ zgodnie z powszechnie obowiązującą
definicją, należą one do innego gatunku – kina wojennego.
Kończąc ten wstęp, zapraszam na ciekawą filmową podróż w
czasie i przestrzeni. Kolejność tytułów – chronologiczna.
1.
Ziemia gauchos (Argentyna 1942), reż. Lucas
Demare
hiszp. La guerra gaucha / amer.
The Gaucho War
Skala i znaczenie tego
filmu są tak duże, że mówiło się o nim jak o argentyńskim
Przeminęło z wiatrem
(1939). Rzecz rozgrywa
się w czasie argentyńskiej wojny o niepodległość z lat 1810-18,
a konkretnie w jej końcowej fazie, w 1817 roku. Oddziały
argentyńskich kowbojów, tak zwani gauchos, toczyli nieregularne
walki przeciwko siłom rojalistycznym wiernym koronie hiszpańskiej.
Film przedstawia serię walk partyzanckich, przypominając
amerykańskie filmy o Dzikim Zachodzie, a także realizowane
dwadzieścia lat później włosko-hiszpańskie zapata westerny. Po
swojej stronie gauchos mają między innymi pracownika kościoła
(tak zwany zakrystian), który udając lojalność wobec rojalistów,
sprzyja partyzantom – wysyła im informacje poprzez posłańca,
albo uderzając w kościelny dzwon. Pojmany przez buntowników
porucznik z armii hiszpańskiej także ulega rewolucyjnym ideałom o
wolności, przy okazji zakochując się w pięknej Asunción.
W latach czterdziestych Argentyna przeżywała burzliwy okres. Ludzie byli
podzieleni na tych, co opowiadali się za przyłączeniem do wojny oraz na
tych, co pragnęli zachować neutralność. Rządy Ramóna Castillo
prowadziły do konfliktów, a w 1943 na skutek przewrotu wojskowego
prezydent został obalony. Ziemia gauchos, zrealizowana w oparciu o
serię książek Leopolda Lugonesa, dobrze wpisywała się w ówczesne
nastroje panujące w kraju. Dla uzyskania większego autentyzmu zdjęcia
były realizowane w prowincji Salti, w północno-zachodniej części
Argentyny, gdzie rozegrały się przedstawione tu wydarzenia.
Już na wstępie uderza potężna siła instrumentów muzycznych – autorem ścieżki dźwiękowej był brat reżysera, Lucio Demare. Omawiany film zdobył aż siedem nagród Argentyńskiej Akademii Filmowej, pomyślanej na wzór amerykańskiej. W roku 1955 Akademia została rozwiązana przez juntę wojskową. Do dzisiaj wręczane są jednak inne nagrody argentyńskie, Srebrne Kondory, które podczas pierwszego rozdania w 1943 zdobyła Ziemia gauchos (za najlepszy film, reżyserię i scenariusz adaptowany). Film dobrze zniósł próbę czasu i znalazłby liczne grono odbiorców, gdyby został lepiej rozpowszechniony. Niektórzy kinomani mogą kojarzyć Hugona Fregonese'a, który pełnił tu funkcję asystenta reżysera, później zaś zdobył popularność za granicą. Kręcił filmy w Argentynie, USA, Italii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i RFN.
Już na wstępie uderza potężna siła instrumentów muzycznych – autorem ścieżki dźwiękowej był brat reżysera, Lucio Demare. Omawiany film zdobył aż siedem nagród Argentyńskiej Akademii Filmowej, pomyślanej na wzór amerykańskiej. W roku 1955 Akademia została rozwiązana przez juntę wojskową. Do dzisiaj wręczane są jednak inne nagrody argentyńskie, Srebrne Kondory, które podczas pierwszego rozdania w 1943 zdobyła Ziemia gauchos (za najlepszy film, reżyserię i scenariusz adaptowany). Film dobrze zniósł próbę czasu i znalazłby liczne grono odbiorców, gdyby został lepiej rozpowszechniony. Niektórzy kinomani mogą kojarzyć Hugona Fregonese'a, który pełnił tu funkcję asystenta reżysera, później zaś zdobył popularność za granicą. Kręcił filmy w Argentynie, USA, Italii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i RFN.
