W CZASIE I PRZESTRZENI. 10 filmów historycznych z dziesięciu krajów

Tekst opublikowany także w serwisie film.org.pl

Każde państwo ma swoją historię, zapisaną w kronikach lub przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Dlatego kino historyczne to gatunek uniwersalny, uprawiany wszędzie tam, gdzie rozwija się kinematografia. Przynależność konkretnych filmów do tego gatunku wydaje się na pozór oczywista, ale często budzi jednak wątpliwości. Powstają one na skutek zbyt dużych odstępstw od tego, co o historii wiemy z podręczników. Stare kroniki i badania archeologiczne wiele wyjaśniają, ale nie stworzą pełnego obrazu dawnej rzeczywistości. Reżyserzy niejednokrotnie posługują się materiałami historycznymi po to, by opowiedzieć fikcyjną fabułę, najczęściej przygodowo-romantyczną. Mają do tego prawo, ale jeśli ważnym czynnikiem spektaklu czynią wiekopomne wydarzenie historyczne, to nie ma powodu, by nie zaliczyć go do gatunku. Odstępstwa od „prawdy” nie zawsze są błędami twórców, często służą bowiem określonym celom – wynikają z budżetu, wygody, specyfiki, kreatywności...

Niniejszy tekst ma na celu wyróżnienie najlepszych filmów historycznych, ale według ściśle określonego klucza (produkcje z różnych krajów i w różnych językach). Aby wybrać dzieła reprezentatywne dla poszczególnych państw, zdecydowałem się zestawić obok siebie tak zwane giganty historyczne – najdroższe (i możliwe, że najlepsze) filmy krajowe, które są „narodowymi eposami” i cieszą się powodzeniem także za granicą. To również dobra okazja, by poznać dzieje różnych narodów, dlatego wybrałem filmy, w których lokalni reżyserzy opowiadają o bohaterach z historii własnego kraju. Z tego powodu pominąłem Faraona (1966) według powieści Bolesława Prusa. Z tego powodu nie brałem pod uwagę amerykańskich filmów o starożytnym Rzymie (ostatecznie żaden film anglojęzyczny nie wszedł do zestawienia). Pominąłem też filmy o dwudziestowiecznych konfliktach zbrojnych, ponieważ zgodnie z powszechnie obowiązującą definicją, należą one do innego gatunku – kina wojennego. Kończąc ten wstęp, zapraszam na ciekawą filmową podróż w czasie i przestrzeni. Kolejność tytułów – chronologiczna.

1. Ziemia gauchos (Argentyna 1942), reż. Lucas Demare
hiszp. La guerra gaucha / amer. The Gaucho War


Skala i znaczenie tego filmu są tak duże, że mówiło się o nim jak o argentyńskim Przeminęło z wiatrem (1939). Rzecz rozgrywa się w czasie argentyńskiej wojny o niepodległość z lat 1810-18, a konkretnie w jej końcowej fazie, w 1817 roku. Oddziały argentyńskich kowbojów, tak zwani gauchos, toczyli nieregularne walki przeciwko siłom rojalistycznym wiernym koronie hiszpańskiej. Film przedstawia serię walk partyzanckich, przypominając amerykańskie filmy o Dzikim Zachodzie, a także realizowane dwadzieścia lat później włosko-hiszpańskie zapata westerny. Po swojej stronie gauchos mają między innymi pracownika kościoła (tak zwany zakrystian), który udając lojalność wobec rojalistów, sprzyja partyzantom – wysyła im informacje poprzez posłańca, albo uderzając w kościelny dzwon. Pojmany przez buntowników porucznik z armii hiszpańskiej także ulega rewolucyjnym ideałom o wolności, przy okazji zakochując się w pięknej Asunción.

