Co jest nie tak z FILMWEBEM? Rażące błędy w najpopularniejszym serwisie filmowym



Od wielu lat Filmweb utrzymuje się na pozycji lidera w kategorii polskich serwisów o tematyce filmowej. Według ostatnich badań opracowanych przez Wirtualnemedia.pl w kwietniu bieżącego roku Filmweb odwiedziło prawie siedem milionów użytkowników, nabijając w sumie dwieście milionów odsłon. Imponujące! Od momentu powstania witryny w roku 1998 jej twórcy wraz z użytkownikami zbudowali ogromną bazę, pełną filmów i seriali z różnych gatunków oraz sylwetek twórców. Popularność serwisu sprawiła, że informacje w nim zawarte były przekazywane dalej. Także te nieprawdziwe, pochodzące z wątpliwych źródeł, niezweryfikowane jak należy. 

A kiedy dużą wagę przywiązuje się do ilości i próbuje się zbudować coś naprawdę wielkiego, to zapomina się o tym, że jakość też jest ważna, bo bez niej traci się wiarygodność. Dla mnie Filmweb nie jest wiarygodny. Znalazłem w nim zbyt wiele poważnych mankamentów. W niektóre błędne informacje kiedyś sam uwierzyłem, ale gdy poznawałem coraz więcej filmów i publikacji filmoznawczych oraz gdy sam pisałem artykuły, robiąc research nawet do zwykłych recenzji, zauważyłem że świat kina wygląda nieco inaczej niż przedstawia go najsłynniejszy serwis filmowy.
 
„Susy Bannion przyjeżdża do najsłynniejszej wiedeńskiej szkoły baletowej”

Szkoła „wiedeńska”?
Tak brzmi pierwsze zdanie w opisie Suspirii (1977) Dario Argento. Wystarczy obejrzeć sam początek filmu, by poznać miejsce akcji. Narrator już podczas napisów początkowych mówi o słynnej akademii we Fryburgu. W tym właśnie niemieckim mieście, Fryburgu Bryzgowijskim, były realizowane zdjęcia i tam też toczy się akcja. Oczywiście nie tylko tam, Argento kręcił też w innych rejonach Niemiec, a niektóre sceny zrealizował we Włoszech. Jednak żadnego Wiednia ani żadnej Austrii tu nie zobaczymy. Na Wikipedii angielskiej, niemieckiej, francuskiej, włoskiej, hiszpańskiej jest mowa o Fryburgu, na polskiej – o szkole baletowej w Europie (jakby nazwa miasta była jakąś tajemnicą). Co ciekawe, główny opis w IMDb, najsłynniejszej zagranicznej bazie filmowej, też tego nie precyzuje, określając miejsce jako niemiecka akademia. Gdy na ekrany weszła nowa wersja Suspirii (2018, reż. Luca Guadagnino), błąd z Filmwebu był często powielany w recenzjach, np. pisano, że w odróżnieniu od oryginału fabuła rozgrywa się w Niemczech. A tak naprawdę oba rozgrywają się w tym samym kraju, Guadagnino przeniósł tylko akcję do stolicy.

„Film opowiada autentyczną historię ucieczki z więzienia, w której sam autor powieści i współscenarzysta José Giovanni brał udział w 1947 roku”

Roland Barbat (vel Jean Keraudy) – trzeci od lewej.
Film, o którym mowa to Dziura (1960) Jacquesa Beckera, znakomity francuski dramat więzienny. Informację, jakoby Giovanni opisywał własną ucieczkę, można znaleźć nawet na wielu zagranicznych stronach, ale gdy zajrzy się w biografię tego twórcy, to pojawiają się wątpliwości. Giovanni został skazany w lipcu 1948, a więc według Filmwebu uciekał z więzienia zanim do niego trafił. Z pewnością więzienne przeżycia pomogły mu napisać tę historię, jakaś część jego autobiografii na pewno znalazła się w książce, być może któryś z bohaterów posiada jego cechy. Ale to nie jest powieść o nim, najwidoczniej nie był takim egocentrykiem, by robić z siebie bohatera literackiego. Dziura opowiada historię ucieczki Rolanda Barbata, skazanego za włamanie ślusarza i mechanika, który nawet zagrał w ekranizacji, używając pseudonimu Jean Keraudy.