2. Przeciw wszystkim
(Czechosłowacja 1957), reż. Otakar
Vávra
czes.
Proti vsem / ang.
Against All
Gdy w Polsce realizowano
pierwszą produkcję historyczną w kolorze – Podhale w ogniu
(1955) o powstaniu antyszlacheckim z 1681 – Czesi za 33 miliony
koron przerabiali temat wojen husyckich z piętnastego wieku.
Powstały trzy części: Sobór w Konstancji (Jan Hus,
1955), Jan Žižka (1956) i Przeciw wszystkim (1957). W
zestawieniu ląduje ostatni z wymienionych, gdyż trylogia ma
tendencję zwyżkową. Każda część jest w zasadzie osobną historią, więc można je oglądać w dowolnej kolejności. Proza Aloisa Jiráska posłużyła do
stworzenia kapitalnego widowiska, imponującego pod względem
wizualnym, krytykowanego za stereotypowość i stronniczość, mocno
zniekształcających rzeczywisty obraz. Komunizm rządzący tą
częścią Europy wywarł z pewnością wpływ na ostateczną wersję
filmu, ale doszukiwanie się w ruchu husyckim komunistycznej
ideologii moim zdaniem nie ma wielkiego sensu.
Wyżej ocenianym filmem
Otakara Vávry jest Młot na czarownice (1970) o działalności
inkwizytorów na ziemiach czeskich (procesy czarownic w mieście
Šumperk). Dzieło zdobyło większe uznanie, bo reżyser bardziej
przyłożył się do warstwy dramaturgicznej, tworząc wstrząsający
obraz epoki. Trylogia husycka, a w szczególności wieńczący ją utwór Przeciw wszystkim, zasługuje na uwagę z innego powodu.
Jest doskonałym reprezentantem czasów, w których powstał,
udowadniając że czeskie kino to nie tylko filmy z serii „nikt nic
nie wie”, ale też spektakularne produkcje gatunkowe. Oglądając
finałowe starcie – bitwę o Witkową Górę z 1420 – staje się
jasne, że film dorównuje jakością droższym produkcjom zza
oceanu. Poza tym, bardzo dobrze ukazano chaos panujący w tamtych
czasach, pośród średniowiecznej hipokryzji i religijnego
fanatyzmu. Po jednej i drugiej stronie jest bardzo nerwowo. Ludzie
śpiewają religijne pieśni, ale w sercu zamiast Boga mają
nienawiść. Scena, w której dom zostaje spalony, mimo iż jest w
nim dwoje ludzi, mocno zapada w pamięć i daje do myślenia.
3. Lampart (Włochy
1963), reż. Luchino Visconti
wł. Il gattopardo /
ang. The Leopard
Zjednoczenie
Włoch, czyli tak zwane Risorgimento, to przełomowe wydarzenie w
historii Italii, które doczekało się wspaniałego hołdu w postaci
barwnego, olśniewającego wizualnie spektaklu. Reżyser-arystokrata
Luchino Visconti zadbał o odpowiednie środki, by stworzyć nie tyle
film, co raczej niezwykłą serię obrazów, mistrzowskich dzieł
sztuki, które docenią prawdziwi koneserzy. To były piękne czasy,
więc i aktorów wybrano atrakcyjnych. Burt Lancaster, Claudia
Cardinale i Alain Delon, chociaż nie mówili biegle po włosku i
musieli zostać zdubbingowani, znakomicie wpasowali się w wizję
przemian zachodzących w „królestwie zwierząt”, gdzie na
miejsce gepardów i lwów przychodzą szakale i hieny. Piękno i
majestat ustąpiły miejsca mrocznym siłom, które swoje apogeum
osiągnęły w czasie drugiej wojny światowej.
Na
początku lat sześćdziesiątych miały premierę dwa bardzo od
siebie odmienne dzieła Viscontiego – bliski estetyce neorealizmu
Rocco i jego bracia oraz porównywalny do wystawnych
inscenizacji teatralnych fresk historyczny Lampart. Jednak
myliłby się ten, kto uważa, że bogactwo plastyczne ukrywa płytką
treść. Scenariusz, przy którym brało udział aż pięciu autorów,
jest – opartym na powieści Giuseppe di Lampedusy – głębokim i
szczerym wyrazem tęsknoty za czymś, co bezpowrotnie odeszło, lecz
zasługuje na pamięć. Sekwencja balu, trwająca ponad 40 minut, to
symboliczne pożegnanie, uczta na cześć tych, których strata boli
najmocniej. Bo nic nie jest w stanie ich zastąpić. Film wyróżniono
Złotą Palmą, ale do Oscara zgłoszono wówczas Osiem i pół.