W latach czterdziestych Argentyna przeżywała burzliwy okres. Ludzie byli podzieleni na tych, co opowiadali się za przyłączeniem do wojny oraz na tych, co pragnęli zachować neutralność. Rządy Ramóna Castillo prowadziły do konfliktów, a w 1943 na skutek przewrotu wojskowego prezydent został obalony. Ziemia gauchos, zrealizowana w oparciu o serię książek Leopolda Lugonesa, dobrze wpisywała się w ówczesne nastroje panujące w kraju. Dla uzyskania większego autentyzmu zdjęcia były realizowane w prowincji Salti, w północno-zachodniej części Argentyny, gdzie rozegrały się przedstawione tu wydarzenia.

Już na wstępie uderza potężna siła instrumentów muzycznych – autorem ścieżki dźwiękowej był brat reżysera, Lucio Demare. Omawiany film zdobył aż siedem nagród Argentyńskiej Akademii Filmowej, pomyślanej na wzór amerykańskiej. W roku 1955 Akademia została rozwiązana przez juntę wojskową. Do dzisiaj wręczane są jednak inne nagrody argentyńskie, Srebrne Kondory, które podczas pierwszego rozdania w 1943 zdobyła Ziemia gauchos (za najlepszy film, reżyserię i scenariusz adaptowany). Film dobrze zniósł próbę czasu i znalazłby liczne grono odbiorców, gdyby został lepiej rozpowszechniony. Niektórzy kinomani mogą kojarzyć Hugona Fregonese'a, który pełnił tu funkcję asystenta reżysera, później zaś zdobył popularność za granicą. Kręcił filmy w Argentynie, USA, Italii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i RFN.

2. Przeciw wszystkim (Czechosłowacja 1957), reż. Otakar Vávra
czes. Proti vsem / ang. Against All


Gdy w Polsce realizowano pierwszą produkcję historyczną w kolorze – Podhale w ogniu (1955) o powstaniu antyszlacheckim z 1681 – Czesi za 33 miliony koron przerabiali temat wojen husyckich z piętnastego wieku. Powstały trzy części: Sobór w Konstancji (Jan Hus, 1955), Jan Žižka (1956) i Przeciw wszystkim (1957). W zestawieniu ląduje ostatni z wymienionych, gdyż trylogia ma tendencję zwyżkową. Każda część jest w zasadzie osobną historią, więc można je oglądać w dowolnej kolejności. Proza Aloisa Jiráska posłużyła do stworzenia kapitalnego widowiska, imponującego pod względem wizualnym, krytykowanego za stereotypowość i stronniczość, mocno zniekształcających rzeczywisty obraz. Komunizm rządzący tą częścią Europy wywarł z pewnością wpływ na ostateczną wersję filmu, ale doszukiwanie się w ruchu husyckim komunistycznej ideologii moim zdaniem nie ma wielkiego sensu.

Wyżej ocenianym filmem Otakara Vávry jest Młot na czarownice (1970) o działalności inkwizytorów na ziemiach czeskich (procesy czarownic w mieście Šumperk). Dzieło zdobyło większe uznanie, bo reżyser bardziej przyłożył się do warstwy dramaturgicznej, tworząc wstrząsający obraz epoki. Trylogia husycka, a w szczególności wieńczący ją utwór Przeciw wszystkim, zasługuje na uwagę z innego powodu. Jest doskonałym reprezentantem czasów, w których powstał, udowadniając że czeskie kino to nie tylko filmy z serii „nikt nic nie wie”, ale też spektakularne produkcje gatunkowe. Oglądając finałowe starcie – bitwę o Witkową Górę z 1420 – staje się jasne, że film dorównuje jakością droższym produkcjom zza oceanu. Poza tym, bardzo dobrze ukazano chaos panujący w tamtych czasach, pośród średniowiecznej hipokryzji i religijnego fanatyzmu. Po jednej i drugiej stronie jest bardzo nerwowo. Ludzie śpiewają religijne pieśni, ale w sercu zamiast Boga mają nienawiść. Scena, w której dom zostaje spalony, mimo iż jest w nim dwoje ludzi, mocno zapada w pamięć i daje do myślenia.