„Jihei, skromny sprzedawca papieru zakochuje się z wzajemnością w gejszy Koharu”

Napisy angielskie sugerują, że bohaterka jest kurtyzaną, a nie gejszą.
Jedno z zapomnianych arcydzieł japońskiego kina, Podwójne samobójstwo (1969) Masahiro Shinody, w bazie Filmwebu ma dwa opisy fabuły. Nie ma w tym nic dziwnego, ale już to, że są to opisy, które sobie nawzajem przeczą, to jest dość niezwykłe. Jeden użytkownik napisał, że bohater filmu zakochał się w gejszy, a drugi sugeruje, że zakochał się w dziewczynie lekkich obyczajów, czyli kurtyzanie. Bliższy prawdy jest drugi opis, bo żadnej gejszy w tym filmie nie ma. W komentarzach ktoś zwrócił uwagę na nieścisłość, pisząc że gejsza i dziwka to nie to samo. Ale ta osoba też nie widziała filmu, bo z jej komentarza wynika, że to drugi opis jest błędny. Czasem mam wrażenie, że niektórzy myślą, że w Japonii nie było prostytutek, tylko same gejsze. Inna sprawa jest taka, że nie znajdziecie tego filmu pod tytułem Podwójne samobójstwo, tylko Samobójstwo kochanków w niebiańskiej Amijimie. Polskimi tytułami zajmę się w dalszej części tekstu.

„W filmie to Debbie Reynolds dubbingowała sceny grane przez Jean Hagen. W rzeczywistości to Jean Hagen i Betty Noyes dubbingowały piosenki śpiewane przez Debbie”

Kto tu kogo dubbingował?

Ten fragment został umieszczony w ciekawostkach do Deszczowej piosenki (1952). Po pierwsze został on chyba źle przepisany, bo miało być raczej, że w piosenkach Debbie Reynolds była dubbingowana przez Betty Noyes, a w dialogach przez Jean Hagen, bo taką informację można znaleźć między innymi w wydanej w 1999 roku kolekcji Reader's Digest „Nastrojowe melodie z filmów” (kolekcja składa się z pięciu płyt i książeczki z opisami). Ale nawet gdyby to zostało w ten sposób poprawione to pozostałoby bzdurą.

Debbie Reynolds, gwiazda hollywoodzkich musicali, przygotowując się do roli w Deszczowej piosence miała problemy ze scenami tanecznymi, ale głos miała wyborny (dlatego została później gwiazdą hollywoodzkich musicali). Jednak z powodu teksańskiego akcentu nie we wszystkich utworach brzmiała dobrze. Dlatego zatrudniono Betty Noyes, by użyczyła jej głosu w jednej piosence – Would You. Tylko w tej. Pozostałe utwory, bardziej żywiołowe (All I Do Is Dream of You, Good Morning) wykonała Debbie, choć nie sama, bo aby wlać w nie więcej życia śpiewano je na kilka głosów. A jak to było z dialogami? Gdy bohaterka grana przez Reynolds dubbinguje w dialogu gwiazdę graną przez Hagen to w rzeczywistości jest to głos tej drugiej. I stąd powstała plotka, że Reynolds nie mówiła w filmie własnym głosem.

Sensacyjne historyjki wokół filmu to fajna sprawa i znacznie uatrakcyjniają recenzje. Jednak na stronach internetowych jest sporo pułapek, w które wpaść nietrudno. Podstrony z ciekawostkami kuszą swoją zawartością, ale nierzadko są to listy mitów i prawd. Deszczowa piosenka ma na Filmwebie bardzo słabo opracowaną listę ciekawostek. Oprócz wspomnianej relacji Reynolds/Hagen został również powtórzony mit o tym, że sztuczny deszcz w pamiętnej scenie tanecznej do tytułowej piosenki składał się z wody i mleka. Mleko miało sprawić, że deszcz będzie bardziej widoczny, ale sami twórcy filmu, Stanley Donen i Gene Kelly, już dawno zdementowali tę plotkę. Tajemnica tkwi w sposobie oświetlenia planu – operator Harold Rosson długo myślał jak nagrać tę scenę, by deszcz był wyraźnie widoczny na ekranie, ale mleko wcale nie rozwiązało tego problemu.