Jak się później okazało, to była słuszna decyzja, bo film
Federico Felliniego nagrodzono statuetką. Jednak dla mnie to Lampart jest dziełem wyjątkowym, który bardzo szlachetnie się zestarzał.
4. Saladyn (Egipt
1963), reż. Jusuf Szahin
arab. El Naser Salah el
Dine / amer. Saladin and the Great Crusades
Pierwsza egipska
superprodukcja, zrealizowana na wzór zachodnich wydarzeń sezonu.
Barwna biografia sułtana Egiptu, doprawiona garścią melodramatu,
przypominająca w wielkim stylu o wojnach na tle religijnym. Podstawą
scenariusza była powieść Nadżiba Mahfuza, późniejszego
noblisty, który pisał także scenariusze filmowe. Akcja rozgrywa
się podczas trzeciej wyprawy krzyżowej (1189–1192), dowodzonej
przez trzech europejskich monarchów: cesarza rzymskiego Fryderyka I
Barbarossę, króla francuskiego Filipa II Augusta i władcę Anglii,
Ryszarda Lwie Serce. Dobrze wypada zestawienie Saladyna z Ryszardem,
które wskazuje dobitnie, że reżyser nie był stronniczy, obu
zwierzchników przedstawił z szacunkiem, podkreślając przy okazji
pacyfistyczną wymowę. Krzyżowcy czy Arabowie – wszystkie trupy
wyglądają tak samo. Dla jakich idei ponoszą ofiarę? Dla władzy,
chwały i osobistych korzyści dowódców. Bo przecież nie dla Boga.
„Ci, którzy używają krzyża jako pretekstu do inwazji na moją
ziemię, nie są moimi braćmi” – te słowa wypowiada Arab, który
jest... chrześcijaninem.
Egipski filmowiec Jusuf
Szahin studiował aktorstwo w Los Angeles. Z bliska obserwował więc,
co dzieje się w Hollywood, ale też bliżej poznał mentalność
chrześcijańskiej Ameryki. I chociaż w swoim filmie zadbał o
nadzwyczaj efektowne sceny bitewne, to nie zapomniał o ideologicznym
przesłaniu dotyczącym tolerancji, szacunku i bezwzględnej
uczciwości. Chociaż kino Egiptu jest tworzone głównie na rynek
wewnętrzny, ten film może spokojnie podbijać świat, bo nie
odstawiono fuszerki. Każdy aspekt filmu – od przemyślanego
scenariusza po techniczne niuanse – jest dopracowany. Nie
wykluczone, że Szahin – będący również producentem – czerpał
garściami z włoskich produkcji zwanych peplum, jako że zatrudnienie otrzymał kompozytor Angelo Francesco Lavagnino.
Saladyn to wysokiej klasy przedsięwzięcie, które dla widza europejskiego bądź amerykańskiego jest produkcją egzotyczną, ale w sposób przejrzysty przekazującą uniwersalne treści. „Rycerze krzyża” i „rycerze półksiężyca” nie zakopali jeszcze mieczy – ta krucjata wciąż trwa, dlatego przesłanie dotyczące wzajemnej akceptacji i poszanowania drugiego człowieka wciąż nie traci na aktualności. Film również zachęca, by zagłębić się w epokę i spróbować zrozumieć jej prawa, specyfikę i klimat.
Saladyn to wysokiej klasy przedsięwzięcie, które dla widza europejskiego bądź amerykańskiego jest produkcją egzotyczną, ale w sposób przejrzysty przekazującą uniwersalne treści. „Rycerze krzyża” i „rycerze półksiężyca” nie zakopali jeszcze mieczy – ta krucjata wciąż trwa, dlatego przesłanie dotyczące wzajemnej akceptacji i poszanowania drugiego człowieka wciąż nie traci na aktualności. Film również zachęca, by zagłębić się w epokę i spróbować zrozumieć jej prawa, specyfikę i klimat.