3. Lampart (Włochy 1963), reż. Luchino Visconti
wł. Il gattopardo / ang. The Leopard


Zjednoczenie Włoch, czyli tak zwane Risorgimento, to przełomowe wydarzenie w historii Italii, które doczekało się wspaniałego hołdu w postaci barwnego, olśniewającego wizualnie spektaklu. Reżyser-arystokrata Luchino Visconti zadbał o odpowiednie środki, by stworzyć nie tyle film, co raczej niezwykłą serię obrazów, mistrzowskich dzieł sztuki, które docenią prawdziwi koneserzy. To były piękne czasy, więc i aktorów wybrano atrakcyjnych. Burt Lancaster, Claudia Cardinale i Alain Delon, chociaż nie mówili biegle po włosku i musieli zostać zdubbingowani, znakomicie wpasowali się w wizję przemian zachodzących w „królestwie zwierząt”, gdzie na miejsce gepardów i lwów przychodzą szakale i hieny. Piękno i majestat ustąpiły miejsca mrocznym siłom, które swoje apogeum osiągnęły w czasie drugiej wojny światowej.

Na początku lat sześćdziesiątych miały premierę dwa bardzo od siebie odmienne dzieła Viscontiego – bliski estetyce neorealizmu Rocco i jego bracia oraz porównywalny do wystawnych inscenizacji teatralnych fresk historyczny Lampart. Jednak myliłby się ten, kto uważa, że bogactwo plastyczne ukrywa płytką treść. Scenariusz, przy którym brało udział aż pięciu autorów, jest – opartym na powieści Giuseppe di Lampedusy – głębokim i szczerym wyrazem tęsknoty za czymś, co bezpowrotnie odeszło, lecz zasługuje na pamięć. Sekwencja balu, trwająca ponad 40 minut, to symboliczne pożegnanie, uczta na cześć tych, których strata boli najmocniej. Bo nic nie jest w stanie ich zastąpić. Film wyróżniono Złotą Palmą, ale do Oscara zgłoszono wówczas Osiem i pół. Jak się później okazało, to była słuszna decyzja, bo film Federico Felliniego nagrodzono statuetką. Jednak dla mnie to Lampart jest dziełem wyjątkowym, który bardzo szlachetnie się zestarzał.

4. Saladyn (Egipt 1963), reż. Jusuf Szahin
arab. El Naser Salah el Dine / amer. Saladin and the Great Crusades


Pierwsza egipska superprodukcja, zrealizowana na wzór zachodnich wydarzeń sezonu. Barwna biografia sułtana Egiptu, doprawiona garścią melodramatu, przypominająca w wielkim stylu o wojnach na tle religijnym. Podstawą scenariusza była powieść Nadżiba Mahfuza, późniejszego noblisty, który pisał także scenariusze filmowe. Akcja rozgrywa się podczas trzeciej wyprawy krzyżowej (1189–1192), dowodzonej przez trzech europejskich monarchów: cesarza rzymskiego Fryderyka I Barbarossę, króla francuskiego Filipa II Augusta i władcę Anglii, Ryszarda Lwie Serce. Dobrze wypada zestawienie Saladyna z Ryszardem, które wskazuje dobitnie, że reżyser nie był stronniczy, obu zwierzchników przedstawił z szacunkiem, podkreślając przy okazji pacyfistyczną wymowę. Krzyżowcy czy Arabowie – wszystkie trupy wyglądają tak samo. Dla jakich idei ponoszą ofiarę? Dla władzy, chwały i osobistych korzyści dowódców. Bo przecież nie dla Boga. „Ci, którzy używają krzyża jako pretekstu do inwazji na moją ziemię, nie są moimi braćmi” – te słowa wypowiada Arab, który jest... chrześcijaninem.