Wątpliwości budzi również fragment „piosenki zostały napisane w większości przed powstaniem filmu”. Pomijając źle sformułowane zdanie (bo każda piosenka filmowa jest napisana przed powstaniem filmu), to tekst zdaje się sugerować, że nieliczne utwory są oryginalne. Nie do końca jest to prawdą. Uważa się wprawdzie, że Moses Supposes i Make 'em Laugh powstały specjalnie do filmu, ale... Moses Supposes to znana angielska łamigłówka językowa i wersja użyta w Deszczowej piosence została napisana w 1944 (oryginał pochodzi z XIX wieku), natomiast Make 'em Laugh to plagiat utworu Cole'a Portera Be a Clown, wykonanego przez Gene'a Kelly'ego w musicalu Pirat (1948). Tak więc, ten znakomity musical z doskonałym oryginalnym scenariuszem nie ma ani jednej w pełni oryginalnej piosenki. Ale choreografia i wykonanie robią robotę posłuchajcie oryginałów i porównajcie z nowymi aranżacjami. Widać różnicę, w filmie Donena i Kelly'ego jest więcej życia.

Problem z nagrodami festiwalowymi

To nie Złota Palma, lecz nagroda za reżyserię. Cannes, 19 maja 2018 (ALBERTO PIZZOLI / AFP/EAST NEWS)

Oscary przyzwyczaiły nas do tego, że taką samą nagrodę dostają wszyscy. To znaczy Oscarem nagradzany jest nie tylko film roku, ale też twórcy – od reżyserów do dźwiękowców. Inaczej sprawa wygląda z nagrodami festiwalowymi. W Cannes Złotą Palmę może dostać tylko najlepszy film (i ewentualnie film krótkometrażowy), ale dla konkretnych twórców – reżyserów, aktorów, scenarzystów – są już nagrody indywidualne, rzecz jasna stworzone na wzór nagrody głównej. Dlatego gdy na polskiej Wikipedii znajdziemy hasło Złota Palma dla najlepszego reżysera to nie powinniśmy tego brać dosłownie, gdyż po francusku nagroda nazywa się Prix de la mise en scène, czyli po prostu nagroda za reżyserię. Możliwe, że zostanie to wkrótce poprawione, bo kiedyś były na polskiej Wikipedii hasła Złota Palma dla najlepszego aktora i aktorki, ale w momencie pisania niniejszego artykułu jest poprawnie – Nagroda aktorska.

Nie dokonano jednak poprawek na Filmwebie. I tak na przykład, gdy kliknie się w Zimną wojnę to pojawi się informacja, że film zdobył Złotą Palmę za reżyserię. Podobnie jest z aktorami. Diane Kruger nie zdobyła Złotej Palmy za film W ułamku sekundy, jak to sugeruje Filmweb, lecz nagrodę aktorską. Natomiast Antonio Banderas, choć miał szansę zdobyć Złotego Globa za Ból i blask, nie mógł zdobyć Palmy, gdyż nie kandydował w kategorii Najlepszy film, lecz Najlepszy aktor.

Z innymi nagrodami festiwalowymi może być podobnie, w szczególności ze Złotym Lwem w Wenecji i Złotymi Lwami w Gdyni. W jakimś serwisie filmowym przeczytałem, że Dawid Ogrodnik zdobył trzy Złote Lwy. Wprawdzie po moim komentarzu błąd został usunięty, ale warto przestrzec, by tego typu wpadek więcej nie zaliczać. A jeśli chodzi o ten przypadek z Ogrodnikiem to mamy tutaj błąd podwójny. Po pierwsze, sugeruje on, że mowa o nagrodzie weneckiej, a tak naprawdę chodziło o polską. Po drugie, przyznawane w Gdyni, a wcześniej w Gdańsku, trofea to również nagrody festiwalowe, a więc Lwy przeznaczone są tylko dla filmu, a nie dla aktorów. Z nagrodami w Wenecji sprawa jest prostsza, bo dla aktorów trofeum ma osobną nazwę – Puchar Volpiego. Z kolei w Berlinie jest Złoty Niedźwiedź dla filmu (pełno- i krótkometrażowego) oraz Srebrny Niedźwiedź dla reszty. Ale Gdynia sprawia jednak pewien problem i chociaż na Filmwebie przy Dawidzie Ogrodniku jest napisane Nagroda Indywidualna lub Nagroda Specjalna to nagłówek sugeruje, że aktor zdobył sześć Złotych Lwów. Może być to błędnie interpretowane przez czytelników i podawane dalej jako informacja z wiarygodnego źródła.