5. Samurajskie chorągwie
(Japonia 1969), reż. Hiroshi Inagaki
jap. Fûrin kazan /
amer. Under the Banner of the Samurai / ang. Samurai
Banners
„Szybki
jak wiatr, łagodny
jak las, zapalczywy jak
ogień, niewzruszony
jak góra” –
tak brzmi motto klanu Takeda, zapisane na
chorągwiach. Jest ono zaczerpnięte ze Sztuki
wojennej Sun Zi, pochodzącej z VI
wieku przed naszą
erą.
Samurajskie chorągwie
to film, w którym strategia i taktyka wojenna są bardzo istotne,
dlatego filmowi bliżej do produkcji historycznej, niż klasycznej
opowieści samurajskiej. Akcja obejmuje
trzy ery w okresie Sengoku, koncentrując się na życiu i karierze
wybitnego japońskiego stratega Kansuke
Yamamoto. Najpierw poznajemy go jako ronina, potem jako generała o
niezwykłej ambicji i wyobraźni.
Film sprawnie przechodzi od jednego
wydarzenia do następnego, gruntownie przedstawiając obraz tamtych
czasów, starannie odkrywając poszczególne karty historii.
Kulminacją wydarzeń jest czwarta bitwa
na równinie Kawanakajima w
1561 roku, która przeszła do historii jako najbardziej
krwawa.
Japońskie
kroniki historyczne kryją wiele inspirujących epizodów,
więc nie powinno dziwić, że wielu krajowych reżyserów próbowało
rozliczać się w swoich filmach z feudalną przeszłością. Ale na
przykład fabuły z filmów Akiry Kurosawy można swobodnie przenieść
w inne realia, bo są uniwersalne. Inaczej jest z filmami Hiroshiego
Inagakiego. Jego znakomite dzieła, takie jak trylogia o Musashim
Miyamoto (1954-56), Opowieść
o zamku w Osace
(1961) czy np. 47
wiernych samurajów (1962),
są osadzone w konkretnej rzeczywistości i nie da się ich łatwo
przenieść. Dlatego w kategorii dramat historyczny Inagaki jest
według mnie najbardziej reprezentatywnym japońskim filmowcem.
Samurajskie
chorągwie
to jeden z ostatnich filmów tego świetnego reżysera. Znakomitą
kreację stworzył w nim Toshirô Mifune –
twardy
i pewny siebie w scenach z mężczyznami, ale nieco przygaszony w
scenach z kobietą. Poza tym, dobre role Yoshiko Sakumy w roli
księżniczki Yu i Kinnosuke Nakamury w roli daimyō Takedy.
Chciałbym
zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Oglądając europejskie
filmy historyczne zauważyłem, że w scenach bitewnych (i nie tylko)
okropnie traktowane są konie. Partie z ich udziałem wyglądają niepokojąco. Samurajskie chorągwie są pod tym względem bardziej subtelne, mimo hałaśliwego i gwałtownego stylu tego typu produkcji. Japończycy
na czele z Inagakim wykorzystali wierzchowce do jazdy, ale w scenach
kaskaderskich je oszczędzano. Takie podejście może wywołać
rozczarowanie, bo wyczuwalny jest przez to niezbyt wysoki stopień
wiarygodności. Ja
widzę to inaczej – film dostaje ode mnie dodatkowy punkt za to, że
dla sztuki i rozrywki nie ryzykowano życiem zwierząt. Konie
to zresztą
niedoceniani
lecz niezbędni
aktorzy
od
kina
historycznego.
A
o tym się często zapomina.
6. Michał Waleczny
(Rumunia 1970), reż. Sergiu Nicolaescu
rum. Mihai Viteazul /
ang. Michael the Brave / amer. The Last Crusade
Sergiu
Nicolaescu z impetem wkroczył do branży filmowej. Jego debiut
reżyserski to imponująca produkcja historyczna Waleczni przeciw
rzymskim legionom (1966), ale to drugie dzieło – Michał
Waleczny – jest najchętniej oglądanym na świecie filmem
rumuńskim. Wielka postać godna wielkiego filmu. Człowiek, który
toczył zacięte walki z Turkami. Sukces poprzedniego filmu
Nicolaescu sprawił, że Amerykanie chcieli współfinansować
kolejny projekt reżysera. W roli Michała Walecznego proponowali
obsadzić gwiazdora w typie Charltona Hestona albo Richarda Burtona.