Egipski filmowiec Jusuf Szahin studiował aktorstwo w Los Angeles. Z bliska obserwował więc, co dzieje się w Hollywood, ale też bliżej poznał mentalność chrześcijańskiej Ameryki. I chociaż w swoim filmie zadbał o nadzwyczaj efektowne sceny bitewne, to nie zapomniał o ideologicznym przesłaniu dotyczącym tolerancji, szacunku i bezwzględnej uczciwości. Chociaż kino Egiptu jest tworzone głównie na rynek wewnętrzny, ten film może spokojnie podbijać świat, bo nie odstawiono fuszerki. Każdy aspekt filmu – od przemyślanego scenariusza po techniczne niuanse – jest dopracowany. Nie wykluczone, że Szahin – będący również producentem – czerpał garściami z włoskich produkcji zwanych peplum, jako że zatrudnienie otrzymał kompozytor Angelo Francesco Lavagnino.

Saladyn to wysokiej klasy przedsięwzięcie, które dla widza europejskiego bądź amerykańskiego jest produkcją egzotyczną, ale w sposób przejrzysty przekazującą uniwersalne treści. „Rycerze krzyża” i „rycerze półksiężyca” nie zakopali jeszcze mieczy – ta krucjata wciąż trwa, dlatego przesłanie dotyczące wzajemnej akceptacji i poszanowania drugiego człowieka wciąż nie traci na aktualności. Film również zachęca, by zagłębić się w epokę i spróbować zrozumieć jej prawa, specyfikę i klimat.

5. Samurajskie chorągwie (Japonia 1969), reż. Hiroshi Inagaki
jap. Fûrin kazan / amer. Under the Banner of the Samurai / ang. Samurai Banners


Szybki jak wiatr, łagodny jak las, zapalczywy jak ogień, niewzruszony jak góra” tak brzmi motto klanu Takeda, zapisane na chorągwiach. Jest ono zaczerpnięte ze Sztuki wojennej Sun Zi, pochodzącej z VI wieku przed naszą e. Samurajskie chorągwie to film, w którym strategia i taktyka wojenna są bardzo istotne, dlatego filmowi bliżej do produkcji historycznej, niż klasycznej opowieści samurajskiej. Akcja obejmuje trzy ery w okresie Sengoku, koncentrując się na życiu i karierze wybitnego japońskiego stratega Kansuke Yamamoto. Najpierw poznajemy go jako ronina, potem jako generała o niezwykłej ambicji i wyobraźni. Film sprawnie przechodzi od jednego wydarzenia do następnego, gruntownie przedstawiając obraz tamtych czasów, starannie odkrywając poszczególne karty historii. Kulminacją wydarzeń jest czwarta bitwa na równinie Kawanakajima w 1561 roku, która przeszła do historii jako najbardziej krwawa.

Japońskie kroniki historyczne kryją wiele inspirujących epizodów, więc nie powinno dziwić, że wielu krajowych reżyserów próbowało rozliczać się w swoich filmach z feudalną przeszłością. Ale na przykład fabuły z filmów Akiry Kurosawy można swobodnie przenieść w inne realia, bo są uniwersalne. Inaczej jest z filmami Hiroshiego Inagakiego. Jego znakomite dzieła, takie jak trylogia o Musashim Miyamoto (1954-56), Opowieść o zamku w Osace (1961) czy np. 47 wiernych samurajów (1962), są osadzone w konkretnej rzeczywistości i nie da się ich łatwo przenieść. Dlatego w kategorii dramat historyczny Inagaki jest według mnie najbardziej reprezentatywnym japońskim filmowcem. Samurajskie chorągwie to jeden z ostatnich filmów tego świetnego reżysera. Znakomitą kreację stworzył w nim Toshirô Mifune twardy i pewny siebie w scenach z mężczyznami, ale nieco przygaszony w scenach z kobietą. Poza tym, dobre role Yoshiko Sakumy w roli księżniczki Yu i Kinnosuke Nakamury w roli daimyō Takedy.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Oglądając europejskie filmy historyczne zauważyłem, że w scenach bitewnych (i nie tylko) okropnie traktowane są konie. Partie z ich udziałem wyglądają niepokojąco. Samurajskie chorągwie są pod tym względem bardziej subtelne, mimo hałaśliwego i gwałtownego stylu tego typu produkcji. Japończycy na czele z Inagakim wykorzystali wierzchowce do jazdy, ale w scenach kaskaderskich je oszczędzano. Takie podejście może wywołać rozczarowanie, bo wyczuwalny jest przez to niezbyt wysoki stopień wiarygodności. Ja widzę to inaczej – film dostaje ode mnie dodatkowy punkt za to, że dla sztuki i rozrywki nie ryzykowano życiem zwierząt. Konie to zresztą niedoceniani lecz niezbędni aktorzy od kina historycznego. A o tym się często zapomina.