Przy okazji warto też ostrzec, by zwracać uwagę kiedy używa się liczby mnogiej, a kiedy pojedynczej. Gdy w teleturnieju Jeden z dziesięciu padło pytanie o główną nagrodę festiwalu w Gdyni to użycie liczby pojedynczej okazało się błędem. Może łatwiej będzie rozróżnić te nagrody, gdy powiem iż Złoty Lew w Wenecji pochodzi od lwa świętego Marka, a Złote Lwy to dwa dzikie koty z herbu Gdańska.

Horror nie może być thrillerem i vice versa

Jaki to gatunek filmu?

W niejednej dyskusji padają zdania w stylu „Psychoza jest thrillerem, a nie horrorem”. Takie myślenie spopularyzował Filmweb, gdyż użytkownicy, jeśli chcą dodać do bazy gatunek filmu, powinni pamiętać o zasadzie: Jeśli coś jest thrillerem to nie może być jednocześnie horrorem. Taka zasada nie obowiązuje na IMDb, gdzie Widmo (1955), Podglądacz (1960) i wspomniana Psychoza (1960) mają wpisane obie kategorie. A na Filmwebie Widmo to kryminał/thriller, Podglądacz to horror/psychologiczny, Psychoza jest zaś thrillerem, natomiast Ptaki (a to niespodzianka!) zostały sklasyfikowane jako dreszczowiec. Istny bajzel z tymi gatunkami, choć najpewniej wprowadzono tę zasadę, by zachować jakiś porządek. Niektórzy mogą się zastanawiać jak więc sytuacja wygląda z filmami giallo. Weźmy pod lupę cztery dzieła Lucia Fulciego: Jaszczurka w kobiecej skórze (1971), Nie torturuj kaczuszki (1972), Siedem czarnych nut (1977) i Nowojorski rozpruwacz (1982). Czy zgadniecie które dwa są horrorami, które thrillerami, a któremu dorzucono etykietkę kryminał?

Problemy z polskimi tytułami

W czyim imieniu?

Już wspomniałem wyżej o Samobójstwie kochanków w niebiańskiej Amijimie. Międzynarodowy tytuł brzmi Double Suicide i w polskich publikacjach, np. w Encyklopedii Kina pod red. Tadeusza Lubelskiego i Adama Garbicza, używany jest tytuł Podwójne samobójstwo, mimo iż dosłowne tłumaczenie to Samobójstwo kochanków w niebiańskiej Amijimie... Dawniej można było znaleźć na Filmwebie Trzech niegodziwców w ukrytej twierdzy, pod taką nazwą była ukryta (nomen omen) Ukryta forteca (1958) Akiry Kurosawy. To wpadka tego samego typu, gdyż na świecie film funkcjonuje jako The Hidden Fortress, ale Filmweb postanowił przetłumaczyć z japońskiego, co mogło wprowadzić zamieszanie wśród czytelników i miłośników tego dzieła. Błąd został już poprawiony, ale w innych źródłach podano go dalej serwis Movies Room zrobił Top 50 najlepszych filmów historycznych i umieścił w zestawieniu Trzech niegodziwców w ukrytej twierdzy.

Można się także dziwić dlaczego film Jûzô Itamiego z 1992 roku to Minbo, czyli japoński sposób szantażu, a w papierowych publikacjach – Subtelna sztuka wymuszania haraczu. Albo dlaczego Cmentarz moralności (1975) Kinjiego Fukasaku jest na Filmwebie Pogrzebem honoru? Podobnie jest z filmem Papierowe baloniki współczucia (1937) Sadao Yamanaki, umieszczonym na omawianym portalu pod tytułem Człowieczeństwo i papierowe ozdoby. Niby to samo, a jednak inaczej. Może być problem ze znalezieniem właściwego tytułu.