Jednak władze Rumunii na czele z Nicolae Ceaușescu optowały za
tym, by rumuńskiego bohatera narodowego zagrał lokalny aktor. Tak
się akurat składa, że reżyser był także aktorem, więc to jego
wytypowano na głównego bohatera, lecz on wolał dla siebie rolę
wezyra Selima Paszy. W postać tytułową wcielił się natomiast
Amza Pellea, ceniony aktor teatralny, który miał już doświadczenie
w odgrywaniu wielkich wodzów. Dwukrotnie wcielał się w ostatniego
króla Daków, Decebala, w filmach: Waleczni przeciw rzymskim
legionom (1966) i Kolumna Trajana (1968).
W filmie o Michale
Pătrașcu zarysowano ciekawą relację pomiędzy bohaterami.
Waleczny wódz przyjaźnił się bowiem z tymi, z którymi walczył:
Selimem Paszą i Zygmuntem Batorym. Jego motywacja jest czytelna –
liczy się tylko kraj przodków. To przywiązanie do korzeni zmusza
go do walki o trzy księstwa: Wołoszczyznę, Siedmiogród i
Mołdawię. To, co pierwsze rzuca się w oczy podczas oglądania
filmu, to masa roboty wykonana przy sekwencjach bitewnych.
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że mamy tu najlepsze sceny
batalistyczne, jakie kiedykolwiek nakręcono. Ale i mniejsze
potyczki, np. pojedynek rycerski między hospodarem wołoskim i
księciem siedmiogrodzkim, również zwiększają zainteresowanie
widza. Aktorzy zostali świetnie obsadzeni, a scenariusz Titusa
Popovici to fachowa robota, cechująca genialnego stratega. Zwróciłem
uwagę także na przepiękną muzykę (Tiberiu Olah) – przywołuje
ona nostalgiczne wspomnienia. Czas trwania filmu to dwieście minut –
mija bez chwili znudzenia.
7. Potop (Polska
1974), reż. Jerzy Hoffman
pol. Potop / ang. The
Deluge
Polacy też mają swoją
epopeję filmową. I to niejedną. Pierwsza to Krzyżacy
(1960) Aleksandra Forda, druga – Faraon (1966) Jerzego
Kawalerowicza, której jednak nie brałem pod uwagę, gdyż nie
opowiada o historii Polski (jeśli już to o Polsce współczesnej,
ale w sposób metaforyczny). Zanim przejdę do rzeczy, wspomnę
jeszcze o dwóch filmach, które realizowane były na mniejszą
skalę, dlatego wiele osób może ich nie pamiętać. Przede
wszystkim Podhale w ogniu (1955) Jana Batorego i Henryka
Hechtkopfa, które jest pierwszą barwną produkcją historyczną
nakręconą w Polsce. Traktuje o buncie chłopów przeciwko szlachcie
w 1651 roku. Prowodyrem powstania był Aleksander Kostka-Napierski,
który w filmie wypowiada takie słowa: „Oskarżacie mnie o prywatę
i zdradę ojczyzny. Wy, którzy tę ojczyznę do upadku
doprowadzacie. Wszystko dla siebie zagarnęliście, a cały naród w
niewoli i nędzy żyje. Jakim więc prawem sprawiedliwą walkę ludu
o wolność i życie bezbożnym buntem nazywacie”. Taką wypowiedź
można rozumieć dwuznacznie, także jako wyraz sprzeciwu wobec
panującego wówczas po wojnie systemu. Nawet jeśli ten film powstał
na zamówienie ówczesnych władz, to zawarta w nim komunistyczna
propaganda dziś już nie razi i film broni się ukazaniem realiów
epoki i sprawną realizacją.