6. Michał Waleczny (Rumunia 1970), reż. Sergiu Nicolaescu
rum. Mihai Viteazul / ang. Michael the Brave / amer. The Last Crusade


Sergiu Nicolaescu z impetem wkroczył do branży filmowej. Jego debiut reżyserski to imponująca produkcja historyczna Waleczni przeciw rzymskim legionom (1966), ale to drugie dzieło – Michał Waleczny – jest najchętniej oglądanym na świecie filmem rumuńskim. Wielka postać godna wielkiego filmu. Człowiek, który toczył zacięte walki z Turkami. Sukces poprzedniego filmu Nicolaescu sprawił, że Amerykanie chcieli współfinansować kolejny projekt reżysera. W roli Michała Walecznego proponowali obsadzić gwiazdora w typie Charltona Hestona albo Richarda Burtona. Jednak władze Rumunii na czele z Nicolae Ceaușescu optowały za tym, by rumuńskiego bohatera narodowego zagrał lokalny aktor. Tak się akurat składa, że reżyser był także aktorem, więc to jego wytypowano na głównego bohatera, lecz on wolał dla siebie rolę wezyra Selima Paszy. W postać tytułową wcielił się natomiast Amza Pellea, ceniony aktor teatralny, który miał już doświadczenie w odgrywaniu wielkich wodzów. Dwukrotnie wcielał się w ostatniego króla Daków, Decebala, w filmach: Waleczni przeciw rzymskim legionom (1966) i Kolumna Trajana (1968).

W filmie o Michale Pătrașcu zarysowano ciekawą relację pomiędzy bohaterami. Waleczny wódz przyjaźnił się bowiem z tymi, z którymi walczył: Selimem Paszą i Zygmuntem Batorym. Jego motywacja jest czytelna – liczy się tylko kraj przodków. To przywiązanie do korzeni zmusza go do walki o trzy księstwa: Wołoszczyznę, Siedmiogród i Mołdawię. To, co pierwsze rzuca się w oczy podczas oglądania filmu, to masa roboty wykonana przy sekwencjach bitewnych. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że mamy tu najlepsze sceny batalistyczne, jakie kiedykolwiek nakręcono. Ale i mniejsze potyczki, np. pojedynek rycerski między hospodarem wołoskim i księciem siedmiogrodzkim, również zwiększają zainteresowanie widza. Aktorzy zostali świetnie obsadzeni, a scenariusz Titusa Popovici to fachowa robota, cechująca genialnego stratega. Zwróciłem uwagę także na przepiękną muzykę (Tiberiu Olah) – przywołuje ona nostalgiczne wspomnienia. Czas trwania filmu to dwieście minut – mija bez chwili znudzenia.