Nie dotyczy to jednak tylko kina japońskiego. Jako miłośnik francuskiej komedii reprezentowanej przez popisy Louisa de Funèsa trafiłem niegdyś na Taxi, ruletkę i corridę (1958). I jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że ani ruletki ani corridy w tym filmie nie ma. Francuskie Roulotte ma kilka znaczeń, ale najbardziej pasuje przyczepa campingowa, można było zerknąć na anglojęzyczny tytuł Taxi, Trailer and Corrida. Jeśli zaś chodzi o Corridę to w filmie rzeczywiście występuje, ale nie jako walka z bykiem na arenie, lecz przystań o takiej nazwie, będąca kryjówką gangsterów. Powinna więc być pisana wielką literą. W czołówce cały tytuł jest napisany wielkimi literami, dlatego można nie zauważyć różnicy. Ale to już nie jest wielki błąd, gdyż byk (w sensie: zwierzę, a nie błąd) występuje na plakacie i w jednej scenie filmu, a więc corridę można interpretować po prostu jako symbol Hiszpanii. Nie wymagam aby tytuł zmieniono na dosłowne tłumaczenie, bo ono może nie brzmieć zbyt zachęcająco, ale na szczęście produkcja posiada alternatywną nazwę, Hiszpańskie wakacje.

Co jeszcze zaskakujące to fakt, że The Pack (1977) Roberta Clouse'a otrzymał tytuł Paczka, mimo iż opowiada o sforze psów, a tytułowe pack oznacza właśnie sforę. No i ewidentną pomyłką jest tytuł W imieniu narodu włoskiego występujący przy dwóch filmach włoskich. Pierwszy to In nome del popolo italiano (1971, reż. Dino Risi), współczesny dramat interwencyjny o korupcji w świecie politycznym. Miał on premierę w Polsce pt. W imieniu narodu włoskiego. Ale szukając go na Filmwebie można przypadkiem trafić na inną znakomitą włoską produkcję In nome del papa re (1977, reż. Luigi Magni), opowieść z czasów rewolucji Garibaldiego. Właściwy tytuł dla niego brzmiałby W imieniu papieskiego króla. Jednak telewizja Cinemax wyemitowała tę produkcję pod błędnym tytułem (lektor Janusz Szydłowski przeczytał W imieniu narodu włoskiego). Nie wiem czy użytkownicy Filmwebu się tym zasugerowali czy może pracownicy telewizji skorzystali ze słynnej bazy jako autorytetu w kwestii polskich tytułów. Nie przetłumaczony na Filmwebie jest jeszcze inny film tego samego reżysera In nome del popolo sovrano (1990), czyli W imieniu suwerennego ludu.

Spoilery w opisach

Papierowa wersja Filmwebu.
W 1995 roku, na stulecie kina, została wydana Kronika filmu opracowana przez zespół pod kierunkiem Mariana B. Michalika. Bardzo szybko po wydaniu trafiła w moje ręce i od ponad 20 lat zajmuje stałe miejsce w mojej biblioteczce. Papierowa okładka już dawno wylądowała w koszu, ale książka dzięki twardej oprawie wciąż jest w dobrym stanie. A dlaczego o niej piszę? Bo ku mojemu zaskoczeniu sporo opisów z tej księgi trafiło na Filmweb, jednak nie podano przy nich źródła. Filmweb powstał w 1998, więc niedługo po wydaniu Kroniki filmu i mogła być ona inspiracją dla stworzenia internetowej bazy na wzór tej papierowej. Niestety w tej ponad 600-stronicowej publikacji wiele opisów fabuł zawiera spoilery, ale administratorom serwisu najwidoczniej to nie przeszkadzało.

Przy opisach nie podano źródła zapewne dlatego, że nie przepisano ich słowo w słowo, tylko trochę pozmieniano. Na przykład fragment z Kroniki „...zrozpaczony aktor widzi tylko jedno wyjście – kładzie kres swemu życiu” zamieniono na „aktor widzi tylko jedno wyjście – samobójstwo”. Bardzo kreatywnie! To oczywiście spoiler, dlatego nie podam tytułu filmu, którego ten opis dotyczy. Christine (1983) Johna Carpentera ma na Filmwebie pięć opisów fabuły, w tym dwa pochodzące z Kroniki (te, w których wymieniona jest marka i rocznik samochodu). I co ciekawe, oba są podpisane nickami dwóch różnych użytkowników. Z kolei The Narrow Margin (1952) Richarda Fleischera ma tylko jeden niepodpisany akapit, zaczerpnięty z wiadomej publikacji, z minimalną zmianą (słowo kolej zostało zamienione na pociąg). Nowego opisu nie robiono także do Platynowej blondynki (1931) Franka Capry i Wielkiego noża (1955) Roberta Aldricha. Natomiast przepisując zdania dotyczące Gładkiej skóry (1964) François Truffaut bardzo nieudolnie próbowano zamaskować spoiler (w Kronice jest napisane kto kogo zabija, a na Filmwebie jest lakoniczne „wydarza się tragedia”).