Kolejny warty
przypomnienia film polski, należący do omawianego gatunku, nosi
tytuł Bolesław Śmiały (1971), a jego reżyserem był
Witold Lesiewicz. To zrealizowana z dbałością o szczegóły
interesująca biografia jednego z najsłynniejszych polskich
królów... Przejdźmy jednak do tytułu, który widnieje w nagłówku,
bo to o nim chciałem napisać coś więcej, mimo że i tak wiele o
nim napisano. Dlaczego wybrałem Potop? Ponieważ najbardziej
pasuje do tego zestawienia, gdyż podobnie jak reszta umieszczonych
tu tytułów, jest wzorem kina epickiego i czołową pozycją w
kraju, z którego pochodzi reżyser. Dlatego bez wstydu można go
pokazywać za granicą, obserwując zdumione twarze widzów.
Poprzednie dzieło
Jerzego Hoffmana Pan Wołodyjowski (1969) wydaje się przy tym
filmie zaledwie ćwiczeniem przed podjęciem prawdziwego wyzwania.
Hoffman, będący miłośnikiem Sienkiewiczowskiej Trylogii, odstawił
na razie na bok Ogniem i mieczem, które zekranizowano już we
Włoszech (1962) z mocno przeciętnym rezultatem, nawet jak na
standardy włoskiego peplum. Na podstawie utworu literackiego z 1886,
reżyser – wraz z Adamem Kerstenem i Wojciechem Żukrowskim –
przygotował tekst, tworząc bazę dla pasjonującego widowiska.
Szwedzka agresja w 1655 roku zapisała jedną z najbardziej krwawych
kart w nowożytnej historii Polski – ten temat zasługiwał na
staranną inscenizację i efektowną oprawę. Film realizowano przez
535 dni zdjęciowych w plenerach polskich i radzieckich, a budżet
wyniósł 100 milionów złotych (dla porównania realizacja
Krzyżaków pochłonęła 38 milionów, Pana
Wołodyjowskiego – 40, a Faraona – 60).
Fabuła zawiera elementy
romansu przygodowego w stylu płaszcza i szpady. Wskazują na to nie
tylko wątek uczuciowy oraz pojedynek w deszczu na białą broń, ale
też intryga ze zmianą tożsamości, jak w Kawalerze de Lagardère
(1857) Paula Févala i Hrabim Monte Christo (1844) Aleksandra
Dumasa (zmiana tożsamości w Potopie służy jednak innemu
celowi niż zemsta – służy odkupieniu win, zmazaniu piętna
zdrajcy). Sporo tu ekscytującej przygody, która prowadzi do
połączenia dwojga charyzmatycznych postaci. Ale skoncentrowanie się
na parze fikcyjnych bohaterów, Kmicica i Oleńki, wcale nie
umniejszyło rangi obrazu – tło historyczne, intrygi możnowładców
i toczona wokół wojna pozostają bardzo ważnym czynnikiem,
kształtują osobowość bohatera, wpływają na jego losy. Trudno
znaleźć odpowiednie słowa uznania dla tych licznych aktorów,
którzy wzięli udział w produkcji. Trudno mieć zastrzeżenia do
scen batalistycznych – imponują jak mało które w naszej
kinematografii. Pięciogodzinny seans nie okazuje się męczarnią,
przeciwnie – jest obietnicą długiej, wyśmienitej uczty.
8. 80 huzarów (Węgry
1978), reż. Sándor Sára
węg. 80 huszár /
ang. 80 Hussars
„Dlaczego w historii
duch rebelii zawsze wraca?” – pyta się retorycznie jeden z
bohaterów. Najbardziej gorący – ze względu na rewolucyjne zrywy
– okres w dziejach datuje się na rok 1848 i nazywany jest Wiosną
Ludów. Wtedy niemal w całej Europie wybuchały rebelie przeciwko
despotycznym władcom. Królestwo Węgier było pod władzą
niemieckiej dynastii Habsburgów. Film opowiada o grupie
osiemdziesięciu huzarów, którzy buntują się przeciwko
austriackim zwierzchnikom. Po tym, jak kazano im wybatożyć
towarzysza broni za dezercję, podejmują wspólną decyzję, która
będzie ich drogo kosztować. Stacjonujący na ziemiach polskich Madziarzy, zamierzają – wbrew rozkazom dowódców
– wrócić do własnego kraju, do własnych domów, do czekających
na nich rodzin. Węgrzy mieli swój kraj, w przeciwieństwie do
Polaków, których wymazano z mapy – w filmie Sándora Sáry jest
zresztą piękna scena, w której Polacy śpiewają Mazurek
Dąbrowskiego. Duża ilość materiału została
nakręcona w Tarnowie i Tatrzańskim Parku Narodowym.