7. Potop (Polska 1974), reż. Jerzy Hoffman
pol. Potop / ang. The Deluge


Polacy też mają swoją epopeję filmową. I to niejedną. Pierwsza to Krzyżacy (1960) Aleksandra Forda, druga – Faraon (1966) Jerzego Kawalerowicza, której jednak nie brałem pod uwagę, gdyż nie opowiada o historii Polski (jeśli już to o Polsce współczesnej, ale w sposób metaforyczny). Zanim przejdę do rzeczy, wspomnę jeszcze o dwóch filmach, które realizowane były na mniejszą skalę, dlatego wiele osób może ich nie pamiętać. Przede wszystkim Podhale w ogniu (1955) Jana Batorego i Henryka Hechtkopfa, które jest pierwszą barwną produkcją historyczną nakręconą w Polsce. Traktuje o buncie chłopów przeciwko szlachcie w 1651 roku. Prowodyrem powstania był Aleksander Kostka-Napierski, który w filmie wypowiada takie słowa: „Oskarżacie mnie o prywatę i zdradę ojczyzny. Wy, którzy tę ojczyznę do upadku doprowadzacie. Wszystko dla siebie zagarnęliście, a cały naród w niewoli i nędzy żyje. Jakim więc prawem sprawiedliwą walkę ludu o wolność i życie bezbożnym buntem nazywacie”. Taką wypowiedź można rozumieć dwuznacznie, także jako wyraz sprzeciwu wobec panującego wówczas po wojnie systemu. Nawet jeśli ten film powstał na zamówienie ówczesnych władz, to zawarta w nim komunistyczna propaganda dziś już nie razi i film broni się ukazaniem realiów epoki i sprawną realizacją.

Kolejny warty przypomnienia film polski, należący do omawianego gatunku, nosi tytuł Bolesław Śmiały (1971), a jego reżyserem był Witold Lesiewicz. To zrealizowana z dbałością o szczegóły interesująca biografia jednego z najsłynniejszych polskich królów... Przejdźmy jednak do tytułu, który widnieje w nagłówku, bo to o nim chciałem napisać coś więcej, mimo że i tak wiele o nim napisano. Dlaczego wybrałem Potop? Ponieważ najbardziej pasuje do tego zestawienia, gdyż podobnie jak reszta umieszczonych tu tytułów, jest wzorem kina epickiego i czołową pozycją w kraju, z którego pochodzi reżyser. Dlatego bez wstydu można go pokazywać za granicą, obserwując zdumione twarze widzów.

Poprzednie dzieło Jerzego Hoffmana Pan Wołodyjowski (1969) wydaje się przy tym filmie zaledwie ćwiczeniem przed podjęciem prawdziwego wyzwania. Hoffman, będący miłośnikiem Sienkiewiczowskiej Trylogii, odstawił na razie na bok Ogniem i mieczem, które zekranizowano już we Włoszech (1962) z mocno przeciętnym rezultatem, nawet jak na standardy włoskiego peplum. Na podstawie utworu literackiego z 1886, reżyser – wraz z Adamem Kerstenem i Wojciechem Żukrowskim – przygotował tekst, tworząc bazę dla pasjonującego widowiska. Szwedzka agresja w 1655 roku zapisała jedną z najbardziej krwawych kart w nowożytnej historii Polski – ten temat zasługiwał na staranną inscenizację i efektowną oprawę. Film realizowano przez 535 dni zdjęciowych w plenerach polskich i radzieckich, a budżet wyniósł 100 milionów złotych (dla porównania realizacja Krzyżaków pochłonęła 38 milionów, Pana Wołodyjowskiego – 40, a Faraona – 60).

Fabuła zawiera elementy romansu przygodowego w stylu płaszcza i szpady. Wskazują na to nie tylko wątek uczuciowy oraz pojedynek w deszczu na białą broń, ale też intryga ze zmianą tożsamości, jak w Kawalerze de Lagardère (1857) Paula Févala i Hrabim Monte Christo (1844) Aleksandra Dumasa (zmiana tożsamości w Potopie służy jednak innemu celowi niż zemsta – służy odkupieniu win, zmazaniu piętna zdrajcy). Sporo tu ekscytującej przygody, która prowadzi do połączenia dwojga charyzmatycznych postaci. Ale skoncentrowanie się na parze fikcyjnych bohaterów, Kmicica i Oleńki, wcale nie umniejszyło rangi obrazu – tło historyczne, intrygi możnowładców i toczona wokół wojna pozostają bardzo ważnym czynnikiem, kształtują osobowość bohatera, wpływają na jego losy. Trudno znaleźć odpowiednie słowa uznania dla tych licznych aktorów, którzy wzięli udział w produkcji. Trudno mieć zastrzeżenia do scen batalistycznych – imponują jak mało które w naszej kinematografii. Pięciogodzinny seans nie okazuje się męczarnią, przeciwnie – jest obietnicą długiej, wyśmienitej uczty.