Jeśli nie oglądaliście Igły (1981) Richarda Marquanda to też nie warto czytać opisu w omawianym serwisie. Już lepiej sięgnąć po literacki pierwowzór Kena Folletta – on też sprawi, że film straci efekt zaskoczenia, ale przynajmniej spędzicie czas z dobrą książką. Nie wiem jaki jest sens opisywać całą fabułę łącznie ze wszystkimi najważniejszymi zwrotami akcji. Tekst o Igle nie pochodzi wprawdzie z publikacji Michalika, ale skoro nikt się pod nim nie podpisał to pewnie też jest odtwórczy, ukradziony. Na tym zakończę, bo nie chciałbym aby artykuł zamienił się w wyliczankę tytułów, chodzi mi tylko o zwrócenie uwagi na pewne elementy, które obniżają wartość popularnego serwisu. Trudno te wszystkie błędy poprawić przy tak rozległej bazie filmowej.

Postscriptum:

Rzeczy omówione w niniejszym artykule nie dotyczą wyłącznie Filmwebu, ale z uwagi na to, że jest to najpopularniejszy serwis filmowy w naszym kraju służy często za wyrocznię, argument w dyskusji. Z pewnością istnieje tam proces weryfikacji treści i jeśli chcemy coś dodać do portalu powinniśmy podać źródło. Nie mamy jednak pewności, które źródło jest wiarygodne. I niestety Filmweb wiedzie prym jeśli chodzi o popularyzowanie błędnych informacji, a to jest równie szkodliwe dla wiedzy, co tworzenie fake newsów i przekazywanie plotek.

4 komentarze:

  1. Kiedyś zasugerowałem na Filmwebie (podając z źródłem i kompletną informacją) by do hasła Joel McNeely (kompozytor) dopisać muzykę zrobioną na potrzeby projektu multimedialnego z Gwiezdnych Wojen zatytułowanego Cienie Imperium, a konkretnie do książki. Odpisano mi - tak, odpisano - że nie mogą go umieścić, bo nie jest to muzyka do filmu czy coś w tym stylu. W takim razie jaki jest sens umieszczanie na filmowym portalu hasła z kompozytorem (także filmowym) jeśli nie może się znaleźć na nim informacja, że napisał muzykę do książki i do tego związanej z popularną wszakże franczyzą? Absurd :D Innym razem sprostowałem informacje odnośnie jakiegoś młodego aktora (nie pamiętam już nazwiska) sugerując dodanie daty urodzin i miejsca narodzin powołując się na IMDB oraz kilku znalezionych odnośnie tegoż aktora - co na to Filmweb? Dane nie mogą być dodane, bo nie chcemy ich dodać, bo tak. Także nie ma co z nimi w takich kwestiach walczyć, skoro są mądrzejsi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Problemem Filmwebu są nie tyle takie pojedyncze wpadki, co polityka tej strony. Sprowadzająca się do tego, że treści tworzą za darmo zwykli użytkownicy, a właściciele strony jedynie wymyślają kolejne sposoby, jakby tu jeszcze zarobić. Obecnie w ogóle nie da się z niej korzystać. Albo godzisz się na nachalne, drażniące reklamy, albo płacisz za konto Premium. Z włączonym AdBlockiem można zobaczyć tylko małą część treści. Przez takie zagrania już tam nie wchodzę, a filmy oceniam na Rate Your Music. Choć to strona służąca głównie do oceniania muzyki, to ma też bardzo dobrą bazę filmów. I dużo lepsze rankingi od Filmwebu, chociażby dzięki znacznie większej liczbie gatunków, które można przypisywać filmom (glosować na nie może każdy użytkownik).

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.

    OdpowiedzUsuń
  4. Głównym problemem na Filmwebie jest zawalenie agresywnymi reklamami, nielegalne szpiegowanie oprogramowania na komputerach użytkowników (wykrywają czy użytkownik ma zainstalowanego adblocka), blokowanie treści (nie mogę nawet przeczytać własnych postów i recenzji, dopóki nie wyłączę adblocka). I jak zauważył ktoś wyżej - ta agresywna polityka wymuszania nie dzieli zysków z autorami, a jeśli za tym idzie opisana nierzetelność (Amor Fou nadal jest tam opisane jako czarna komedia...), to już jest klęska.

    OdpowiedzUsuń