To jeden z tych filmów,
w których nie tylko ludzkie cierpienie jest widoczne, ale i
zwierząt. Przeprawa przez rzekę, góry i kamienie musiała być
trudna i niebezpieczna szczególnie dla koni, których tu nie
oszczędzano. To wpływa bardzo na emocje, chwyta za serce i wprawia
w osłupienie. Reżyser prawdopodobnie osiągnął efekt, o jaki mu
chodziło. Trudno przejść obojętnie obok tego filmu, a dla
kinematografii węgierskiej jest to dzieło unikalne. Tym bardziej
dziwi, że w profesjonalnych opracowaniach dotyczących historii kina
jest zwykle pomijane. Ponadczasowe tematy, które często powracają
w dyskusjach, jak patriotyzm, odwaga by się zbuntować, determinacja
w dążeniu do celu oraz niezależność i związany z nią komfort
posiadania własnego państwa, stały się tutaj częścią
ekscytującej opowieści historyczno-przygodowej. Pesymistyczną
wymowę dzieła doskonale wzmocniły majestatyczne górskie plenery,
piękne i niewzruszone wobec pogmatwanych losów ludzkich.
9. Chan Asparuch
(Bułgaria 1981), reż. Ludmił Stajkow
bułg. Хан Аспарух / ang.
Khan Asparuh
Jednym z największych
hitów kasowych kina bułgarskiego jest poruszający dramat Metodiego
Andonowa Kozi róg (1972) ze wspaniałą Katją Paskalewą w
podwójnej roli. Fabułę umiejscowiono w siedemnastowiecznej
Bułgarii pod jarzmem tureckim. Jednak tło historyczne ustępuje
miejsca opowieści o ślepej nienawiści, która do niczego nie
prowadzi. O zemście, która niszczy marzenie o lepszej przyszłości.
Taką fabułę można przenieść z równym powodzeniem w inne
realia, dlatego wśród bułgarskich filmów historycznych bardziej
reprezentatywnym dziełem jest Chan Asparuch w reżyserii
Ludmiła Stajkowa. Film powstał, by upamiętnić 1300.
rocznicę
powstania państwa
bułgarskiego, ale
i po to, by udowodnić, że w tym kraju może powstać monumentalna
produkcja historyczna. Trwa ona około 320 minut i jest podzielona na
trzy części odzwierciedlające trzy etapy powstania państwa:
Fanagoria,
Przesiedlenie
i Ziemia na zawsze.
„Historia
nie jest przeszłością, ale tym, co wiemy o przeszłości” –
mówi cesarz bizantyjski Konstantyn IV do Belizariusza, który z tymi
„barbarzyńcami” się zaprzyjaźnił. Jego
punkt widzenia obiera
scenarzystka (i badaczka dziejów ziem bułgarskich), Wera
Mutafczijewa, opowiadając o narodzinach swojej ojczyzny.
Znajdująca się na
terenie dzisiejszej Ukrainy Fanagoria to starożytne miasto będące
wcześniejszą siedzibą narodu bułgarskiego. Nękani przez Chazarów
mieszkańcy zdecydowali się poszukać innej ziemi do zamieszkania.
Możliwe,
że w taki sposób, jaki pokazano w filmie, powstało wiele państw,
nie tylko Bułgaria. Mnóstwo
pracy włożono w ten projekt. Dzięki ogromnym nakładom finansowym
zrealizowano wspaniałe sceny masowe i bitewne. Nigdy wcześniej ani
później nie stworzono w tym kraju produkcji na tak wielką skalę.