8. 80 huzarów (Węgry 1978), reż. Sándor Sára
węg. 80 huszár / ang. 80 Hussars


„Dlaczego w historii duch rebelii zawsze wraca?” – pyta się retorycznie jeden z bohaterów. Najbardziej gorący – ze względu na rewolucyjne zrywy – okres w dziejach datuje się na rok 1848 i nazywany jest Wiosną Ludów. Wtedy niemal w całej Europie wybuchały rebelie przeciwko despotycznym władcom. Królestwo Węgier było pod władzą niemieckiej dynastii Habsburgów. Film opowiada o grupie osiemdziesięciu huzarów, którzy buntują się przeciwko austriackim zwierzchnikom. Po tym, jak kazano im wybatożyć towarzysza broni za dezercję, podejmują wspólną decyzję, która będzie ich drogo kosztować. Stacjonujący na ziemiach polskich Madziarzy, zamierzają – wbrew rozkazom dowódców – wrócić do własnego kraju, do własnych domów, do czekających na nich rodzin. Węgrzy mieli swój kraj, w przeciwieństwie do Polaków, których wymazano z mapy – w filmie Sándora Sáry jest zresztą piękna scena, w której Polacy śpiewają Mazurek Dąbrowskiego. Duża ilość materiału została nakręcona w Tarnowie i Tatrzańskim Parku Narodowym.

To jeden z tych filmów, w których nie tylko ludzkie cierpienie jest widoczne, ale i zwierząt. Przeprawa przez rzekę, góry i kamienie musiała być trudna i niebezpieczna szczególnie dla koni, których tu nie oszczędzano. To wpływa bardzo na emocje, chwyta za serce i wprawia w osłupienie. Reżyser prawdopodobnie osiągnął efekt, o jaki mu chodziło. Trudno przejść obojętnie obok tego filmu, a dla kinematografii węgierskiej jest to dzieło unikalne. Tym bardziej dziwi, że w profesjonalnych opracowaniach dotyczących historii kina jest zwykle pomijane. Ponadczasowe tematy, które często powracają w dyskusjach, jak patriotyzm, odwaga by się zbuntować, determinacja w dążeniu do celu oraz niezależność i związany z nią komfort posiadania własnego państwa, stały się tutaj częścią ekscytującej opowieści historyczno-przygodowej. Pesymistyczną wymowę dzieła doskonale wzmocniły majestatyczne górskie plenery, piękne i niewzruszone wobec pogmatwanych losów ludzkich.

9. Chan Asparuch (Bułgaria 1981), reż. Ludmił Stajkow
bułg. Хан Аспарух / ang. Khan Asparuh


Jednym z największych hitów kasowych kina bułgarskiego jest poruszający dramat Metodiego Andonowa Kozi róg (1972) ze wspaniałą Katją Paskalewą w podwójnej roli. Fabułę umiejscowiono w siedemnastowiecznej Bułgarii pod jarzmem tureckim. Jednak tło historyczne ustępuje miejsca opowieści o ślepej nienawiści, która do niczego nie prowadzi. O zemście, która niszczy marzenie o lepszej przyszłości. Taką fabułę można przenieść z równym powodzeniem w inne realia, dlatego wśród bułgarskich filmów historycznych bardziej reprezentatywnym dziełem jest Chan Asparuch w reżyserii Ludmiła Stajkowa. Film powstał, by upamiętnić 1300. rocznicę powstania państwa bułgarskiego, ale i po to, by udowodnić, że w tym kraju może powstać monumentalna produkcja historyczna. Trwa ona około 320 minut i jest podzielona na trzy części odzwierciedlające trzy etapy powstania państwa: Fanagoria, Przesiedlenie i Ziemia na zawsze.