Efekt końcowy jest
godny podziwu. W
1984 roku powstała trwająca 90
minut wersja na rynek międzynarodowy. Zatytułowano ją 681
- Potęga chana i
dodano angielski dubbing. W tak skróconej i przemontowanej wersji
film traci większość swoich zalet. Potop
też w oryginale trwa około 300 minut. Czy wyobrażacie sobie, aby
skrócona do 90 minut przeróbka mogła dorównać oryginałowi?
10. Królowa Margot
(Francja 1994), reż. Patrice Chéreau
fr. La reine Margot /
amer. Queen Margot
Film jest koprodukcją
francusko-włosko-niemiecką, powstałą przy współudziale
amerykańskiej wytwórni Miramax, ale rola Francuzów jest
dominująca. To w kraju nad Sekwaną krwią zapisano kartę historii
z datą 23-24 sierpnia 1572. I to dwóch Francuzów najlepiej
wykorzystało tę kartę, tworząc na jej podstawie coś absolutnie
wartościowego. Pierwszym był pisarz Aleksander Dumas, drugim reżyser
Patrice Chéreau, który swój film nakręcił prawie w całości we
Francji, większość ról obsadzając aktorami pochodzącymi z tego
kraju. Królowa Margot to produkcja dojrzała i intensywna, która przenika do wnętrza i uderza w czułe struny. Autorzy zadbali o sugestywność obrazu. W latach dziewięćdziesiątych wykwintny styl romansów
kostiumowych i produkcji płaszcza szpady, tak wyraźnie zakorzeniony we
francuskiej tradycji filmowej, jeszcze nie przeminął – czego dowodem są
filmy Córka d'Artagnana (1994) i Na ostrzu szpady
(1997) – ale Patrice Chéreau nie poszedł tą drogą. Jego koncepcja była
słuszna – tak tragiczny i krwawy moment historii zasługuje na dojrzalsze
podejście.
Siła filmu tkwi w atmosferze, wyjątkowo posępnej i surowej, która współtworzy dekadencką wizję świata pełnego ludzi o mrocznej naturze, spragnionych krwi, owładniętych chorobliwym fanatyzmem i pragnieniem władzy. Udało się wydobyć na powierzchnię prawdziwy horror epoki. To nie jest nudny wykład z historii, ale kino pełne emocji. Emocji, których nie oczekuje się od typowej produkcji rozrywkowej, lecz od ambitnego i bolesnego w swoim przekazie dramatu filmowego. Namiętności i warcholstwo wychodzą z ludzi w najmniej spodziewanych momentach, przyczyniając się do wielkiej tragedii. Na ekranie jest to przedstawione wiarygodnie, bez upiększania i przesadnego efekciarstwa. Realizm po prostu uderza między oczy. Także dzięki aktorom. Znakomita jest Isabelle Adjani w roli tytułowej, ale i drugi plan – na czele z Virną Lisi – jest fenomenalny. To również zasługa świetnie opracowanego scenariusza. Co ciekawe, autorką tekstu jest specjalistka od komedii, Danièle Thompson, córka Gérarda Oury'ego i współscenarzystka jego najlepszych filmów.
Siła filmu tkwi w atmosferze, wyjątkowo posępnej i surowej, która współtworzy dekadencką wizję świata pełnego ludzi o mrocznej naturze, spragnionych krwi, owładniętych chorobliwym fanatyzmem i pragnieniem władzy. Udało się wydobyć na powierzchnię prawdziwy horror epoki. To nie jest nudny wykład z historii, ale kino pełne emocji. Emocji, których nie oczekuje się od typowej produkcji rozrywkowej, lecz od ambitnego i bolesnego w swoim przekazie dramatu filmowego. Namiętności i warcholstwo wychodzą z ludzi w najmniej spodziewanych momentach, przyczyniając się do wielkiej tragedii. Na ekranie jest to przedstawione wiarygodnie, bez upiększania i przesadnego efekciarstwa. Realizm po prostu uderza między oczy. Także dzięki aktorom. Znakomita jest Isabelle Adjani w roli tytułowej, ale i drugi plan – na czele z Virną Lisi – jest fenomenalny. To również zasługa świetnie opracowanego scenariusza. Co ciekawe, autorką tekstu jest specjalistka od komedii, Danièle Thompson, córka Gérarda Oury'ego i współscenarzystka jego najlepszych filmów.
0 komentarze:
Prześlij komentarz