Historia nie jest przeszłością, ale tym, co wiemy o przeszłości” mówi cesarz bizantyjski Konstantyn IV do Belizariusza, który z tymi „barbarzyńcami” się zaprzyjaźnił. Jego punkt widzenia obiera scenarzystka (i badaczka dziejów ziem bułgarskich), Wera Mutafczijewa, opowiadając o narodzinach swojej ojczyzny. Znajdująca się na terenie dzisiejszej Ukrainy Fanagoria to starożytne miasto będące wcześniejszą siedzibą narodu bułgarskiego. Nękani przez Chazarów mieszkańcy zdecydowali się poszukać innej ziemi do zamieszkania. Możliwe, że w taki sposób, jaki pokazano w filmie, powstało wiele państw, nie tylko Bułgaria. Mnóstwo pracy włożono w ten projekt. Dzięki ogromnym nakładom finansowym zrealizowano wspaniałe sceny masowe i bitewne. Nigdy wcześniej ani później nie stworzono w tym kraju produkcji na tak wielką skalę. Efekt końcowy jest godny podziwu. W 1984 roku powstała trwająca 90 minut wersja na rynek międzynarodowy. Zatytułowano ją 681 - Potęga chana i dodano angielski dubbing. W tak skróconej i przemontowanej wersji film traci większość swoich zalet. Potop też w oryginale trwa około 300 minut. Czy wyobrażacie sobie, aby skrócona do 90 minut przeróbka mogła dorównać oryginałowi?

10. Królowa Margot (Francja 1994), reż. Patrice Chéreau
fr. La reine Margot / amer. Queen Margot


Film jest koprodukcją francusko-włosko-niemiecką, powstałą przy współudziale amerykańskiej wytwórni Miramax, ale rola Francuzów jest dominująca. To w kraju nad Sekwaną krwią zapisano kartę historii z datą 23-24 sierpnia 1572. I to dwóch Francuzów najlepiej wykorzystało tę kartę, tworząc na jej podstawie coś absolutnie wartościowego. Pierwszym był pisarz Aleksander Dumas, drugim reżyser Patrice Chéreau, który swój film nakręcił prawie w całości we Francji, większość ról obsadzając aktorami pochodzącymi z tego kraju. Królowa Margot to produkcja dojrzała i intensywna, która przenika do wnętrza i uderza w czułe struny. Autorzy zadbali o sugestywność obrazu. W latach dziewięćdziesiątych wykwintny styl romansów kostiumowych i produkcji płaszcza szpady, tak wyraźnie zakorzeniony we francuskiej tradycji filmowej, jeszcze nie przeminął – czego dowodem są filmy Córka d'Artagnana (1994) i Na ostrzu szpady (1997) – ale Patrice Chéreau nie poszedł tą drogą. Jego koncepcja była słuszna – tak tragiczny i krwawy moment historii zasługuje na dojrzalsze podejście.

Siła filmu tkwi w atmosferze, wyjątkowo posępnej i surowej, która współtworzy dekadencką wizję świata pełnego ludzi o mrocznej naturze, spragnionych krwi, owładniętych chorobliwym fanatyzmem i pragnieniem władzy. Udało się wydobyć na powierzchnię prawdziwy horror epoki. To nie jest nudny wykład z historii, ale kino pełne emocji. Emocji, których nie oczekuje się od typowej produkcji rozrywkowej, lecz od ambitnego i bolesnego w swoim przekazie dramatu filmowego. Namiętności i warcholstwo wychodzą z ludzi w najmniej spodziewanych momentach, przyczyniając się do wielkiej tragedii. Na ekranie jest to przedstawione wiarygodnie, bez upiększania i przesadnego efekciarstwa. Realizm po prostu uderza między oczy. Także dzięki aktorom. Znakomita jest Isabelle Adjani w roli tytułowej, ale i drugi plan – na czele z Virną Lisi – jest fenomenalny. To również zasługa świetnie opracowanego scenariusza. Co ciekawe, autorką tekstu jest specjalistka od komedii, Danièle Thompson, córka Gérarda Oury'ego i współscenarzystka jego najlepszych filmów.

0 komentarze:

Prześlij komentarz